Treść
1. Kwazary. Wstępny model
erupcji materii. Jety – pierwsze spojrzenie. Skąd wzięły się
ruchy własne galaktyk?
2. Jak wyodrębniły
się pregalagtyki? Zbliżone do siebie masy galaktyk – rola ciemnej materii. Jak
doszło do wyodrębnienia
się pregalaktyk?
3. Procesy, w wyniku
których utworzyły się galaktyki. Rotacja. Jak doszło do erupcji
biegunowej? Dane
obserwacyjne. Co dało początek galaktykom eliptycznym, a co
galaktykom spiralnym? Skąd
bierze się nadnaturalna wydajność energetyczna kwazarów?
Skąd się wzięły
pierwiastki ciężkie – wstępne konkluzje.
4. Jeszcze raz o
erupcjach, ale inaczej. Jak powstały galaktyki spiralne? Jeszcze o
erupcjach biegunowych. Skąd się wzięła rotacja galaktyk spiralnych? Właściwie,
jak one powstały?
Nawiązanie
W
pracy tej dam wyraz przemyśleniom idącym, jak zwykle, nie koniecznie ubitym traktem; tak, jak w całym tym ogromnym przedsięzięciu, które aktualnie realizuję.
Nie jest to bynajmniej wyrazem
jakiejś kontestacji, to nie teatralny gest outsidera, to
nie jakaś manifestacja dla samego jej faktu. Idę po prostu swoją drogą, jakbym
innej nie znał. Obligowała mnie wyłącznie ciekawość świata, a także ciekawość,
co z tego wyniknie. Dla kogoś już to może być wielką arogancją,
tym bardziej, że liczba tych nieprawomyszliennych artykułów i esejów jest już
spora. Zazwyczaj w sytuacji takiej rokowania (sukcesu) nie są najlepsze. Jednak novum
tu stanowi grawitacja dualna. Sądzę, że dzięki temu, mi się w jakimś stopniu
powiodło – nie tyle poblicznie, co
merytorycznie. Kontynuujmy
więc.
Geneza
galaktyk do dziś stanowi poważną zagadkę. Jak na razie nie znaleziono punktu
zaczepienia. Pytań jest od groma, ich liczba wzrasta wraz z nowymi odkryciami
obserwacyjnymi, które na ogół nie są w pełni zbieżne z
proponowanymi wcześniej modelami. Podejmowane wciąż próby symulacji komputerowych
na bazie istniejących koncepcji, nie mogą zadawalać. Można sądzić, że za
mało jest danych. A ja sądzę, że nie o odpowiedni zasób danych tu chodzi, a o
brak bazy, brak czegoś, co by spajało wszystkie spostrzeżenia w jeden system. W
gruncie rzeczy za podstawę dla przemyśleń służy hubblowska klasyfikacja
wizualnych cech galaktyk. Ale to stanowczo za mało. Co spowodowało, że jest
tak, jak jest? Jakie czynniki zadecydowały o tym, jaki kształt przybrała ta,
czy inna galaktyka?
Rozróżnia się dwa zasadnicze typy galaktyk:
eliptyczne i spiralne. Różnią się one nie tylko
wyglądem. W eliptycznych większość stanowią gwiazdy starsze drugiej populacji,
a w spiralnych raczej odwrotnie. Które były wcześniej? Jak powstały te, a jak
tamte? Czym się różnią pod względem budowy i składu – to wiadomo, ale dlaczego?
Jak powstały pierwiastki ciężkie? Czy tylko z wybuchów supernowych? I ostatnie pytanie: Czy to pytanie ostatnie? Żarty żartami.
Pytajmy dalej. Pytań jest bez liku, gdyż geneza galaktyk, to jedno wielkie
pytanie. Na wiele z pytań, tych zadawanych i tych, na których zadawanie jest
dziś za wcześnie, otrzymacie odpowiedź w tym w tekście. Najważniejsze, że
odpowiedzi te stanowić będą zachętę do badań: dla potwierdzenia, dla obalenia,
dla nowych heurez. Koncepcja grawitacji dualnej stwarza nowe możliwości, nowe
koncepcje, pomysły, nowe pole do popisu dla młodych,
wprost nowe, dotąd nie przeczuwane nisze badawcze.
Przekonamy się o tym.
Że
geneza galaktyk stanowi poważny problem, problem dziś
nie rozwiązany, niech świadczy to, co znajdujemy np. w Wikipedii:
1. Kwazary. Wstępny
model erupcji materii.
Bardzo istotne znaczenie dla poznania
Wszechświata mają badania kwazarów. Są to obiekty bardzo odległe, sądząc po
wielkośći ich red-shiftu; sądząc też po tym, że występują wszędzie, czyli nie
istnieje wyróżniony kierunek ich położenia – nie należą więc do naszej
Galaktyki. Uzasadniony jest sąd, także bazujący na stwierdzonych obserwacyjnie
fizycznych cechach tych obiektów, że reprezentują one Wszechświat bardzo młody.
Oczekuję w związku z tym, że badania kwazarów przyczynią się też do
potwierdzenia tezy o stopniowym zmniejszaniu się stałej c*. W pełni
uzasadniony jest także sąd (pomimo, że nie jest to sąd jedyny), że są one proto-galaktykami.
Przychylałbym się więc do twierdzenia, że także nasza Galaktyka przejść musiała
przez stadium kwazara. „Jak powstały galaktyki?” To problem do dziś nie rozwiązany. Jak doszło
do wybuchu na wielką, galaktyczną skalę; jak wiedzie droga od kwazarów, poprzez
galaktyki aktywne, do galaktyk dzisiejszych? Czym
właściwie są kwazary i skąd bierze się ich zadziwiająco wielka energia?
*) Na
zmienność c wskazywać by mogła wykryta w ostatnich latach, inna niż dziś wartość stałej struktury subtelnej, uzyskana przy badaniu widm promieniowania kwazarów. Ważki argument na stopniowe malenie prędkości niezmienniczej c
znajdziecie w artykule drugim eseju poświęconego czarnym dziurom, a także w artykułach
poświęconych oscylacjom Wszechświata.
Jety
Z
obserwacji wynika, że wiele z tych obiektow posiada tzw. Jety, czyli
widoczne erupcje materii. Sądzi się, wprost
automatycznie, że świadczy to o istnieniu w nich czarnych dziur. Być może, z
tym, że (mym skromnym zdaniem) to nie czarne są przyczyną erupcji materii. Jako
czarne, powinny raczej ściągać materię ku sobie. Na dobrą sprawę, jak na razie,
nie jest znany mechanizm erupcji na taką, wprost galaktyczną skalę; jak na razie nie wiadomo też, skąd biorą
się tak imponujące ilości energii emitowanej przez te obiekty. [Będzie wiadomo po przeczytaniu tego artykułu.] Obowiązujące wyjaśnienia
nie stawiają kropki nad i. I słusznie. Sądzę, że rozwiązaniem problemu erupcji, intuicyjnie
uzasadnionym, byłoby przyjęcie tezy o istnieniu odpychania grawitacyjnego w
bardzo krótkim zasięgu (przy bardzo dużej koncentracji materii). Odpychaniu
temu poświęciłem sporo miejsca w poprzednich artykułach.
Od tego właściwie należałoby zacząć. A wielka
energia zaangażowana w te erupcje? Z całą
pewnością nie chodzi o zderzenia czarnych dziur, jak to twierdzą co poniektórzy
z zadziwiającą szczerością i konsekwencją wywołującą
zadumę; twierdzą pomimo istniejącej (obserwacyjnie) mnogości
kwazarów przy znikomym prawdopodobiństwie ewentualnego spotkania się czarnych. A jeśli już, to co? Czarnym
dziurom poświęciłem osobny esej (poprzedni). A skąd by się miały wziąć te czarne
w tych dawnych czasach i w tak wielkich ilościach? To chyba coś w rodzaju „syndromu tonącego”, albo po prostu brak
powagi w tych poważnych skądinąd twierdzeniach. Można to nazwać też syndromem czerni. Dziś za wszystko, co zaskakuje, odpowiedzialne są czarne dziury.
Bierzesz placebo i od razu czujesz się zdrowy, z
pełną świadomością placebowania się.
Oto wstępny,
roboczy model erupcji materii, mojego chowu.
Załóżmy, że mamy do czynienia z obiektem rotującym o dużej masie. Grawitacja
sprawia, że przy tym zapada się on. Prędkość kątowa rotacji wzrasta. Efektywna
grawitacja na równiku jest już dużo słabsza, niż w okolicach polarnych. Co jest tego skutkiem? Otóż to, że
zapadanie się materii – polarne, wzdłuż osi obrotu, jest dużo intensywniejsze,
niż w okolicach równika. Możliwe to jest, gdyż na
razie koncentracja materii nie jest wielka (daleko jej do koncentracji materii
w gwiazdach). Mamy
więc przeciwbieżne strumienie materii, zmierzające ku
centrum obiektu. Powtarzam, to dopiero wstępny, roboczy model konceptualny do
testowania. Jeszcze wrócę do tego wątku, bardziej
zaopatrzony. A na razie...
...Wskutek
zderzenia (grawitacyjnego) przeciwbieżnie kolapsujących mas materii, dochodzi
do odbicia i w rezultacie tego, wytrysku (z obu stron) strug materii. Znamy,
szczególnie dzięki obserwacjom satelitarnym pewną, nawet sporą liczbę takich
obiektów. Można znaleźć je na odpowiednich stronach internetowych. Chodzi przy
tym raczej o odległe galaktyki aktywne i kwazary. Do dziś bowiem materia z
wytrysków uległa rozproszeniu**. Nie widać więc
wytrysków w sąsiedztwie naszej Galaktyki, a te, które widzimy w okolicach odległych galaktyk, dotyczą odległej
przeszłości, są historią, której księgi nota bene otwarte są dla naszego
wglądu. Otwarte dzięki temu, że Wszechświat jest jednakowy wszędzie, czego
wyrazem jest zasada kosmologiczna, a jego obiekty (galaktyki) wiąże wyrażające
tę zasadę prawo Hubble'a. Otwarte dzięki temu, że
patrząc w dal widzimy przeszłość. To tak dla przypomnienia.
**) Oczekiwać można promieniowania radiowego sponad biegunów
naszej Galaktyki, ale niekoniecznie, gdyż wcale
nie jest pewne, że w przeszlości jej jądro rotowało odpowiednio szybko.
Jeśli przy tym rozkład przestrzenny
materii w takim obiekcie nie jest jednolity (na ogół jest właśnie tak), może
dojść do erupcji materii, erupcji widocznej tylko z jednej strony
(Jet). Znanych jest wiele obiektów tego typu. Ciekawe, że w znacznej liczbie
przypadków jety występują pojedyńczo. Widocznie wytrysk z drugiej strony był
stosunkowo słaby i zdążył się w znacznym stopniu rozproszyć, a teleskopy są
zbyt słabe. W optycznym zakresie widma, z ogromnej przecież odległości, wytrysk
jest więc niewidoczny. Powinien być jednak źródłem promieniowania radiowego (z obserwacji wynika, że jest). Oznaczałoby to, że
na ogół,
jak już
wspomniałem, nie ma mowy o idealnej symetrii rozkładu materii w takim obiekcie.
Oznaczać to może także, iż proces ten zachodzić już mógł, gdy obiekt jeszcze
nie był w pełni uformowaną kulą (lub eliopsoidą), co już w konfrontacji ze
wstępnym modelowaniem może zastanawiać – o tym dalej. Sugerowałoby też, że w
odniesieniu do wielu z nich, erupcja taka, a właściwie ciąg erupcji na
określonym etapie ewolucji, zachodzi tylko raz i wiąże się widocznie z zapaścią
grawitacyjną, jedyną w życiu obiektu i w skali obejmującej jego całość. Jest to więc wydarzenie niewątpliwie ważne, stanowiące o
ostatecznym kształcie galaktyki. Widoczne erupcje, szczególnie te
obustronne, raczej kojarzyłbym z (chyba rotującymi intensywnie) galaktykami
eliptycznymi, jako erupcje biegunowe. A
pozostałe galaktyki? Nie ma galaktyk identycznych,
a poza tym chyba każda galaktyka przejść musiała etap kwazara. Świadczyłaby o tym obecność w każdej
galaktyce ciemnych (nie świecących i nieprzejrzystych) chmur gazowo-pyłowej
materii bogatej w metale. Tu mam na myśli normalne galaktyki spiralne i
eliptyczne. Raczej nie
minigalaktyki satelickie, będące chyba obiektami wtórnymi. Galaktyki
nieregularne, tu mam na myśli Obłoki Magellana, mogą stanowić produkt erupcji w
galaktyce macierzystej. Świadczyć by o tym mogła ich zawartość – gwiazdy młode i intensywne
procesy gwiazdotwórcze. Wracając do erupcji...
Tak na
marginesie warto zauważyć, że (na ogół) nie całkiem symetryczna (z obydwu
stron) erupcja powoduje zmianę ruchu obiektu względem innych – na zasadzie odrzutu. Oczywiście po erupcji
ruch względny obiektu staje się ruchem bezwładnym. Ta niesymetryczność erupcji
wyjaśniałaby znany fakt istnienia ruchów własnych galaktyk. Zauważmy, że widoczne Jety, w niektórych przypadkach sięgają niewiarygodnych
odległości (nawet milionów lat świetlnych) od macierzystych galaktyk. [To
wskutek upływu czasu i odrzutu galaktyki w przeciwną stronę.] Warto
sprawdzić ich ruchy własne – Czy w przeciwną stronę, sądząc po kierunku strug? Dziś przechodzi się nad istnieniem ruchów własnych galaktyk do porządku dziennego bez głębszej refleksji
pomimo, że w konfrontacji ze stwierdzoną obserwacyjnie jednorodnością
Wszechświata w odpowiednio dużej skali, jest to fakt zagadkowy (jeśli nie symptomatyczny). Kogo to zastanowiło? Kto zapytał skąd biorą się ruchy własne? Odpowiedź: Przypadek [Czy galaktyki, to tak, jak cząsteczki gazu?], nie może zadawalać, a tu mamy odpowiedź jak najbardziej
wiarygodną. Do tego jednak potrzebna jest, jak zobaczymy dalej, grawitacja
dualna.
„Dlaczego prawo Hubble'a nie dotyczy
wszystkich galaktyk (dotyczy tylko odpowiednio odległych)? Skąd się wzięły
ruchy własne galaktyk? Co pchnęło galaktykę Andromedy ku nam? Czy tylko
wzajemna grawitacja? Ale przecież na samym początku, po wyodrębnieniu się, jeszcze jako pregalaktyki, musiały oddalać się od
siebie wszystkie bez wyjątku, zgodnie z prawem Hubble'a (?)” – pytania istotne. Jak się już
okazało, można (o dziwo) na nie odpowiedzieć w sposób dosyć
przekonywujący. „Przypadek, losowowość, stochastyczność?***” Nie, nie tędy droga w odniesieniu do tak
znaczących obiektów, jak galaktyki, które, ogólnie, spełniają przecież prawo
Hubble'a. Temat ten raczej nie jest podejmowany. A przecież obrazy zderzających
się galaktyk znane są powszechnie miłośnikom astronomii. Zderzenia – rzecz
oczywista? Zrozumiała samo przez się i kropka. A
dlaczego do tego doszło? Jeśli to rzecz wyłącznie przypadkowa, to po co pytać, nawet jeśli już obserwacje mogłyby dawać sporo do myślenia?
***) Jeśli już „wiemy” skąd się biorą te „ruchy własne”
to w pełnym zbiorze galaktyk, przynajmniej należących do naszej grupy lokalnej, rozważanie ich ruchów (pędów),
stanowiłoby dodatkową motywację dla badań o charakterze statystycznym. „Czy
rzeczywiście uśredniony pęd (względem nas) ruchów własnych, wraz ze wzrostem
badanej populacji, dąży do zera?” Problem w tym, że galaktyki, te odleglejsze, oddalają się od nas
(kosmologicznie) już z prędkościami porównywalnymi z prędkościami ruchów
lokalnych. Rzecz także w tym, że galaktyki należące do określonej
formacji – gromady, tworzą struktury bynajmniej nie symetryczne. Dodajmy, że
kierunek samej strugi (i odrzutu), zależy od geometrycznych cech rozkładu
materii w obiekcie przed samym wybuchem. To mogłoby kierować uwagę ku cechom obiektu macierzystego –
tego, z którego utworzyła się dana gromada galaktyk.
Wróćmy do
wątku zasadniczego, do „erupcji w skutek odpychania grawitacyjnego”. Zapewne hipoteza ta wzbudziła już wątpliwość.
Osądzając bowiem rzecz na bazie zasady zachowania energii, powinniśmy oczekiwać
powrotu odbitej grawitacyjnie materii (z
biegunowej zapaści) co najwyżej do punktu startu, czyli do powierzchni obiektu.
Erupcja poza obiekt nie powinna mieć miejsca. Sprawa zatem nie jest taka
prosta, szczególnie jeśli byśmy uznali, że erupcja spowodowana jest wyłącznie przez odpychanie grawitacyjne. Powinien
więc istnieć jakiś czynnik dodatkowy. Materia z biegunów zapada się. Tym wciąga
sporo materii z otoczenia (ze „strefy podbiegunowej”). Wygląda na to, że chodzi
o proces ciągły, o rodzaj cyrkulacji. To jednak prowadzi raczej do
ustabilizowanej dynamiki, ciągłości zmian i stabilności obiektu, w którym
gradient gęstości nie jest jakiś wyjątkowy. Co więc może być przyczyną erupcji?
Z całą pewnością nie chodzi o spokojne opadanie zwykłej materii. Dziać się to
mogło więc w czasie biegunowo obustronnej grawitacyjnej zapaści materii
złożonej z uformowanych już gwiazd. Zdarzyło się to jeden jedyny raz na
pewnym wczesnym etapie formowania się galaktyki. Był to jakby naturalny
akcelerator przeciwbieżnych wiązek. Coś na podobieństwo LHC, tylko w zupełnie
innej skali i uwarunkowane grawitacyjnie.
Wyobraźmy sobie napierające na siebie z przeciwnych stron miriady gwiazd. Ale nie uprzedzajmy faktów.
2. Jak utworzyły się pregalaktyki?
Gwiazdy
istniały już od dawna. Pierwsze z nich pojawiły się już ok. 200 milionów lat po
WW. Często określa się je gwiazdami trzeciej
populacji. Ja osobiście odnoszę się raczej
sceptycznie do potrzeby poszerzania systematyki gwiazd. Sądzę,
nie tylko ja, że znane nam gwiazdy drugiej populacji, w większości powstały
jeszcze zanim pojawiły się kwazary. Są niemym świadkiem tego, co się działo
potem. [Chyba ta trzecia populacja pojawiła się dlatego, gdyż zamówiono
wielką liczbę supernowych – dla otrzymania wystarczającej ilości pierwiastków
ciężkich. Pierwsze gwiazdy, zgodnie z tym zamówieniem musiały być bardzo
masywne. Jak widać, także pobożne życzenia odgrywają jakąś (nawet nietuzinkową)
rolę w rozwoju nauki. Dalej zobaczymy, że problem genezy pierwiastków ciężkich
rozwiązany został w sposób naturalny i bez angażowania w to pobożnych życzeń.]
Wyodrębnianie się obiektów, z których miały
uformować się galaktyki, nastąpiło dużo później, bo ok. półtora miliarda lat po
WW. Gwiazd było już wtedy bardzo dużo, ale Wszechświat był na razie znacznie mniejszy, niż dziś. Z wyglądu był więc też dużo jaśniejszy,
niż dziś. Czy był gwiazdami jednorodny? Raczej nie. Już wtedy istniały przecież
niejednorodności – stosunkowo rozległe obszary pustki. Te
niejednorodności rozkładu gwiazd z całą pewnością ewoluowały w stronę tworzenia
się pregalaktyk. Z tego powodu także obszary pustki stawały się coraz bardziej znaczące. Dziś mamy rozdzielone rozległą pustką gromady
galaktyk, a obraz większej połaci nieba przypomina
pianę.
2.1. Zastanawiające,..
...a nawet intrygujące jest to, że masy dzisiejszych galaktyk,
a więc także, wyodrębnionych pregalaktyk są do siebie zbliżone (w
zasadzie ten sam rząd wielkości). W dodatku: Dlaczego
takie masy, a nie inne? Dlaczego w ogóle doszło do tej separacji, do tego równo porcjowanego rozczłonkowania się materii? Pytanie
istotne, choć niewielu je zadaje, a tym bardziej na nie odpowiada. [Już to, że masy są zbliżone, świadczyć
może o tym, że powstały z rozpadu obiektu większego, prawie jednorodnego.] Czy stało się to za sprawą ciemnej
materii? A może jednak i bez niej ta fragmentacja
była możliwa? A jeśli tak, to... wcale pytań nie ubywa. O tym elemencie
naszej układanki jeszcze wspomnę niżej.
Dopiero
gdy już wyodrębniły się obiekty pregalaktyczne,
zaistnieć mogły w nich centra, ściągające grawitacyjnie materię, w tym miliardy istniejących już
gwiazd. Niektóre z tych obiektów nawet rotowały.
Dlaczego rotowały? Tak sobie „z natury rzeczy”? A
co to za natura?
2.2. Jak doszło do
wyodrębnienia się pregalaktyk?
„Widocznie samo wyodrębnienie się ich było
jak pękniecie błony napięcia powierzchniowego, jak
nadęta od wzrostu bańka mydlana. Ciecz przybiera wówczas formę kropli.” Coś podobnego mogło nastąpić też w trzech wymiarach. Po prostu siły spójności, podobnie jak wewnątrz cieczy. Do rozerwania nie doszłoby
jednak nigdy, gdyby nie istniały niejednorodności struktury wielkoskalowej,
gdyby nie istniały pierwotne fluktuacje gęstości, które pojawiły się w wyniku
przemiany fazowej. Musiałby bowiem istnieć wyróżniony punkt o parametrach innych, niż
reszta, może nawet jakieś zakłócenie ciągłości. Wyniki ostatnich badań zdają się wskazywać na to, że niejednorodności pojawiły się już prawie na samym początku (zgodnie z moimi doniesieniami, przemiana fazowa wraz z zakończeniem Ureli). Byłoby to potwierdzeniem słuszności mych tez. [No, nie tylko moich (zakłócenie ciągłości).]
„I tak utworzyły się większe obszary pustki” – można by dodać, bo przecież
krople powstające z pęknięcia bańki mydlanej zajmują znacznie mniej miejsca. Odpowiedź ta, a właściwie hipoteza,
choć jeszcze nie zadawala, ukierunkowuje wyobraźnię. Kontynuujmy więc. Materię, w
szczególności gwiazdy, wiązały siły spójności (grawitacja).
Ale Wszechświat rozszerzał się, a odległości wzajemne rosły. Rosło rozczłonkowanie wielkoskalowe. Z
początku oddzielały się od siebie obłoki
materii, z których powstały gromady galaktyk. Musiało to
doprowadzić w pewnym momencie, niekoniecznie
równocześnie (nie zapominajmy o istnieniu chaosu,
rozczłonkowania i
fluktuacji gęstości), przy wzroście globalnej objętości rozszerzajacego się Wszechświata, do „rozerwania” przestrzennej „sieci”, tej „cieczy gwiazd” – w obrębie każdego z
wyodrębnionych obłoków pierwszej fragmentacji. [Drugą fragmentacją było wyodrębnianie się pregalaktyk – o tym
dalej.] Zadecydowała o tym bezwładność gwiazd
(stosunkowo duża masa tych „molekuł”
tworzących naszą „ciecz”), szybkie tempo globalnej
ekspansji, a także w miarę chaotyczny ruch
własny samych gwiazd; no i chyba przede wszystkim
istnienie, lokalnych niejednorodności gęstości, a wraz z tym, stosunkowo rozległych już
obszarów pustki. Nasza „błona” pekając zamieniła się wiec w rozległy
zbiór „kropli”. Dlaczego nie w
jedną wielką? Co sprawiło, że masy tych
„kropli” były
zbliżone do siebie? Że były takie, a nie inne? Pytam obsesyjnie
znów. Dlaczego stało się to wtedy, a nie
w innym czasie? Sądzić można, że wiąże się to z
tempem ekspansji, z wielkością współczynnika H, który wtedy był zdecydowanie
większy, niż dziś. Nie bez kozery tempo ekspansji (wzrost rozmiarów przestrzennych) Wszechświata definiuje się w standardowej kosmologii jako
wartość wspólczynnika H.
[Było
o tym już w drugim artykule, traktującym o prawie Hubble'a.] Dziś być może takie rozerwanie nie
byłoby możliwe (z powodu większego rozrzedzenia gwiazd – mniejszej
grawitacyjnej spójności ich zbiorowości i mniejszej wartości współczynnika H). To
tak, jakby wówczas była ciecz, a dziś już gaz. Być może wiąże się to także z wielkością
stałej c – wówczas możliwe, że większą w
stopniu nie pomijalnym. „Dlaczego nie w jedną, wielką?” Pytam jeszcze raz. Chyba
także w procesie fragmentacji jakąś rolę, sądzę, że nawet bardzo istotną,
odegrała ciemna materia, której istotę przedstawiłem w artykule drugim poświęconym plankonom. Ale jeszcze do niej wrócimy. Powiedziałbym nawet, że taki, a nie inny dzisiejszy kształt
rozkładu materii we Wszechświecie świadczy niezbicie o istnieniu w tych dawnych
czasach czynnika fragmentacji. Jak się przekonamy, cechy tego czynnika są
cechami ciemnej materii (mojego chowu).
Można (to
rozerwanie) nazwać przemianą fazową, już drugą. (Lub trzecią, jeśli za przemianę fazową uznać,
chyba nie całkiem słusznie, także rozprzężenie ok,
pół miliona lat po WW. Pozostańmy przy
drugiej.) [Podczas pierwszej, dla przypomnienia, pękł „kryształ”
panelsymonu, co doprowadziło do pojawienia się oddziaływań wtórnych, chaosu i
temperatury, w tym momencie najwyższej w historii – zgodnie z modelem, który
śmiem przedstawić w swej pracy.] Tak pojawiły się zalążki galaktyk.
Poszczególne fragmenty („krople”) oddalały się
wzajemnie i zgodnie z prawem Hubble'a (na razie wszystkie, gdyż o ruchach własnych trudno mówić, w szczególności w
związku z ich domniemaną przyczyną, o której mowa była powyżej - erupcje). [Przedtem
wspomniałem o możliwości ruchów własnych samych gwiazd, ruchów uwarunkowanych grawitacyjnie przez niejednorodności
większych struktur.]
Czy kiedyś zobaczymy to wszystko? Czy zobaczymy Wszechświat jako
mrowie gwiazd zanim powstały galaktyki, zanim nastąpiło „rozerwanie”? Mój
optymizm ogranicza się dziś jedynie do intuicyjnego przekonania, że tak właśnie
było. Ale techniki obserwacyjne rozwijają się bardzo szybko. Coś czuję, jeszcze
trochę, a zobaczymy. [Pisałem to dosyć dawno, chyba
w roku 2004.] A może już zdołalismy coś zauważyć?****
****)
Ostatnio odkryto, dzięki Kosmicznemu Telekopowi Spitzera, w podczerwieni („podczerwone
promieniowanie tła”), poświatę prawdopodobnie utworzoną przez wielką liczbę
nierozróżnialnych (zbyt małych) obiektów. W podczerwieni dlatego, gdyż
red-shift sięgać już może nawet 20. Mniejsza o interpretację odkrycia
przedstawianą w mediach. W roku 2018 wysłany ma być na orbitę Teleskop
Kosmiczny Jamesa Webba, dzięki któremu uzyskamy dane, oby potwierdzające
jeszcze bardziej przewidywania tej pracy.
W
momencie „rozrywania” naszej „błony”, ze wszystkich stron takiego wyodrębniającego się fragmentu, „kropli”,
czyli przyszłej galaktyki, w związku z istnieniem,
choćby drobnych, niejednorodności w rozkładzie gwiazd, w momencie rozerwania, działały z różnych stron niezrównoważone do końca siły. Tu,
czy tam pojawił się zatem moment obrotowy (para
sił). Tak wróciliśmy do rotacji obiektów wyodrębnionych, a więc posiadających
centrum. Ewentualna rotacja była tym
wyraźniejsza, im większa była koncentracja gwiazd w danym obszarze. Obiekty powstałe w takim środowisku zaewoluują, z
wiekszym prawdopodobieństwem ku formie galaktyk eliptycznych. Jeszcze do tego wątku
wrócimy.
Do roboty
bierze się grawitacja. Nasze krople sadowiły
się szczególnie chętnie w zgęszczeniach ciemnej materii, stanowiącej źródło
bardzo silnego pola grawitacyjnego. Ostatnie badania teleskopowe (satelitarne)
potwierdzają to: zgrupowania ciemnej materii tworzą soczewki grawitacyjne (dzięki temu rzecz zaobserwowano). Właśnie tam zgrupowane są też gromady galaktyk. Jak wiemy,
Wszechświat wygląda, jak piana mydlana. Wyróżnić
w niej można charakterystyczne pasma, wskazujące na obecność tam galaktyk.
Zobaczyć to można tutaj:
Ciemna materia także uczestniczyła
w zapadaniu się nowo utworzonych pregalaktyk. O tym dalej.
Skoncentrujmy się na jednej z pregalaktyk. Od razu, w sposób
naturalny pytamy: A jak to się stało, że centrum
jednorodnej chmury gwiazd (pregalaktyki) zaczęło
przyciągać? Pytanie nietuzinkowe. Upraszczając, a także pomijając
ciemną materię, na poziomie szkolnym, można powołać się na prawo Gaussa.
Otóż na warstwy zewnętrzne takiego tworu, praktycznie, już nie działała siła na zewnątrz, a ku środkowi działała. Na
warstwy pośrednie działała siła ku środkowi, a warstwy zewnętrzne praktycznie
nie odciągały ich na zewnątrz. O wielkości i
kierunku natężenia pola grawitacyjnego, jak
wiadomo (prawo Gaussa) decyduje wyłącznie, łączna masa materii
znajdującej się poniżej (ku środkowi) wybranego
punktu. Warstwy ponad tym punktem nie mają wpływu.
Sprawa nie jest jednak taka prosta w związku z
początkową względną jednorodnością naszej pregalaktyki.
Trudno przyjąć, że była kulą z gradientem gęstości ku
środkowi, w związku z tym, czym była wcześniej – obłokiem gwiazd o
nieregularnym kształcie. Można sądzić, że naturalne zagęszczanie się
materii w centrum obiektu, było wynikiem ciśnienia
wywieranego ku środkowi. Z początku zgęszczanie się było bardzo powolne. Największe parcie wywierała warstwa zewnętrzna, przyciągana
najsilniej, gdyż masa pod nią była
największa. Czy to wystarczyło, by obiekt ewoluował tak, by stać się
galaktyką? Nie zapominajmy, że ten pierwotny obłok zawierał już mrowie gwiazd, nie
był wyłącznie chmurą gazu. To sytuacja inna,
niż w tradycyjnych przypuszczeniach, inna zupelnie jakość. Czy zatem grawitacyjną zapaść spowodować musiała jakaś fluktuacja gęstości, jedna z wielu,
z tym, że znajdująca się gdzieś tam w środku?
Bardzo możliwe, ale to już mniej konieczne, wprost nieistotne, gdyż,
ogólnie rzecz biorąc, parcie dośrodkowe wykonuje całą robotę (zgodnie z prawem
Gaussa). .
A dlaczego wszystkie
te obłoki miały zbliżone masy? Wciąż wraca to natrętne pytanie. Właściwie kto je
zadaje? Mało
kto. A może masy zbliżone są
dlatego, gdyż zasadniczą rolę w kondensacji materii gwiazd odgrywa ciemna materia, w dodatku o cechach określonych w mych pracach? Otóż to. Być może decydujące znaczenie miały niewidoczne zgęszczenia ciemnej materii, rozproszone po
Wszechświecie, których masa grawitacyjna snadź nie powinna zależeć od
ilościowej zawartości tworzących ją plankonów, w związku z tym, że jej zagęszczenie
powoduje wzrost niedoboru masy (rzecz opisałem w serii
artykułów poświęconych grawitacji dualnej). W
tym przypadku nie ma problemu ze wzajemnym
wnikaniem się plankonów (oczywiście ograniczonym). Inaczej
ma się rzecz w przypadku np. neutronów. Zatem
właśnie to wyjaśniałoby dlaczego masy wyodrębniających się pregalaktyk były zbliżone do siebie.
[Nie
oznacza to tej samej ilości (ciemnej) materii – masa grawitacyjna jest ta sama,
gdyż jest w różnym stopniu zagęszczona – różny niedobór masy). A tam, gdzie nie było zgęszczeń ciemnej materii, galaktyki po prostu nie
utworzyły się – powstały rozległe obszary pustki oddzielajacej gromady
galaktyk.
Ale to nie wszystko. Poszczególne porcje, przyszłe
galaktyki, należące do tej samej gromady, wyodrębniły się, wszystkie, w tym
samym czasie, można powiedzieć, że równocześnie. Bez czekania na jakieś
uzgodnienie z ograniczoną prędkością. To się działo z całym obłokiem. Całą swą
wszystkością czuł on przecież to samo. Poszczególne porcje musiały więc mieć zbliżone masy, gdyż
w momencie wyodrębniania się oddziaływały ze sobą, stanowiły elementy tego
samego dynamicznego układu. Większe odchylenia powinny dotyczyć tych, które
znajdowały się na obrzeżach. Tak, ale dlaczego masy galaktyk należących do różnych
gromad też są zbliżone? Bo same pierwotne obłoki wyodrębniły się w podobny
sposób. Jest jeszcze jedna przyczyna. Otóż, obiekt (mający być pregalaktyką)
złożony z miliardów gwiazd nie może być stabilny grawitacyjnie, szczególnie
wtedy, gdy z początku ma nieregularne kształty. W przypadku dużej masy, musi
się rozpaść – tak powstawały (być może) galaktyki – sąsiadki. Tu brak uzgodnienia odgrywa istotną rolę. [Być może, w podobny sposób powstawały układy gwiazd,
podwójne, potrójne, a nawet bardziej złożone. W takich układach, wewnątrz,
powstawały niezależne centra. Przykład takiego obiektu stanowić może wymieniana
już niejednokrotnie gwiazda Betelguse w gwiazdozbiorze Oriona.] Jeśli
wyodrębniający się obiekt miał kształ bardziej regularny (elipsoida), nie
rozpadł się na mniejsze. Rozwinął się w (nawet wielką) galaktykę eliptyczną.
Przykład takiej galaktyki przedstawia link zamieszczony w rozdziale trzecim.
Tak swoja
drogą, zastanawia też, że masy galaktyk są takie, a nie większe (zdecydowanie)
lub mniejsze. Byłoby to dodatkowym potwierdzeniem tego, że rzeczywiście ciemna
materia, w dodatku mojego chowu, stanowiła
aktywny element przy tworzeniu się pregalaktyk. O czym świadczyć by
mogła taka, a nie inna wielkość galaktyk? Chyba też o tym, ile jest w ogóle ciemnej materii.
Jeśli masy galaktyk są zbliżone, to oznacza to między innymi „równy podział”
(ekwipartycja) materii. Gdyby ciemnej materii było więcej, to pregalaktyki
byłyby rozmiarami
mniejsze i odwrotnie – przy tej samej ilości materii (zwykłej). Oznaczać
by to moglo też, że moment „pęknięcia bańki” był także „sterowany” przez ciemną materię. Miałoby
to dość istotny wpływ na rozwój
materii we Wszechświacie, w szczególności na rozkład ilościowy pierwiastków
ciężkich, a także na dynamikę wewnętrzną samych obiektów galaktycznych. Sądząc po dzisiejszych cechach materii w wielkiej skali, kiedyś będzie
można uzyskać dane dotyczące ciemnej materii – budowy jej zgrupowań, a nawet
jej mikrostrukturę. Trzeba tylko przyjąć sporo rzeczy dziś nie przyjmowalnych,
w szczególności grawitację dualną.
Nie można jednak zadowolić
się twierdzeniem, że powstałe pregalaktyki, nasze „krople”, były bezwolne i bierne wobec kreatywnego oddziaływania ciemnej
materii. Oddziaływanie jest wzajemne. Zagęszczone zbiorowiska gwiazd musiały
przyciągać, powodować tworzenie się „wypustków” ciemnej materii z całej jej postrzępionej „bryły”.
Można sądzić, że środowisko gwiazd (ta „błona”) tworzyło się nie wszędzie – wyłącznie tam, gdzie była ciemna
materia. Po prostu właśnie tam gromadził się gaz wodorowo-helowy. Obszary pustki utworzyły się już wcześniej.
2.3. Konfrontacja modeli i powódź pytań.
Zgodnie z
koncepcją mającą dziś znaczną liczbę zwolenników, obiekty pregalaktyczne
tworzyły się w ogromnej lokalnej chmurze, stosunkowo gęstego gazu, mającej w
przyszłości stać się supergromadą galaktyk. Takie chmury, to pierwsze formacje
będące wynikiem fragmentacji materii po Wielkim Wybuchu. Następnym etapem
fragmentacji było, zgodnie z tymi przypuszczeniami, tworzenie się obiektów
mniejszych, przybierajacych kształt dysku. [Z gazu?
Tak się sądzi raczej powszechnie. To jeszcze
wtedy nie było gwiazd? Przecież już były, a
sądząc po dużej koncentracji materii w czasach, gdy już mogły powstawać (około 200 milionów lat po Wielkim Wybuchu), było ich bardzo dużo, wprost mrowie.] Fragmentacja pregalaktyczna możliwa była jednak pod
warunkiem, że ta chmura gazu nie była
jednorodna. Co
spowodowało tę niejednorodność? „Hierarchia fluktuacji” jeszcze nie wyjaśnia sprawy. Bowiem, co sprawiło, że masy tych hipotetycznych
gazowych dysków, a dziś masy galaktyk, w całym Wszechświecie, są do
siebie zbliżone (tego samego w zasadzie rzędu wielkości)? Co sprawiło, że masy są takie, a nie inne? Czy istnieje jakaś konkretna „namacalna” przyczyna tego zadziwiajacego
faktu? [Powracam do pytań na które w
zasadzie padła już, dopiero co, częściowa odpowiedź.
Tu jednak punktem wyjścia jest przedstawiana tu hipoteza. Chodzi o konfrontację.]
A dlaczego
ta chmura w całości nie skolapsowała w czarną dziurę, tylko cierpliwie czekała
na dalszą fragmentację jeszcze miliard lat od pojawienia się pierwszych gwiazd?
Musiała się trochę pofluktuować? Chmura gazu? A co z gwiazdami, które przecież już od dawna
istnieją, nawet co poniektóre już sobie wybuchły? Istnienie gwiazd
świadczy o tym, że materia mogła się już zagęszczać. Czy
dopiero po pojawieniu się tych tajemniczych hipotetycznych spiralnych dysków mogły pojawić się czarne dziury, by powołać do
życia kwazary? Jak się te dyski pojawiły? Od
razu jako wynik (ot tak sobie) fluktuacji? Magiczne słowo. Jeszcze zanim
pojawiły się gwiazdy? Bo kiedy? [Zgodnie z sądem, nawet dość powszechnym
swą kwazarność (nie pazerność) obiekty te zawdzięczają czarnym dziurom. A jak te czarne się pojawiły? Jeszcze zanim materia chmury gazowej
pregalaktyki zaczęła się zagęszczać?] Rozumiem, czarne pojawiły się dzięki pierwotnemu dyskowaniu się
materii, a same dyski z fluktuacji. Z fluktuacji także powstały gwiazdy.
Winę za nasze bezwstydne istnienie ponoszą fluktuacje i czarne dziury. Fajnie.
Warto poczytać esej poświęcony czarnym dziurom, i wrócić do tego tekstu, by
widzieć wszystko w jakiejś konkretnej perspektywie.
Istnienie (już)
gwiazd ma jednak istotne znaczenie dla dalszego
biegu wydarzeń, dla genezy protogalaktyk. Jakoś na to zwraca się
mniejszą uwagę (jeśli w ogóle). Czy słusznie? Może
po prostu nie wiadomo, co robić z tymi gwiazdami. A ze spiralami gotowcami wiadomo co robić? Nawet
nie wiadomo jak się pojawiły, od tak, bo to by mogło pasować. U nas, na
Ziemi, w atmosferze, dla powstania cyklonów, decydującą
rolę odgrywają gradienty temperatur i prądy pionowe. A tam, wtedy? Co?
Oczywiście niezastąpione fluktuacje (wraz z gradientami). Jakże by nie.
Cofnijmy się zanim pójdziemy
dalej, by czegoś nie zgubić po drodze. Znów warto popytać, jeszcze coś dorzucić do pytań tych powyżej i tak po
drodze uzmysłowić sobie konkluzje, do jakich już doszliśmy i dorzucić to i owo. Oto kolejny pakiet. Jak to się stało, że właśnie w dyskach
dzisiejszych galaktyk, w szczególności, ramionach spiralnych, zgromadzona jest
materia utworzona z pierwiastków cięższych, niż lit? Nie powinno tak być, jeśli
dyski stanowią integralną część pierwotnego tworu gazowego wodoro-helowego i utworzyły się wskutek
naturalnej jego rotacji. A skąd się wzięła ta naturalna rotacja?
Tu przypominam o drugiej przemianie fazowej – o
pęknięciu więzów sił spójności między fragmentami materii gwiazd, wszędzie tam,
gdzie istniały zgęszczenia ciemnej materii. Tam, gdzie koncentracja materii
(między innymi gwiazd) była większa, rotacja wyodrębniającego się obiektu była
wyraźniejsza. Po prostu, rozdzielające się fragmenty
oddziaływały ze sobą silniej – łatwiej o
pojawienie się momentu obrotowego. Jak się przekonamy, tam powstało
więcej galaktyk eliptycznych. W obszarach rzadszych, będą przeważać galaktyki
spiralne. „Nie odwrotnie?” Zobaczymy dalej dlaczego. Te fragmenty
nowopowstałych pregalaktyk szybko oddalały się od siebie wskutek rozszerzania
się całości.
Kontynuujmy nasze pytania. Czy zgodnie z duchem mych fantazji powinna istnieć jakaś prawidłowość
statystyczna dotycząca kierunku osi rotacji sąsiadujących ze sobą galaktyk? Czy istnieje? Jeśli nasze pregalaktyki utworzyły się w
obszarach zajętych przez ciemną materię, to jej rozkład przestrzenny chyba
musiał mieć jakiś wpływ na kierunkowość (orienatcję osi) rotacji – kierunki
działania sił działajacych podczas fragmentacji pierwotnej chmury
gwiezdno-gazowej (patrz wyżej).
Później przekonamy się, że
sprawa jest bardziej złożona, że istnieje jeszcze jedno, właściwie zasadnicze
źródło rotacji, w szczególności galaktyk spiralnych. Tego dzisiejsze badania,
jak na razie wykryć nie mogą – winna koncepcja (a właściwie jej brak – brak
punktu zaczepienia). Nie zapominajmy o grawitacji dualnej.
Jak widać, model z „napięciem
powierzchniowym” – pęknięciem „błony” (przestrzennej)
łatwiej mi było wyobrazić sobie, niż gotowe, jakby podane na tacy spiralne, przypadkowe zawirowania gazu, które są raczej mało
stabilne, jak cyklon w ziemskiej atmosferze. Rotacja
sama z siebie? Tylko na podstawie wyglądu galaktyk spiralnych?
3. Procesy,
w wyniku których utworzyły się galaktyki
3.1. Rotacja. Jak
doszlo do erupcji biegunowej.
Skupmy uwagę na jednym z takich obiektów, jednym z
tych rotujących (najpierw zajmiemy się nimi). Rotowały one, w miarę swego zapadania się, coraz szybciej. Strefa równikowa zapadała się jednak coraz wolniej
(efekt centryfugi). Natomiast
ruch materii
ze strefy biegunowej nie był ograniczony. Materia opadała więc wzdłuż osi obrotu. Ale
przecież im bliżej centrum, tym mniejsza jest
wartość natężenia pola grawitacyjnego*****. W miarę opadania przyśpieszenie więc malało. Gdyby
to był wyłącznie opadający gaz, to poddałby się ogólnej cyrkulacji materii i
tyle. Jednak, w miarę wzrostu prędkości kątowej rotacji przyszłej
*****)
Wewnątrz masywnej kuli natężenie pola grawitacyjnego maleje i dąży do zera w
centrum (prawo Gaussa).
galaktyki, grawitacja równikowa była coraz
słabsza, za to materia biegunowa była coraz bardziej od tamtej niezależna.
Docierała coraz bliżej centrum. Oczywiście z obydwu stron, z obydwu biegunów.
Przeciwbieżne „wiązki” wreszcie dotarły do centrum, już samą bezwładnością, i
zderzyły się ze sobą. Gdyby to był wyłącznie gaz,
prawie nic by się nie stało – jeszcze bardziej wzmożona cyrkulacja. Tu jednak
było zagęszczające się środowisko gwiazd. Spowodować to musiało potworną eksplozję
termojądrową materii milionów gwiazd, które naparły na siebie z przeciwnych
stron gdzieś głęboko w centrum obiektu. Reakcja
termojądrowa dlatego, gdyż temperatura materii i ciśnienie były odpowiednio
wysokie (gwiazdy). W wyniku tego naparły na siebie masy materii,
będącej produktem tej gigareakcji termojądrowej, naparły na siebie z
przeciwnych stron. Zatem nie tylko „naturalna” grawitacja, która spowodowała to
zderzenie, była przyczyną erupcji. Doszło bowiem do zderzenia, którego istotą
było odpychanie grawitacyjne, tym silniejsze, im większa była energia samego
wybuchu (większa maksymalna koncentracja materii), im większa była masa
zapadającej się materii gwiazd. Energia tej hipereksplozji wyrzuciła materię
daleko poza kwazar. Tak, kwazar, obiekt tak bardzo
odległy, a jednak widoczny – jako punkt, bo obszar w którym to wszystko się
działo, był stosunkowo mały. Tam tworzyło się jądro przyszłej galaktyki. Materia pchnięta na zewnątrz
utworzyła z obu stron gejzery o prędkości wprost relatywistycznej. Z tego
powodu obserwowane dziś jety długością swą sięgają tysięcy, a nawet milionów
lat świetlnych. [Nie zapominajmy, że niezrównoważona erupcja musiała nadać
obiektowi określony pęd w kierunku przeciwnym – „ruchy własne”. Przecież
obiekt nie był idealną jednorodną kulą.] Oczywiście produkty tej
reakcji, pierwiastki ciężkie (wszelkie), rozproszyły się po całym obiekcie,
nawet w strefie równikowej. W wyniku reakcji chemicznych powstały substancje
mineralne – pyły nie emitujące światła. Teraz
już wiemy także, skąd bierze się „nadnaturalna” energia promieniowania
emitowanego przez kwazary. To wyjaśnienie jest dużo koherentniejsze, niż dotychczasowe
próby. A z usług czarnych dziur już nie trzeba korzystać. W
dodatku to na
razie opis w pierwszym przybliżeniu. Przekonamy
się o tym dalej.
3.2. Dane obserwacyjne. Co dało początek galaktykom eliptycznym, a co galaktykom
spiralnym?
Z
obserwacji wynika, że w obszarach bardziej zagęszczonych jest stosunkowo dużo
galaktyk eliptycznych. Chodzi
tu o duże galaktyki o masach zbliżonych do masy naszej Galaktyki i większych, a nie
jakieś satelickie galaktyki karłowate z naszego otoczenia, powstałe z tubulencji
gazów w burzliwym okresie fazy kwazara. Natomiast w obszarach rzadszych, dominują
galaktyki spiralne. My znajdujemy się raczej w rzadszej Gromadzie Lokalnej.
Ponoć prawidłowość tę pierwszy dostrzegł Amerykanin A. Dressler, już w roku 1980. Zgodnie
z jedną z hipotez, majacych wyjaśnić tę rzecz, w przypadku dużej gęstości
materii pierwotnej (i dużej koncentracji pregalaktyk******),
liczne oddziaływania między nimi musiały spowodować likwidację pierwotnej
(?) struktury dysku,
usuwanie gwiazd ze skrajnych orbit dysku, i ewolucję obiektu w galaktykę
eliptyczną. Tak, ale przecież nowo powstałe protogalaktyki dość
szybko oddalały się od siebie (tempo ekspansji było wówczas dużo większe, niż
dziś). Czy mogły tak sobie ze sobą oddziaływać, jak samochodziki w lunaparku? Moim skromnym zdaniem to bardzo
naciągana hipoteza (łagodnie mówiąc). Przecież
oznaczałoby to, że masy galaktyk eliptycznych powinny być zdecydowanie mniejsze
od mas galaktyk spiralnych, a tak nie jest. Już z
samego spostrzeżenia Dresslera wynika, że masy galaktyk eliptycznych właściwie
powinny być zasadniczo większe, niż masy spiranych, gdyż powstały w środowisku
bardziej zagęszczonym. Czy zatem
wszystkie galaktyki były pierwotnie galaktykami spiralnymi? A skąd wzięły się
te spirale, w dodatku pełne materii pyłowej (pierwiastki ciężkie)? Aktualne
hipotezy robocze absolutnie nie trafiają w sedno, a
powyższe tłumaczenie jest wprost bałamutne.
