poniedziałek, 30 grudnia 2019

12. Czy zerowy potencjał grawitacyjny Wszechświata? Konsekwencje takiego stawiania sprawy

    Od dawna wiadomo, że geometria przestrzeni Wszechświata jest płaska, euklidesowa. To ustalenie empiryczne. Już w artykule pierwszym, poświęconym zasadzie kosmologicznej, zwróciłem na to uwagę. Fakt ten połączyłem z tym, jak (wg. mnie) rozszerza się Wszechświat – ruchem względnym galaktyk z prędkością, której kres górny wynosi c. Uznałem też, że Wszechświat obserwowalny jest pełnym istnieniem – przestrzeń poza Wszechświatem nie istnieje. Inną przesłanką na wsparcie tezy o płaskości przestrzeni Wszechświata jest fakt zerowania się natężenia globalnego pola grawitacyjnego (na bazie zasady kosmologicznej), a także konstatacja, że łączna masa-energia Wszechświata równa jest zeru (nie ja pierwszy tę rzecz skonstatowałem). Już to wystarczyło dla przekonania o płaskości geometrii Wszechświata. W tym kontekście nie zawadzi spojrzeć też na neutrino.      
    Zgodnie z konkluzją, do jakiej doszliśmy wcześniej, neutrina mają odpychać grawitacyjnie. Tym, być może, w swej masie, stanowią czynnik przeciwdziałający powszechnemu przyciąganiu – pomyślałem od razu. Czy tym powszechnym odpychaniem dokładnie kompensują „naturalne wzajemne przyciąganie materii?” Można przypuszczać, że odpowiedź twierdząca nie byłaby niespodzianką pomimo, że może też zaskakiwać, nawet tu. Zauważmy, że grawitacji lokalnej planet, gwiazd, galaktyk, to nie przeszkadza. Jeśli mimo wszystko efekt taki ma miejsce, to wyłącznie w skali globalnej. [Tak swoją drogą, efekt ten wcale nie stanowi warunku koniecznego na to, by przestrzeń Wszechświata była płaska – sądząc po spostrzeżeniach w pierwszym akapicie.] Przestrzeń Wszechświata jest płaska, trudno więc ją przyrównywać do nadymającego się „balonu” przestrzeni riemannowskiej. Czy to rzeczywiście za sprawą neutrin? [Czy nie za daleko się posunąłem?] Czy fakty i wnioski podane w pierwszym akapicie nie stanowią wystarczajaco mocnego argumentu wspierającego tezę o płaskości geometrii Wszechświata? Być może. Mimo wszystko zbadajmy sprawę (na ile się da – bądź co bądź, to tylko spekulacje) w powiązaniu z przyjmowanymi tu cechami neutrin.
W tej sytuacji (jeśli już tak, w związku z neutrinami) uzasadniona byłaby hipoteza, że globalnie materia neutrinowa stanowi połowę całej materii masywnej (ale ma masę ujemną – tak dla przypomnienia i zgodnie z tutejszymi przypuszczeniami). Oznaczać by to mogło, że kompensuje całkowicie dodatnią grawitację Wszechświata. Czy wliczając w to ciemną materię? Niby tak. Poważniejszym źródłem wątpliwości jest jednak to, że masa grawitacyjna jest wielkością lokalnie zmienną i wcale nie określa zawartości materialnej. Ale kontynuujmy. Materia „normalna” i neutrina – może dlatego właśnie wzajemne przyciąganie materii normalnej, w wymiarze kosmologicznym, kompensowane jest przez odpychanie neutrin wymieszanych z tą materią. Trzeba zaznaczyć, że liczba neutrin jest bardzo wielka, szacuje się, że nawet zbliżona do liczby fotonów, może nawet rzędu miliarda razy większa, niż liczba cząstek materii normalnej. Dzięki temu mimo znikomej ujemnej masy własnej (tej rzeczywistej) znanych nam neutrin (Te nieznane mogą być bardziej masywne – zobaczymy to dalej), dojść mogło do pełnej kompensacji globalnego przyciągania i odpychania. Pomysł wart rozważenia, nawet dość kuszący pomimo wątpliwości. Niezależnie od nich bowiem, do przyjęcia byłaby konkluzja, że świat nadświetlny nie jest mniejszy, niż nasz świat. Mielibyśmy dwa światy dopełniające się wzajemnie, tak jak dwie strony tej samej monety. Tak w skojarzeniu przypomnijmy sobie, że topologia Wszechświata w dynamice jego rozwoju (cyklicznego) przypomina wstęgę Mobiusa. Szkoda, że wgląd nasz w ten drugi świat, po drugiej stronie, jest aż tak ograniczony. Za to mamy pole do popisu dla fantastów-filmowców, tym bardziej, że kiedyś będzie można się przebić na drugą stronę...  
Ale pomysł warto rozważyć. W artykule na temat grawitacji Wszechświata, bazując na zasadzie kosmologicznej ostatecznie zawyrokowałem, że natężenie globalnego pola grawitacyjnego równe jest zeru. Wniosek stąd, że potencjał globalnego pola grawitacyjnego jest stały w przestrzeni (zerowanie się gradientu potencjału). Na tej podstawie wyliczyłem jego wielkość. Przedstawia to wzór poniższy:  


                                                                   φ = – c2/2                         (*)     

Wracając do naszych rozważań: „Jeśli istnieje kompensacja przyciagania materii normalnej przez neutrinowe odpychanie, to także wypadkowy (sumaryczny) potencjał powinien być zerowy.”  Potencjał pochodzący od neutrin równy byłby:

                                                                       φν = + c2/2                       (**)

Może właśnie to uzasadniałoby płaskość przestrzeni, jaką tworzy Wszechświat, w każdym razie wzmocniłoby niewątpliwie przekonanie o tym. Ale rzecz należy mimo wszystko przemyśleć (o badaniu empirycznym trudno dziś mówić). Wiemy od dawna, że geometria Wszechświata jest płaska. Do konkluzji o płaskości przestrzeni Wszechświata, doszliśmy bowiem już inną drogą, w dodatku nie obligowani przez ogólną teorię względności. Ale to było podejście całościowe, powiedzmy: fenomenologiczne. Jeśli przestrzeń jest płaska, to dlaczego ma być zakrzywiona? Czy z powodu niezerowego potencjału globalnego?...  Tu rola ujemnych neutrin byłaby decydująca.
   Jeśli przypuszczenie co do neutrin jest słuszne, to potencjał globalnego pola, jako wielkość addytywna, powinien być na stałe zerowy – płaskość zapewniona w stu procentach, płaskość immanentna. A jak ma się to do ustalenia, które wyraża powyższy wzór na potencjał? Na razie nie wszystko jest zaklepane. Przecież w związku ze stopniowym maleniem (zgodnie z naszym roboczym ustaleniem) niezmienniczej prędkości ekspansji, wartość globalnego potencjału (tego ujemnego) powinna też maleć, a tym sam potencjał ma wzrastać. A co z potencjałem pochodzącym od neutrin (sądząc po odgadniętym wzorze (**)? Zastanówmy się. Potencjał od neutrin jest dodatni. Jeśli maleje wartość inwariantu c, to maleje potencjał. Maleje o tyle samo potencjał (dodatni) pochodzący od neutrin, co wzrasta potencjał (ujemny) pochądzący od materii pozostałej. Suma zmian tych potencjałów zeruje się niezależnie od czasu. A sam potencjał? Tu mamy problem, gdyż w pewnym momencie ekspansji, ten pochodzący od materii normalnej równy był zeru (w zakończeniu ureli). A ten od neutrin, raczej zeru nie był równy, przynajmniej w tym momencie. Jak widać, to nie takie proste. Mimo wszystko hipoteza o równości mas materii normalnej i neutrinowej, jest dość atrakcyjna, w każdym razie, neutrina powinny chyba mieć jakiś istotny wpływ na ostateczny bilans, a z tym małym niedopasowaniem, jakoś sobie poradzimy. Może to być nawet punktem wyjścia dla nowych odkryć.  Że wzbudza to entuzjazm u przekonanych o istnieniu ciemnej energii – rzecz na razie nie przesądzona, tym bardziej, że entuzjaści ci nie wiedzą o dualności grawitacji, a nawet o ujemności masy grawitacyjnej neutrin.  

A jak to jest gdy patrzymy na to od strony struktury, niezależnie od tego, co sądzimy o ew. zmianach inwariantu c? W związku z rozszerzaniem się Wszechświata także cząstki rozszerzają się (zgodnie z tutejszą koncepcją). Masa (dodatnia) cząstek „normalnych” wzrasta. Tym wzrostem wzrasta masa globalna Wszechświata. To powoduje wzrost (ujemnego) potecjału grawitacyjnego pola wokół każdej z nich. W wymiarze globalnym, powinna więc maleć prędkość ekspansji c (zgodnie z ostatnim wzorem (*)). Wraz z tym masa (ujemna) neutrin maleje – są mniej ściśnięte. Maleje więc (dodatni) potencjał grawitacyjny pola wokół każdego z nich. W wymiarze globalnym maleje więc prędkość ekspansji c (zgodnie ze wzorem (**) powyżej). Mamy zgodność. Jak widać, różne podejścia do sprawy są konsystentne ze sobą.
Na przekór temu, by się upewnić, przyjmijmy, wbrew atrakcyjności hipotezy, (o immanentnej równości wartości mas materii normalnej i neutrinowej), że ujemna łączna masa neutrin nie kompensuje się z dodatnią masą pozostałej materii. Pomimo, że rozwiązanie takie jest atrakcyjne, pomimo, że przestrzeń Wszechświata jest płaska. Można by na przykład przypuszczać (jako opcja do rozważenia), że w związku z ciągłym maleniem wartości liczbowej potencjału ujemnego, potencjał dodatni pochodzący od neutrin, jako stały, relatywnie rośnie i nie ma mowy o kompensacji. To by przypominało (ku radości wielu) ciemną energię. Nawet mielibyśmy wyjaśnienie, skąd się ona bierze. Przecież stała kosmologiczna, to byt matematyczny, a nie przyrodniczy. Opis sprawy byłby bardzo podobny do dzisiejszego oficjalnego (nagrodzonego Noblem): „W początkach ekspansji dominowała grawitacja, a po kilku miliardach lat, do dziś dominuje ciemna energia i tak będzie na wieki wieków amen.” Tak, ale wykazaliśmy już, że ciemna energia jest fikcją (patrz artykuł 14). Powinniśmy być konsekwentni. Poza tym przyjęcie, że potencjał neutrin jest stały, nie zgadza się z maleniem ich (ujemnej) masy – patrz refleksja powyżej (inną czcionką). Wszak Wszechświat rozszerza się w każdej skali... Nic nie pomoże.
Dodatkowo, mimo wszystko, istnienie nierówności obydwu potencjałów prowokowałoby do pytania o to, w jakim stopniu są nierówne, jak ta nierówność zmienia się z czasem. Moim skromnym zdaniem mielibyśmy też nietuzinkowy problem choćby natury filozoficznej. O estetyce trudno mówić. Stworzyłoby to także motywację do mnożenia bytów bez możliwości ustalenia, który potrzebny, a który nie –  dla radosnej twórzości prowadzącej (poprzez liczne doktoraty) do nikąd. W dodatku nowa matematyka jest jak na zawołanie. Doszłoby więc do rozdmuchania badań nad zupełnie hipotetycznymi konsekwencjami tego niewinnego przypuszczenia o zróżnicowaniu mas. Już z czymś podobnym mamy do czynienia w innych kwestiach. Kwestiach? Czy tunele czasoprzestrzenne (dla przykładu), to kwestia fizyczna, czy hollywoodyczna? Słyszę wyraźnie, jak atakują mnie gromy (czuję, że dodatkowo, wpadłem w sidła MGM). Właśnie zbliża się zaćmienie Słońca (tym razem w USA – 21.08.2017). „Faraon” też miałby coś do powiedzenia na ten temat. Media tylko na to czekają, już wpadają w orgazm. Przypomina mi to (a jednak) pomysł ze stałą kosmologiczną, z którego Einstein wycofał się na czas, a jego kontynuatorzy (by nie powiedzić: epigoni) zaczęli kombinować: kwintesencja, ciemna energia...
Sądząc po tym skonstatować można, że przyjęcie równości mas (dodatniej i ujemnej), ma jakieś uzasadnienie, choć dane, jakimi dysponujemy, nie przesądzają sprawy. Gwoli ścisłości, jeśli już, zauważmy, że wzór (**) zapostulowaliśmy przypuszczeniem bazującym na poczuciu symetrii, a nie wyprowadziliśmy go na bazie określonych przesłanek ilościowych. Chodzi też o równość zmian wartości potencjałów, ale nie o równą początkową wartość potencjałów. Chyba bardziej uzasadnione byłyby więc wzory:

                                       Δφ = – Δ(c2)/2            Δφν = + Δ(c2)/2

  Gdyby potencjał dodatni pochodzący od ujemnej masy neutrin mimo wszystko nie malał w tym samym tempie, co wartość liczbowa (ujemnego) potencjału materii normalnej, to Wszechświat być może musiałby rozszerzać się coraz szybciej (ciemna energia? O nie!), albo zapadać się coraz szybciej, w dodatku od samego początku ekspansji hubblowskiej (wtedy był bardzo malutki), co byłoby absurdem. Czy natężenie pola w tej sytuacji mogłoby być zerowe? Chyba raczej nie, nie tylko ze względów estetycznych. Godziłoby przecież w zasadę kosmologiczną (w związku z charakterem wektorowym natężenia pola).
Jak wiemy, zgodnie z koncepcją tutejszą, w procesie rozszerzania się Wszechświata uczestniczą wszystkie jego elementy, nawet cząstki elementarne. Zatem także neutrina rozszerzają się. Zapytajmy więc: Jakie byłyby konsekwencje tego, że ujemna masa neutrin, w związku z rozszerzaniem się Wszechświata, stopniowo maleje (są coraz mniej zbite w sobie)? Przede wszystkim prowadziłoby to do malenia szybkości rozpadów cząstek, rozpadów promieniotwórczych. Byłoby to konsystentne ze stopniowym maleniem wartości inwariantu c. Czy jest jakaś szansa na zbadanie tego? Chyba tak. Przecież pewne obserwacje wskazywać mogą na to, że wzrasta stała struktury subtelnej (obserwacje kwazarów). Czy to przekonuje? Ciekawe, co będzie w momencie inwersji Wszechświata. O tym niech sobie pofantazjuje czytelnik. Na wszelki wypadek przypominam, że inwersja ma nastąpić jeszcze zanim inwariant c spadnie do zera. Choć to tylko spekulacje, trudno doszukać się tu sprzeczności. A tak swoją drogą, ileż ciekawych przypuszczeń generuje się dzięki temu, że grawitacja ma charakter dualny. Ale kropki nad i nie postawiliśmy. Rozważania jakościowe, to dopiero wstęp do poważniejszych badań. Może ktoś podejmie tę rękawicę i zdecyduje się na nie. Obiecuję wstawiennictwo i moralne wsparcie. 










wtorek, 24 grudnia 2019

11.Jak neutrina wyodrębniły się? Ich rola w porządkowaniu materii Wszechświata

Neutrina we Wszechświecie cyklicznym, oscylującym. Neutrina a chaos.

   Neutrino (zgodnie z wypowiedzianym już przypuszczeniem) posiada masę zespoloną, gdyż dla obserwatora podświetlnego jest cząstką nadświetlną*. Doszliśmy do tego poprzez eliminację opcji niepasujących do danych doświadczalnych. Biorą to pod uwagę, a także bazując na dualności grawitacji, możemy rozważyć opcję nieliniowej ekspansji na samym początku: Urela (Ultra-relativistic Acceleration). Uznałem, że neutrina  wyodrębniły się jeszcze podczas trwania tej fazy Wybuchu, zanim jeszcze doszło do rozpadu panelsymonu.       A samo wyodrębnianie się? Czy zachodziło przez cały czas procesu z jednakową mocą? Raczej nie. Najpierw nieśmiałe forpoczty o największej energii (najsilniejsze pole odpychające) i prędkości minimalnie większej od c; coraz więcej w miarę ekspansji i tuż przed przemianą fazową znów nędzne resztki. Jakby krzywa Gaussa. A ich masa? Zobaczymy dalej.
   Interesujące, że wraz z tym neutrino posiada skrętność, czyli kierunek momentu pędu współliniowy z kierunkiem ruchu postępowego. Czy to byłby więc naturalny kierunek obrotu tworu o masie (dla obserwatora) zespolonej? Zasadniczo nie ma powodu do takiego sądu, że koniecznie, z drugiej jednak strony neutrino jest jedynym takim tworem. [Na razie to tylko skojarzenie.] Czy zatem w roszerzającym się panelsymonie („krysztale”), zanim się rozpadł i stał się Wszechświatem o dzisiejszych cechach, jego elementy posiadały tylko jeden stopień swobody dla ruchu postępowego, a więc istniała jedynie możliwość ruchu wirowego wokół osi współliniowej z kierunkiem ruchu postępowego? To retorycznie brzmiące pytanie sugeruje wyobraźnia. Zgodnie z nią prakryształ rozszerzał się jakby falą podłużną i tylko „do przodu”.
    Jeśli tak, to jak to się stało, że istnieją dwa (a nie jeden) kierunki wirowania: w prawo i w lewo (oczywiście w pierwszym mechanistycznym przybliżeniu)? Właściwie, jeśli tylko jeden kierunek, to w którą stronę (nie wyróżniając żadnej)? Też niedobrze. Czy to sprawa statystyki i izotropowości przestrzeni?
  A może te dwie formy (neutrino i antyneutrino) powstały jako wynik rozdzielenia tworu pierwotnego („preneutrina”), posiadającego określony moment pędu, uwarunkowany przecież przez wielkość spinu plankonowego (1/2ħ), określoną skrętność? Możliwe, że tędy droga. Rozwińmy ten wątek. [Temat spinu plankonowego poruszony został w artykule pt. „Plankony i obrót”.] 
Jeśli mamy tu do czynienia z preneutrinem, to nie możemy uniknąć problemu jego rotacji (jeśli już tak było). Pierwotną przyczyną tej rotacji jest, jak nietrudno domyślić się, niezerowy moment pędu samego plankonu. Czy bez wyjątku wszystkie preneutrina obracały się w jedną stronę? „Chyba nie, gdyż na samym początku był chwilowy bezruch. Byłoby to niezgodne z zasadą zachowania krętu. Zatem na przemian: w lewo i w prawo (by zachować globalny początkowy bezruch)”. Ale to wcale nie takie pewne. Gdyby się naprzemian obracały w lewo i prawo, mielibyśmy pełną równowagę, także w roli spełnianej przez neutrino i antyneutrino. Nie byłoby przewagi materii nad antymaterią, być może jedyną formą istnienia materii byłyby więc fotony. Nie byłoby materii masywnej. „To po co nam neutrina?” Rzeczywistość jest inna. Mamy problem. Jedynym wyjściem z tej pułapki, z tego ambarasu (jeśli chcemy kontynuować i nie złożyć broni), byłoby przyjęcie (tonący...) tezy, że... 
Jeśli Wszechświat pulsuje, a kolejne pulsacje są identyczne – tę rzecz zakładam (i uzasadniałem w artykułach wcześniejszych), to wszystkie preneutrina obracać się mogą w tę samą stronę, a pod koniec kontrakcji wszystkie w stronę przeciwną (wykręca i wkręca z powrotem) (Q). Coś w rodzaju napięcia torsyjnego w momencie zatrzymania. Zachowanie momentu pędu ma miejsce wraz z zakończeniem pełnego cyklu. Dodać do tego należy, że masy (rzeczywiste) neutrin (i anty-) są ujemne. Na razie rzecz nie jest roztrzygnięta, ale załóżmy, że było właśnie tak, bo to jest jakimś wyjściem z opresji. Dodajmy do tego, że rozwiązanie kwestii powinno być konsystentne ze znanym faktem, że w aktualnym półokresie oscylacji Wszechświata, antymateria zasadniczo nie istnieje.        [Teraz to wszystko brzmi nawet dobrze i koherentnie. By jednak do tego dojść, trzeba było lat przemyśleń, rozterek, prób i błędów. Wszak startowałem z pozycji aktualnych powszechnych wyobrażeń, z pozycji obowiązujących paradygmatów. Harry Potterem nie jestem. Część tego, co aktualne na dziś, może jeszcze ulec zmianom. Na razie jestem osamotniony nie zasługując nawet na krytykę. Nic dziwnego, że trzeba było sporo czasu. Pocieszeniem jest to, że na wszystkie te herezje mam wyłączność.]
   Skoncentrujmy uwagę na jednym z preneutrin. Skrętność tego konkretnego „preneutrina” była oczywiście jednoznaczna. Ten pierwotny twór, tuż po wyodrębnieniu się z panelsymonu „zdysocjował” (od razu rozpadł się) na dwie znane nam, trwałe formy, poruszające się, zgodnie z zasadą zachowania pędu, w przeciwne strony względem ich środka masy. [My, obserwatorzy, znajdujemy się jakby w środku masy.] Stąd dwa rodzaje skrętności względem tegoż środka masy (pomimo „obrotu w tę samą stronę”). [W tym kontekście Majorana ma rację] Wniosek stąd, że łączna liczba neutrin i antyneutrin jest jednakowa. Sam środek masy podąża naprzód pierwotnym ruchem, a neutrina: jedno z nich (na przykład antyneutrino – to do ustalenia) jest szybsze (na zewnątrz), a drugie wolniejsze. [Nasze stanowisko obserwacyjne związane jest właśnie z tym środkiem masy.] Właśnie to zróżnicowanie zadecydowało o tym, jakie role przypadły w udziale neutrinom, a jakie antyneutrinom.  

