środa, 23 listopada 2016

Jak powstały galaktyki. Cz. 2

Treść
5. Znów galaktyki eliptyczne i próba uogolnień.
6. Galaktyki aktywne.
7. Ruchy gwiazd w Galaktyce.
8. Jak powstały gromady kuliste.

9. Geneza pierwiastków superciężkich.


5. Znów galaktyki eliptyczne i próba uogolnień.
   Wróćmy do galaktyk eliptycznych. Jak już wspomniałem, w kontekście opisu erupcji biegunowej, rzeczą realną, a może nawet oczywistą jest przypuszczenie, że nawet na samym początku były one obiektami o symetrii w przybliżeniu kulistej, dosyć gęste gwiazdami i gazem (wodór, hel). Można też sądzić, że także w nich dojść musiało do wybuchu, nie koniecznie w kierunku osi obrotu. Grawitacja, mimo rotacji, robiła swoje. Materia pełna gwiazd opadała ze wszystkich stron, nie tylko biegunowo. Dodajmy, że także niedokładnie radialnie z powodu obrotu całości (coraz bardziej intensywnego) i cyrkulacji materii. Obiekt się kurczył, w szczególności wskutek napierania warstw zewnętrznych ku środkowi. Gęstość materii w centrum rosła. Wraz z tym warto zauważyć, że grawitacja, im głębiej wewnątrz obiektu, tym jest słabsza, gdyż określa ją wyłącznie masa materii znajdującej się poniżej (masa warstw powyżej nie ma wpływu na natężenie pola grawitacyjnego). Materia powyżej wywierała jednak ciśnienie ku środkowi, powodując zagęszczanie się materii w centrum. Rosło więc natężenie pola na kurczącej się powierzchni obiektu. Wraz z tym, przy odpowiednio dużej (wciąż rosnącej) gęstości (koncentracji) materii w samym centrum, narastał stopniowo, niedobór masy grawitacyjnej, który hamować musiał wzrost natężenia pola na powierzchni. Jak wiemy, niedobór masy układu w przypadku dwóch identycznych (dla prostoty) ciał jest proporcjonalny do kwadratu ich masy (z iloczynu mas), a odwrotnie do ich wzajemnej odległości. Można więc wysnuć przypuszczenie (niech ktoś sprawdzi rachunkiem – mi się nie chce), że gęsty i bardzo masywny obiekt, jak na przykład jądro galaktyki, ma stosunkowo duży niedobór masy, w związku z bardzo dużą koncentracją materii w samym środku, nawet jeśli jego średnia gęstość nie jest wielka. Wraz z tym, nic nie stoi na przeszkodzie, by był zamknięty przez horyzont grawitacyjny. Ale to już inna sprawa. To musiało osłabiać (coraz bardziej) zapaść grawitacyjną obiektu.* Wszystko to prowadziło do (może nawet dość szybkiej) stabilizacji układu. Objętość obiektu powinna więc maleć coraz wolniej. Wreszcie osiąga on swą „docelową” objętość (jeśli nie brać pod uwagę stałych oscylacji, o których już była mowa wcześniej i jeszcze będzie poniżej). Tak można przedstawić rzecz pod warunkiem nieuwzględnienia tego, że materię tę stanowiły ukształtowane już gwiazdy.

*) Tu, jak widać bazuję na koncepcji dualności grawitacji.  
   A jeśli uwzględnimy? To trzeba się liczyć z tym, że tu, czy tam dochodziło do zderzeń gwiazd lub ich zbiorowisk choćby na skalę lokalną. Można też oczekiwać, że materia w samym centrum, dziś nie jest już zbiorem gwiazd. Jeśli na samym początku obiekt tworzyły wyłącznie gwiazdy [Nie biorąc pod uwagę gazowego środowiska wodorowo-helowego, raczej rzadkiego w związku z dużym zagęszczeniem gwiazd już w momencie wyodrębniania się obiektu], to na pewnym etapie w jego centrum zachodzić musiały dość intensywne przemiany energetyczne, spowodowane grawitacyjnym kurczeniem się obiektu, a związane z przemianami na poziomie jąder atomowych. Oto, co mogło się tam, w centrum, dziać. Zagęszczenie gwiazd w centrum wzrastało. W pewnym momencie, w związku z symetrią (radialną) obiektu, dojść mogło do „zlania” się gwiazd [Nie zderzenia, gdyż w takim ośrodku wzajemne siły przyciągania były w znacznym stopniu skompensowane (przyciąganie ze wszystkich stron, a więc i od tyłu).] przybywająch stopniowo zewsząd – utworzenia się w centralnej części jakby gigantycznej gwiazdy o masie, powiedzmy, że setek milionów mas słonecznych. Jednak przebiegało to dużo spokojniej, niż w obiekcie pregalaktycznym niesymetrycznym i nie rotującym. [Tam była mowa o zderzeniu przeciwbieżnych strumieni milionów gwiazd, co doprowadziło do powstania, jak pamiętamy, ramion spiralnych.] Mimo wszystko procesy zachodzące w tej gigantycznej gwieździe przebiegały bardzo szybko, nawet wybuchowo. Wiemy, że gwiazdy masywne ewoluują szybko, a co dopiero „gwiazda” o masie milionów Słońc. Natężenie promieniowania naszej proto-galaktyki jako całości, mimo wszystko musiało więc wydatnie (i dość szybko) wzrosnąć w związku ze zwiększoną intensywnością przemian jądrowych – pod większym, niż w pojedyńczej gwieździe ciśnieniem i wobec ogromnej masy. Spowodować to mogło też wydatny wzrost rozmiarów całej galaktyki. Czy to wystarczy, aby obiekt, tak przecież odległy, mógł być obserowowany? Może widać go jako jedną z form galaktyk aktywnych? Warto sprawdzić pod kątem tego przewidywania. 
   Proces syntezy jądrowej w centrum tej gigantycznej „gwiazdy”, w związku z ogromną jej masą, trwać musiał stosunkowo krótko (ewolucja gwiazd masywnych przebiega znacznie szybciej). Do wybuchu spektakularnego, na przykład rozsadzenie galaktyki, jednak nie doszło z powodu ogromnego ciśnienia ku środkowi materii warstw wyższych, działającego symetrycznie ze wszystkich stron. To nie supernowa. Wydostać się mogły na zewnatrz, oprócz promieniowania, intensywnego bardziej lub mniej, tylko znikome ilości utworzonej w jądrze materii metalicznej. Patrząc na galaktyki eliptyczne, zauważyć bowiem można, tu, czy tam, pasma ciemnej, to znaczy nie świecącej materii (chyba) pyłowej. Pasma te dominować powinny w części równikowej w związku z rotacją galaktyki i ich stosunkowo dużą bezwładnoscią. Wraz z tym, jak już wspomniałem, rozmiary galaktyki w jakimś stopniu, nawet wydatnie, powiększyły się. Materia jądra galaktyki, w tym utworzone pierwiastki ciężkie, pozostała w centrum. Gwiazd już tam nie ma. Gwiazdy warstw powierzchniowych, w ogromnej większości należą do drugiej, starszej populacji. Nie uczestniczyły bowiem w tym, co miało miejsce gdzieś tam głęboko. Można przypuszczać, że znaczna część materii jądra galaktyki, dziś zamknięta jest przez horyzont grawitacyjny.           O klasycznym czarnodziurowaniu (w dzisiejszym zrozumieniu) raczej nie było mowy. A gdyby..., to z tej galaktyki chyba niewiele by już pozostało – mielibyśmy mniej roboty (pomijając to, że raczej nie zaistnielibyśmy pomimo, że mieszkamy w galaktyce spiralnej).   
   Dziś patrząc na galaktyki, także eliptyczne, jak powyżej wspomniałem, dostrzec można gdzie niegdzie wystrzępienia nieprzejrzystej i nie promieniującej materii. Jest jej jednak stosunkowo mało. Galaktyki eliptyczne, sądząc po wynikach obserwacji, w zasadzie zawierają wyłącznie gwiazdy stare i niezbyt masywne. W każdym razie ich warstwy powierzchniowe, których promieniowanie dociera do nas. 
   Mowa tu o gwiazdach niezbyt masywnych, przeważnie drugiej populacji – tych, które powstały jeszcze zanim rozpoczął się proces wyodrębniania pregalaktyk. Zatem twierdzenie, że pierwsze gwiazdy były bardzo masywne (tylko po to, by było wśród nich dużo supernowych do produkcji pierwiastków ciężkich – pobożne życzenie, raczej mija się z prawdą. Także gwiazdy stare w naszej Galaktyce są na ogół mniej masywne. Jak to wytłumaczyć? Otóż bardzo gęsty obłok materii gazowej w tych dawnych czasach, w ktorym tworzyły się pierwsze gwiazdy, był bardziej jednorodny, niż ramiona spiralne, będące produktem „spalania” (dymy). Dziś zgęszczenia materii gazowej (i pyłowej) występują gdzieniegdzie, a zewnętrzne siły przyciągania (odciągające materię) nie działają ze wszystkich stron. Mogą więc się tworzyć gwiazdy o wielkich masach.   
   Mało jest w galaktykach eliptycznych pyłów, mało też gazów w przestrzeni międzygwiazdowej, szczególnie w warstwach zewnętrznych, tych widocznych. [W dodatku, pierwotnie, tam, gdzie gaz był gęstszy, tworzyło się więcej gwiazd, pozostało więc mniej gazu (wodoru i helu) – tam, jak już wcześniej stwierdziłem, utworzyły się galaktyki eliptyczne.]  Opisana tuż powyżej dynamika grawitacyjnego kurczenia się obiektu mogłaby być z tym spójna.
     Obserwując obiekty bardzo odległe, chyba będzie można rozróżnić pomiędzy kwazarami, z których uformują się galaktyki spiralne, a kwazarami  będącymi w zasadzie już galaktykami eliptycznymi. Te pierwsze widzimy jako obiekty punktowe, gdyż nawet jeśli dymy już uformowały ramiona spiralne, to w nich jeszcze nie utworzyły się gwiazdy pierwszej populacji – widać tylko jądro. Te drugie od samego początku powinny być wizualnie obiektami rozciągłymi przestrzennie. Rozkład ich powierzchniowej jasności powinien mieć charakterystyczne maksimum w środku, inne, niż obiekt elipsoidalny jednorodny. Chodzi o intensywne promieniowanie jądra, wydostające się na zewnątrz. Rozkład promieniowania wzdłuż średnicy (maksimum w środku) spowodowany jest bowiem także promieniowaniem jądra galaktyki, które przenika przez warstwy zewnętrzne. [Gdyby nie przenikało, to galaktyka nadymałaby się, aż do momentu, w którym warstwy te stałyby się przejrzyste. Chyba właśnie to się stało, a my widzimy te galaktyki już po tym wszystkim.]
   Istnieją też galaktyki o kształcie elipsoidalnym (a częściej soczewkowatym), w których nawet wyraźnie, w części równikowej, widać „dymy po fajerwerkach”. Tam musiał więc nastąpić wybuch na sporą skalę, w dodatku nie w pełni symetryczny. Wszak był to obiekt na razie młody i nie w pełni ukształtowany. Wybuch ten mógł więc mieć wpływ na szybkość rotacji całego obiektu, a wiec i na jego kształt. Jak widać, mamy wprost oczywistą przyczynę zróżnicowania kształtów galaktyk, w szczególności tych spiralnych – niektóre z nich z wyglądu wprost przypominają do złudzenia galaktyki eliptyczne, a różnią się tym, że materii metalicznej na zewnątrz jest stosunkowo dużo, gdyż eksplozja przebiła się przez (widocznie mniej) grubą warstwę gwiazd starych.
    Można przypuszczać, że te wybuchy z poprzedniego akapitu są zjawiskiem pierwotnym. Mogły one bądź przyśpieszyć, bądź też przyhamować pierwotną rotację obiektu, bo przecież obiekt nie musiał być idealnie symetryczny. Niektóre galaktyki powinny były rotować stosunkowo szybko. Dopiero wtedy zajść mogła erupcja biegunowa. Zatem, erupcja biegunowa, wbrew temu, co mogły sugerować wywody wcześniejsze (cóż, dynamika narracji), ma chyba charakter wtórny: spowodowana jest, zgodnie z hipotezą wysuniętą wcześniej, przez odbicie kolapsującej i wybuchającej materii gwiazd, opadającej wzdłuż osi rotacji. Potwierdzeniem tego byłaby spora liczba zdjęć galaktyk eliptycznych, posiadających strugi materii, ukierunkowane biegunowo, sądząc po kształcie galaktyki. Należy jednak zaznaczyć, że także w przypadku galaktyki spiralnej o stosunkowo dużej masie, nastąpić mogła erupcja biegunowa wtórna, już po erupcji „równikowej”, która uczyniła wcześniej obiekt galaktyką spiralną. Przecież samo jądro galaktyki spiralnej rotować może dosyć szybko. Jego rozmiary powinny być stosunkowo małe – przyśpieszenie rotacji spowodowane musiało być przez wtórną zapaść grawitacyjną, a wytrysk mógł nastąpić jeszcze przed jego zamknięciem się pod horyzontem grawitacyjnym. Jeśli stało się to także z naszą Galaktyką, to być może do wykrycia jest jakieś szczątkowe promieniowanie radiowe biegnące z obszarów sąsiadujących z osią Galaktyki.
     Wydaje mi się, że opis powyższy jest dosyć koherentny, w każdym razie wskazuje na dość obiecujący kierunek dla dalszych przemyśleń (a także badań empirycznych, w celu wykluczenia tej możliwości – falsyfikowalność). Potwierdzałoby to więc zasadność rozważenia eksponowanych tu przypuszczeń dotyczących przebiegu zapaści grawitacyjnej, w szczególności istnienia opychania grawitacyjnego. Model bazujący na tym i przedstawiony tu, ma, w mym subiektywnym odczuciu, spore szanse być bliskim rzeczywistości. Być może jego akceptowalność potwierdzą dalsze badania. Na razie stanowi on wyraźną elternatywę dla modelu upatrującego przyczynę „jetów” w obecności czarnej dziury.  
   Jedna z teorii zakłada, że galaktyki eliptyczne powstały w wyniku zderzeń galaktyk spiralnych, a więc z ich połączenia. Galaktyki spiralne stanowiłyby formę wyjściową, pierwotną. Tu rozważa się rzecz w zasadzie tylko od strony mechanicznej, a symulacje komputerowe biorą na ogół pod uwagę tylko ten aspekt. [Oczywiście nie wszyscy tak sądzą, ale i ten pogląd podzielają niektórzy astronomowie.] Ale to trochę dziwne (pomimo istnienia pięknych symulacji komputerowych). Przede wszystkim (była już o tym mowa), skąd wzięła się w ramionach galaktyk spiralnych materia zawierająca pierwiastki ciężkie – ramiona są jej głównym rezerwuarem. Symulacje na ogół nie w tym rewirze.
     Mój model wyjaśnia to w prosty sposób, bez nadmiaru kombinacji i sztuczek łatających niezborność. Jeśli galaktyki spiralne mają stanowić formę pierwotną, to powinny były zawierać na początku w całości wyłącznie wodór i hel, a dziś w dysku powinny dominować gwiazdy stare, co nie jest zgodne z obserwacją. [Przypomnijmy sobie też spostrzeżenie, że na pewnym etapie liczba gwiazd była stosunkowo mała, a potem tworzyć się zaczęły gwiazdy już pierwszej populacji (zasobne w metale). Dlaczego mała pomimo, że zaczęły się tworzyć już 200 milionów lat po WW? Jedynym wytłumaczeniem jest proces opisany w pierwszej części tego eseju, prowadzący do uformowania się ramion spiralnych.]   W dodatku, gdyby galaktyki eliptyczne były wynikiem połączenia galaktyk spiralnych, posiadać powinny sporo gwiazd młodej populacji (te tworzą się przecież w ramionach spiralnych). Z obserwacji wynika, że w galaktykach eliptycznych dominują gwiazdy stare drugiej populacji.  
   Ale nie dość na tym. Otóż, by powstały liczne galaktyki eliptyczne, musiałoby połączyć się ze sobą (parami) sporo (tych ponoć pierwotnych) galaktyk spiralnych. W tym celu musiałyby się one do siebie zbliżać, prawie że masowo, zbliżać się jeszcze wtedy, gdy były proto-galaktykami – ich koncentracja była jeszcze bardzo duża, powiedzmy, że miliard, półtora miliarda lat po Wielkim Wybuchu. A przecież Wszechświat ekspanduje, a w tych czasach tempo ekspansji było dużo wieksze niż dziś. Jak miały więc się ze sobą łączyć (zbliżać do siebie)? Przecież już wiemy, skąd się biorą ruchy własne galaktyk.  W pierwszej części tego eseju uzasadniłem sąd, że ruchy własne pregalaktyk nie mogły wówczas istnieć, gdyż przyczyną tych ruchów (własnych) były erupcje niesymetryczne (odrzut) materii. Wszystkie bez wyjątku oddalały się przecież wzajemnie, zgodnie z prawem Hubble'a, stanowiąc główną ekspozycję ekspansji globalnej. Zatem, skąd zderzenia? Wraz z tym tłumaczenie ruchów własnych wyłącznie lokalną grawitacją jest sporym uproszczeniem, nie koniecznie adekwatnym ze stanem faktycznym. Zgodnie z proponowanym tu modelem wyodrębniania się pregalaktyk, przyczyną tego zjawiska było istnienie grawitacyjnych sił spójności w ośrodku tworzonym przez gwiazdy, a wraz z tym rozszerzanie się wszechświata (już pomijając rolę ciemnej materii i tego, że istniały już obszary pustki). Opisałem to w pierwszej części tego eseju.
     Dodajmy do tego, że największe z galaktyk eliptycznych, na ogół wyraźnie masywniejsze od naszej Galaktyki, znajdują się w centralnych częściach gromad. Tam materia była, ze zrozumiałych powodów, bardziej skondensowana, niż na peryferiach. Byłoby to konsystentne z proponowanym tu (w części pierwszej) modelem. W dodatku, tam powinno być najwięcej ciemnej materii. Tam więc zbierało się najwięcej materii (zwykłej).  Mamy więc stosunkowo proste wyjaśnienie tego co się obserwuje. Klasyczne modele bazują właściwie na klasyfikacji hubblowskiej mającej raczej wyłącznie charakter wizualny. W mojej propozycji uwzględniona została z jednej strony dualność grawitacji, a z drugiej zakładana obecność ciemnej materii, która w mych pracach nie jest przecież czymś tajemniczym, nie jest już bytem deus ex machina. Patrz w szczególności artykuł drugi z serii poświęconej plankonom. 
   Ale mimo wszystko, dajmy na to, że galaktyki eliptyczne powstały z połączenia dwóch galaktyk spiralnych. Jak więc miałyby się połączyć takie dwie galaktyki spiralne, by otrzymać eliptyczną? Czy powinny obracać się w przeciwne strony, czy też w tę samą stronę? Jeśli w przeciwne, to nowo powstała galaktyka (powiedzmy, że prawie) nie obraca się, a wtedy dojdzie do eksplozji (w wyniku zapaści materii) i powstanie nowa, jeszcze większa galaktyka spiralna, w wyniku wybuchów jak w bani Herona. Jeśli w tę sama stronę, to nowy obiekt w dalszym ciągu będzie galaktyką spiralną. To w bardzo dużym uproszczeniu i na chłopski rozum, ktorego nie radzę lekceważyć. Symulacje komputerowe? To dobre narzędzie, ale wszystko zależy od tego, co damy na wejściu. Zabawa dużych chłopców. Za moich szkolnych czasów na przerwach graliśmy w cynbergaja symulując mecze piłki nożnej. Każda przerwa, to poważny turniej. A stoliki z wyrytymi oznaczeniami bramek... Byli czasy.
     Śmiem przypuszczać, że model zaproponowany przeze mnie, inny niż dotąd  kierunek dociekań (choćby jako alternatywa do odrzucenia), jakoś przybliża moment, w którym uzyskamy pełne zrozumienie procesów, które w ostatecznym rezultacie doprowadziły do uformowania się znanych nam (z obserwacji) galaktyk. Ale do pełnego zrozumienia tej kwestii jeszcze dosyć daleko, choć wyniki niedawnych badań wskazują wyraźnie na to, że rzeczywiście duże galaktyki eliptyczne zawierają (a właściwie eksponują) prawie wyłącznie stare gwiazdy, że w nich procesy gwiazdotwórcze już prawie nie zachodzą. Badania przeprowadzono z użyciem teleskopu WIYN w Kitt Peak National Observatory w Arizonie, a także z pomocą teleskopu obserwatorium w Chile. Zatem trudno oczekiwać, by miały powstać z połączenia galaktyk spiralnych, pełnych już młodych gwiazd. Teza taka byłaby po prostu absurdem. 
     Nie ma też zbytniego uzasadnienia teza (także przyjmowana), że wielkie galaktyki eliptyczne utworzyły się w wyniku pochłaniania mniejszych. Być może rozmiary widome tych galaktyk zróżnicowane są nie tyle z powodu różnej zawartości materii, co z powodu pulsacji objętościowych. Z tego powodu pulsująco zmieniają się także ich masy grawitacyjne (grawitacja dualna). Nie widzimy tych pulsacji tylko dlatego, gdyż są bardzo powolne: okres pulsacji wynosić może dziesiątki milionów lat. Napomknąłem już o tym.  
   Na zakończenie warto wspomnieć o obserwacyjnym spostrzeżeniu istnienia związku masy i wieku galaktyk eliptycznych. Sądząc po red-shifcie tych galaktyk, istnieje związek ich masy z wiekiem (tak to się określa), w sensie zaawansowania ewolucyjnego, wieku Wszechświata tam, w naszych oczach. One są od nas młodsze, w nich widzimy przeszłość tym odleglejszą, im są dalej od nas. Przy tym wielkie rozmiarami galaktyki znajdują się dalej, więcewolucyjnie młodsze, natomiast te przestrzennie (i ewolucyjnie) nam bliższe są rozmiarami mniejsze. Czy to automatycznie oznacza, że wszystkie te mniejsze powstały później, że ich masa jest mniejsza na przykład z powodu mniejszej gęstości materii w czasach późniejszych? Nie koniecznie. [Przyjmijmy, że ich masę można wyznaczyć na podstawie ich ruchów, nie tylko rozmiarów.] 
   Dlaczego są mniejsze? Czy dlatego, gdyż jest tam mniej materii (powstały później)? Nie koniecznie. Chodzi o to, że gdy promieniowanie odśrodkowe (była o tym mowa powyżej) galaktyk eliptycznych (stopniowo) osłabło, materia ich jąder znów zaczęła się zagęszczać, aż do stanu równowagi. Materia w jądrach tych galaktyk zagęściła się. Galaktyki skurczyły się, a ich masa (grawitacyjna) w sposób wydatny zmalała (opisałem to powyżej zwracając uwagę na możliwość pulsacji). Jednak wcale nie oznacza to mniejszej zawartości materialnej. Po prostu, galaktyki te dawniej były rozmiarami większe, a wszystkie jako pregalaktyki powstały w tym samym czasie (opisałem to w pierwszej części).
   Jak widać, opis bazujący na dualności grawitacji, stosunkowo dobrze wyjaśnia wiele faktów obserwacyjnych, wśród nich także te do dziś nie wyjaśnione (gdyby nie liczyć hipotez roboczych, niejednokrotnie z całą powagą bałamutnych i zaprzeczających sobie).  

6. Galaktyki aktywne
  Zanim przejdziemy do meritum warto jeszcze raz zerknąć na kwazary, obiekty najodleglejsze, najmłodsze biorąc pod uwagę procesy w nich zachodzące, ich zaawansowanie ewolucyjne i czas jaki reprezentują sobą. Interesujące, że zdecydowaną większość stanowią kwazary, których redshift wynosi 2-2,5. Odpowiada to odległości 12-13 miliardów lat świetlnych. Bliżej jest ich coraz mniej, za to coraz więcej galaktyk bardziej podobnych do tych z naszego otoczenia – wraz ze zmniejszaniem się odległości. Dalej, choć ich liczba w miarę odległości spada, stanowią kwazary grupę coraz bardziej znaczącą, a nawet dominującą. Zaobserwowana tendencja gęstości zliczeń kwazarów nosi nazwę ewolucji kosmicznej kwazarów. Jak na razie nie udało się w sposób zadawalający wytłumaczyć tego. Traktowanie kwazarów jako ewoluujące obiekty protogalaktyczne, wyjaśnia rzecz w sposób naturalny. Kontynuacją ewolucji kwazarów są właśnie galaktyki aktywne, które znajdują się na ogół bliżej (a nawet znacznie bliżej) niż kwazary. Jak na razie nie wszyscy dostrzegają tę „historyczną” ciągłość i genetyczną więź galaktyk aktywnych z kwazarami. Podejście redukcjonistyczne, traktowanie z osobna każdego typu bez powiązania z całością i bez uwzględnienia faktoru ewolucji, jest przyczyną trudności. W skrajnym przypadku na przykład specjalista od galaktyk Seyferta niewiele ma do powiedzenia o kwazarach.
   Można przypuszczać, że dziś pozostałością po burzliwym okresie przemian, w wyniku których uformowały się dzisiejsze galaktyki, jest aktywność ich jąder. Patrząc ku obiektom widmowo coraz bliższym (bardziej zaawansowanym ewolucyjnie) zauważamy, że liczba kwazarów ustępuje na rzecz galaktyk, znanych nam ze zdjęć. Obiekty wyróżniające się, to znane nam galaktyki aktywne. Będzie jeszcze o tym mowa. Na myśli mam także pulsacje objętościowe obiektów posiadających już symetrię kulistą, w tym jąder galaktyk spiralnych. Tego jednak nie jesteśmy w stanie bezpośrednio zauważyć, gdyż okres takich pulsacji powinien być dosyć długi, zważywszy na sporą masę tych obiektów. Optycznie jądra wszystkich (powiedzmy, że spiralnych) galaktyk wyglądają tak samo. Ich aktywność nie polega na samym świeceniu. A jeśli to świecenie zmienia się, to bardzo powoli (jak na nasz gust). Jądro naszej Galaktyki nawet nie jest bezpośrednio (optycznie) widoczne, gdyż zasłaniają je formacje materii nieprzeźroczystej. O objętościowych pulsacjach jądra naszej Galaktyki mógłby świadczyć cykl 26 milionów lat, o którym była już mowa. 
   Sądząc po powyższym opisie, nie można wykluczyć istnienia w okolicach jądra, lokalnych zgęszczeń materii, wyróżniających się w „okularze teleskopu” szczególnymi własnościami ich promieniowania. Przykładem bardzo dziś znanym jest obiekt: Sagittarius A*. Nie ma to jednak wpływu na ogólny widok. Dla obserwatora widoczne centra galaktyk są wprost (wizualnie) podobne do gromad kulistych (gdyby pozbawić je ramion spiralnych). Skąd intensywność ich świecenia, wyjaśnię w eseju poświęconym czarnym dziurom.   
     Tu warto zwrócić uwagę na wspomniane powyżej słynne już źródło Sagittarius A*, mające być prawie namacalnym dowodem istnienia czarnej dziury. Obserwacyjnie umieszcza się je w centrum, tuż przy jądrze Galaktyki, a rozmiary jego są niewielkie, rzędu 10 minut świetlnych (odleglość Ziemia-Słońce wynosi ok. 8,3 minuty świetlnej). Masę tej (zgodnie z powszechnym sądem) „czarnej dziury” szacuje się na ok. 4 miliony mas Słońca. Wyznaczono ją z obserwacji ruchu gwiazd okrążających ten obiekt. Okolice tego obiektu charakteryzują się ogromnym zagęszczeniem gwiazd – tysiące gwiazd na parsek sześcienny. Z tego powodu dochodzić może sporadycznie do zderzeń. Z całą pewnością dużo jest też materii gazowo-pyłowej, opadającej ku centrum obiektu. Tym tłumaczy się cechy promieniowania docierającego stamtąd do nas. W gruncie rzeczy optycznie obiekt nie jest widoczny (jest zasłoniety), jest jednak źródłem intensywnego promieniowania radiowego, widoczny jest w podczerwieni. Dzięki teleskopowi Chandra odkryto też zmienne promieniowanie rentgenowskie (częste rozbłyski). W okolicach obiektu zaobserwowano intensywny ruch materii. Dane obserwacyjne skłoniły uczonych do przypuszczenia, a nawet przekonania, że chodzi o supermasywną czarną dziurę. Osobiście przychylałbym się do sądu, że chodzi o obiekt grawitacyjnie zamknięty, choć po „newtonowsku”**. Samo jądro Galaktyki powinno być oczywiście znacznie większe tak pod względem rozmiarów, jak i masy. Nasuwa się stąd naturalny wniosek, że jest ono obiektem grawitacyjnie zamkniętym (zgodnie z moim roboczym postanowieniem, także po newtonowsku).     Sądząc po tym można konkludować, że także nasza Galaktyka może być zaliczana do galaktyk aktywnych. Inna sprawa, że skala tej aktywności nie jest już wielka. 
**) Co to takiego? Przy założeniu istnienia kresu górnego prędkości (c), czysto newtonowską drogą i po szkolnemu, dochodzimy do wzoru na promień horyzontu grawitacyjnego, wyprowadzony przez Schwartzschilda na bazie OTW. Tak można określić czarną dziurę „newtonowską”. Tutaj oczywiście nie chodzi o zakrzywienie przestrzeni (sprawy nie rozważa się w kategoriach geometrycznych), a także nie o grawitacyjną dylatację czasu. Wcześniej wykazaliśmy, że gęstość średnia obiektu zamkniętego przez horyzont grawitacyjny jest odwrotnie proporcjonalna do kwadratu jego masy. Oznacza to, że jeśli obiektem zamkniętym jest jądro galaktyki o masie np. miliarda gwiazd takich, jak Słońce, to średnia gęstość takiej „czarnej dziury” równa jest około 0,02 g/cm^3, a więc jest stosunkowo mała. Jeśli w dodatku uwzględnimy dualność grawitacji, to skonstatujemy, że materia tam wcale nie musi posiadać cech osobliwych, a jej własności wcale nie muszą być „niemożliwe do opisu”, nawet jeśli skupia się w jądro o stosunkowo małych rozmiarach (i odpowiednio dużej gęstości, zbliżonej do gęstości jądra atomowego). Ponad nim mielibyśmy pustkę (poniżej horyzontu), ściągającą materię zzewnątrz. Stąd bierze się intensywne, stabilne promieniowanie wysyłane przez jądra galaktyk, stąd duża ich jasność i duża luminancja. Można (już na marginesie) dodać, że to niewielkich już rozmiarów jądro pulsuje, gdyż kiedyś musiało się zapadać. Pulsuje pod warunkiem, że istnieje odpychanie grawitacyjne. Wtedy też oscyluje natężenie pola grawitacyjnego. Okres tych oscylacji, w związku ze stosunkowo dużą masą obiektu, może sięgać milionów lat. A może wynosi 26 milionów lat? 
   Wróćmy do opisu procesów, w wyniku których powstała galaktyka spiralna. Zauważmy, że sam efektowny wybuch (a właściwie seria wybuchów), który spowodował powstanie ramion spiralnych, nie kończy sprawy. Czas erupcji materii z jądra obiektu (czas fazy kwazara), stwierdziłem już to, jak na skalę kosmologiczną, był stosunkowo krótki. Wskazują na to cechy morfologiczne halo galaktycznego, w szczególności cechy gromad kulistych (o tym jak one powstały, właśnie podczas tworzenia się ramion spiralnych będzie mowa później). Co z tego pozostało, to materia (świecąca wyłącznie nielicznymi gwiazdami drugiej populacji, wraz z gromadami kulistymi, tworzącymi sferyczne halo galaktyki), która w skutek narzuconej wybuchem rotacji uformuje się w to, co dziś nazywamy ramionami spiralnymi. Tam uformują się gwiazdy pierwszej populacji, a sam obiekt ujawni się oczom obserwatorów jako galaktyka spiralna.
