Przypomnijmy sobie o problemie wysycenia i
trzech podstawowych formach, na których opiera się
(moim skromnym zdaniem) struktura wszystkich cząstek. Mowa o czworościanie
foremnym (tetraedr), dwunastościanie foremnym (dodekadr) i sześcianie
– patrz post ósmy. Jeśli ktoś się tym zajmie, okaże się, że
obowiązujący dziś model standardowy jest przypadkiem szczególnym, a właściwie „lokalną”
prawidłowością – po uwzględnieniu dualnej grawitacji i oczywiście tego, co
wnosi koncepcja bytu absolutnie elementarnego. Nawet wiadomo, w jakim należy
pójść kierunku. Będzie mowa o tym dalej. Mam nadzieję, że będę mógł pozostawić
dalszy ciąg dociekań (fascynujący temat badwczy) młodym. [Komuś się
marzy.]
W
kontekście tym istnienie „nietrwałości” (rozpadów cząstek), samo w sobie jest
rzeczą interesującą, a pytanie: „Co jest jej przyczyną?”, wcale nie jest
tuzinkowe. [Dziś rozpad cząstek, to że ma on
miejsce, jest rzeczą „zrozumiałą samo
przez się” i nie wywołuje zamyśleń,
zastanowień, nie prowokuje do pytań o istotę tego. Czy nie zsługuje na to?]
Przecież „grawitacja jest czynnikiem tylko i wyłącznie spajającym – masy cząstek traktuje się jako dodatnie”. A mimo to? Trwałość układu wiąże się z pojęciem
równowagi. Określony układ jest w równowadze trwałej, gdy stan jego
charakteryzuje minimalna wartość energii potencjalnej. Dla przykładu, ciało
znajdujące się na dnie dołu jest w stanie równowagi trwałej. Gdyby grawitacja
była tylko przyciąganiem, nie byłoby problemu…i nas by nie było. Sam dół
byłby właściwie jednostronną otchłannie głęboką przepaścią. Wszystko by weń
wpadało i nic by nie zostało (inna sprawa, skąd by się to wzięło, żeby potem wpadać).
O równowadze i trwałości trudno tu mówić. O tym jakoś cicho. Problem przestaje
istnieć, jeśli o nim nie rozmawiamy. A jeśli ktoś się odezwie, to jego
problem...
Spytajmy
więc: Co sprawia, że jednak możliwe jest istnienie układów trwałych? Ten
tajemniczy czynnik z jednej strony nie dopuszcza do nieograniczonej zapaści, z
drugiej zaś powoduje rozpady układów. To z całą pewnością rodzaj odpychania. Co
może być więc jego źródłem? Na pewno nie elektrostatyka. Jak wiadomo, rozpady
cząstek przebiegają zawsze z udziałem neutrin, które nie oddziałują
elektromagnetycznie. Mamy jeszcze jeden powód do zastanowień, może nawet nowy obiecujący trop. W kontekście istnienia zjawiska rozpadu
cząstek, właśnie istnienie odpychania zmienia sytuację.
Ale
to jeszcze nie wszystko. Wróćmy do naszych plankonów, które przenikają się
wzajemnie (choć oczywiście nie do końca).
Jak już wyżej zauważyliśmy, istnieją dwie nisze energii potencjalnej, umożliwiające tworzenie się
układów-cząstek. W szczególności tam, gdzie odległość między środkami plankonów
równa jest połowie długości Plancka istnieje nisza masy zerowej, nisza
fotonowa. W przypadku odległości jeszcze mniejszej, masa układu staje się
ujemna. Manifestuje się to działaniem odpychającym. Wartość liczbowa energii
potencjalnej (dodatniej) wraz z maleniem odległości wzajemnej, wzrasta bardzo
szybko. Układ plankonów przypomina więc sprężynę,
wcale nie w spoczynku. Jak stwierdzimy dalej, drgającą. Przypomina też Wielki
Wybuch, a wraz z tym, właściwie to, co go poprzedziło:
odpychanie grawitacyjne, równocześnie w całej
objętości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz