Zauważyliśmy powyżej istnienie dwóch nisz
energii potencjalnej. W nich „wylęgać” się mogą elsymony rozliczne i
różnorodne: osobno fotony, osobno cząstki „zwykłe”. Ta szczególna właściwość
układu dwóch plankonów daje (z całą pewnością) asumpt do rozważań dotyczących
tak cząstek (percepowalnych) w skali mikro, jak i Wszechświata, w szczególności
na samym początku ekspansji. Dotąd było to niewykonalne. Tę „niewykonalność”
uzasadnia zresztą tradycja kwantowej nieoznaczoności. Początek wszechrzeczy
jest więc (zgodnie z tą tradycją) siłą rzeczy zamglony i niemożliwy do
odmglenia. Inna sprawa, że w naszym doświadczeniu myślowym plankony (dwa)
zbliżaliśmy do siebie, natomiast, w odniesieniu do Wszechświata, na samym
początku, w chwili zero, wszystkie plankony tworzyły już jeden zintegrowany,
jakby elsymatyczny układ powszechny.
Ten
Wszechświat „na starcie”, podobny był pod względem strukturalnym do
monokryształu. Nazwałem go Panelsymonem. Jego gwałtowne rozszerzanie się,
wskutek grawitacyjnego odpychania się tworzących go plankonów, spowodowało
stopniowe rozluźnianie się więzów między jego elementami i w następstwie tego,
w pewnym momencie, ich rozerwanie się, a w wyniku tego rozproszenie
różnorodnych elsymonów. Zaszła wtedy przemiana fazowa. Pojawił się chaos. W
ostatecznym rezultacie zachodzących wówczas przemian, powstało środowisko
materialne, w skład którego wchodzą fotony (dominujące ilościowo), oraz inne
znane nam (i nie znane) cząstki masywne.
Dlaczego
fotony dominują ilościowo? Już teraz można pokusić się o odpowiedź. Wystarczy
przypomnieć sobie wykres energii potencjalnej. Panelsymon rozszerzając się,
najpierw dochodzi do fazy masy zerowej. W tym momencie pojawiają się fotony
(masa zerowa). Rozpoczyna się przemiana fazowa. Zanim doszło do uformowania się
cząstek masywnych (druga nisza energii potencjalnej) – elektronów, kwarków, a
po tym hadronów, upłynął czas niezakłóconej produkcji fotonów. Nic dziwnego, że
jest ich znacznie więcej. Tak przy okazji pojawia się też możliwość wyliczenia pierwotnego
tempa ekspansji hubblowskiej (zaczęła się wraz z przemianą fazową). Od niego
bowiem zależy, możliwy do oszacowania stosunek ilościowy fotonów do reszty
cząstek (nie licząc neutrin). Interesujące, czy ówczesna wartość c, będąca m.
in. prędkocią ekspansji, okaże się równa dzisiejszej. Śmiem przypuszczać, że z
początku malała dosyć szybko. Dziś, a właściwie już miliardy lat, jeśli się
zmienia, to w bardzo niewielkim stopniu. Dla poglądowoci, wykres c powinien
przypominać powierzchnię wody w naczyniu na styku z powierzchnią naczynia
(menisk).
Był też „gruz” pozostałości: „niedorozwiniętych” elsymonów, które dosyć szybko rozpadły się na podstawowe elementy
wielościanowe i przede wszystkim swobodnych plankonów, pełniących dotąd rolę łączników między
strukturami, które po rozdzieleniu zyskały cechy autonomicznych cząstek. Jak
już wiemy, rozmiary plankonów są mniejsze, niż ich własny horyzont grawitacyjny.
Poszukiwanie ich (wizualne) jest więc bezcelowe, choć ich łączna masa
grawitacyjna powinna być nawet bardzo duża, zważywszy na bardzo dużą, w
porównaniu z masą znanych nam cząstek, masę pojedyńczego plankonu.
Ich wyodrębnienie się wiązałoby się z bardzo szybką, nadświetlną
ekspansją (URELA)* i nie w pełni skoordynowanym rozproszeniem materii po jej ustaniu, w wyniku
wspomnianej wyżej przemiany fazowej. Warunki chaosu, a w tym fraktalizacja dopełniły reszty. Oprócz materii, która ewoluowała, by uczynić
Nas faktem obserwowalnym (mnie należy poddać szczególnej obserwacji), sporo też
było gruzu, czegoś w rodzaju śmietnika na placu budowy.
W chaosie spowodowanym przez przemianę fazową pojawiły się zgrupowania, liczne fluktuacje materii plankonowej. Tam,
dzięki wyjątkowo silnej grawitacji gromadzić się zaczęła materia. W materii tej
zaczęły tworzyć się gwiazdy. A później w miejscach tych zaczęły formować się
galaktyki. Zatem teraz już wiemy, czym jest
ciemna materia. To po prostu zgrupowania plankonów. Nic dziwnego, że ciemna
materia nie promieniuje, że jest źródłem wyłącznie grawitacji. Potwierdzają to,
czy chcą, czy nie chcą dzisiejsi specjaliści,
badania ostatnich lat – soczewkowanie grawitacyjne światła biegnącego z bardzo
odległych galaktyk. Jak widać, ten właśnie model ciemnej materii jest
najbardziej spójny i logiczny, a także wyjaśnia
w prosty sposób znane fakty obserwacyjne. Przy tym nie wymaga powoływania
do życia nowych, okolicznościowych bytów. Ockhamowi rośnie zarost.
Także galaktyki tworzyły się
we fraktalach, zgęszczeniach plankonów tworzących ciemną materię, choć w większej skali – będzie o tym dalej.
Natomiast plankony rozproszone w przestrzeni międzygalaktycznej tworzą w miarę
jednorodną sieć wypełniającą Wszechświat. W tych rozległych obszarach siły
działające na pojedyńcze ciało
(powiedzmy, że próbne) praktycznie równe
ze wszystkich stron, kompensują się wzajemnie, prawie całkowicie.
Mamy więc próżnię i oczywiście energię próżni. Czy to wszystko jest niemożliwe?
Czy niemożliwe z tego powodu, że jest zbyt proste i nie wymaga równań? Czy
niemożliwe z tego powodu, że nikt liczący się na to nie wpadł, a mnie to
spotkało? Dlaczego nie wpadł? Bo trzeba było, bagatela, trochę inaczej
zdefiniować masę grawitacyjną i uznać za możliwe istnienie bytu elementarnego
absolutnie (nie ważne, czy to plankon, czy coś innego).
Wszystkie te plankony, wszystkie razem wzięte, stanowią poważny wkład do
łącznej masy Wszechświata. Są, powtarzam to,
poszukiwaną przez uczonych ciemną materią, której wizualne bezpośrednie wykrycie, z oczywistych już
powodów, nie jest możliwe (w każdym razie dziś).
A teraz, jeśli uwzględnimy istnienie ogarniającej cały Wszechświat sieci
plankonowej, mamy powód do przypuszczenia, że nie jest nam potrzebna do szczęścia
ciemna energia, by parametr gęstości** Wszechświata równy był jedności. Będzie o
tym mowa. Samą ciemną energię już sprowadziłem do niebytu w
eseju pod wymownym tytułem „Katastrofa Horyzontalna”. Przecież
zauważyłem powyżej, że siły działające na każdy obiekt w przestrzeni międzygalaktycznej,
kompensują się prawie całkowicie, pomimo ogromnej masy sieci plankonowej. Trudno
więc bezpośrednio wykryć potencjalne przyczynki do jedynkowej wartości
parametru gęstości.
Do tematu tego jeszcze wrócimy gdy przejdziemy do
zagadnień kosmologicznych.
*) Urela – ultra-relativistic acceleration, to wymyślony przeze mnie proces przyśpieszonej ekspansji na samym początku Wielkiego Wybuchu, alternatywa (znacznie bardziej konsystentna) wobec „inflacji”, która w zasadzie przyjęta jest przez społeczność uczonych na zasadzie „z braku laku”... i w oczekiwaniu na coś lepszego. Polega na odpychaniu wzajemnym plankonów tworzących na samym początku ściśniętą do granic sieć „monokryształu” – panelsymonu. Urela zakończyła się przemianą fazową w momencie wyzerowania się masy grawitacyjnej układu (i rozerwania wiązań między węzłami „kryształu”). O tym wszystkim w tekście (tym i dalszych).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz