piątek, 25 stycznia 2019

18. Hipotetyczny gaz plankonowy – przemyślenia w konfrontacji z danymi kosmologicznymi


   Załóżmy, że na początku do czynienia mamy z „gazem” plankonowym, którego wszystkie elementy są sobie równoważne. Ten gaz, jeśli ilościowo jest ograniczony, nie może na dłuższą metę tworzyć jednorodnego statycznego kontinuum, nawet jeśli taki jest jego stan początkowy. Pamiętamy przecież o właściwościach plankonu. Stąd mamy „gaz” (w cudzysłowiu). [A tak na marginesie, czy może istnieć stan absolutnie początkowy, czyli stan, od którego zaczyna się istnienie czasu? Czy w ogóle możliwe jest istnienie nieczasu?]  
  Jeśli układ ten jest przestrzennie ograniczony, to także istnieje nieskompensowana grawitacja przyciągajaca plankony, zwłaszcza te, które znajdują się w obszarze skrajnym. Sam układ posiada wtedy centrum (też grawitacyjne). W tym przypadku statyczność zostaje naruszona.
  Jeśli jednak układ jest nieograniczony, nieskończony, to mamy (przy warunkach statyczności i jednorodności) sytuację, w której ruch względny nie istnieje wskutek pełnego zbilansowania sił (siła wypadkowa działająca na każdy element równa jest zeru). W kontekście zastanowień kosmologicznych, byłaby to też absolutna wieczność pozbawiona czasu. Sądząc już po istnieniu autora tego popełnienia, nie jest to możliwe. [Oczywiście przy założeniu, że nie istnieje czynnik zewnętrzny, transcendentalny, który miałby zapoczątkować ruch, czyli „siła wyższa”, primum moblile, zakłócajaca ten wieczny spokój. Czy to wystarczyłoby, aby z nieskończonego kontinuum wyczarować Wszechświat z całą jego zmiennością? Kiedy zachciało się tej „sile wyższej” i dlaczego? W jakim momencie nieczasu...? Innymi słowy: Czy było to możliwe wobec nieistnienia czasu? Przecież, by istniał czas musi istnieć zmienność, a przecież już wola działania u tego kreującego czynnika transcedentalnego oznaczać musi istnienie czasu. Niech przemyśli rzecz ten, którego te rzeczy bawią. Do zastanowień jak powstały plankony nie namawiam.] Na szczęście, my nie zajmujemy się czynnikami trascendentalnymi (by nie powiedzieć: teologią). Zajmujemy się znanym nam, już dzięki zmysłom, realnym Wszechświatem, który jest dynamiczny, a nie statyczny, nie posiada centrum, czego wyrazem jest zasada kosmologiczna (a więc i prawo Hubble'a); nie istnieje przy tym przestrzeń na zewnątrz od niego. Takie istnienie centrum, a także istnienie przestrzeni extra, przeczyłoby bowiem zasadzie kosmologicznej, którą przyjęliśmy apriorycznie. Przeczyłoby też przewidzianej poprawnie temperaturze promieniowania reliktowego – tej wyznaczonej w badaniu empirycznym. Jak na razie jest to sąd raczej odosobniony pomimo, że zasada kosmologiczna jest powszechnie akceptowana...   

Dziś sądzi się, że średnica obserwowalnego Wszechświata wynosi ok. 92 miliardy lat świetlnych, patrz (Ctrl) tu i tu
(https://pl.wikipedia.org/wiki/Widzialny_Wszechświat). Czy to ostatnie słowo nauki? To ostatnie słowo dzisiejszych jej przedstawicieli. Jak na razie, Wszechświat (potencjalnie) może być taki lub siaki – zgodnie z równaniem Friedmanna-Einsteina (wraz z dodatkiem w postaci stałej kosmologicznej). [A co jest poza tą granicą (92 mld ly)? Jeśli przestrzeń pozbawiona materii, to przeczyloby to zasadzie kosmologicznej i uczyniłoby Wszechświat bytem lokalnym. Zresztą, tak się go dziś traktuje – wbrew zasadzie kosmologicznej.]
     Jeśli Wszechświat jest immanentnie płaski, to może być dużo prościej, a jego aktualna średnica jest rzędu 30 miliardów lat świetlnych. W dodatku, jeśli nie było inflacji, która wypchnąć miała dużą część Wszechświata poza zasięg widzenia (bo przecież była przemiana fazowa, a po niej ekspansja hubblowska), to te 92 miliardy można sobie podarować jako kuriozum przełomu wieków. Nie chodzi więc o rozszerzanie się autonomicznej przestrzeni, a jedynie o względny ruch obiektów, których prędkość graniczna wyznacza granicę płaskiej przestrzeni zajmowanej przez Wszechświat. Jedyną komplikacją (tu zwróciłbym się do matematyków-topologów) byłoby ograniczenie absolutne metryki istniejącej przestrzeni do rozmiarów hubblowskich. „Jeśli jest płaska, to powinna być nieskończona”, ale taką nie jest – niewątpliwie świadczy o tym już istnienie zmienności, oraz istnienie promieniowania reliktowego. Nie jest taką także z powodu limitu c, który, w konfrontacji ze sposobem rozszerzania się (ruchy względne, a nie rozszerzająca się przestrzeń), właściwie wskazuje na historyczność, na zmienność – był kiedyś początek tego stanu rzeczy. Stanu rzeczy, a nie początek Wszystkości. W dodatku, jeśli „początek tego stanu rzeczy”, to z dużą dozą przekonania dlatego, gdyż zmienność Wszechświata ma charakter cykliczny. [Tu, nie powściągając cugli w fantazjowaniu (chyba nie czczym), wyobrazić sobie można wstęgę Möbiusa, której szerokość określa (z obu stron) kształt cykloidy. Liniowy przekrój poprzeczny tego paska symbolizowałby chwilowe rozmiary Wszechświata. Dlaczego cykloidy? O tym innym razem.]
Pozostawmy więc opcję jednorodnego i statycznego gazu na boku. Ponieważ w gazie plankonowym mają miejsce liczne oddziaływania, oczekiwać można, że rozwija się on w kierunku tworzenia się układów bardziej lub mniej złożonych, tworzenia się grudek elsymonowych. Nie mamy tu bowiem do czynienia z gazem doskonałym, w którym cząsteczki są punktami nie „odczuwającymi”, że są przyciągane lub odpychane, a ich spotkania są zderzeniami doskonale sprężystymi zachodzącymi w zerowym zasięgu. „Co, zderzenie, to nie odpychanie? – Tak, ale ten zerowy zasięg..” O tym w następnym poście. [ I jeszcze jedno skojarzenie. Te wymienione wyżej „grudki elsymonowe”, to przede wszystkim przestrzenne układy czworościanowe – tworzą się najłatwiej jako najprostsze. Wniosek stąd, że w świecie realnym, przypuszczalnie w sumie leptonów jest więcej, niż hardonów – bardzo dużo jest neutrin. Niektórzy sądzą, że ich liczba nawet zbliżona jest do liczby fotonów.]  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz