We
wspomnianym już poście ósmym, dla upoglądowienia rzeczy, posłużyłem się (jakby trochę infantylnym)
modelem rąk, których ograniczona liczba stanowi o
istnieniu (przynajmniej w modelu tu przedstawianym) wysycenia grawitacyjnego. W innym miejscu zauważyłem też, że model standardowy, konsystentny z eksperymentem, systematyzuje cząstki, co oznacza absolutne ograniczenie
liczby ich rodzajów. W dodatku masa wszystkich znanych cząstek (i
przewidywanych przez model standardowy) jest mało zróżnicowana (co najwyżej o
czynnik 103). Nie mogą więc plankony łączyć się dowolnie i tworzyć
dowolnie wielkie aglomeraty. Tak pojawiła się koncepcja, zgodnie z którą podstawowymi
elementami strukturalnymi cząstek realnych są układy plankonów: czworościan
(leptony), dwunastościan foremny (bariony) i sześcian (mezony).
Stwierdziłem tam, że rzecz warta jest opisu przede wszystkim (jeśli nie jedynie) w odniesieniu do układów
prawdziwie elementarnych, układów plankonowych. Można powiedzieć, że przyroda
jest minimalistyczna. Plankon posiada więc najmniejszą liczbę rąk, dzięki
którym może, po pierwsze, łączyć się z innymi, a tym utworzyć najprostszy
elementarny układ przestrzenny, po drugie, ten najprostszy układ w dalszym
ciągu jest źródłem pola grawitacyjnego, by tworzyć układy bardziej złożone. Zatem
plankon posiada cztery ręce. [Jeśli ich liczba
jest inna, to model bazujący na czterech, rozwijając się, w pewnym momencie stanie
się niespójny z rzeczywistością empiryczną. Przypuszczam, że właśnie cztery,
nawet wysłowiłem powody ku temu.] Dzięki nim powstaje układ
elementarny czworościanowy (tetraedr – czworościan foremny), mający też cztery ręce, chyba dużo krótsze, niż ma plankon, w związku ze sporym
już deficytem masy. Ale to należałoby policzyć. Dlaczego właśnie
cztery? Cztery punkty (cztery plankony tworzące wierzchołki
czworościanu foremnego) tworzą więc jednorodną przestrzeń
trójwymiarową (Przestrzeń trójwymiarową tworzą cztery punkty – wierzchołki
czworościanu, tak, jak trzy tworzą płaszczyznę, a dwa linię prostą.)
Oczywiście
układ nie jest statyczny. Plankony drgają. Można się wstępnie zastanowić jak:
Czy wszystkie cztery zbliżają się do siebie i oddalają w zgodnych fazach
powodując cykliczne zmiany rozmiarów czworościanu? To
jedna z opcji. W tej sytuacji jego
masa grawitacyjna zmienia się cyklicznie, zmienia się też natężenie pola
grawitacyjnego wokół. Ale fali grawitacyjnej układ jednak nie emituje – tak
można sądzić na pierwszy rzut oka, gdyż przecież
energii nie traci. Czy możliwe są zmiany
częstotliwości drgań? Czy możliwe są zmiany amplitudy drgań? Z jakiej przyczyny? Przecież to najprostszy układ bytów
elementarnych absolutnie. Same drgania nie mogą napotykać na żaden opór ośrodka. Są
więc niezmienne. [Już w tym przejawia się istnienie
bezwładności, wprost jako cecha immanentna materii. Właśnie tam, gdzie mamy
najbardziej elementarną grawitację. W naszym złożonym świecie mamy równość masy
bezwładnej i grawitacyjnej (Einstein).]
Tak, ale, jak wspomniałem wyżej,
zmienia się, dla obserwatora zzewnątrz, natężenie pola grawitacyjnego. Zmienia
się cyklicznie, wprost sinusoidalnie – w związku ze zmianą masy grawitacyjnej
układu. Oznacza to istnienie, czy chcemy, czy nie, fal grawitacyjnych, wbrew
temu, co stwierdziłem powyżej. Fale te jednak nie mogą przenosić energii, gdyż układ,
plankonów emitujący je, nie zmienia się. Jego energia jest zachowana.
Tu pozwolę sobie na jeszcze jedną herezję (taka sobie
refleksja, inercja myśli): Fale
grawitacyjne, o których mowa powyżej, rzeczywiście istnieją, ale nie przenoszą
energii, tak, jak... fale prawdopodobieństwa w mechanice kwantowej. A może fale
prawdopodobieństwa, o których mowa w mechanice kwantowej, są nie tylko
matematyką, lecz stanowią konkretny byt w sensie materialnym, po prostu są
falami grawitacyjnymi? Gdyby się okazało, że jest w tym coś, to już odkrycie
tej jednej drobnej rzeczy... już wolałbym zamilczeć. Mechanika
kwantowa byłaby teorią deterministyczną. Deterministyczna grawitacja
kwantowa... Nie, nie śpieszno mi na stos, bo przecież teolodzy
rzucili się na mechanikę kwantową jak lew na łanię, by znów dowodzić istnienia
Boga. Tak między nami, jeśli ktoś tak bardzo chce udowodnić tę rzecz, to
znaczy, że ma wątpliwości co do Jego istnienia. Wróćmy czym prędzej
do przerwanego wątku.