Przypomina to ładunek elektryczny, niezależnie od tego w jakich cząstkach „zagnieździł się”. Coś obojętnego elektrycznie, podczas przemiany fazowej, rozpadło się, zdysocjowało, dając dwa rodzaje ładunku. [Masa tego tworu z zerowej stała się dodatnia. Grawitacja dualna w bardzo łatwy sposób to wyjaśnia.] Zasada zachowania ładunku jest jednym z podstawowych faktów przyrodniczych. Globalnie jednakowa liczba ładunków dodatnich i ujemnych czyni Wszechświat obojętnym elektrycznie.

   To oddzielanie się preneutrin zachodziło cały czas, aż do przemiany fazowej definitywnie kończącej rozpad panelsymonu. W związku z tym zróżnicowane są energie neutrin (ich prędkości i masy) – jak powyżej wspomniałem, ich zróżnicowanie powinno (chyba) mieć rozkład gaussowski, lub podobny. Podczas przemiany fazowej wyodrębniły się pozostałe formy: fotony i w chwilę po tym cząstki o masie dodatniej: leptony (elektrony, miuony, taony) oraz hadrony. [Dla przypomnienia, uznałem, że istnieją (zasadniczo, pomijając sześcian) dwie formy połączeń plankonów: czworościan – z nich zbudowane mają być leptony (wraz z neutrinami), oraz dwunastościan foremny – baza strukturalna haronów. Tu warto zajrzeć do eseju poświęconego plankonom.] Pozostałości – plankonowe łączniki już uwolnione, tworzą ciemną materię, a chaos, który się wytworzył spowodował, że materia ta sfraktalizowała się tworząc centra ściągające ku sobie to, co po około dwustu milionach lat zacznie świecić pierwszymi gwiazdami, a miliard lat później zacznie tworzyć galaktyki. Warto zajrzeć do artykułów: „Jak powstały galaktyki”. Skąd ten chaos? Już w innym miejscu zwróciłem uwagę na zróżnicowanie (ujemnych) mas neutrin, które tym właśnie spowodowały kinematyczny chaos w materii (tej znanej nam) – wraz z przemianą fazową. I tak pojawił się nowy parametr stanu materii: temperatura. [Gdyby nie ten warunek, czyli jakby uporządkowana ingerencja neutrin o masach tworzących określone, „estetyczne” widmo (na przykład rozkład gaussowski energii), przestrzenny rozwój materii (zbioru cząstek) nie miałby cech fraktalnych. Mamy więc jeszcze jeden trop (taki sobie pomysł). Czego? Czy możliwy jest, przynajmniej teoretycznie, chaos absolutny, pozbawiony możliwości tworzenia się fraktali? Wszak ta możliwość mimo wszystko oznacza istnienie rodzaju uporządkowania.] W naszym chaosie jest ład. Już wiemy dlaczego. Gdyby nie było ładu, nie powstałyby gwiazdy i galaktyki, a Wszechświat byłby jednorodnym pyłem.] Właśnie neutrina sprawiły to, że materia, w szczególnosci ciemna, zfraktalizowała się, a dzięki temu wokół jej fraktali gromadzić się mogła materia – najpierw wodorowo-helowa, która utworzyła pierwsze gwiazdy, a potem większe hierarchicznie fraktale zgromadziły materię gwiazd – powstały galaktyki. W największej skali utworzyła się „piana” struktur wielkoskalowych. We wszystkich kierunkach patrząc widzimy to samo. Zaczęlimy od neutrin, a kończymy na tym, co stanowi treść zasady kosmologicznej.

   Fantazjujmy dalej. W połowie drogi nie zawracamy. Dokąd zawiodą nas dalsze rozważania? Zawiodą i zawiodą? Jestem optymistą. Zatem, po upływie jakiegoś czasu od dysocjacji preneutrina doszło do przemiany fazowej, w wyniku której pojawiły się fotony i cząstki masywne, wraz z oddziaływaniami regulującymi przemiany z ich udziałem. Dwie przeciwne skrętności neutrin stały się cechą niezmienną, reliktową, ponieważ powrót do sytuacji, w której rzecz zaistniała, nie był już możliwy (tak, jak mój odwrót, zejście z obranej drogi). Neutrina pozostały przy swoich cechach dynamicznych jako relikt epoki, w której powstały.
   Zauważmy, że sugeruje to też rodzaj asymetrii, uprzywilejowania jednej z dwóch form, mianowicie tej, która podążała (po rozpadzie) w kierunku ekspansji. Być może ta właśnie asymetria spowodowała rozwój materii niesymetryczny w stosunku do antymaterii. Spowodowało to przewagę ilościową materii nad antymaterią, w związku z nieco większą energią kinetyczną części „przodującej”. W gruncie rzeczy antymateria nie istnieje w naturze. Antycząstki można otrzymać tylko w wyniku określonych procesów. Nie jest już istotne, czy miała miejsce masowa anihilacja, czy nie. Chyba raczej nie, sądząc z ustalenia powyższego. Zatem, rozpad obiektu pierwotnego w warunkach ekspansji prowadzić musiał do jakiegoś zróżnicowania pomiędzy rolą neutrin i antyneutrin w odniesieniu do reszty materii. Przypuszczać można, że rola ta ma się odwrócić w momencie inwersji. Podczas kontrakcji Wszechświata królować więc będzie antymateria. Tym razem bowiem „przodującymi” będą te neutrina, które w fazie ekspansji pozostawały w tyle (względem środka masy podążały do tyłu). Po inwersji zaczną zbliżać się ku sobie. [Co będzie w czasie kontrakcji? Patrząc znów z pozycji środka masy stwierdzimy, że jeśli się wzajemnie zbliżają, to biorąc pod uwagę skrętność zauważymy, że neutrino podczas inwersji staje się antyneutrinem i odwrotnie. Tu zwyciężałaby koncepcja Majorany. A jeśli nie ma miejsca ta przemiana (bo to różne cząstki)? To, by pozostały sobą, muszą obracać się w przeciwną stronę. Byłoby to związane ze specyficzną topologią Wszechświata. To tak, jakby kontrakcja była zwierciadlanym odbiciem ekspansji – pisałem o tym najwięcej w eseju poświęconym oscylacjom Wszchświata. Chyba pójdę w tym właśnie kierunku, tym bardziej, że przypuszczenie spójne z tym już padło (Q) - powyżej.] W końcu, w krótką chwilę przed zatrzymaniem się wszystkiego, tuż przed kolejnym Wielkim Wybuchem, neutrina połączą się z antyneutrinami. Nie pozostanie ani jeden. (A preneutrino obracać się będzie w przeciwną tronę, niż podczas Ureli.) Wszak neutrina i antyneutrina są równoliczne. Nigdy nie doszło też do ich anihilacji, bo ta wśród nich nie zachodzi, choćby dlatego, gdyż nie oddziaływują one elektromagnetycznie. Stanowią też, zgodnie z moimi fantazjami, dwie części jednego tworu. Warto tu zaznaczyć, że model ten jest konsystentny pod warunkiem, że Wszechświat oscyluje, przy czym półokresy oscylacji są identyczne. Właściwie, jeśli takie coś zaszło, to to właśnie implikuje identyczność wszystkich cykli.
   Oto poglądowy przykład „z życia”, oddający sedno sprawy i wspierający wyobrażeniową wizję tego, co się (w mym odczuciu) działo. Wystrzelony z działa pocisk, podczas lotu, obracając się wokół swej osi, rozpada się (sterowanym wybuchem) na dwa pociski. Obydwa obracają się w tym samym kierunku, ale mają, w związku z ruchem w przeciwne strony, przeciwne (względem środka masy tego układu) skrętności. Niezależnie od tego, sam środek masy, zgodnie z zasadą zachowania pędu, kontynuuje pierwotny ruch pocisku. Jego połowa, ta „uprzywilejowana”, podąża jeszcze szybciej w pierwotnym kierunku. Ta druga traci szybko dystans, choć względem otoczenia w dalszym ciągu podąża „do przodu”. Czy zatem prędkość (energia) neutrin jest zasadniczo mniejsza od prędkości antyneutrin? Przypuszczam, że tę rzecz będzie można w przyszłości sprawdzić. [Chyba, że to fantazja pozbawiona krzty realności. A jeśli nawet? To także się przyda dla znalezienia i przedstawienia słusznej alternatywy.] Czy ta asymetria tkwi w cechach sieci panelsymonu? W cechach Plankonu? Wprost jako pierwotna cecha przyrody, jako immanentne ukierunkowanie jej rozwoju? Chyba jako symetria, ktorą zamyka cykliczność. A czas w ogólności? Czy ma charakter jednoznacznie linearny? Kultury Wschodu przyjmują jego cykliczność, może dlatego, gdyż bazują na sporej starożytnej wiedzy astronomicznej. Natomiast tradycja chrześcijańska, uznaje raczej jego liniowość. To, co pozostało ze spuścizny starożytnych uznano autorytatywnie za herezje pogan. O tym, co boskie zadecydowali ludzie. To wcale nie postęp. Odwrotnie. Filozofia, spekulacje... Bez tego ni rusz.
  Jak zauważyłem powyżej, liczba neutrin i ich anty- jest jednakowa (w przeciwieństwie do pozostałych cząstek). Ale można iść jeszcze dalej. Można przypuszczać, że podczas inwersji Wszechświata, tuż przed rozpoczęciem się jego kontrakcji, wbrew pozorom pozostają one sobą. Tylko one, nie licząc fotonów, które są tożsame ze swoimi antycząstkami. Jednak ich role w stosunku do (tym razem) antymaterii będą odwrotne. [Podczas inwersji mielibyśmy do czynienia w rzeczywistości z podwójną przemianą: odwrócenie zwrotu przemieszczania się (określone neutrino cofa się stając się antyneutrinem) i wspomniane powyżej odbicie zwierciadlane. Każda z tych przemian z osobna, zamieniałaby neutrino w antyneutrino (i odwrotnie). Byłoby to jakby podwójne działanie operatora odwracającego, przywracające cząstkom ich tożsamość – słuszne wyłącznie w odniesieniu do neutrin (skrętność).] Zbieżne to byłoby z przypuszczeniem, że neutrina znajdują się po drugiej stronie osi inwariantu c. Zmiany zachodzące w materii, w momencie inwersji, ich by nie dotyczyły. [Konsystentne to jest z przypuszczeniem oznaczonym jako (Q).]  Pozostałe cząstki w tym momencie stają się, zgodnie z fantazjami mych prac, swoimi antycząstkami. Reasumując stwierdzić można, że pomysł (tuż powyżej) o niezmienniczości neutrin względem kierunku ewolucji (ekspansja – kontrakcja, ten nowy pomysł), stał się od razu, tak by wyglądało, integralnym elementem całej koncepcji, wprost czyni ją jeszcze bardziej konsystentną. Wskazują też na to uwagi tuż poniżej.
  Zauważmy, że w związku ze zmianą kierunku powszechnej tendencji rozwojowej (w momencie inwersji Wszechświata), zmianie ulega rola neutrin. Te, które poruszały się, po dysocjacji preneutrina, „do tyłu”, teraz, po inwersji, właśnie one, są tymi przodującymi. Zasugerowałem już to powyżej. Materia związana z nimi ma więc cechy dzisiejszej antymaterii. W czasie kontrakcji kierunek rozwoju jest bowiem przeciwny. Tym razem uprzywilejowaną staje się ta druga część pocisku z naszego przykładu. Tu warto dodać (na bazie ustaleń wcześniejszych, między innymi w artykułach poświęconych oscylacjom Wszechświata, że w półokresie kontrakcji, zamiast (kinematycznej) dylatacji czasu (dla obiektów badzo odległych) mamy jego skrócenie, jednak przy zachowaniu red-shiftu. Podałem tam wstępny, ideowy model matematyczny (wraz z uzasadnieniem) tego efektu. Spójność tych „faktów” jest niewątpliwa. Aż w końcu dojdzie do ponownego połączenia. Podczas Wybuchu neutrino i jego anty-,  jakby oddalały się od siebie (jak pociski), a po inwersji będą się do siebie zbliżały, aż do połączenia tuż przed zatrzymaniem się wszystkiego. Taki będzie koniec, a także początek. Wszechświat bowiem, wbrew sądowi znacznej liczby zainteresowanych, oscyluje. W dodatku wszystkie cykle są identyczne (pomimo ciągłego wzrostu entropii). Ale to już inny temat. Ile srok za ogon? Przecież to na razie część relacji z badań, które ośmieliłem się prowadzić i (co gorsza) publikować. Przed nami jeszcze dwie części tego eseju.

