Ten post będzie
trochę dłuższy, mimo to warto, a może należy, dokonać przeglądu tego, co już
było, tym bardziej, że uzupełnionego o nowe refleksje.
1) Masa Wszechświata. Trzeba
przyznać, że rozważania dotyczące masy Wszechświata mają jakikolwiek sens pod
warunkiem przyjęcia tezy, że Wielki Wybuch faktycznie miał miejsce. Jeśli
bowiem coś wybucha, to nie może mieć nieskończenie wielkiej masy, a sam
Wszechświat po prostu (...) oscyluje. [Już
filozoficznie sam Wybuch ni stąd ni zowąd wraz z niekończącą się ekspansją
stanowi problem poważny, którego bagatelizować nie można. Dla stroniących od
filozofii kosmologów – problemu nie ma pomimo, że do
niedawna kosmologia była działem filozofii. Masa Wszechświata (nie ważne jak jest
definiowana) jest więc ograniczona, jest konkretną liczbą, nie ważne jak
wielką. Jest więc sens zajęcia się też masą, pomimo jej ekstensywności. W
szczególności nader interesujące byłoby pytanie: „Jaka będzie maksymalna masa
Wszechświata w momencie inwersji między ekspansją, a kontrakcją?” Moje robocze
oszacowania (aktualne na dziś) dają wielkość rzędu: 10^63kg (w odniesieniu do
dzisiejszych wartości jednostek).
2) Prędkość ekspansji. Na razie zauważmy, nie po raz pierwszy, że prędkość
ekspansji jest, zgodnie z zasadą kosmologiczną,
niezmiennicza. To także największa możliwa prędkość, to prędkość względna
najbardziej oddalonych od siebie punktów ekspandującego Wszechświata. [Jak wiadomo, przed
miliardami lat, cała materia tworzyła byt o bardzo małych rozmiarach i wtedy
rozpoczęła się ekspansja. Powstał też chaos. Nadmiar
energii kinetycznej urelowskiej ekspansji zdyssypował – pojawiła się temperatura
jako nowy parametr stanu układu. Ruchem tego zbioru elementów rządzić zaczęły
prawa statystyki. Elementy względnie najszybsze oddaliły się od siebie
najbardziej. Dziś dzieli już je odległość kilkunastu miliardów lat świetlnych.] Wszechświat jest bytem materialnie ograniczonym, a więc jest
przestrzennie ograniczony. Zatem prędkość ekspansji jest ograniczona (a nie
nieskończona). Prawo Hubble'a, a więc także zasada kosmologiczna, wyraża także
to. [Być może
uzasadniony byłby sąd, że gdyby Wszechświat był nieskończony, to nie byłoby
ograniczenia na wielkość prędkości względnej. Prędkość mogłby (teoretycznie) być
nieskończenie wielka. Czy istniałyby wówczas oddziaływania elektromagnetyczne?
Czy świat, który znamy mógłby istnieć? Może to tylko filozofowanie, albo czcze
spekulacje, ale warto mimo wszystko zastanowić się.]
Jaka liczbowo jest ta prędkość? Gdyby spojrzeć
na to od strony struktury – każde ciało (w tym galaktyki) zbudowane jest z atomów,
a te z cząstek oddziałujących elektromagnetycznie. Przez wzgląd na to ich
prędkość względna ma swój kres górny: c.* Od tego stwierdzenia zacząć
by można rozważania z których wnioski stanowią treść szczegolnej teorii
względności. Zatem prędkość ekspansji Wszechświata równa jest c. To
także prędkość światła, prędkość fotonów, a także kres górny prędkości (względnej) obiektów (cząstek) oddziaływujących elektromagnetycznie. Wszystko się zazębia.