Jak widać, inny sposób przebiegu drgań (np.
w fazach przeciwnych) odrzuciłem, już choćby przez to, że już ten pierwszy jest
bardzo owocnym źródłem heurezy. Zobaczymy, do czego nas doprowadzi. Inne opcje
mamy w zanadrzu.
Mamy więc układ elementarny, który połączony może być z innymi
identycznymi, także drgającymi. Chodzi więc właściwie o stabilność układu nawet
wielu takich połączonych ze sobą czworościanów. W przypadku czworościanu pojedyńczego,
w związku z jego elementarnością, nie ma mowy o wyższych harmonicznych.
Plankony
utworzyć też mogą dwunastościan foremny, dodekaedr. Ściany jego są pięciokatami foremnymi.
Posiada on 20 wierzchołków, czyli zbudowany jest z dwudziestu plankonów. Czy ma
więc dwadzieścia rąk na zewnątrz? To by mogło wynikać, z tym, że nie od razu. Paść może pytanie: Jak to jest z polem w środku tej „piłki”? Warto zastanowić się, nawet jeśli to model bardzo infantylny. A
jeśli sobie przypomnimy prawo Gaussa, to od razu skonkludujemy, że tam wewnątrz
nie ma pola grawitacyjnego. Wewnątrz tej „piłki” grawitacja nie istnieje. [A może zerowanie się pola wewnątrz stanowi praprzyczynę,
jakby archetyp prawa Gaussa? Trochę podobnie było z zakazem Pauliego. To chyba
nie czcze filozofowanie.] Znacznie trudniej
opisać też drgania
takiego układu. Czy także są zgodne, obiętościowe? Niespodzianka goni niespodziankę.
Oczywiście na uwagę zasługuje też sześcian. A drgania tutaj? Już wiemy, że kurczy się i
rozszerza w stałym rytmie.
„A może te trzy formy z osobna tworzą trzy różne typy
cząstek: leptony, bariony i mezony?” Kwestię
tę już poruszyłem w poście ósmym. Proton byłby na przykład układem
wyłącznie komórek dwunastościennych (A kwarki?). Elektron byłby układem
wyłącznie czworościanów, a sześcian stanowiłby
bazę strukturalną mezonów. Takie czyste połączenia (w elektronach i protonach) byłyby bardzo
trwałe i niemożliwe do rozbicia środkami pozostającymi do naszej dyspozycji.
Przypomnijmy sobie wielkość minimalnej energii potencjalnej w układzie dwóch
plankonów, to 3,67·1018GeV. Byłaby
to też głębokość dołu potencjału. A w czworościanie energia wiązania
jest niewiele mniejsza. Rzeczywiście, mamy tylko dwie cząstki absolutnie
trwałe. A sześcian? Już nie jest tak trwały,
może dlatego, gdyż przekształcić się może, chyba z łatwością, w dwa
czworościany – pod działaniem oscylującego zewnętrznego pola
grawitacyjnego. Coś już było o tym.
A
neutrino? Jeśli także neutrino nie ulega rozpadowi, to jego budowa jest chyba
inna. Tak swoją drogą, sądzę, że przyczyną wszelkich rozpadów cząstek są
właśnie neutrina tła. Jeśli tak, to czy są też dla siebie niebezpieczne? Jakoś
do dziś nie zauważono rozpadów neutrin.
Nie odkryto rozpadów, gdyż one, widocznie same są
ich przyczyną. Za to odkryto zjawisko ich
oscylacji. Ale to nie rozpad na coś innego. W dodatku samo neutrino, jako lepton, także zbudowane powinno być z
takich czworościanów. Być może chodzi o inne ich
upakowanie. Neutrinom poświęciłem
specjalny cykl artykułów w trzeciej
części książki.
Można sądzić,
że układy mieszane łatwiej rozbić, w szczególności rozdzielić układy posiadające w
sobie połączone ze sobą formy dwunastościenne i czworościenne. [A gdyby tak bliżej spojrzeć na to, można skonstruować
także kwarki. Na przykład (to już tylko daleko posunięta fantazja, wyłącznie
dla upoglądowienia tego, że model nasz posiada spory potencjał heurezy) kwark
górny byłby czystym dwunastościanem, a dolny – dwunastościanem połączonym z jakimś elementem bazującym na czworościanie, nadającym
cząstce cechy ładunku elektrycznego – będzie o tym dalej. Chyba da się i tu coś
wyliczyć.] W takim przypadku dużo trudniej jest o zbudowanie układu
zrezonowanego wewnętrznie, a dzięki temu trwałego. Jednakże te trwałe już można
rozbić. Najbardziej znanym przykładem takiej cząstki może być neutron.
Widocznie wiązania niehomogeniczne powinny być słabsze. Ale to należałoby
wykazać. By układ taki rozpadł się wystarczyłoby neutrino, sądząc po
wcześniejszych sugestiach. Energia wiązania między tymi dwiema formami jest
mniejsza, niż między plankonami tworzącymi daną formę lub między formami
identycznymi. To raczej rozsądne założenie. Układów „homogenicznych” neutrino, w zasadzie, nie byłoby więc w
stanie naruszyć. [„W zasadzie”, gdyż także miuony i taony (leptony) ulegają
rozpadowi – jeszcze jeden powód do dalszych badań.] Żadne z neutrin. Przy tym
istnieją tylko dwa układy nienaruszalne: elektron i proton. To też ważna
wskazówka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz