Neutrina we Wszechświecie
cyklicznym, oscylującym. Neutrina a
chaos.
Neutrino (zgodnie z
wypowiedzianym już przypuszczeniem) posiada masę zespoloną, gdyż dla
obserwatora podświetlnego jest cząstką nadświetlną*. Doszliśmy do
tego poprzez eliminację opcji niepasujących do danych doświadczalnych. Biorą to pod uwagę, a także bazując na dualności grawitacji, możemy rozważyć opcję
nieliniowej ekspansji na samym początku: Urela (Ultra-relativistic
Acceleration). Uznałem, że neutrina wyodrębniły
się jeszcze podczas trwania tej fazy Wybuchu, zanim jeszcze doszło do rozpadu
panelsymonu. A samo
wyodrębnianie się? Czy zachodziło przez cały czas procesu z jednakową mocą? Raczej nie. Najpierw nieśmiałe forpoczty o
największej energii (najsilniejsze pole odpychające) i prędkości minimalnie
większej od c; coraz więcej w miarę ekspansji i tuż przed przemianą fazową znów
nędzne resztki. Jakby krzywa Gaussa. A ich masa? Zobaczymy dalej.
Interesujące, że
wraz z tym neutrino posiada skrętność, czyli kierunek momentu pędu współliniowy
z kierunkiem ruchu postępowego. Czy to byłby więc naturalny kierunek obrotu
tworu o masie (dla obserwatora) zespolonej? Zasadniczo nie ma powodu do takiego sądu, że koniecznie, z drugiej jednak strony
neutrino jest jedynym takim tworem. [Na razie to tylko skojarzenie.] Czy zatem
w roszerzającym się panelsymonie („krysztale”), zanim się rozpadł i stał się
Wszechświatem o dzisiejszych cechach, jego elementy posiadały tylko jeden
stopień swobody dla ruchu postępowego, a więc istniała jedynie możliwość ruchu
wirowego wokół osi współliniowej z kierunkiem ruchu postępowego? To retorycznie
brzmiące pytanie sugeruje wyobraźnia. Zgodnie z nią prakryształ rozszerzał się
jakby falą podłużną i tylko „do przodu”.
Jeśli tak, to
jak to się stało, że istnieją dwa (a nie jeden) kierunki wirowania: w prawo i w
lewo (oczywiście w pierwszym mechanistycznym przybliżeniu)? Właściwie, jeśli
tylko jeden kierunek, to w którą stronę
(nie wyróżniając żadnej)? Też niedobrze. Czy to sprawa statystyki i
izotropowości przestrzeni?
A może te dwie formy (neutrino i antyneutrino)
powstały jako wynik rozdzielenia tworu pierwotnego („preneutrina”),
posiadającego określony moment pędu, uwarunkowany przecież przez wielkość spinu
plankonowego (1/2ħ), określoną skrętność? Możliwe, że tędy droga. Rozwińmy ten
wątek. [Temat spinu plankonowego poruszony został w artykule pt. „Plankony i obrót”.]
Jeśli mamy tu do czynienia z preneutrinem, to nie możemy
uniknąć problemu jego rotacji (jeśli już tak było). Pierwotną przyczyną tej
rotacji jest, jak nietrudno domyślić się, niezerowy moment pędu samego
plankonu. Czy bez wyjątku wszystkie preneutrina obracały się w jedną stronę?
„Chyba nie, gdyż na samym początku był chwilowy bezruch. Byłoby to niezgodne z
zasadą zachowania krętu. Zatem na przemian: w lewo i w prawo (by zachować
globalny początkowy bezruch)”. Ale to wcale nie takie pewne. Gdyby się
naprzemian obracały w lewo i prawo, mielibyśmy pełną równowagę, także w roli
spełnianej przez neutrino i antyneutrino. Nie byłoby przewagi materii nad
antymaterią, być może jedyną formą istnienia materii byłyby więc fotony. Nie
byłoby materii masywnej. „To po co nam neutrina?” Rzeczywistość jest inna. Mamy
problem. Jedynym wyjściem z tej pułapki, z tego ambarasu (jeśli chcemy
kontynuować i nie złożyć broni), byłoby przyjęcie (tonący...) tezy, że...
Jeśli Wszechświat pulsuje,
a kolejne pulsacje są identyczne – tę rzecz zakładam (i uzasadniałem w
artykułach wcześniejszych), to wszystkie preneutrina obracać się mogą w tę samą
stronę, a pod koniec kontrakcji wszystkie w stronę przeciwną (wykręca i wkręca
z powrotem) (Q). Coś w rodzaju napięcia torsyjnego w momencie zatrzymania. Zachowanie
momentu pędu ma miejsce wraz z zakończeniem pełnego cyklu. Dodać do tego
należy, że masy (rzeczywiste) neutrin (i anty-) są ujemne. Na razie rzecz nie
jest roztrzygnięta, ale załóżmy, że było właśnie tak, bo to jest jakimś
wyjściem z opresji. Dodajmy do tego, że rozwiązanie kwestii powinno być
konsystentne ze znanym faktem, że w aktualnym półokresie oscylacji
Wszechświata, antymateria zasadniczo nie istnieje. [Teraz to wszystko brzmi nawet dobrze i
koherentnie. By jednak do tego dojść, trzeba było lat przemyśleń, rozterek,
prób i błędów. Wszak startowałem z pozycji aktualnych powszechnych wyobrażeń, z
pozycji obowiązujących paradygmatów. Harry Potterem nie jestem. Część tego, co
aktualne na dziś, może jeszcze ulec zmianom. Na razie jestem osamotniony nie
zasługując nawet na krytykę. Nic dziwnego, że trzeba było sporo czasu.
Pocieszeniem jest to, że na wszystkie te herezje mam wyłączność.]
Skoncentrujmy uwagę na
jednym z preneutrin. Skrętność tego konkretnego „preneutrina” była oczywiście
jednoznaczna. Ten pierwotny twór, tuż po wyodrębnieniu się z panelsymonu
„zdysocjował” (od razu rozpadł się) na dwie znane nam, trwałe formy,
poruszające się, zgodnie z zasadą zachowania pędu, w przeciwne strony względem
ich środka masy. [My, obserwatorzy, znajdujemy się jakby w środku masy.] Stąd
dwa rodzaje skrętności względem tegoż środka masy (pomimo „obrotu w tę samą
stronę”). [W tym kontekście Majorana ma rację] Wniosek stąd, że łączna liczba
neutrin i antyneutrin jest jednakowa. Sam środek masy podąża naprzód pierwotnym
ruchem, a neutrina: jedno z nich (na przykład antyneutrino – to do ustalenia)
jest szybsze (na zewnątrz), a drugie wolniejsze. [Nasze
stanowisko obserwacyjne związane jest właśnie z tym środkiem masy.] Właśnie to zróżnicowanie zadecydowało o tym, jakie
role przypadły w udziale neutrinom, a jakie antyneutrinom.
Przypomina to ładunek elektryczny, niezależnie od tego w jakich cząstkach „zagnieździł się”. Coś obojętnego elektrycznie, podczas przemiany fazowej, rozpadło się, zdysocjowało, dając dwa rodzaje ładunku. [Masa tego tworu z zerowej stała się dodatnia. Grawitacja dualna w bardzo łatwy sposób to wyjaśnia.] Zasada zachowania ładunku jest jednym z podstawowych faktów przyrodniczych. Globalnie jednakowa liczba ładunków dodatnich i ujemnych czyni Wszechświat obojętnym elektrycznie.
To oddzielanie się preneutrin zachodziło cały czas, aż do przemiany fazowej definitywnie kończącej rozpad panelsymonu. W związku z tym zróżnicowane są energie neutrin (ich prędkości i masy) – jak powyżej wspomniałem, ich zróżnicowanie powinno (chyba) mieć rozkład gaussowski, lub podobny. Podczas przemiany fazowej wyodrębniły się pozostałe formy: fotony i w chwilę po tym cząstki o masie dodatniej: leptony (elektrony, miuony, taony) oraz hadrony. [Dla przypomnienia, uznałem, że istnieją (zasadniczo, pomijając sześcian) dwie formy połączeń plankonów: czworościan – z nich zbudowane mają być leptony (wraz z neutrinami), oraz dwunastościan foremny – baza strukturalna haronów. Tu warto zajrzeć do eseju poświęconego plankonom.] Pozostałości – plankonowe łączniki już uwolnione, tworzą ciemną materię, a chaos, który się wytworzył spowodował, że materia ta sfraktalizowała się tworząc centra ściągające ku sobie to, co po około dwustu milionach lat zacznie świecić pierwszymi gwiazdami, a miliard lat później zacznie tworzyć galaktyki. Warto zajrzeć do artykułów: „Jak powstały galaktyki”. Skąd ten chaos? Już w innym miejscu zwróciłem uwagę na zróżnicowanie (ujemnych) mas neutrin, które tym właśnie spowodowały kinematyczny chaos w materii (tej znanej nam) – wraz z przemianą fazową. I tak pojawił się nowy parametr stanu materii: temperatura. [Gdyby nie ten warunek, czyli jakby uporządkowana ingerencja neutrin o masach tworzących określone, „estetyczne” widmo (na przykład rozkład gaussowski energii), przestrzenny rozwój materii (zbioru cząstek) nie miałby cech fraktalnych. Mamy więc jeszcze jeden trop (taki sobie pomysł). Czego? Czy możliwy jest, przynajmniej teoretycznie, chaos absolutny, pozbawiony możliwości tworzenia się fraktali? Wszak ta możliwość mimo wszystko oznacza istnienie rodzaju uporządkowania.]
Fantazjujmy dalej. W
połowie drogi nie zawracamy. Dokąd zawiodą nas dalsze rozważania? Zawiodą i
zawiodą? Jestem optymistą. Zatem, po upływie jakiegoś czasu od dysocjacji
preneutrina doszło do przemiany fazowej, w wyniku której pojawiły się fotony i
cząstki masywne, wraz z oddziaływaniami regulującymi przemiany z ich udziałem.
Dwie przeciwne skrętności neutrin stały się cechą niezmienną, reliktową,
ponieważ powrót do sytuacji, w której rzecz zaistniała, nie był już możliwy
(tak, jak mój odwrót, zejście z obranej drogi). Neutrina pozostały przy swoich
cechach dynamicznych jako relikt epoki, w której
powstały.
Zauważmy, że sugeruje to
też rodzaj asymetrii, uprzywilejowania jednej z dwóch form, mianowicie tej,
która podążała (po rozpadzie) w kierunku ekspansji. Być może ta właśnie
asymetria spowodowała rozwój materii niesymetryczny w stosunku do antymaterii. Spowodowało
to przewagę ilościową materii nad antymaterią, w związku z nieco większą
energią kinetyczną części „przodującej”. W gruncie rzeczy antymateria nie
istnieje w naturze. Antycząstki można otrzymać tylko w wyniku określonych
procesów. Nie jest już istotne, czy miała miejsce masowa anihilacja, czy
nie. Chyba raczej nie, sądząc z ustalenia powyższego. Zatem, rozpad
obiektu pierwotnego w warunkach ekspansji prowadzić musiał do jakiegoś zróżnicowania
pomiędzy rolą neutrin i antyneutrin w odniesieniu do reszty materii.
Przypuszczać można, że rola ta ma się odwrócić w momencie inwersji. Podczas
kontrakcji Wszechświata królować więc będzie antymateria. Tym razem bowiem
„przodującymi” będą te neutrina, które w fazie ekspansji pozostawały w tyle
(względem środka masy podążały do tyłu). Po inwersji zaczną zbliżać się ku
sobie. [Co będzie w czasie kontrakcji? Patrząc znów z pozycji środka masy
stwierdzimy, że jeśli się wzajemnie zbliżają, to biorąc pod uwagę skrętność
zauważymy, że neutrino podczas inwersji staje się antyneutrinem i odwrotnie. Tu
zwyciężałaby koncepcja Majorany. A jeśli nie ma miejsca ta przemiana (bo to
różne cząstki)? To, by pozostały sobą, muszą obracać się w przeciwną stronę. Byłoby
to związane ze specyficzną topologią Wszechświata. To tak, jakby kontrakcja
była zwierciadlanym odbiciem ekspansji – pisałem o tym najwięcej w eseju
poświęconym oscylacjom Wszchświata. Chyba pójdę w tym właśnie kierunku, tym
bardziej, że przypuszczenie spójne z tym już padło (Q)
- powyżej.] W końcu, w krótką chwilę przed zatrzymaniem się wszystkiego, tuż
przed kolejnym Wielkim Wybuchem, neutrina połączą się z antyneutrinami. Nie
pozostanie ani jeden. (A preneutrino obracać się będzie w przeciwną tronę, niż
podczas Ureli.) Wszak neutrina i antyneutrina są równoliczne. Nigdy nie doszło
też do ich anihilacji, bo ta wśród nich nie zachodzi, choćby dlatego, gdyż nie
oddziaływują one elektromagnetycznie. Stanowią też, zgodnie z moimi fantazjami,
dwie części jednego tworu. Warto tu zaznaczyć, że model ten jest konsystentny
pod warunkiem, że Wszechświat oscyluje, przy czym półokresy oscylacji są
identyczne. Właściwie, jeśli takie coś zaszło, to to właśnie implikuje
identyczność wszystkich cykli.
Oto poglądowy
przykład „z życia”, oddający sedno sprawy i wspierający wyobrażeniową wizję
tego, co się (w mym odczuciu) działo. Wystrzelony z
działa pocisk, podczas lotu, obracając się wokół swej osi, rozpada się
(sterowanym wybuchem) na dwa pociski. Obydwa obracają się w tym samym kierunku,
ale mają, w związku z ruchem w przeciwne strony, przeciwne (względem środka
masy tego układu) skrętności. Niezależnie od tego, sam środek masy, zgodnie z
zasadą zachowania pędu, kontynuuje pierwotny ruch pocisku. Jego połowa, ta
„uprzywilejowana”, podąża jeszcze szybciej w pierwotnym kierunku. Ta druga
traci szybko dystans, choć względem otoczenia w dalszym ciągu podąża „do
przodu”. Czy zatem prędkość (energia) neutrin jest zasadniczo mniejsza
od prędkości antyneutrin? Przypuszczam, że tę rzecz będzie można w przyszłości
sprawdzić. [Chyba, że to fantazja pozbawiona krzty realności. A jeśli nawet? To
także się przyda dla znalezienia i przedstawienia słusznej alternatywy.] Czy
ta asymetria tkwi w cechach sieci panelsymonu? W cechach Plankonu? Wprost jako „pierwotna”
cecha przyrody, jako immanentne ukierunkowanie jej rozwoju? Chyba jako
symetria, ktorą zamyka cykliczność. A czas w ogólności? Czy ma charakter
jednoznacznie linearny? Kultury Wschodu przyjmują jego cykliczność, może
dlatego, gdyż bazują na sporej starożytnej wiedzy astronomicznej. Natomiast
tradycja chrześcijańska, uznaje raczej jego liniowość. To, co pozostało ze
spuścizny starożytnych uznano autorytatywnie za herezje pogan. O tym, co boskie
zadecydowali ludzie. To wcale nie postęp. Odwrotnie. Filozofia, spekulacje...
Bez tego ni rusz.
Jak zauważyłem powyżej,
liczba neutrin i ich anty- jest jednakowa (w przeciwieństwie do pozostałych
cząstek). Ale można iść jeszcze dalej. Można
przypuszczać, że podczas inwersji Wszechświata, tuż przed rozpoczęciem się jego
kontrakcji, wbrew pozorom pozostają one sobą. Tylko one, nie licząc
fotonów, które są tożsame ze swoimi antycząstkami. Jednak ich role w stosunku
do (tym razem) antymaterii będą odwrotne. [Podczas inwersji mielibyśmy do
czynienia w rzeczywistości z podwójną przemianą: odwrócenie zwrotu
przemieszczania się (określone neutrino cofa się stając się antyneutrinem) i wspomniane
powyżej odbicie zwierciadlane. Każda z tych przemian z osobna, zamieniałaby
neutrino w antyneutrino (i odwrotnie). Byłoby to jakby podwójne działanie
operatora odwracającego, przywracające cząstkom ich tożsamość – słuszne
wyłącznie w odniesieniu do neutrin (skrętność).] Zbieżne to byłoby z
przypuszczeniem, że neutrina znajdują się po drugiej stronie osi inwariantu c.
Zmiany zachodzące w materii, w momencie inwersji, ich by nie dotyczyły.
[Konsystentne to jest z przypuszczeniem oznaczonym jako (Q).]
Pozostałe cząstki w tym momencie stają się, zgodnie z fantazjami mych
prac, swoimi antycząstkami. Reasumując stwierdzić można, że pomysł (tuż
powyżej) o niezmienniczości neutrin względem kierunku ewolucji (ekspansja –
kontrakcja, ten nowy pomysł), stał się od razu, tak by wyglądało, integralnym
elementem całej koncepcji, wprost czyni ją jeszcze bardziej konsystentną.
Wskazują też na to uwagi tuż poniżej.
Zauważmy, że w związku ze zmianą kierunku
powszechnej tendencji rozwojowej (w momencie inwersji Wszechświata), zmianie
ulega rola neutrin. Te, które poruszały się, po dysocjacji preneutrina, „do
tyłu”, teraz, po inwersji, właśnie one, są tymi przodującymi. Zasugerowałem już
to powyżej. Materia związana z nimi ma więc cechy dzisiejszej antymaterii. W
czasie kontrakcji kierunek rozwoju jest bowiem przeciwny. Tym razem
uprzywilejowaną staje się ta druga część pocisku z naszego przykładu. Tu warto
dodać (na bazie ustaleń wcześniejszych, między innymi w artykułach
poświęconych oscylacjom Wszechświata, że w półokresie kontrakcji, zamiast
(kinematycznej) dylatacji czasu (dla obiektów badzo odległych) mamy jego
skrócenie, jednak przy zachowaniu red-shiftu. Podałem tam wstępny, ideowy model
matematyczny (wraz z uzasadnieniem) tego efektu. Spójność tych „faktów” jest
niewątpliwa. Aż w końcu dojdzie do ponownego połączenia. Podczas Wybuchu neutrino
i jego anty-, jakby oddalały się
od siebie (jak pociski), a po inwersji będą się do siebie zbliżały, aż do
połączenia tuż przed zatrzymaniem się wszystkiego. Taki będzie koniec, a także
początek. Wszechświat bowiem, wbrew sądowi znacznej liczby zainteresowanych,
oscyluje. W dodatku wszystkie cykle są identyczne (pomimo ciągłego wzrostu
entropii). Ale to już inny temat. Ile srok za ogon? Przecież to na razie część
relacji z badań, które ośmieliłem się prowadzić i (co gorsza) publikować. Przed
nami jeszcze dwie części tego eseju.
*) Jeśli masa jest liczbą zespoloną, a przy tym jest mierzalna
(neutrino przecież oddziaływuje z materią), to ta mierzona masa jest częścią rzeczywistą
(niezerową) tej liczby zespolonej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz