wtorek, 15 stycznia 2019

11. Zastanowienia w kontekście danych uzyskanych ostatnio


   Przypomnijmy sobie o problemie wysycenia i trzech podstawowych formach, na których opiera się (moim skromnym zdaniem) struktura wszystkich cząstek. Mowa o czworościanie foremnym (tetraedr), dwunastościanie foremnym (dodekadr) i sześcianie – patrz post ósmy. Jeśli ktoś się tym zajmie, okaże się, że obowiązujący dziś model standardowy jest przypadkiem szczególnym, a właściwie „lokalną” prawidłowością – po uwzględnieniu dualnej grawitacji i oczywiście tego, co wnosi koncepcja bytu absolutnie elementarnego. Nawet wiadomo, w jakim należy pójść kierunku. Będzie mowa o tym dalej. Mam nadzieję, że będę mógł pozostawić dalszy ciąg dociekań (fascynujący temat badwczy) młodym. [Komuś się marzy.]
   W kontekście tym istnienie „nietrwałości” (rozpadów cząstek), samo w sobie jest rzeczą interesującą, a pytanie: „Co jest jej przyczyną?”, wcale nie jest tuzinkowe. [Dziś rozpad cząstek, to że ma on miejsce, jest rzeczą „zrozumiałą samo przez się” i nie wywołuje zamyśleń, zastanowień, nie prowokuje do pytań o istotę tego. Czy nie zsługuje na to?] Przecież „grawitacja jest czynnikiem tylko i wyłącznie spajającym – masy cząstek traktuje się jako dodatnie”. A mimo to? Trwałość układu wiąże się z pojęciem równowagi. Określony układ jest w równowadze trwałej, gdy stan jego charakteryzuje minimalna wartość energii potencjalnej. Dla przykładu, ciało znajdujące się na dnie dołu jest w stanie równowagi trwałej. Gdyby grawitacja była tylko przyciąganiem, nie byłoby problemu…i nas by nie było. Sam dół byłby właściwie jednostronną otchłannie głęboką przepaścią. Wszystko by weń wpadało i nic by nie zostało (inna sprawa, skąd by się to wzięło, żeby potem wpadać). O równowadze i trwałości trudno tu mówić. O tym jakoś cicho. Problem przestaje istnieć, jeśli o nim nie rozmawiamy. A jeśli ktoś się odezwie, to jego problem...
    Spytajmy więc: Co sprawia, że jednak możliwe jest istnienie układów trwałych? Ten tajemniczy czynnik z jednej strony nie dopuszcza do nieograniczonej zapaści, z drugiej zaś powoduje rozpady układów. To z całą pewnością rodzaj odpychania. Co może być więc jego źródłem? Na pewno nie elektrostatyka. Jak wiadomo, rozpady cząstek przebiegają zawsze z udziałem neutrin, które nie oddziałują elektromagnetycznie. Mamy jeszcze jeden powód do zastanowień, może nawet nowy obiecujący trop. W kontekście istnienia zjawiska rozpadu cząstek, właśnie istnienie odpychania zmienia sytuację. 
    Ale to jeszcze nie wszystko. Wróćmy do naszych plankonów, które przenikają się wzajemnie (choć oczywiście nie do końca). Jak już wyżej zauważyliśmy, istnieją dwie nisze energii potencjalnej, umożliwiające tworzenie się układów-cząstek. W szczególności tam, gdzie odległość między środkami plankonów równa jest połowie długości Plancka istnieje nisza masy zerowej, nisza fotonowa. W przypadku odległości jeszcze mniejszej, masa układu staje się ujemna. Manifestuje się to działaniem odpychającym. Wartość liczbowa energii potencjalnej (dodatniej) wraz z maleniem odległości wzajemnej, wzrasta bardzo szybko. Układ plankonów przypomina więc sprężynę, wcale nie w spoczynku. Jak stwierdzimy dalej, drgającą. Przypomina też Wielki Wybuch, a wraz z tym, właściwie to, co go poprzedziło: odpychanie grawitacyjne, równocześnie w całej objętości. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz