Istnienie drgań, jak
wiadomo, jest nierozerwalne z możliwością zajścia rezonansu. Z całą pewnością
ma to miejsce także w układach plankonowych. Chodzi bowiem o układy bardzo
złożone. Skomplikowany układ drgań, w tym sytuacje rezonansowe, ogranicza, z
jednej strony liczbę możliwych układów (cząstek), z drugiej zaś trwałość
większości z nich. Ewentualne poszukiwania reguł wyboru i zakazów, jak sądzę,
na tym właśnie będą bazować. Każdy elsymon (między innymi foton) ma
charakterystyczną częstotliwość wiodącą (tak, jak w analizie fourierowskiej
drgań struny), która z całą pewnością zależna jest od budowy (rodzaju elementów
struktury), w gruncie rzeczy, od liczby plankonów jakie go tworzą. Oznacza to
zrezonowanie wewnętrzne drgań. Układ niezrezonowany nie może istnieć jako
integralna całość. Od razu by się rozpadł. [Chodzi
też o to, że masa każdego trwałego elementu strukturalnego cząstki, w stosunku
do masy Plancka, jest znikomo mała, prawie zerowa. Niewielkie względne
oddalenie tych elementów prowadzi do utratu kontaktu grawitacyjnego w związku z
istnieniem otoczenia (pola zewnętrzne).] Można oczekiwać, że
częstotliwość wiodąca pozostaje w proporcji z liczbą plankonów tworzących układ.
Im więcej plankonów, tym więcej elementarnych drgań,
a czestotliwość wiodąca większa – tym większą energię reprezentuje sobą dany układ.
Większa energia także dlatego, gdyż więcej elementarnych
pól grawitacyjnych tworzy układ (tak można to „intuicyjnie” skwitować). Intuicyjną
podstawę dla takiego przypuszczenia stanowić też może wzór Plancka: E = hν, choć bezpośrednio dotyczy on tylko fotonów. Na ogół większa jest też
masa takiej cząstki. [Zauważmy, tak w skojarzeniu, że większa liczba plankonów oznacza proporcjonalnie
większą masę cząstki – „bezwględną”,a nie tę „mierzalną”. Tu przypomina się słynny wzór Einsteina E = mc2.
Może właśnie tu tkwi podstawowe źródło tej zależności.] W teorii strun mowa o „energii naciągu” (według
popularnej, poglądowej wersji). [Sama energia
naciągu przypomina nam nie tylko gumkę, także cechę oddziaływania
grawitacyjnego – dualnego, co (nieświadomie) znalazło swój wyraz w tej teorii.]
Zauważmy, że drgania
plankonów mogą być przyczyną rozpadu cząstki, jeśli w pobliżu znajdują się inne
i istnieje wyraźny kontakt ich pól. Wówczas nastąpić może przepływ energii
(sytuacja rezonansowa) – „rezonans zewnętrzny”. Prowadzić to może do
„rozbujania” drgań i w rezultacie do rozpadu. Wraz z
tym przyczyną rozpadu może być chwilowa
przewaga pola zewnętrznego, co prowadzić może do utraty kontaktu części z resztą
elsymonu (tak to sobie można wyobrazić). Może to być na przykład rozpad
określonych cząstek wskutek oddziaływania z określonymi fotonami. Jednakże
oderwać się mogą tylko układy (cząstki) wewnętrznie zrezonowane – cząstki,
które mogą istnieć samodzielnie i takie, które odrywając się pozostawiają za
sobą także układy wewnętrznie zrezonowane (po prostu rozpad na dwa, lub więcej,
elementy mogące istnieć). To dodatkowe kryterium dla dociekań nad strukturą cząstek.
Fenomenologicznie oznacza to spełnienie określonych „buchalteryjnych”
praw zachowania. Rezonans porządkujący drgania w samym elsymonie nazwać
można „rezonansem wewnętrznym”. Mamy tu inny (niż neutrinowy) model rozpadu.
Inna sprawa, że neutrino powinno działać podobnie. (Neutrinom poświęciłem
odrębny esej. Na tej bazie podjąć można próbę opisu procesów rozpadu cząstek,
opisu deterministycznego. Można też ewentualnie na bazie tej stworzyć podstawę
dla eksperymentalnych prób testowania sprawy. By zamknąć rzecz należy znów
podkreślić, że podczas samego rozpadu odpadają przede wszystkim segmenty, posiadające
z osobna cechy określonych cząstek (nawet jeśli to są tak zwane rezonanse,
rozpadające się od razu), a także ewentualnie pojedyńcze plankony tworzące
pomost między tymi segmentami; aż do rozpadu dającego jedynie protony,
elektrony i fotony, posiadające cechy trwałości bezwzględnej. Tak przynajmniej
można przypuszczać na tym etapie. Tutaj szczególne znaczenie ma właśnie możliwość
istnienia układów trwałych, można by rzec: absolutnie. Tak, to elektrony i
protony. [Nie licząc fotonów, bo są zróżnicowane, a te z promieniowania
reliktowego nawet się wykruszają – zobacz dalej.] Ich energia wiązania jest
większa od energii możliwej do uzyskania przez inne cząstki. Dodajmy, że ta „możliwa
do uzyskania” energia stanowi parametr lokalny, w związku ze względnością ruchu. Elektrony i protony są ponad tą lokalnością, tak, jak
niezmiennicza jest prędkość światła, tak, jak promieniowanie reliktowe. Cechę
tę zawdzięczają swej wyjątkowej strukturze (którą warto poznać). Nota bene o
czymś takim mówić można wyłącznie dlatego, gdyż istnieje byt elementarny
absolutnie, a grawitacja ma charakter dualny. Dzieki istnieniu tych dwóch cząstek może
istnieć materia trwała – mogą istnieć planety, no i my. Właśnie za to
podziękujcie Stwórcy, a nie za jakieś d..le.
Przy tej okazji warto zwrócić uwagę na to, że częstość
rozpadów powinna maleć wraz z maleniem zagęszczenia materii, w miarę
rozszerzania się Wszechświata – dłuższy czas życia cząstek. Chodzi o to, że
główną przyczyną rozpadu cząstki jest jej oddziaływanie z otoczeniem, które z
czasem jest coraz bardziej rozproszone. Rozpad spontaniczny nie jest aż tak
spontaniczny, jak się dziś uważa. Sądzę, że dziś można już sprawdzić tę
hipotezę. Jeśli jeszcze nie dziś, to w niedługim czasie, po zbudowaniu nowej
generacji wielkich teleskopów i zwiększeniu zdolności rozdzielczej
spektrometrów. Chodzi przede wszystkim o kwazary, niektóre z nich
reprezentujące sobą Wszechświat młodszy nawet o ponad dziesięć miliardów lat.
Tam czas połowicznego rozpadu pierwiastków powinien być (może nawet) wyraźnie
krótszy. [Inna sprawa, że intensywność rozpadów powinna wzrastać nieliniowo przy cofaniu się w
czasie.] Czy ktoś
zechce to sprawdzić? Dziś jestem sceptykiem.