  Zauważmy, że prędkość obiektów tworzących ramiona spiralne (nawet jeszcze nie gwiazd), jest wieksza, niż by to miało wynikać z rozważań czysto mechanicznych na bazie grawitacji newtonowskiej. Swego czasu Moti Milgrom wprowadził modyfikację prawa newtonowskiego (MOND), by zauważone niedopasowanie wyjaśnić. Chciał obejść się bez ciemnej materii, która do dziś sprawiać może wrażenie bytu „ponad potrzebę”. Bez powodzenia. Chyba jednak ciemna materia. Ale, czy chodzi wyłącznie o ciemną materię? Przecież dymy z hipereksplozji (tworzące ramiona spiralne), w jej wyniku, uzyskały sporą prędkość, nie mającą przecież nic wspólnego z uwarunkowaniami centralnego pola grawitacyjnego. Mamy tu więc dodatkowy faktor, niezbędny dla opisu zachodzacych zjawisk – dla wyjaśnienia danych obserwacyjnych. Chodzi więc o ruch stanowiący pozostałość po erupcji, w wyniku której powstały ramiona spiralne.  Pośrednio dane te potwierdzają więc mój model, wyjaśniają zjawisko kwazara, wyjaśniają, dlaczego ramiona spiralne pełne są materii mineralnej zawierającej wszystkie pierwiastki, wśrod nich nawet te super ciężkie (jak się potem przekonamy).
  Co do ruchów w skali gromad galaktyk, wyjaśniałbym je przede wszystkim działaniem ciemnej materii.

   Samo jądro w dalszym ciągu wykazywać będzie (przez następne miliardy lat) stopniowo słabnącą aktywność związaną z ruchem materii i jej przemianami energetycznymi. Po wybuchu, pozostała w jądrze (i w okolicach) materia skolapsowała. Utworzył się obiekt grawitacyjnie zamknięty, ściągający materię zzewnątrz. Procesom tym oczywiście towarzyszyła emisja intensywnego promieniowania. Mamy galaktykę aktywną.      
   Lokalne zawirowania gęstej materii podczas intensywnego ruchu utworzyły obiekty, niekiedy bardzo gęste i masywne, także zamknięte grawitacyjnie. Jednym z nich jest właśnie słynny Sagittarius A*. Patrząc ku licznym (tym odleglejszym) galaktykom, odkrywamy zmienność widmową ich jąder, świadczącą o intensywnym ruchu materii w okolicach jądra, odkrywamy intensywne promieniowanie w różnych zakresach widma. Rzecz można przetestować za pomocą symulacji komputerowych, tym razem innych, gdyż uwzględniających uwarunkowania, jakie wnosi sobą dualność grawitacji.
    Do pełnego uspokojenia dojdzie dopiero po kilku miliardach lat. Świadczyłoby o tym istnienie galaktyk posiadających bardziej lub mniej aktywne jądra. Są to obiekty na ogół bardzo odległe, choć zwykle słabsze od kwazarów (w sensie jasności absolutnej). Mowa tu w szczególności o galaktykach Seyferta. Mają one na ogół mniejszy (niż kwazary) redshift, a wyglądem nie różnią się zbytnio od galaktyk z naszego otoczenia, choć ich ramiona spiralne charakteryzują się mniejszą luminancją. Nic dziwnego, przecież liczba gwiazd pierwszej populacji, przed miliardami lat, także w naszej Galaktyce była znacząco mniejsza. Stosunkowo małe jądro tych galaktyk jest źródłem intensywnego promieniowania o dużej energii i zmiennym natężeniu, a widma ich, jak wyżej wspomniałem, wskazują na intensywne ruchy materii. W systematyce galaktyki Seyferta i kwazary zalicza się nawet do jednej grupy. Mi wydaje się, że nie całkiem słusznie pomimo podobieństw (co oznacza ciągłość ewolucyjną). Kwazar jest nie tyle galaktyką (ukształtowaną już), co proto-galaktyką, w momencie wybuchu, którego rezultatem są ramiona spiralne. A galaktyki Seyferta, właśnie dzięki cechom promieniowania (dosyć szybka zmienność natężenia i charakterystyka widm), identyfikowane są jako galaktyki, w dodatku aktywne. Jasność dysku wielu z nich jest bowiem stosunkowo mała, po części nawet (jak na razie) jest on niedostrzegalny. Świadczy to o niewielkiej stosunkowo liczbie gwiazd w ramionach spiralnych tych obiektów. Po prostu jeszcze się nie uformowały. To też stanowi o niewielkiej liczebności obiektów już wykrytych. Do przyjęcia jest więc przypuszczenie, że stanowią one etap w którym dopiero zaczynają formować się gwiazdy pierwszej populacji. Dziś patrzy się na to inaczej. Prawie nie odróżnia się galaktyk Seyferta od kwazarów uzależniając nazwę od zasięgu teleskopów i czułości detektorów promieniowania. Galaktyki Seyferta postrzega się jako posiadające słabe otoczki. A my przecież wiemy, dlaczego są tak słabe.
  Jak już powyżej stwierdziłem, cechą charakterystyczną przestrzennego rozkładu kwazarów jest tak zwane zjawisko ewolucji kwazarów, polegające na tym, że ich liczba spada wraz z maleniem odległości, to znaczy maleniem red-shiftu. Stopniowo ustępują one miejsca, w szczególności galaktykom Seyferta. To rzecz do dziś nie w pełni wyjaśniona, co zaskakuje, sądząc po modelu, który przedstawiłem. To nawet wprost oczywiste. Przecież kwazary, to proto-galaktyki. W tej kwazarowej postaci widzimy po prostu obiekty najdalsze – najdawniejsze, a te bliższe, galaktyki, widzimy jako młodsze. Wszystkie jednak zaczęły swą karierę jako kwazary, w dodatku w tej samej epoce. Nasza Galaktyka była kwazarem powiedzmy, że 12 miliardów lat temu. Jedną z przyczyn problemu z wyjaśnieniem tak przecież oczywistej rzeczy, jest podejście „łącznościowe”, bazujące na paradygmacie lokalności. Poza tym, łączna liczba galaktyk (razem z kwazarami) nie jest nieskończona, w dodatku, te najodleglejsze, najmniej zaawansowane ewolucyjnie – pregalaktyki, na razie nie kwazary, jeszcze nie zostaly wykryte. 
   A czym są blazary i lacertydy? To, tak, jak kwazary, bardzo odległe, wizualnie punktowe obiekty, bedące źródłem szybkozmiennego promieniowania, w szczególności radiowego. Chodzi tu prawdopodobnie o erupcję biegunową materii z kwazara, akurat skierowaną w naszą stronę. Blazary różnią się od lacertydów większym natężeniem linii widmowych. Obiekty te zalicza się formalnie do galaktyk aktywnych. Być może chodzi o zróżnicowanie cech promieniowania obiektów, które zaewoluują bądź ku formie galaktyki eliptycznej, bądź spiralnej.
     Źródłem aktywności jąder galaktyk aktywnych (tu mam na myśli przede wszystkim galaktyki Seyferta) jest najprawdopodobniej wtórna zapaść grawitacyjna ściąganej ku jądru materii, a źródłem samego promieniowania, być może, ogromny dysk akrecyjny. Zapaść ta z czasem powinna zakończyć się po osiągnięciu przez układ równowagi grawitacyjnej (zbilansowanie przyciągania i odpychania w samym centrum). Dziś, bez potrzeby głębszej refleksji, nawet niefrasobliwie, sądzi się, że przyczyną jest czarna dziura. Jeśli tak, to aktywność nie ustanie, aż do zniknięcia całej materii. A jednak nasza Galaktyka, a także galaktyki sąsiednie z (nie najodleglejszych) gromad, raczej generalnie nie wykazują aktywności charakterystycznej dla wielu galaktyk bardziej odległych. Zatem aktywność ta jest zjawiskiewm przemijającym, określonym etapem ewolucji galaktyki. Tak, nawiasem mówiąc, stawia to pod znakiem zapytania, jeśli nie przekreśla, czarnodziurowe (rzekomo) uwarunkowania dla istnienia tych obiektów, w szczególności dla ich aktywnosci. Dziś, w sposób wprost automatyczny stwierdza się, że kwazary, to czarne dziury. Czy ktoś zastanowił się nad tym, że na uformowanie się czarnych dziur trzeba trochę poczekać? Kwazary istniały już półtora miliarda lat po Wielkim Wybuchu i stanowią pierwszy etap genezy galaktyk. Zgodnie z moimi zastanowieniami i konkluzjami, są manifestacją wysoko-energetycznych zjawisk jeszcze zanim mogło dojść do tworzenia się supergęstych jąder zamkniętych grawitacyjnie. Z rozbrajającą konsekwencją, wszystkie obiekty o zaskakujących cechach posiadać mają czarne dziury. [Ostatnio uczeni wciąż są zaskakiwani pomimo, że stosują najlepszą z teorii. Tu, czy tam się buntują, ale nie mają co dać w zamian.]
  Jak już wspomniałem powyżej, znaczna część galaktyk aktywnych  występuje jako źródła „punktowe”. Jak na razie, w powoli formujących się ramionach spiralnych, nie pojawiła się bowiem odpowiednia liczba gwiazd, stanowiąca o docelowej jasności układu. Można oczekiwać w przyszłości, dzięki wprowadzeniu sprzętu nowej generacji, wykrycia dużej liczby obiektów tego typu. Wykrycie ich potwierdzi niesprzeczność modelu tu przedstawionego (jeśli nie jego słuszność).
   Podsumowując rzecz stwierdzić możemy, że gdy już było po wszystkim, gdy kwazarowy wybuch stracił swą spektakularność, znów do głosu doszła grawitacja. Kuliste jądro, centrum wybuchu, a także centrum galaktyki, zaczęło zapadać się grawitacyjnie. W tym momencie mniej ważne jest, czy się zamknęło pod horyzontem grawitacyjnym, czy też nie. Istotne zaś jest to, że z tym zapadaniem się związana jest wtórna emisja promieniowania. Pod względem jasności absolutnej galaktyka taka jednak wyraźnie ustępuje kwazarom. Można sądzić, że chodzi tu o galaktyki Seyferta. Właściwie nic dziwnego. Zapaść grawitacyjna miliardów gwiazd już się zasadniczo skończyła, ramiona spiralne (dymy z gigantycznej reakcji jądrowej), w zasadzie już się uformowały. [Właściwie struktura spiralna właśnie się stopniowo formowała. Potrzeba było paru obrotów (kilkuset milionów lat), by galaktyka uzyskała znany nam kształt.] Ponownie dominującym się staje proces grawitacyjnej koncentracji materi w jądrze galaktyki. Tym razem jednak gwiazdy stanowią już niewielką część tej materii
   Przy określonej, odpowiednio dużej koncenracji materii, w centralnej części jądra znów do głosu dochodzi odpychanie grawitacyjne. Stabilizuje to obiekt w wydatnym stopniu, a samo promieniowanie ulega osłabieniu na tyle, że galaktyka w końcu nie wyróżnia się spośród pozostałych. Przestaje zaliczać się do klasy galaktyk aktywnych. Oczywiście, proces ten trwa sporo czasu, nawet kilka miliardów lat. Co pozostaje, to pulsacje objętościowe jądra galaktyki, oczywiście o częstotliwości zbyt małej, by dać nam szansę bezpośredniego zauważenia tego. Chyba, że poprzez badania paleontologiczne. Zwróciłem na to uwagę wcześniej. Myślę, że dość przekonywujący jest sąd, iż rzecz ta dotyczy większości galaktyk.  
   Pomijam tu galaktyki nieregularne, zbyt małe i zbyt młode. One nie przeszły tego, co galaktyki normalne. Są one raczej wystrzępieniem galaktyk macierzystych, rezultatem chaotycznej dynamiki ich zmian. Przykład stanowić mogą Obłoki Magellana. Można sądzić, że oddzieliły się one od macierzystej Galaktyki z powodu swej bezwładności – tam, gdzie ciemnej materii było mniej. Podobnie rzecz się ma z małymi galaktykami satelickimi, przypominającymi spiralne i eliptyczne. Można przypuszczać, że są to właściwie większe gromady kuliste lub naturalne zawirowania materii (cyklon), do jakich z całą pewnością musiało dojść podczas tworzenia się ramion spiralnych – intensywne ruchy materii. Podobne rzeczy obserwuje się w naszej atmosferze jako rezultat dynamiki uwarunkowanej przez gradienty temperatur. Prawdopodobnie, przyczyną ich oddzielenia były lokalnie większe gradienty potencjału grawitacyjnego (zostały jakby wystrzelone).  
   A pulsacje galaktyk? Chyba dobrym wskaźnikiem istnienia takich pulsacji mogą być galaktyki eliptyczne, gdyż stosunkowo małe jądra galaktyk spiralnych są na ogół przesłonięte przez materię otaczającą je. Galaktyki eliptyczne powinny, zgodnie z tym przypuszczeniem pulsować całą swą objętością pomimo, że źródłem tych pulsacji ma być niewielkie jądro. O istnieniu takich pulsacji mogłoby świadczyć wyraźne zróżnicowanie widomych rozmiarów galaktyk eliptycznych. Zwróciłem już na to uwagę. Nie koniecznie zatem ich rozmiary stanowią wskaźnik zawartości materii, może jednak być wskaźnikiem masy grawitacyjnej. Sądzę, że rzecz tę można obserwacyjnie roztrzygnąć, a tym pośrednio potwierdzić (lub obalić) przedstawioną tu hipotezę traktującą o kosmogonii galaktyk.   

7. Ruchy gwiazd w Galaktyce
  Kwazar. Pojawiają się ramiona spiralne. Proces trwa jakiś czas, ulegając stopniowo osłabieniu. Dynamika zmian, ze zrozumiałych względów, jest dość szybka, rejestrowalna (i rejestrowana) nawet w naszej skali czasowej. Kwazar jest „galaktyką aktywną” (ewentualnie proto-galaktyką). Oczywiście źródłem wydarzeń jest jądro kwazara. A co dzieje się nieco dalej od centrum? Gigantytyczne erupcje materii nadały młodej galaktyce określony kierunek rotacji. „Dymy” z erupcji, wymieszane z wywianym eksplozją gazem wodorowo-helowym, utworzyły ogromne strugi materii, które w skutek rotacji uformowały się w ramiona spiralne. Choć już są na razie jeszcze nie świecą, gdyż młode gwiazdy, bogate w pierwiastki cięższe od litu, jeszcze nie pojawiły się, a stare w większości przepadły – właśnie z ich materii, przetworzonej w reakcjach jądrowych, utworzyły się późniejsze ramiona spiralne. Pomimo, że widzimy obiekt gwiazdopodobny, całość jest znacznie większa, jest galaktyką (w tym przypadku spiralną). Gdybyśmy jednak mogli przyjrzeć się bliżej, mimo wszystko zauważylibyśmy gwiazdy okrążające obiekt ze wszystkich stron, tworząc w swym zbiorze sferyczne halo przyszłej galaktyki. Zauważylibyśmy gromady kuliste i pojedyńcze gwiazdy, dziś rozpoznawane na przykład jako RR Lyrae albo podkarły. Okrążają one jądro Galaktyki po bardziej wydłużonych orbitach, a względem nas poruszają się stosunkowo szybko. Ta ich duża prędkość świadczy właśnie o tym, że nie okrążają centrum Galaktyki w płaszczyźnie dysku. W samej rzeczy, gwiazdy wspólnie okrążające centrum (w płaszczyźnie dysku), względem siebie poruszyją się stosunkowo powoli. Gwiazdy te po prostu łączy wspólne pochodzenie i wspólny ruch w tym samym kierunku wokół centrum Galaktyki, ruch o prędkości zależnej od promienia orbity. Wszystkie powstały z materii stanowiącej ten sam element morfologiczny Galaktyki. Gwiazdy z halo przecinają w swym ruchu płaszczyznę dysku, stąd ich prędkość względem nas jest stosunkowo duża, sięga nawet setek km/s***. Wśród nich szczególnie dużą prędkością wyróżniają się podkarły. Ich prędkość względem nas  
***) W rzeczywistości sprawa zróżnicowania prędkości gwiazd w zależności od ich wieku, jest bardziej skomplikowana i bynajmniej jeszcze do końca nie wyjaśniona. By opisać ruch gwiazd Schwarzschild wprowadził współrzędne: U – skierowana na zewnątrz od centrum Galaktyki; V – styczna do kierunku obrotu dysku i zwrócona zgodnie z tym kierunkiem; W – prostopadła do płaszczyzny dysku. Wprowadzono też tak zwaną skalę wysokości, czyli średnią odległość gwiazd danego typu widmowego od płaszczyzny dysku. Okazuje się, że skala wysokości gwiazd typu widmowego O i B jest najmniejsza i wynosi ok. 300 lat świetlnych. Dla gwiazd typu A wynosi 350 lat św., typu F – 600 lat św., G, K, M – ok. 1000 lat świetlnych (Słońce jest gwiazdą typu G). Okazuje się, że istnieje korelacja między skalą wysokości, a prędkością. Składowa W prędkości gwiazd najmłodszych (O i B), średnio nie przekracza ±6 km/s, dla gwiazd typu G, K, M sięga ±16 km/s, a dla jeszcze starszych białych karłów wynosi ±25km/s. Zgodnie z teorią Spitzera i Schwarzschilda gwiazdy istniejące dłużej (starsze), po prostu dłużej wystawione były na grawitacyjne oddziaływanie zgrupowań materii międzygwiazdowej. W tym uczeni ci upatrują przyczynę zróżnicowania prędkości. Ale to chyba nie ostatnie słowo nauki. Zauważmy, że materia, z której wytworzyły się gwiazdy, jeszcze zanim się uformowały, także była pod działaniem tychże pól grawitacyjnych, także poruszała się wokół centrum Galaktyki, a to, jakie formy przybierała nie mogło mieć wpływu na jej pęd. Dodajmy do tego, że z czasem ulega także zmianie rozkład materii w dysku. Sam dysk powoli rozszerza się (rozprasza się) na podobieństwo smóg skondensowanej pary wodnej po przelocie samolotu odrzutowego. Chyba coś podobnego dzieje się z ramionami spiralnymi. Zachodzą stopniowe zmiany w ich cechach dynamicznych. Stąd zróżnicowanie prędkości W gwiazd różnych typów widmowych, co na ogół wiąże się ze zróżnicowanym zaawansowaniem ewolucyjnym gwiazd. Sądząc z obserwacji (i zamieszczonych danych) wnioskować można, że ramiona spiralne są coraz bardziej płaskie. Chyba przyczynia się do tego rotacja całości.
     Najpierw pojawiły się gwiazdy o mniejszej zawartości metali. Teraz wodoru jest nieco mniej. Materia pyłowa, z powodu swej większej bezwładności pozostaje w płaszczyźnie dysku, a tam przecież jest więcej metali. Ogólnie to sprawa nie taka prosta, jak by się mogło wydawać. Sądzę, że propozycje moje dotyczące uwarunkowań dla zmian globalnych, mogą coś wnieść do rozwiązania także tej kwestii.
przekracza nawet 500 km/s (wobec kilkudziesięciu dla gwiazd należących do populacji dysku). Gwiazdy te są wyraźnie słabsze od gwiazd „naszych” o tym samym typie widmowym. Stąd ich nazwa. Niektóre spośród tych gwiazd, w swym ruchu, przypadkiem akurat teraz, przecinają płaszczyznę dysku i znajdują się wśród nas. [Tam właśnie mają swój 21 grudnia 2012 (słynna przepowiednia Geryla, która uczyniła godnym szacunku jego konto bankowe).] Są to jednak gwiazdy drugiej populacji, zawierające stosunkowo mało metali. Są one, jak się można domyślać, niemymi świadkami wydarzeń z burzliwych czasów, poprzedzających uformowanie się Galaktyki, gdyż uformowały się może nawet na długo sprzed stadium kwazara. Możliwe jednak, że niektóre z nich powstały stosunkowo niedawno, w jakimś zgęszczeniu materii (wodoru) poza dyskiem. Stąd niska zawartość metali w ich składzie. Niewykluczone więc jest, że niektóre spośród gwiazd drugiej populacji są dosyć młode w sensie czasu, jaki upłynął od ich uformowania się. Ich cechy stanowić mogą w dodatku jakąś wskazówkę dotyczącą cech pierwszych gwiazd z pierwszych kilkuset milionów lat istnienia Wszechświata, tych gwiazd, których los opisałem w innym miejscu. Pozostały z nich dymy eksplozji, z których utworzyły się ramiona spiralne. „Z prochu powstałeś...”
     Przy tej okazji warto zauważyć, że gwiazdy drugiej populacji, te ubogie w metale, raczej nie posiadają planet, w szczególności skalistych, gdyż w czasach gdy się tworzyły nie było materii mineralnej, nie było pierwiastków cięższych, niż lit. Halo galaktyczne tworzą właśnie te gwiazdy. Gwiazdy posiadające planety, raczej wszystkie, znajdują się w dysku Galaktyki. Rzecz tę można sprawdzić.