Ale to jeszcze nie koniec. Można
na rzecz spojrzeć z innej strony. Co ma wspólnego prędkość fali
elektromagnetycznej z prędkością ekspansji? Bardzo możliwe, że oddziaływania
elektromagnetyczne pojawiły się właśnie w momencie, gdy ustaliła się prędkość
ekspansji wartością c, że są reliktem tego momentu. [Jeśli tak, to mamy jeszcze
jeden argument uzasadniajacy tezę, że Wielki Wybuch miał rzeczywiście miejsce
(pomijając inne ważkie argumenty). Tu chodzi o
konsystentność argumentacji.] Wcześniej, jak już wiemy była Urela
kończąca się przemianą fazową. Prędkość c jest więc, jak zauważyłem powyżej,
reliktem początków ekspansji hubblowskiej, a także momentu, w którym pojawiły
się oddziaływania elektromagnetyczne. Mamy więc wyjaśnienie sensu tak
bulwersującej przecież niezmienniczości prędkości światła. Sto lat temu była
postulatem, a dziś, za sprawą moich fantazji, jest oczywistym wnioskiem, wprost
wynikającym z zasady kosmologicznej. Chodzi tu
właściwie nie tyle o wniosek, co o konsystentność danych o charakterze
kosmologicznym z podstawowymi cechami materii. Tu ta konsystentność wprost krzyczy.
Jak widać, wątek ten co jakiś czas wraca w moich postach. Że się
powtarzam? Nie zawadzi, bo to dosyć ważne. Czy o
wszystkim, co już napisałem, pamiętacie? Nawet niektórzy nie pamiętacie treści postu
ostatniego (i dlatego niektórzy z „gniewnych”, bezwiednie trollują, bo
wcześniej nie uważali na lekcjach).
3) Wszechświat
jako Wszystkość. Stwierdziliśmy, że rozmiary Wszechświata
sukcesywnie wzrastają, choć są ograniczone. Poza horyzontem hubblowskim nie istnieje nawet przestrzeń, gdyż
Wszechświat dany obserwacji jest wszystkim.
Istnienie czegokolwiek poza granicą horyzontu byłoby nawet sprzeczne z
zasadą kosmologiczną, choćby dlatego, że
obszar powyżej horyzontu musiałby mieć inne zupełnie cechy, niż znany nam
Wszechświat. O tym, że obserwowalny Wszechświat jest
Wszystkim, świadczyłyby też parametry
promieniowania reliktowego. [Gdyby był większy, to
temperatura tego promieniowania była niższa, niż stwierdzona obserwacyjnie, a
ta stwierdzona obserwacyjnie odpowiada rozmiarom hubblowskim.] Wszechświat nie jest jakimś ciałem, zanurzonym w przestrzeni. Sam bowiem
tworzy przestrzeń swą materią. Jak to strawić? Trzeba by zaordynować jakieś
suplementy, albo powoli się przyzwyczajać. Proponuję to drugie, a czeka Was
jeszcze sporo zaskoczeń.
4) Grawitacyjne
wysycenie Wszechświata. Jak już wiemy,
Wszechświat posiada konkretną masę. Czy wokół niego roztacza się pole
grawitacyjne? Niby tak, ale przecież przestrzeń wokół niego nie istnieje. Taka
była nasza konkluzja.
Jedną z konsekwencji
przyjęcia zasady kosmologicznej było też stwierdzenie, że globalne natężenie pola grawitacyjnego
równe jest zeru. W każdym punkcie przestrzeni.
Stwierdziliśmy bowiem, że w
związku z izotropowością Wszechświata siły działające na dowolne ciało z przeciwnych kierunków równoważą
się. Przy tym, by to miało miejsce, Wszechświat wcale nie musi być
nieskończenie wielki – co by mogło wynikać z pełnej kompensacji sił (zasada
kosmologiczna). Sprawę absolutnej równowagi sił załatwia specyficzna (dziś nie
znana) topologia.
Wkrótce przekonamy się, dla odmiany, że potencjał pola globalnego jest
wielkością stałą, nie koniecznie zerową i wszędzie jest jednakowy. [Przypomina to
do złudzenia naładowany elektrycznie przewodnik (w warunkach równowagi
elektrostatycznej)] Wysycenie pomimo istnienia grawitacji... Czy to możliwe? Także grawitacją Wszechświata zajmiemy się, w odpowiednim czasie.
Wszechświat zatem nie
zdradza swej obecności nawet gdyby instniała jakaś zewnętrzność – zgodnie z
naszymi konkluzjami, nie istnieje. Ale dajmy na to. Stwierdziliśmy, że
natężenie pola równe jest zeru – Wszechświat na zewnątrz nie zdradza swego
istnienia. Jeśli więc na zewnątrz nie ma pola, to
Wszechświat nie może być widoczny dla „kolegów”, nie istnieje więc dla
jakiegokolwiek obserwatora zzewnątrz. Dla swych mieszkańców jest więc jedynym
istniejącym, nawet jeśli stanowi element nieskończonej mnogości. O tej mnogości
wiedzą przy tym tylko naukowi fantaści. Jeśli On, to także pozostałe
wszechświaty z nieskończonego zbioru (albo jeden jedyny, albo nieskończenie
wiele) nie są widoczne. My nie ujawniamy swego
istnienia, to samo oni, bo jeśli istnieją inne wszechświaty, to posiadają tę
samą cechę. Więc po co kombinować z wieloświatami i mnogością nieskończoną
wszechświatów? To na pewno nie pomoże zrozumieć naszego poczciwca. Dla
„obiektywnego” obserwatora będącego „na zewnątrz” istnieje więc tylko
nieskończona pustka. To co on tam robi, do jasnej przez Marszałkowską? Czy
istnieje sens dla istnienia nieskończonej pustki? Dla istnienia nieskończonego
Nieistnienia? Że to nieistnienie może być pozorne, fałszywe: pełna energii
„Fałszywa Próżnia”? Że sam Wybuch, a więc i Wszechświat, to bąbel kreowany
lokalnie z nieskończonej energii, a takich bąbli – wszechświatów jest
nieskończenie wiele? Atrakcyjna fantazja – no nie? Ale... Co to ma do rzeczy?
Czy pomoże nam w zrozumieniu naszego Wszechświata? Dodatkowo, istnienie nasze nie
ma zupełnie wpływu na fakt istnienia (lub nieistnienia) czegoś poza nami. Z istnienia naszego Wszechświata wcale nie wynika
konieczność istnienia innych wszechświatów.
Już to
skłania do konkluzji, że to, co my percepujemy jako Wszechświat, jest
jedynością i wszystkością zarazem, a przy tym jest ilościowo ograniczone.
Faktem obserwacyjnym wskazującym na słuszność takiego stawiania sprawy jest
znany wszystkim bez wyjątku fakt nocnej czerni nieba. Zainteresowani (i trochę
mniej zorientowani) mogą poczytać sobie o tak zwanym Paradoksie Fotometrycznym
Olbersa. Teza o wysyceniu i ograniczoności ilościowej Wszechświata przewijać
się będzie wielokrotnie w tej pracy.
*) Opisałem to w swej książce: Elementrany
wstęp do szczegolnej teorii względności, nieco ...inaczej. Jeśli ciało
posiadające ładunek elektryczny porusza się, efektem tego jest pole
magnetyczne. Im ciało to porusza się szybciej (to oczywiście rzecz względna –
układ odniesienia), tym pole magnetyczne jest silniejsze. Gęstość energii tego
pola w dowolnym punkcie nie może jednak być większa, niż gęstość energii źródłowego
pola elektrycznego (oczywiście w tej samej odległości). Natężenie pola
magnetycznego jest proporcjonalne do prędkości ciała. Zatem istnieje taka
prędkość, przy której gęstość energii obydwu pól jest równa. Prędkość większa
nie może być. Zasada zachowania energii jest nieubłagana. Istnieje zatem
prędkość nieprzekraczalna – ciał oddziaływujących elektromagmetycznie. A może
wszystkich ciał? Na to pytanie tutaj nie odpowiem. Po głębszym zastanowieniu
możemy nawet zaryzykować sąd, że ta graniczna prędkość nie zależy od układu
odniesienia – jest niezmiennicza.