*) Jeśli masa jest liczbą zespoloną, a przy tym jest mierzalna (neutrino przecież oddziaływuje z materią),  to ta mierzona masa jest częścią rzeczywistą (niezerową) tej liczby zespolonej.

wtorek, 17 grudnia 2019

10. W jakich warunkach neutrina wyodrębniły się?

    Na ogół mówi się o niemożliwości przekraczania prędkości światła. Z tym w pełni się zgadzam, ale nie chodzi o przekraczanie, albo nawet osiągnięcie tej prędkości przez cząstki masywne. Chodzi bowiem o to, że w przypadku neutrin, ich „nadświetlna” prędkość byłaby stanem zastanym, stanem ustalonym jeszcze zanim doszło do przemiany fazowej i pojawienia się materii dziś, w naszym odczuciu, dominującej we Wszechświecie (jeśli nie uwzględnimy ciemnej materii), materii „podświetlnej”. Jeszcze zanim doszło do pojawienia się prędkości niezmienniczej (zanim zaczęła się ekspansja hubblowska). Cechy neutrin są reliktem czasów sprzed przemiany fazowej, stąd ich kinematyczna inność w porównaniu z pozostałymi cząstkami. One, neutrina, nigdy tej magicznej granicy c nie przekraczały, także w ruchu względnym, bezwładnym, jako konkretne ukształtowane, autonomiczne cząstki. Coś innego samouzgodnione rozszerzanie się monokryształu panelsymonu podczas Ureli z prędkością nie ograniczoną przez prędkość niezmienniczą, a coś innego niezmiennicza prędkość ekspansji po przemianie fazowej. Dopiero w wyniku tej przemiany fazowej pojawił się chaos pojawieniem się układów lokalnych, a także pojawiła się temperatura jako parametr stanu (wcześniej nie istniejący). [Dlaczego w przemianie fazowej doszło do chaosu – z powodu neutrin, już pisałem.] Prędkość światła jest prędkością graniczną dla prędkości względnych – podświetlnych, to znaczy, jeśli rozpatruje się ruchy lokalne. W tym sensie „prędkość nadświetlna” nie podważa szczególnej teorii względności, dla której ten drugi świat po prostu nie istnieje.
    Należałoby dodać, że neutrina wyodrębniły się dopiero po jakimś czasie od początku ekspansji, ale zanim jeszcze doszło do przemiany fazowej, zanim doszło do dyssypacji ogromnej energii kinetycznej urelowskiej ekspansji. Później znalazły się w środowisku zdominowanym (oczami obserwatora)  przez materię podświetlną. Z materią tą łączy je niezmiennicza prędkość graniczna c. To prędkość nieosiągalna dla obydwu form materii, jakby bariera, dzieląca dwa światy. Jest to prędkość wyjątkowa tym, że niezależnie od swej chwilowej wartości, stanowi DNA materii. W samej rzeczy. Przecież stała c jest jednym z parametrów plankowskich.

    My jednak obracamy się w świecie podświetlnym i obawiamy się, że przyczyna zamieni się ze skutkiem. [Nie ma obawy. Dla ludzi to nie nowizna. Przecież ludzie aż nazbyt czesto odwracają skutek i przyczynę (odwracanie kota ogonem), szczególnie wtedy, gdy dają wyraz swej nienawiści zwalając winę na obiekt swych negatywnych emocji. A w sieci nie trzeba długo szukać. Nienawistne hejty stanowią większość wpisów.] Dzieje się tak dlatego, gdyż, by uzyskać informację posługujemy się fotonami. [Powszechnie obowiązuje paradygmat lokalności bazujący na określonej, przyjętej dziś, nadinterpretacji STW. W odniesieniu do fizyki mikroświata mamy lokalność nie godzącą się ze splątaniem, a w odniesieniu do zagadnień kosmologicznych mamy paradygmat łącznościowy – tak to nazwałem.] Podobnie, gdybyśmy posługiwali się falami akustycznymi dla opisu parametrów ruchu samolotu ponadźwiękowego, stwierdzilibyśmy, że czas w samolocie płynąłby do tyłu. Parametry obiektu o szybkości nadświetlnej są liczbami zespolonymi, ale to wcale nie musi oznaczać godzenia w zasadę przyczynowości. Po prostu, między światem naszym, a tym po drugiej stronie osi c, bezpośredni kontakt za pomocą fotonów nie jest możliwy. [A tak na marginesie, czy obserwowalność za pomocą środków dostępnych nam, ludziom, oznacza pełny dostęp do immanentnych, obiektywnych cech przyrody?] A detekcja neutrin? Jest przecież możliwa. Wiadomo, że ma jednak charakter pośredni. Chodzi o rozpady cząstek, w szczególności o określone przemiany jądrowe. Mimo wszystko to także znak, że neutrina posiadają masę rzeczywistą (co nie znaczy, że dodatnią). Istnienie oscylacji neutrin stanowiloby potwierdzenie tej prawdy.

środa, 11 grudnia 2019

9. Czym cechują się neutrina?

   Imputowane neutrinom zaskakujące cechy wprost predestynują do zadania nie mniej zaskakującego pytania: Jak wyodrębniły się (już wiemy kiedy)? I jeszcze jednego, retorycznego: Czy dotąd istniała baza do zadawania takich pytań? By podjąć próbę odpowiedzi na to zaskakujące pytanie, powinniśmy (z grubsza) uzupełnić spis cech neutrin (cech znanych już), szczególnie tych wyróżniających je spośród cząstek pozostałych. Chodzi o opis bazujący na ustaleniach empirycznych, właściwie niepodważalnych. Przede wszystkim cząstki te posiadają skrętność (helicity). Wyobrażamy to sobie jako wirowanie wokół osi wyznaczającej kierunek i zwrot prędkości ich ruchu postępowego. Jedne w prawo, inne w lewo. Tak rozróżnia się między neutrinami (w lewo) i antyneutrinami (w prawo). Choć to spore uproszczenie, pozostańmy przy tym modelu, gdyż najlepiej przemawia do wyobraźni. Później także to uściślimy. [Pojęcie spinu omówione zostało szczególnie w artykule „Plankony i obrót”.] Czy to różne cząstki, czy też dwa stany jednej? Osobiście optowałbym za koncepcją Diraca (a nie Majorany), czyli że chodzi o dwie różne cząstki, już choćby dlatego, gdyż wszyscy (także ci, co nie chcą czytać moich prac) należymy do świata podświetlnego. Sugerowałyby to wyniki doświadczeń (niezerowa masa), choć roztrzygnięcia ostatecznego brak. To chyba mimo wszystko różne cząstki,... albo też dwa stany jednego bytu, które w naszym (podświetlnym) świecie manifestują się odrębnie. Majorana uznając neutrino i antyneutrino za dwa stany jednej cząstki, byłby zatem bliższy konkluzji, że neutrina (wraz z ich anty-) pod względem kinematycznym są inne, niż pozostałe cząstki.  [Właściwie do dziś aktualny jest spór o to, czy antyneutrino i neutrino, to dwie różne cząstki (niech nie myli ich nazwa) – zgodnie z koncepcją Diraca; czy też to dwa różne stany tej samej cząstki – według Majorany. Spór ten w zasadzie pozostaje aktualny przy założeniu (zdawałoby się oczywistym), że neutrina należą do świata podświetlnego, pomimo, że sąd o niezerowości ich masy jest już chyba ugruntowany.]
    Warto zaznaczyć, że kierunek spinowego momentu pędu pozostałych cząstek jest zasadniczo prostopadły do kierunku ruchu postępowego. W tym przypadku przeciwnie zwrócony spinowy moment pędu nie oznacza inności – to ta sama cząstka. Przykład stanowić mogą elektrony w atomie. Łatwo przekonać się, że te dwa stany elektrony są sobie równoważne (jeśli nie bierzemy pod uwagę spinowego momentu magnetycznego – to nie dotyczy sprawy), „prawo-” i „lewoskrętność” zależą od układu odniesienia (patrzymy od dołu, albo od góry). A neutrino? Obserwator (podświetlny) nie mogąc poruszać się szybciej od niego, albo widzi obiekt bezwzględnie prawoskrętny, albo też lewoskrętny – jednoznacznie, niezależnie od miejsca, w którym znajduje się (od układu odniesienia). Uzasadnienie poniżej. [Jeśli oś rotacji jest prostopadła do kierunku ruchu postępowego, prawo- lub lewoskrętność zależy od układu odniesienia, nie jest cechą bezwzględną – w tym przypadku mamy do czynienia z tą samą cząstką. Tu mamy do czynienia z cząstkami oddziaływującymi elektromagnetycznie. Gdy jednak kierunek rotacji cząstki jest współliniowy z kierunkiem ruchu postpowego (neutrina), prawoskrętność i lewoskrętność są cechami bezwzględnymi, niezmienniczymi względem układów odniesienia. W tym sensie neutrino i antyneutrino, to dwie różne cząstki.]  Dirac się uśmiecha. Ale także Majorana. W gruncie rzeczy chyba obaj mają rację. Zależy od tego, jak patrzeć na sprawę. Wystarczy tylko (bagatela) uznać za istniejącą, możliwość nadświetlnej prędkości neutrin. Zobaczymy to dalej. Zauważmy, tak przy okazji to, że neutrina, jako jedyne cząstki, nie oddziaływują elektromagnetycznie. Także to, że fala elektromagnetyczna jest falą poprzeczną. Czy ma to jakieś znaczenie? Na razie to tylko skojarzenie faktów, choć zgodzić się można z sądem, że w przyrodzie, u podstaw bytu nie ma przypadków.
   A jaka jest prędkość neutrin? Pytam znów. Już rozumowaniem wykazaliśmy, że nie może być mniejsza od prędkości światła (przy założeniu, że neutrino i antyneutrino, to, w świecie podświetlnym różne cząstki – wiele na to wskazuje). Oto, powszechnie zresztą znane, rozumowanie prowadzące do tego wniosku (już je przedstawiłem wcześniej). Gdyby neutrino poruszało się wolniej, niż światło, to możliwe byłoby istnienie obserwatora od niego szybszego (choć, o prędkości mniejszej, niż c). Obserwator ten po wyprzedzeniu neutrina, spojrzawszy do tyłu, widziałby antyneutrino z powodu odwrócenia skrętności. A przecież to dwie różne cząstki. To, czym jest każda, nie może zależeć więc od układu odniesienia. Zatem neutrina poruszają się z szybkością światła... albo szybciej. Jeśli przy tym posiadają masę niezerową (jeśli), to nie mogą poruszać się z szybkością światła. Zatem...           Czy tak trudno wyciągnąć wniosek, zdawałoby się tak oczywisty? „Tak, ale przecież STW” (szczególna teoria względności). I o tym będzie.
   Można do zagadnienia podejść inaczej, w sposób jeszcze bardziej popularny. Otóż wiadomo, że neutrina, jako jedyne cząstki, nie uczestniczą w oddziaływaniach elektromagnetycznych. Szybkość rozchodzenia się światła jest szybkością fali elektromagnetycznej. Zatem: Co obliguje neutrino do tego, by poruszało się z prędkością światła? Pewien paradygmat? Nie można więc wykluczyć opcji ruchu nadświetlnego [W dalszym ciągu zakładamy, że neutrino i antyneutrino, to (w naszym świecie) dwie różne cząstki]. Choć brzmi to raczej logicznie, trudno się z tym pogodzić – tradycyjnie lokalnie patrzącemu fizykowi. Obligowani jesteśmy bowiem przez paradygmat łącznościowy, wiążący przekaz informacji z prędkością światła. Prędkość ta jest jednak, mym skromnym zdaniem, rzeczą wtórną. Przede wszystkim jest to jednak prędkość ekspansji Wszechświata. Stąd jej niezmienniczość – to tak dla przypomnienia, dla tych, którzy czytali zbyt pobieżnie artykuły poprzednie (jeśli czytali).
    Czy nadświetlna prędkość neutrin sprzeczna jest z podstawami szczególnej teorii względności? Tak sądzą liczni (nawet jeśli nie wszyscy, to w większości bezwiednie), a nawet obawiają się nadświetlnej prędkości jak diabeł święconej. Potwierdza to fiasko operowego doświadczenia... Operetka? Jakoś nie słyszałem o ponowieniu prób (po uwzględnieniu poprawek, wyeliminowaniu usterek układu doświadczalnego), w tym samym układzie doświadczalnym – to byłoby najsłuszniejsze. Ponoć zostało to zrobione, ale doniesienia jednoznacznego o wynikach nie znalazłem. Doświadczenie Opera przeprowadzono 22 września 2011 roku. Ciekawe, że już w eksperymencie MINOS przeprowadzonym w Fermilab w 2007 r. ogłoszono nieznaczne przekroczenie prędkości światła przez neutrina. Ustalono, że należy kontynuować badania. Chyba na razie plan badań jest zbyt napięty, a te dotyczace szybkości neutrin są z pewnością daleko w kolejce. We wszystkich ośrodkach badawczych. O eksperymencie Opera napisałem w pierwszej części tego cyklu. Panowie, nie trzeba się bać. Prędkość nadświetlna nie narusza szczególnej teorii względności już choćby z tego względu, że teoria ta, przynajmniej na razie, obejmuje swą adekwatnością tylko zakres podświetlny.           

piątek, 6 grudnia 2019

8. O neutrinach nieco ogólniej – hipotezy.


Dziś dla nauki neutrina stanowią wyzwanie, chyba największe. Konceptualnie byłoby wygodniej bez nich. Niestety (?), już cechy rozpadu beta sugerują możliwość (jeśli nie konieczność) ich istnienia. Na domiar złego (...), wnoszą one sobą kłopoty dodatkowe, choćby niezachowanie parzystości. Choć dawno pogodzono się z tym, warto popatrzeć na neutrino innym okiem. Właśnie to robimy. Podsumujmy więc ustalenia dotychczasowe (i przy okazji dorzućmy coś).
   Jak najbardziej dopuszczalną (i wzbudzającą nadzieję na koherentne rozwiązanie kwestii) rzeczą jest w tym kontekście, hipotetyczne przyjęcie tezy (jak już sugerowałem powyżej), że cząstki te są reliktem najwcześniejszej fazy ekspansji (Ureli), że wyodrębniły się jeszcze wtedy, gdy Wszechświat był „kryształem” (panelsymon). Z tego być może powodu nie oddziaływują one elektromagnetycznie (elektromagnetyzm pojawił się później, w wyniku przemiany fazowej), a ich prędkość przypuszczalnie większa jest (w naszym podświetlnym odczuciu i w sensie podanym wyżej) od prędkości światła. Innym przypuszczeniem jest to, że są obiektami odpychającymi grawitacyjnie materię znanych nam cząstek. Tak na marginesie, źródłem odpychania mogłaby być też nadświetlna prędkość, odwracająca czas w naszym podświetlnym odczuciu. Odpychanie grawitacyjne i odwrócenie strzałki czasu (Przy opisie z pomocą fotonów, a nie koniecznie w istocie faktu przyrodniczego.), formalnie byłyby ze sobą spójne: opisując na dwa różne sposoby otrzymujemy ten sam wynik (z punktu widzenia metodologicznego, to rzecz ważna, abstrahując nawet od tematu). Tak przy okazji warto zauważyć, że same neutrina między sobą powinny przyciągać się. Czy tak zwana oscylacja neutrin jest tego wyrazem?  
    Jako relikt Ureli, neutrina powinny mieć (grawitacyjną) masę ujemną, a w dodatku, dla obserwatora z naszego świata, (Uwaga!) ich całkowita masa powinna być liczbą zespoloną w związku z prędkością nadświetlną. Ta ujemna masa miałaby być więc częścią rzeczywistą masy zespolonej. O istnieniu tej rzeczywistej masy świadczyłby już fakt zachodzenia oddziaływań neutrina z cząstkami „naszymi”, w szczególności, przebieg oddziaływań zgodny z zasadą zachowania pędu i energii. Gdyby neutrino miało masę zerową, nie oddziaływałoby zupełnie z materią. Wszak nie oddziaływuje elektromagnetycznie, a także nie oddziaływuje silnie (i nie oddziaływałoby grawitacyjnie).  O jego (nawet pośredniej) detekcji nie byłoby mowy. W powszechnej świadomości podstawowym argumentem dla poparcia tezy o niezerowej masie neutrin, jest istnienie oscylacji, ale my idziemy trochę dalej.
    Wprost nie miałaby sensu idea istnienia neutrin. A przecież o ich istnieniu świadczy ciągłe widmo energii elektronów emitowanych w rozpadzie beta. Jeśli przy tym neutrino i antyneutrino są różnymi cząstkami, to wniosek, że ich masa jest niezerowa, jest jak najbardziej do przyjęcia, poza tym, że trudno pogodzić się z ich cechami kinematycznymi, nie mieszczącymi się w aktualnym systemie zapatrywań. Na ogół system zapatrywań jest ważniejszy od tego, co postanowiła Przyroda.
To już chyba stanowczo za wiele dla wrażliwego czytelnika, choć musi on jednak przyznać, że dziś stanowią neutrina poważną zagadkę, a wszelkie próby odpowiedzi na nurtujące pytania (i pytania jeszcze na razie nie zadawane), w tym także próby niekonwencjonalne, powinny być raczej mile widziane...  

Jak wiemy, głównym motorem działań naukowych jest nie tyle ciekawość świata, co motywacje socjologiczne (mówiąc oględnie), osobnicze cele egzystencjalne i ambicje na ogół wygórowane. Ci wychylajacy się nie mają na to żadnego wpływu, bez szans na to, co im się obiektywnie należy (chyba że mają dodatkowo siłę przebicia – to cenna zaleta). „Bądź zdrów”. To tak, jak w wyborach zwyciężają zawsze ci, którzy są najbardziej przeciętni – reprezentują największą liczbę tych nijakich pod względem wiedzy ogólnej, świadomości społecznej i politycznej. Nazwałbym to zasadniczym paradoksem demokracji. A jeśli, nie, daj Boże, wśród wybrańców przypadkiem znajdzie się ktoś nieprzeciętny (w pozytywnym sensie), od razu zrobią wszystko, by go zniszczyć, nawet jeśli zdążył już zrobić bardzo dużo dobrego – może właśnie dlatego (na zniszczenie jest sporo patentów). A mesjasza zakatrupią, a jeszcze zanim zdąży dokonać dzieła, dokona życia.
 Czy także w nauce powinna obowiązywać demokratyczna wybiórczość? Nie byłbym zdziwiony w przypadku odpowiedzi twierdzącej. A darwinizm? Idą naprzód ci, którzy potrafią przystosować się do nowych warunków. A kto stwarza te nowe warunki? Chyba wyłącznie ci nie przystosowani... 

    Neutrina (nawet tego samego zapachu, np. elektronowe) różnią się między sobą, jak wspomniałem, energią – co do tego zgadzają się wszyscy, ale także wielkością masy ujemnej (tej rzeczywistej) – tu bazuję na mojej koncepcji. [Na ogół chodzi o energię kinetyczną, która je określa jednoznacznie. Chodzi o ich ruch zdala od materii, a nie o ich oddziaływanie z tą materią. Jeśli dochodzi do zbliżenia neutrina z inną cząstką, oczywiście pojawia się energia potencjalna (dodatnia) oddziaływania.]
   Co ciekawe, tym najbardziej masywnym neutrinom, najtrudniej zbliżyć się do cząstek (by je na przykład rozbić) – z powodu silniejszego w tym przypadku odpychania grawitacyjnego. Te są w gruncie rzeczy niewykrywalne. Nie dadzą rady zbliżyć się do żadnej cząstki (by dokonać jej rozpadu).  Powodują jednak zakłócenie ruchu cząstek, stanowiąc jedną z przyczyn chaosu. O proszę. Neutrina, szczególnie te bardziej masywne (duża masa ujemna) stanowią przyczynę, to tylko jeszcze jeden zwariowany pomysł – tego, że osiągnięcie temperatury zera bezwzględnego nie jest możliwe. Ale przede wszystkim są przyczyną chaosu, który nastapił wraz z przemianą fazową tuż po URELI, przyczyną sprawczą tego, że promieniowanie reliktowe nie jest w stu procentach izotropowe (z powodu tegoż chaosu). Dlaczego? Dlatego, gdyż różnią się między sobą masą, a wiec różnie oddziałują grawitacyjnie z napotkanymi cząstkami. [Chaos, fraktalizacja, to zjawisko deterministyczne, a nie losowe absolutnie. To niezwykle ważne. Wszechświat nie kieruje się ślepą losowością. O rozwoju decydują prawa natury.] W ogóle, nawet do dziś działają destabilizacyjnie na układy cząstek, w szczególności atomów. Tu mamy szansę ich wykrycia, może nawet pomiaru. Za sto lat? Nie ważne.    
     Można sądzić, że kinematycznie neutrina, te najbardziej masywne, są najbardziej odległe od osi c, a ich energia jest najmniejsza – chyba wyodrębniły się najpoźniej, tuż przed przemianą fazową i jest ich z całą pewnością najmniej (hipotetyczny rozkład gausowski). Natomiast prędkość tych bardziej energetycznych, tych, które powodują rozpady cząstek i jąder atomowych, jest mniejsza, bliższa (od góry) prędkości niezmienniczej c. Masy rzeczywiste tych neutrin są znikome – potwierdza to doświadczenie. Można przypuszczać, że masa ich dąży do zera dla tych, których prędkość dąży (nie osiągając) do c.        Wszystko to z całą pewnością zaskakuje. Dalej przekonamy się, że jednak coś za tym stoi. Będzie jeszcze o tym mowa. Będą też kolejne zaskoczenia. Jak widać, już opis jakościowy, jest dość koherentny i stanowić może bazę dla ujęcia ilościowego, którego elementarne podstawy przedstawię w ostatnich postach tej serii. To o czmś może świadczyć. Nawet już teraz.