8. Jak powstały gromady kuliste
     Istnym reliktem epoki kwazarów są gromady kuliste tworzące wraz z pojedyńczymi gwiazdami drugiej, starszej populacji, sferyczne halo dzisiejszych galaktyk. Są to bardzo zagęszczone układy setek tysięcy, a nawet milionów gwiazd, w ogromnej większości starych. Przed erupcją materii tworzącej dziś ramiona spiralne, obiekt protogalaktyczny był chmurą złożoną z gwiazd, które tworzyć się zaczęły przecież już ok. dwustu milionów lat po Wielkim Wybuchu. Z części z nich utworzyły się gromady kuliste. Jak? Zobaczymy dalej. Zawierają one gwiazdy najstarsze. Wstępnie oszacowano ich wiek na 15 miliardów lat, bazując na obserwacji samych gwiazd, badając ich cechy fizyczne.¹
      Były więc gromady kuliste świadkami zjawisk, które i my możemy oglądać patrząc na obiekty odpowiednio odległe, na kwazary. W erze kwazarów wytworzone zostały, po raz pierwszy masowo, pierwiastki ciężkie, w ilościach, które umożliwiły powstanie planet kilka miliardów lat później. Uparte twierdzenie, że my zawdzięczamy nasze istnienie wybuchom gwiazd supernowych jest grubą przesadą, choćby dlatego, że a) są one zjawiskiem bardzo rzadkim; b) pierwiastki ciężkie i to w stosownych ilościach istniały już przed co najmniej sześcioma miliardami lat. Namacalnym dowodem tego jest choćby istnienie kuli ziemskiej. Dodajmy, że w tych dawnych czasach kwazary jeszcze istniały. c) Powyżej uzasadniałem przypuszczenie, że pierwsze gwiazdy (drugiej populacji) były mniej masywne, niż te tworzace się w ramionach spiralnych. d) Nie znano dotąd innego sposobu na masową produkcję metali (pierwiastków cięższych, niż lit). Z braku laku dobry kit. Co powiecie po przeczytaniu tego rozdziału do końca? Cierpliwości.²
   Cofnijmy się do momentu eksplozji zapoczątkowującej formowanie się ramion spiralnych. Doszło do niej z powodu zapaści grawitacyjnej. Ale zapaść ta nie była radialnie symetryczna. Ta pierwotna formacja pregalaktyki nie miała przecież kształtu kuli. To była chmura gazu (H, He) wraz z licznymi gwiazdami. Płaszczyznę dysku utworzyła materia, która uczestniczyła w wybuchu. Sporo materii pozostało na uboczu. Zatem nie cała materia mogła uczestniczyć „czynnie” w grawitacyjnej zapaści proto-galaktyki. Podczas eksplozji ucierpiała jednak także materia „neutralna”, a to wskutek odśrodkowego ogromnego ciśnienia promieniowania. Ciśnienie to z jednej strony spowodowało powiększenie rozmiarów całości poprzez odepchnięcie gromad gwiezdnych, z drugiej zaś wydmuchnęło gaz wodorowohelowy stanowiący ich „naturalne środowisko”. Gaz ten do dziś może być źródłem promieniowania radiowego, docierającego do nas. Sporo gazu pozostało też w płaszczyźnie dysku. Tam zaczęły się tworzyć gwiazdy pierwszej, młodej populacji, zawierające już od samego początku, jako domieszkę, wszystkie istniejące pierwiastki. 
   Tylko tam bowiem gęstość materii była (i jest) wystarczająca na to, by mogły utworzyć się nowe gwiazdy. Kojarzy się to procesem tworzenia się kropli w chmurze, dla którego konieczne jest istnienie ziaren pyłu lub jonów. Kojarzy się też z procesem krystalizacji roztworu nasyconego wokół zarodzi, którą może być mikroskopijny kryształek. Miliard lat wcześniej gwiazdy mogły powstawać „samorzutnie” dzięki stosunkowo dużej gęstości materii. A dlaczego wszystkie gwiazdy mają zbliżone masy? Trochę odeszliśmy od tematu. Chyba to sprawa „doboru naturalnego”. Także tu darwinizm? Otóż obiekty zdecydowanie masywniejsze, po bardzo krótkim czasie od momentu uformowania się, rozpadały się w skutek tworzenia się w ich wnętrzu kilku niezależnych centrów syntezy jądrowej. Szybka ewolucja i niestabilność takich układów musiała prowadzić do ich rozpadów. W gruncie rzeczy tak mogły powstawać pierwsze gwiazdy. Obserwacja potwierdza powyższe przypuszczenie choćby tym, że układów gwiezdnych podwójnych, potrójnych, a nawet wielokrotnych, jest niemało.
To wspomniane wyżej „wydmuchiwanie” jest też przyczyną zagęszczenia gromad gwiezdnych. Chodzi o dynamikę układu, w którym mają miejsce intensywne przepływy materii – wydmuchiwanego gazu. Przepływ szybszy między gwiazdami, a wolniejszy na zewnątrz od gromady powoduje wzajemne zbliżanie się poszczególnych obiektów gwiezdnych, zgodnie z prawami hydrodynamiki. Trwało to jednak na tyle krótko, że gwiazdy nie zdążyły zderzyć się ze sobą, a właściwie zlać się w jedną całość. Nie doszło więc (a może jednak gdzieś doszło) do wtórnej eksplozji (już na mniejszą skalę). Zauważmy, że fakt istnienia gromad kulistych w takiej, a nie innej postaci i koncentracji gwiazd, stanowić może wskaźnik czasu trwania zjawiska kwazara, wskaźnik dający szansę poznania dynamiki zachodzących wówczas procesów. 
     To zagęszczenie gwiazd w gromadach, a więc bezpośredni kontakt grawitacyjny między nimi, sprawiło, że z czasem (liczonym chyba wszystkiego na miliony lat) gromady przybrały kształt kulisty. To wtórna cecha tych zbiorowisk gwiezdnych. Gromady gwiazd, dzięki stosunkowo dużej bezwładności pozostały, a gaz otaczający wywiało. Z powodu braku większych zgęszczeń materii, szczególnie poza obszarem dysku formującej się galaktyki, gromady te nie mogły się wiele zmienić przez miliardy lat, pozostając reliktem tych najdawniejszych czasów formowania się galaktyki, a właściwie znacznie wcześniej – gwiazd. Tworzą więc halo galaktyczne, wskazujące na pierwotny kształt obiektu. Ich obecność świadczy na rzecz tezy, że ramiona spiralne Galaktyki (choćby naszej) powstały później niż gwiazdy gromad kulistych, wbrew przyjmowanej często hipotezie, że spirala stanowiła pierwotny kształt protogalaktyki.
   I tu pojawia się wątpliwość. Wielka obustronna erupcja materii spowodowała powstanie ramion spiralych i rotację galaktyki. W płaszczyźnie dysku mamy ogromne ilości materii. Natomiast poza nią pustka, gdyby nie liczyć rzadko rozsianych gromad kulistych i samotnych gwiazd drugiej populacji. Dlaczego gęstość materi gazowej w obszarze halo jest tak mała? Otóż przyczyną było bardzo wielkie ciśnienie promieniowania emitowanego w przybliżeniu radialnie, przez formujące się jądro galaktyki, usuwające na zewnątrz znaczne ilości materii, w szczególności gazu. Obiekty gwiezdne uległy temu ciśnieniu w znacznie mniejszym stopniu. Właśnie silny strumień gazu spowodował fizyczne zbliżanie się gwiazd, co w rezultacie doprowadziło do utworzenia gromad kulistych. Tylko wtedy mogły powstać. Gromady kuliste zawierają tylko gwiazdy starsze, drugiej populacji. Dziś, tak intensywnych ruchow nie ma. Gromady gwiazd, tworzące się już po utworzeniu ramion spiralnych, czyli po eksplozji, wszystkie są gromadami otwartymi, przy tym właśnie i szczególnie tam obserwowane są procesy gwiazdotwórcze.
   Ciśnienie promieniowania z eksplozji oddaliło też od centrum (w pewnym niewielkim stopniu) także liczne gromady gwiezdne, te, które ewoluowały potem ku formie gromad kulistych. Jednak szczególnie daleko usunięty został gaz. Z tego między innymi powodu w halo galaktycznym ustał proces tworzenia się gwiazd. Ta odepchnięta materia gazowa powinna do dziś stanowić rozległą sferyczną gazową otoczkę galaktyk, szczególnie spiralnych. Otoczka ta powinna stopniowo oddalać się i przerzedzać. Sądzę, że możliwe jest odkrycie ekstynkcji promieniowania spowodowanej przez tę materię w otoczeniu (powiedzmy, że prawie) wszystkich większych galaktyk. Warto sprawdzić to przypuszczenie****. 

****) Gdy pisałem te słowa (2010), nie zdawałem sobie sprawy z tego, że badania takie zostały już podjęte. Chodzi o jeden z najambitniejszych projektów obserwacyjnych, projekt na masową skalę. Mowa o projekcie SDSS (Sloan Digital Sky Survey), w którym uczeni podjęli się zbadania widm dziesiątków tysięcy kwazarów. Badania rozpoczęły się już w roku 2000. W projekcie tym wykorzystany został 2,5 metrowy teleskop w Nowym Meksyku, zaopatrzony w 120-megapikselową kamerę, oraz spektrometry o wysokiej rozdzielczości. Sporządzono już nawet trójwymiarową mapę rozległych obszarów nieba, zawierającą ok. miliona galaktyk i ponad 120 tysięcy kwazarów. Odkryto też ponad 500 supernowych typu Ia, których badanie potwierdzić ma (Raczej obalić – do tego się już badacze nie kwapią.) hipotezę (dziś uważaną przez wielu za oczywisty fakt) o istnieniu ciemnej energii. Wymienione supernowe znajdują się w zasięgu 4mld lat świetlnych. A teraz uwaga! Jednym z „ubocznych” wyników badań było odkrycie lekkiego poczerwienienia światła biegnącego z odległych obiektów. Jedynym, rozsądnym w świetle dzisiejszej wiedzy wytłumaczeniem tego jest przyjęcie za bardzo realne istnienie ekstynkcji spowodowanej przez bardzo rozrzedzoną materię zalegającą w przestrzeni międzygalaktycznej, wiele tysięcy lat świetlnych od galaktyk, z których być może ta materia pochodzi. Potwierdzałoby to przypuszczenie, którego dotyczy ten odnośnik. Równocześnie stawia to na cenzurowanym zasadność interpretacji osłabienia blasku odległych supernowych, służącego jako baza obserwacyjna dla hiotezy o istnieniu ciemnej energii – otoczka jest tym gęstsza, im bardziej odległa (młodsza w naszych oczach) jest dana galaktyka. Jednak „rzeczywistą” przyczynę osłabienia blasku supernowych podałem w w eseju pod wspólnym tytułem: „Katastrofa Horyzontalna”. Ekstynkcja mogłaby stanowić dopełninie sprawy, przy tym stanowić może też czynnik zakłócający pomiary jasności.

9. Geneza pierwiastków superciężkich.
  Można zapytać „z głupia frant”: Czy pierwiastki ciężkie, wchodzące w skład materii ramion spiralnych, wszystkie pełnią swej masy, są pozostałością po wybuchach starszych supernowych, tych należących do drugiej populacji? Pytanie to wiąże się z „nie podlegającą dyskusji” i obowiązującą powszechnie tezą (raczej mantrą), że jedynym źródłem pierwiastków ciężkich są wybuchy supernowych. Jest to więc teza niezbyt spójna już z faktem istnienia będących głównym reserwuarem metali, ramion spiralnych. Jeśli to tylko supernowe, to skąd się wzięły bogate w metale ramiona spiralne; to dlaczego wszystkie gwiazdy spoza dysku są gwiazdami ubogimi w metale? Te supernowe miały być właściwie gwiazdami „trzeciej”, najstarszej populacji, istniejącymi jeszcze zanim uformowały się pregalaktyki (dziś wielu tak sądzi). Gdyby metale brały się wyłącznie z nich, to Galaktyka dziś wyglądałaby chyba nieco inaczej. Na przykład w halo galaktycznym byłoby znacznie więcej obiektów o wysokiej zawartości metali (pierwszej populacji).  
   Czy w dalszym ciągu, także dziś tworzą się pierwiastki ciężkie? Oczywiście, że tak, z tym, że w jądrach gwiazd. Ale przecież rzadko która wybucha. Trudno więc liczyć na to, że z materii tej utworzą się planety. Ogromna większość gwiazd nigdy już nie wypuści pierwiastków ciężkich  ze swych wnętrz, na wieki wieków. One przecież nigdy nie wybuchną. Zatem, praktycznie pierwiastków ciężkich, szczególnie tych promieniotwórczych, nawet ubywa.   
   Ramiona spiralne są integralną częścią galaktyk od bardzo dawna. Jak już wiemy, zgodnie z prezentowaną tu hipotezą, ukształtowało je zdarzenie znacznie bardziej spektakularne niż wybuchy gwiazd supernowych, ponoć stanowiących podstawowe źródło pierwiastków ciężkich. Zostało to opisane wcześniej. Zwróciłem też uwagę na to, że pierwsze gwiazdy były raczej niej masywne. Świadczyłby o tym fakt, że istniejące gwiazdy drugiej populacji z halo galaktycznego, są na ogół mniej masywne, niż gwiazdy z populacji dysku. Weźmy dla przykładu (i dla porównania) gwiazdy pulsujące RR Lyrae (II populacja) i cefeidy. Uzasadniłem też możliwość, że masy pierwszych gwiazd (drugiej populacji) były raczej mniejsze, niż tworzące się dziś gwiazdy dysku. Zatem w tych dawnych czasach tworzenia się galaktyk, zjawisko supernowej, raczej statystycznie nie było częstszym, niż dziś. 
     Dorzućmy do tego jeszcze odrobinę. Hipereksplozja milionów gwiazd, stanowiąca o wizualnych cechach Kwazarów, przede wszystkim spowodowała masową produkcję pierwiastków ciężkich. W tych skrajnych warunkach utworzyć się mogły (sądzę, że) wszystkie pierwiastki, z transuranowcami włącznie. W jaki sposób? O tym dalej. A co spowodowało, że materia ta znalazła się na zewnątrz, tworząc w dodatku ramiona spiralne? Otóż sama eksplozja skierowana była również ku centrum, podobnie, jak w przypadku eksplozji supernowej. Tam, w centrum, doszło oczywiście do skrajnego zagęszczenia materii o ogromnej masie i bardzo wysokiej temperaturze, a w wyniku tego do odbicia się jej wskutek odpychania grawitacyjnego. Jak już wspomniałem, jakąś rolę, być może odegrała tu ciemna materia. Stanowiło to erupcję wtórną materii zagęszczonej przez odśrodkową falę uderzeniową, wtórną ekspansję. Ta wtórna ekspansja (najpierw było ogromne ciśnienie promieniowania) wprost wymiotła to, co pozostało po „spaleniu” milionów gwiazd, na zewnątrz. To, w jakim kierunku wymiotła, zależało od warunków początkowych: masy obiektu, parametrów jego ewentualnej wcześniejszej rotacji i rozkładu przestrzennego materii. Najczęściej kierunki ekspansji materii nie były dokładnie współliniowe, co spowodowało powstanie momentu obrotowego całości (jak w bani Herona) – tak dla przypomnienia. Reasumując, tak otrzymaliśmy całą tablicę Mendelejewa. 
    Odrębny problem stanowi synteza pierwiastków najcięższych. Nie wnikając w szczegóły dotyczące ewolucji gwiazd można tu nadmienić, że „spokojna” nukleosynteza wewnątrz gwiazd prowadzić może co najwyżej do syntezy żelaza. Tak, ale wtedy to żelazo nie jest osiągalne, gdyż znajduje się wewnątrz saawansowanych ewolucyjnie gwiazd, z których tylko naprawdę znikoma liczba kiedyś wybuchła (i w przyszłości wybuchnie). A przecież żelaza jest sporo, między innymi na Ziemi. Zatem powinny istnieć też inne jego źródła. Czy same ramiona spiralne, pełne pierwiastków cięższych, w całości utworzyły się w wyniku wybuchu supernowych, zgodnie z jakąś wojskową logistyką? Już takie pytanie padło, bo przecież powszechnie sądzi się, że pierwiastki cięższe tworzą się i są rozsiewane w wyniku wybuchów supernowych. Tu pewien problem stanowią pierwiastki cięższe od żelaza, ale rozwiązano go – patrz niżej. Jak już wiemy, sądząc po moim wtrącalstwie, nie tylko supernowe są ich źródłem. Stanowią one wprost czynnik marginalny. Więc wymyślono, że najdawniej powstały gwiazdy trzeciej populacji, wszystkie bardzo masywne i prawie wszystkie wybuchły jako supernowe. Stąd mamy metale. Jeszcze jedna wymyślałka, która bynajmniej nie świadczy o wielkiej kreatywności.
   Wybuch supernowej, jak wiemy, nie przebiega jednakowo w całej jej objętości. Wybucha określona warstwa wewnątrz gwiazdy. Wybuch ten, na zewnątrz powoduje znany nam spektakularny efekt gwałtownego wzrostu jasności, oraz rozproszenie materii, zaś ku środkowi w postaci fali uderzeniowej ściska jądro gwiazdy do tego stopnia, że jego gęstość bliska jest gęstości materii jądra atomowego. Tak, w daleko posuniętym uproszczeniu, w wyniku tego powstaje gwiazda neutronowa. Temperatura i gęstość warstwy wybuchającej jest wystarczająco duża, by umożliwić tworzenie się pierwiastków najcięższych (tak można przypuszczać), a eksplozja rozprasza je w przestrzeni. Rozprasza właściwie wszystkie pierwiastki wyrzucając wszystko na zewnątrz. A jednak, czy możliwa jest masowa (czyli na dużą skalę) produkcja pierwiastków cięższych, niż żelazo, w wyniku stopniowego przyłączania kolejnych nukleonów do jąder (w procesie syntezy jądrowej)? Chodzi o produkcję zapewniającą wzrost ilościowy tych pierwiastków, pomimo nietrwałości większości ich jąder. Nie śpieszyłbym się z odpowiedzią twierdzącą. Co prawda możliwy jest (przynajmniej teoretycznie) proces szybkiego wychwytu większej liczby neutronów, zachodzący (ponoć) w co masywniejszych gwiazdach i oczywiście podczas wybuchu supernowej (tak zwany „proces r” (rapid neutron captures process)), ale problem w tym, że zjawisko supernowej jest niezmiernie rzadkie, czas produkcji pierwiastków ciężkich bardzo krótki (wybuch), a masa otrzymanych w tym wybuchu pierwiastków ciężkich wprost znikoma w porównaniu z masą Słońca. Nawet otrzymanie żelaza byłoby bardzo kłopotliwe, gdyż znajdować się ma ono w jądrach starych gwiazd, z których tylko nieliczne wybuchają (jak już zdążyłem zauważyć). Żelazo produkowane w gwiazdach (i pozostałe pierwiastki) jest więc nieosiągalne. Powinno więc istnieć jakieś inne źródło pierwiastków ciężkich, nie tylko transuranowców. Istnieć od bardzo dawna. Wszak nasza stara Ziemia (materia, z której powstała) posiada je już od prawie sześciu miliardów lat, a zbudowana jest z całej tablicy Mendelejewa.  
   Gdy powstawał Układ Słoneczny, liczba gwiazd w ramionach spiralnych naszej Galaktyki, była zapewne dużo mniejsza. Wszak liczba gwiazd powstających jest znacznie większa, niż liczba gwiazd definitywnie gasnących, gdyż czas życia gwiazdy (aż całkiem zgaśnie) liczyć można nawet na dziesiątki miliardów lat. Wszystkie gwiazdy istnieją i świecą od kiedy było w ogóle możliwe ich istnienie (ok. 200 milionów lat po Wielkim Wybuchu). Oczywiście nie można brać pod uwagę tych, które we wnętrzu kwazara zamieniły się w dymy dające początek planetom i przy okazji pewnym szkaradnym stworzeniom, o których ktoś kiedyś wyrażał się z dumą. A supernowe?... Obarczanie ich winą za nasze bezwstydne istnienie jest chyba sporym nieporozumieniem. Z braku laku dobry kit. To, że sobie (te supernowe) pokątnie majstrują za naszymi plecami, nie znaczy, że z tego będzie chleb.    
   Stężenie pierwiastków ciężkich, gdyby ich jedynym źródłem były supernowe, byłoby na tyle małe, że nasze zaistnienie (w dodatku już 6 miliardów lat temu) nie byłoby możliwe. Chyba, że lokalnie i w bardzo ograniczonym obszarze. A przecież okazuje się, że spora liczba gwiazd, może nawet znakomita większość, posiada układy planetarne pomimo rzadkości zjawiska supernowej. A jeśli już? Wybuch supernowej trwa bardzo krótko. Stan ogromnego ciśnienia i bardzo wysokiej temperatury, to mgnienie, to sekundy lub co najwyżej minuty. Nie daje to dobrych prognoz co do masy tworzących się metali. A pierwiastki cięższe od żelaza, transuranowce? Jeśli już powstają, to łączna ich masa jest znikoma, w konfrontacji z tym, co jest wiadome, na przykład geologom (po uwzględnieniu naturalnego rozpadu promieniotwórczego, trwającego już miliardy lat). Całe szczęście mamy irańskiego malarzyka, który wzbogaca uran w swoich centryfugach i gwiżdże na cały swiat, a nawet Wszechswiat. A wszystkiemu winni... no kto?                 W podsumowaniu stwierdzić można, że pierwiastki cięższe, niż hel (metale), te stanowiące budulec młodych gwiazd i planet,  powstały w wyniku eksplozji kwazara. Właściwie to jedyne źródło. A pierwiastki superciężkie, w tym transuranowce?  
   A oto sposób (inny, niż w supernowej proces r) na otrzymanie pierwiastków najcięższych, w tym transuranowców. Możliwe, że gwiazdy neutronowe, które pojawiły się jeszcze przed kolapsem jąder galaktyk (kwazarów) jako wynik ewolucji i wybuchów gwiazd wyjątkowo masywnych (z tego powodu bardzo szybka ich ewolucja), w wyniku wzajemnych zderzeń, wewnątrz tego piekła hipereksplozji, po prostu rozpadły się, a ich fragmenty rozproszyły się. Ich mikrofragmenty utworzyły między innymi jądra pierwiastków ciężkich, wraz z transuranowcami. Te najcięższe, oczywiście zdążyły się już rozpaść. Precyzując rzecz dodajmy, że sam proces zapadania się, jeszcze zanim obiekt stał się kwazarem, nie przebiegał mgnienie. Chodziło przecież o obiekt, nawet wtedy, o rozmiarach chyba tysięcy lat swietlnych. Zagęszczanie się materii gwiazd przebiegało z początku powoli. Przy dużym stosunkowo zagęszczeniu musiało, coraz mniej sporadycznie, dochodzić do wybuchów – tworzenia się gwiazd neutronowych, nie koniecznie czarnych dziur (jak ktoś by od razu pomyślał). A gdy już doszło do zderzenia i hiperreakcji termojądrowej, surowca było pod dostatkiem.

   Mamy więc prawdziwe źródło pierwiastków superciężkich, a właściwie główne źródło wszystkich pierwiastków cięższych, niż hel. Ciekawe, czy istnieje (do dziś) jakiś obserwacyjny wskaźnik mogący potwierdzić (lub obalić) powyższą hipotezę. Sądzę, że tak. Należy zbadać rozkład ilościowy pierwiastków będących produktami rozpadów radioaktywnych nawet jąder hiperciężkich, dziś nie istniejących, które rozpaść się musiały przed miliardami lat. Tak otrzymać powinniśmy właściwie wszystkie pierwiastki cięższe, niż żelazo. Ale to nie koniec. Najważniejsze jest to, że należy badania te przeprowadzić także w odniesieniu do materii innych ciał niebieskich. Zacząć od materii Księżyca i Marsa. Badania obiektów dalekich, spoza Układu Słonecznego, z różnych okolic Galaktyki (coś podobnego także w odniesieniu do innych galaktyk), oczywiście prowadzone metodami spektroskopii, zgodnie z hipotezą ujawnić powinny pierwotnie zbliżony rozkład ilościowy pierwiastków ciężkich. W odniesieniu do odległych galaktyk powinniśmy też odkryć wyraźną zależność stężenia tych pierwiastków od wieku Wszechświata, rejestrowanego przez nas u nich (widzimy je młodszymi). Zbliżony, a nie identyczny, gdyż nie uformowały się wszystkie dokładnie w tym samym czasie. Za to w obrębie jednej galaktyki, stężenie pierwiastków ciężkich powinno być zbliżone. Byłoby to dowodem tego, że pierwiastki te, pojawiły się w danej galaktyce mniej więcej w tym samym czasie, w wyniku wydarzenia przebiegającego w skali całej galaktyki. Jeśli wyniki badań nie potwierdzą powyższych oczekiwań, na przykład przewidywanego rozkładu stężenia w funkcji odległości (dla innych galaktyk), trzeba będzie poszukać innych sposobów produkcji pierwiastków ciężkich (nie licząc powszechnie przyjętego poglądu o supernowych). Mamy więc antycypację mogącą potwierdzić (lub obalić) wypowiedzianą powyżej hipotezę.
   Choć to chyba utopia (że ktoś się tym zajmie), badając widma pierwiastków ciężkich, mających być produktami naturalnego rozpadu pierwiastków superciężkich, sprawdzić można (przynajmniej „teoretycznie”), wiek Wszechświata w emitujących badane promieniowanie galaktykach i porównać z wiekiem otrzymanym na podstawie wzoru na kinematyczną dylatację czasu i z uwzgldnieniem prawa Hubble'a (patrz artykuły pt. „Katastrofa Horyzontalna”.). Oto jeszcze jedna możliwość sprawdzenia koncepcji przedstawionej w tej pracy, potwierdzenia (lub obalenia) całego systemu, stworzonego za sprawą mojego fantazjowania.
   I jeszcze jedno. Warto zbadać także (na ile to możliwe) intensywność rozpadu tych pierwiastków, ściślej, czas połowicznego rozpadu i porównać ze znanym, laboratoryjnym. Inna, niż u nas intensywność świadczyć by mogła o faktycznym udziale neutrin warunkujących rozpady (większa ich koncentracja) lub o ewentualnie innej wartości inwariantu c w dawnych czasach. Badanie takie mogłoby stanowić kryterium słuszności przypuszczenia o zmienności tej wielkości. Znaczenie kosmologiczne takiego pomiaru wydaje się oczywiste. W kontekście tym kwazary i najodleglejsze galaktyki są obiektami niezwykle ważnymi. Jak wiadomo, australijcy astronomowie, obserwując widma kwazarów, odkryli (rzecz nie została jeszcze ostatecznie potwierdzona), że stała struktury subtelnej ulega z czasem zmianie, że rośnie, co mogłoby sugerować stopniowe malenie prędkości światłaBadania w tym kierunku należałoby zintensyfikować. Wygodniej dla świętego spokoju jest przebierać w innych priorytetach (by nie chować głowy w piasek).

   Załóżmy, że coś takiego miało miejsce (chodzi o rozpad gwiazd neutronowych podczas eksplozji proto-galaktyki (zjawisko kwazara). Jak jednak materii tej udało się wydostać na zewnątrz, znaleźć się poza jądrem proto-galaktyki? To proste. Potworny wybuch megareakcji termojądrowej, także ku środkowi, spowodował gwałtowne zagęszczenie się materii (już bogatej w pierwiastki ciężkie) i w wyniku odpychania grawitacyjnego, jej erupcję. Opisałem to już wcześniej. Materia wyrzucona ze skolapsowanego wnętrza kwazara na zewnątrz (w wyniku burzliwych procesów zachodzących wówczas), ta, co utworzyła ramiona spiralne i wytryski (Jety), zawierała już pierwiastki ciężkie w znacznej obfitości. Z materii ramion spiralnych, wymieszanej z wodorem, stanowiącym oczywiście (i mimo wszystko) środowisko dominujące, tworzyć się zaczęły gwiazdy młodszej populacji, wśród nich nasze Słońce. Oczywiście utworzyć się mogły także planety. Zatem bardzo możliwe, że pochodzimy z wnętrza kwazara, z jądra proto-galaktyki, nie koniecznie z wnętrza supernowej. Przepraszam, że sprawiłem zawód.
   Czy zatem wybuch supernowej dostarcza surowca mineralnego, z którego powstawać mogą planety? I tak i nie. Zwróciłem już uwagę na to, że zjawisko supernowej jest bardzo rzadkie. Sam Układ Słoneczny istnieje już około pięciu-sześciu miliardów lat. Dużo bardziej przekonywująca, wbrew sądom dzisiejszym, jest teza, że materiał mineralny, konieczny do utworzenia planet pojawił się dużo wcześniej, jeszcze w erze kwazarów.   


Á propos
¹) Tak szacuje się wiek gwiazd wchodzących w skład gromad kulistych, co w konfrontacji z szacowanym obserwacyjnie (i zgodnie z aktualnym modelem ilościowym) wiekiem Wszechświata na 13 do 15 miliardów lat, stanowi zagadkę, tym bardziej, że od Wybuchu upłynąć musiało jeszcze 1,5 – 2 miliardów lat, by materia utworzyć mogła złożone formy świecące. Jak więc wyjaśnić sporą rozbieżność między przyjętym dziś wiekiem Wszechświata (13,8), a wynikiem oszacowań wieku gwiazd?  Czy wyłącznie niewłasciwą oceną wieku gwiazd? A mże niewlaściwą oceną wieku Wszechświata? Kurczowym trzymaniem się równania Friedmanna? [Sam „Friedmann” określa dzisiejszy wiek Wszechświata jako 2/3 czasu hubblowskiego, czyli 10 miliardów lat (dla H = 20.)] A może także tym, że inwariant c stopniowo maleje? To już ja bym dodał. Na starszy (niż 10 mld. lat) wiek Wszechświata być może wskazywałoby odkrycie rzekomego wzrostu prędkości ekspansji, dokonane podczas obserwacji gwiazd supernowych, należących do bardzo odległych (a więc z wyglądu dużo młodszych niż nasza) galaktyk. Stąd nie 10, a 13,8 miliarda lat. Ale i to nie satysfakcjonuje. Ustosunkowałem się do kwestii ciemnej energii już wcześniej, w artykule pod wymownym tytułem: „Katastrofa horyzontalna”. 
   Bazą dla podejścia friedmannowskiego było przyjęcie a priori założenia, zdawałoby się oczywistego, że wskutek powszechnego przyciągania, ekspansja jest spowolniona. Z tego właśnie powodu „urwano” wiekowi Wszechświata dobrych parę latek. Dla przypomnienia, w tej pracy zakłada się zasadniczą stałość prędkości względnej w stosunku do niezmienniczej c. Podkreślam, że model proponowany w tej książce nie bazuje na równaniu Friedmanna. Gdyby bazował, nie miałbym nic do powiedzenia. A nuż jednak w tych wszystkich moich fantazjach jest coś, co warte jest przemyśleń (koniecznych dla ich definitywnego odrzucenia)?
²) Patrząc ku mniej odległym galaktykom, a nawet w obszary przyjądrowe naszej Galaktyki, dostrzegamy pierzaste obłoki nieświecącej materii, rozciągające się na dziesiątki tysięcy lat świetlnych. Przeważa w nich materia mineralna, występują tam nawet związki węgla, nazywane przez nas organicznymi. Masa tej materii z całą pewnością większa jest od masy gwiazdy, nawet od masy tysięcy gwiazd. Sama ich rozciągłość przestrzenna, na dziesiątki tysięcy lat świetlnych i oczywiście kształt, wyklucza, by pochodziły z jednej gwiazdy. Te nieświecące twory przypominają do złudzenia dymy, pozostałości po fajerwerkach. Coś podobnego musiało się zdarzyć, gdy zagęszczony obiekt zawierający pierwsze gwiazdy (dziś ich nędzna resztka tworzy gromady kuliste), w wyniku zapaści grawitacyjnej, stał się kwazarem. Same dymy są, pozostałością po syntezie jądrowej. Zawierają one już pierwiastki ciężkie. Wskutek rotacji obiektu, wraz z wodorem i helem, materiałem pierwotnym, stanowiącym też materię peryferyjną, utworzyły (te dymy) ramiona spiralne dzisiejszych galaktyk. Same erupcje materii (dziś widoczne jako Jety niektórych odległych galaktyk) na ogół zachodziły z obydwu stron obiektu równocześnie (jeśli był w miarę symetryczny). Wyjaśnienie tego fenomenu podałem wcześniej. 
   A jednak może mimo wszystko pierwiastki ciężkie pochodzą tylko i wyłącznie z wybuchu gwiazd supernowych? O tym przekonani są nawet najświatlejsi. Chyba tylko dlatego, gdyż Przyroda zobowiązana jest podporządkować się ludzkiej...ograniczoności. Patrzymy i nie widzimy, zobowiązani do myślenia niemyśleniem. To rodzaj zaprogramowania. Chyba, że coś się popsuje, jakiś feler w programie (cóż, promienie kosmiczne, kosmici, może alkohol). Więc pojawia się jakiś superbandzior, albo (rzadziej) jakiś Einstein.