******) Pregalaktyki, to formy najwcześniejsze,
tuż po wyodrębnieniu się, jeszcze zanim doszło do przemian stanowiących
o takiej, czy innej morfologii galaktyk. Proto-galaktyki, to obiekty, w których
pojawia się określona struktura w wyniku zachodzących w nich przemian. Jednak
jeszcze zanim stanie się obiektem, który zająć może określone miejsce w
klasyfikacji galaktyk. Kwazary są na razie proto-galaktykami. Tak to definiuję dla porządku rzeczy.
W samej rzeczy. Jeśli bowiem
słuszne są te hipotezy robocze, to powinniśmy oczekiwać istnienia w obszarach między
utworzonymi już galaktykami eliptycznymi, sporej ilości materii gazowej i
gwiazd, w dodatku gwiazd wyłącznie starej, drugiej populacji, coś w rodaju śmietnika. Wraz z tym nie powinniśmy tego obserwować w gromadach galaktyk
spiralnych. To powinno rozróżniać te dwa rodzaje gromad galaktycznych. A co należałoby zaobserwować, jeśli sąsiadują ze sobą
galaktyka spiralna z eliptyczną? Jak na razie tego (zaśmiecenia) się nie
obserwuje. Chyba z powodu zbyt wielkiej odległości lub sama koncepcja jest
chybiona. Sądzę, że to drugie. Jeszcze raz
warto zaznaczyć, że niektóre galaktyki eliptyczne są nawet bardziej masywne od
większości galaktyk spiralnych. Kto ma rację, przyszłość pokaże. Na
razie warto zerknąć tu:
I w związku z
tym jeszcze jedno pytanie: Dlaczego świat galaktyk jest tak bardzo zróżnicowany
pod względem kształtu? Dlaczego istnieją formy pośrednie, a w zbiorze wielu
galaktyk przejście od formy płaskiego dysku spiralnego do formy elipsoidalnej
ku (prawie) kulistej, ma charakter ciągły? Tu warto zapoznać się z hubblowską
klasyfikacją galaktyk, często stanowiącą punkt wyjścia dla badań, nie tylko
klasyfikacyjnych. Warto też uzbroić się w cierpliwość. Oznaczać
to może, że o kształcie przyszłej galaktyki decydowała koncentracja gwiazd,
gęstość materii, z której tworzyły się pregalaktyki i nowy parametr – szybkość rotacji obiektu pierwotnego. Jeszcze do tego tematu wrócimy.
Spostrzeżenie Dresslera
wyjaśnić można jednak inaczej. Patrz jeden z
fragmentów początku tej pracy. Zanim się wyodrębniły protogalaktyki,
gwiazdy (tej „trzeciej” populacji) tworzyły wraz z wodorem, helem i odrobiną
litu, prawie jednorodne rozległe chmury materii. Chmury te pękły jak błona
mydlana, tworząc zgęszczone zbiorowiska gwiazd i gazu tam, gdzie znajdowały się
wyspy ciemnej materii. W chmurach bardziej skondensowanych (prawie jednorodnych zagęszczeniem gwiazd i materii gazowej),
grawitacyjne siły spójności między gwiazdami były
większe. Rozrywanie
więzi między fragmentami megaobiektu nie niweczyło od razu stosunkowo silnych oddziaływań grawitacyjnych
między poszczególnymi, oddzielajacymi się fragmentami – były chyba na ogół
rozmiarami mniejsze, choć masywne. Oddziaływania te, w
momencie separacji, musiały spowodować powstanie momentu obrotowego
(choćby nikłego) u większości z nich. Wraz z tym obiekty te oddalały się od
siebie dosyć szybko (duże tempo ekspansji) tracąc kontakt
grawitacyjny, a zmiany, które zaszły wcześniej zyskały
cechy trwałości. [Utrata kontaktu grawitacyjnego między sąsiadami była
dosyć szybka, zważywszy także na mnogość takich obiektów ze wszystkich stron –
kompensacja sił.] Tak nawiasem mówiąc,
ta separacja, porcjowanie, stanowi też wyjaśnienie, dlaczego tak mało jest materii międzygalaktycznej,
nawet w obrębie danej gromady galaktyk – już
nie mówiąc o rozległych obszarach pustki. Mamy jeszcze
jeden fakt wskazujący na słuszność ostatnich konkluzji.
Nie zapominajmy, że w tych dawnych czasach sam Wszechświat był dużo mniejszy, co
oznacza, że w związku z jego rozszerzaniem się, poszczególne oddzielone
fragmenty (także mniejsze rozmiarami) oddalały się od siebie stosunkowo
szybko.
Warto przy tej sposobności zauważyć, że
łączny moment pędu całej gromady pregalaktyk powinien być lokalnie zerowy. Czy da się to kiedyś
sprawdzić? W przypadku, gdy dany megaobłok był stosunkowo
gęsty gwiazdami i materią gazową, separacja jego fragmentów prowadzić
musiała w miarę ich grawitacyjnego kurczenia,
do stosunkowo szybkiego przekształcenia się ich w odrębne, rotujące obiekty o
kształcie elipsoidy – zalążki galaktyk eliptycznych. „Można przypuszczać, że łączny moment pędu wszystkich
galaktyk należących do danej gromady jest w przybliżeniu zerowy, a zatem
galaktyki rotują, szczególnie te najbliższe sobie, na ogół w przeciwnych
kierunkach – sądząc po proponowanym modelu. Oznaczałoby to, że kierunki osi obrotu powinny być w zasadzie do siebie
równoległe, a wspólny kierunek pierwotnej rotacji powinien
być uwarunkowany przez grawitacyjne działanie ciemnej materii, na której
osiadła materia pierwotnych gwiazd. Rzecz do sprawdzenia.” Pisałem to w roku 2014, nie wiedząc o ciekawym odkryciu,
dokonanym chyba w tym samym roku. Otóż zespół naukowców europejskich z
belgijskim prof. Damienem Hutsemékersem na
czele, przeprowadziła badanie zbioru 93
kwazarów za pomocą spektrografu FORS, współdziłającego z teleskopem VLT,
należącym do ESO (Europejskie Obserwatorium Południowe) w Chile. Wyniki
obserwacji zdumiały uczonych. Otóż osie rotacji wielu z badanych kwazarów,
tworzyły wyróżniony kierunek. To kierunek włókien stanowiących elementy
struktury wielkoskalowej. (patrz
znów:
Prawdopodobieństwo zaistnienia takiej korelacji, jeśli nie uwzględnić naszych wcześniejszych
rozważań, nie przekracza
jednego procenta. Uczeni nie są w stanie tego wytłumaczyć. A Ty czytelniku już wiesz. Informację o
tym, a także materiały źródłowe, znaleźć można np. tu:
Można też tu:
W obszarach o
mniejszej koncentracj materii (mniejsze siły spójności w
pierwotnym megaobłoku), oddzielone
fragmenty, jeśli nawet rotowały, to w mniejszym stopniu. Z (większości z) nich, jak zobaczymy dalej utworzyły
się (zgodnie z moim widzeniem spraw) galaktyki
spiralne. Zaskoczenie? Oczekiwałem tego. Uzasadnienie
dalej. Same pierwotne chmury materii nie były oczywiście jednorodne.
Powstawały więc i tu i tam tak obiekty rotujące (przyszłe galaktyki
eliptyczne), jak i nierotujące (w przyszłości spiralne). Chodzi
o to, że sam megaobłok nie był absolutnie jednorodny gęstością. O docelowym
kształcie galaktyki decydował stan jej początkowej
rotacji. W gromadach utworzonych z obłoku o większej gęstości przewagę mają więc galaktyki eliptyczne,
w innych zaś spiralne. Właśnie to, co się
obserwuje i na co
zwrócił uwagę A. Dressler.
Doszliśmy do interesujących konkluzji, ale to
dopiero początek naszych rozważań nad genezą galaktyk. To stanowić powinno wstęp do tych rozważań.
Aktualnie zagadnienie to dalekie jest od definitywnego roztrzygnięcia. Nie dziw,
że i ja podjąłem tę rękawicę, w dodatku arogancko wskazuję na nowy kierunek
badań – opartych na grawitacji dualnej, na koncepcji nie przewidywanej przez
OTW.
4. Jeszcze raz o erupcjach, ale inaczej. Jak powstały galaktyki spiralne?
4.1. Jeszcze o erupcjach
biegunowych.
Powyżej przedstawiłem z
grubsza przebieg erupcji materii, dzisiaj widocznej jako Jet. Wypada rzecz
sprecyzować. Chodzi o to, że odbita w centrum (wskutek odpychania
grawitacyjnego) materia stanowiła jakby erupcję wtórną, gdyż, tak, jak podczas
wybuchu supernowej, istnieją dwa kierunki wybuchu: na zewnątrz i ku środkowi.
Prędkość erupcji pierwotnej (tej na zewnątrz, z samego wybuchu) była
zdecydowanie mniejsza, gdyż materia ta wcześniej zapadała się i nie działało na
nią grawitacyjne pchnięcie (do tyłu). W dodatku trafiła na materię właśnie
opadającą. Erupcja wtórna (z grawitacyjnego odbicia – wybuch ku środkowi)
dopadła tę materię, spowodowała wtórną reakcję termojądrową (już na mniejszą
skalę). Wszystko to spowodowalo wytrysk materii na zewnątrz. Dodajmy do tego,
że niewykluczone jest istnienie tam silnego pola magnetycznego (choćby w
związku z rotacją obiektu), które skolimować mogło wylatujący strumień plazmy.
Jak widać, model ten różni się w sposób zasadniczy od modeli dziś przedstawianych
(pomijając magnetyzm); bazuje przecież na zupełnie innej koncepcji. Czy to jego
słaba strona?
W
wyniku tego burzliwego procesu utworzyły się pierwiastki ciężkie, w które
stosunkowo bogata powinna być wyrzucona w erupcji materia. Mowa szczególnie o
kwazarach i odpowiednio odległych galaktykach eliptycznych. Warto tę rzecz
zbadać. Jak na razie większośc badań ma potwierdzić i rozwinąć koncepcje
fizykalne związane z samą dynamiką erupcji, uwarunkowaną rzekomo istnieniem
czarnej dziury (na obalanie na razie jeszcze za
wcześnie, gdyż jest jeszcze co badać i rozwijać). Warto już jednak większą
uwagę poświęcić, jako kolejny etap badań, składowi chemicznemu wyrzucanej
materii. Jeśli materia ta jest produktem reakcji termojądrowych, opisanych
wyżej, to powinna zawierać stosunkowo dużo metali. Jeśli wytrysk materii (Jet)
spowodowany jest przez przez czarną dziurę, raczej trudno jest tam oczekiwać
znaczącej obecności pierwiastków ciężkich. Wszak chodzi mimo wszystko o materię
młodą, rzędu miliarda lat po WW. Dodatkwo, albo chodzi o jednorazowy szpryc
materii w przypadku superreakcji termojądrowej i odpychania grawitacyjnego,
albo też zjawisko ciągłe, tak jak miejska fontanna z
siusiającym chłopcem. Tak byłoby ewentualnie w przypadku czarmej dziury.
To także można zbadać. Właściwie już wiadomo, że chodzi o akt jednorazowy.
Galaktyki z naszego otoczenia już raczej nie posiadają Jetów. Jeśli któraś
dawno temu miała, to po upływie miliardów lat od chwili zajścia erupcji,
wystrzelona materia po prostu już się rozproszyła
i nawet nie ma po niej jakiejś uchwytnej pozostałości (lub
dla wykrycia potrzeba lepszych urządzeń). Czy czarne dziury w jądrach galaktyk, dziś, są mniej aktywne? One
przecież mają być przyczyną erupcji. Przecież, jak na razie, nie brak materii skazanej
na pożarcie. Jak widać, istnieje tu możliwość odwołania się do roztrzygnięć
obserwacyjnych. To rzecz niezmiernie ważna. Tak,
rotrzygnięć nawet wykluczających czarnodziurowanie,
którym się szasta na lewo i prawo. O czarnych dziurach mamy w eseju im
poświęconym. Cóż, na razie decydyje priorytet, czyli dostosowywanie
badań do przypuszczeń, do z góry założonych modeli (a
właściwie wyobrażeń) – po to, by nowe obserwacje znów (jak
zwykle) zaskoczyły astronomów. U humanistów mowa o sterowaniu (nie
rzadko) przebiegiem badań dla uzyskania wcześniej założonych
wyników (pobożnych życzeń) – tak tam produkuje się doktoraty. Kto się tym
przejmuje, kto to czyta? Tak produkuje się „intelektualistów”.
W fizyce coś takiego jest po prostu niedopuszczalne.
Tak na marginesie warto
(już tu) zauważyć, że jakąś rolę w gwałtownym grawitacyjnym odpychaniu (jety, a
także, jak zobaczymy dalej, ramiona spiralne) odegrać mogła ciemna materia,
szczególnie zagęszczona w centrum obiektu. Jej grawitacja, (także odpychająca),
w odpowiednio krótkim zasiegu może być szczególnie silna. Dodatkowy argument za
słusznością hipotezy o istnieniu ciemnej materii stanowi opis wyodrębniania się
obiektów pregalaktycznych i tworzenie się samej galaktyki. Zwróciłem na to
uwagę już wcześniej, opisując rzecz na bazie
koncepcji dualności grawitacji. Wyjaśniłem na przykład dlaczego masy galaktyk w
całym Wszechświecie, są do siebie zbliżone. Czy koncepcje dzisiejsze są w
stanie tę rzecz wyjaśnić bez
okolicznościowych wymyślałek? Przecież,
jak dotąd nawet nie pytano o to, bo nie zwrócono (przynajmniej głośno) uwagi na
ten znamienny przecież fakt.
4.2. Skąd się wzięła rotacja galaktyk spiralnych?
Właściwie, jak one powstały?
Przypuszczam,
że trochę zaskoczyła niejednego czytelnika przedstawiona wyżej teza, że galaktyki spiralne, zanim się takimi
stały, nie rotowały. To jakby stawianie spraw na głowie. Już sam kształt galaktyk spiralnych sugeruje istnienie rotacji. Dziś
z całą pewnością. Czy to znaczy, że tak było zawsze? Skąd się więc ta rotacja
wzięła? Zauważmy, że ramiona spiralne i tylko one, zawierają znaczące ilości
metali. Mają ich sporo także młode gwiazdy formujące się wewnątrz ramion
spiralnych, a ogólniej w dysku. To gwiazdy pierwszej populacji. Do nich
zaliczane jest na gół także Słońce. Można by stąd wnioskować, że ramiona
spiralne stanowią element wtórny. Powstały już po uformowaniu się obiektu proto-galaktycznego.
Są też wynikiem jakiegoś wielkiego kataklizmu, jakieś eksplozji termojądrowej
(bo przecież pierwiastki ciężkie inaczej powstać nie mogły), w dodatku, na
gigantyczną skalę, obejmującą cały dysk. Już to coś sugeruje. A jednak o tym w zasadzie się nie mówi. Przypomnijmy
sobie proponowany tu mechanizm biegunowej erupcji materii z obiektu rotującego
(odpowiednio szybko). Chodzi o zderzenie przeciwbieżnych
strumieni gwiazd. Tak, gwiazd, a nie np. strumieni gazu – to bardzo istotne. Coś podobnego, a nawet na znacznie większą skalę, mogło się stać także z obiektem nie rotującym – właśnie dlatego, że chodzi o gwiazdy. Już wcześniej,
skrótowo, zasygnalizowałem, jaki mógł być mechanizm erupcji, uwarunkowany przez
odpychanie grawitacyjne. Warto tę rzecz pogłębić.
Załóżmy,
że obiekt protogalaktyczny rotował stosunkowo powoli (jeśli w ogóle można mówić
o rotacji obiektu asymetrycznego, o kształcie chmury). Był więc, jak wiele
innych, niesymetryczny i niejednorodny pod względem rozkładu materii, a przy
tym bardzo masywny. Brak rotacji sprawił, że rozważana tu zapaść grawitacyjna
materii uformowanych już gwiazd zachodzić mogła ze wszystkich stron, z tym, że
nie symetrycznie. Także w tym obiekcie materia uformowanych już milionów gwiazd
zapadając się grawitacyjnie z przeciwnych stron, eksplodowała w centrum
obiektu, oczywiście w dwóch kierunkach: na zewnątrz i ku środkowi (jak podczas
wybuchu supernowej). Rzecz wyglądałaby chyba inaczej, dostojniej, gdyby materię
tę stanowił jedynie gaz. Wówczas chyba jednak
nie odkrylibyśmy kwazarów. Na nasze szczęście, gwiazdy już istniały. Czy po to,
byśmy zaistnieli? Przyczynowo: Tak, celowo: Nie.
Właściwie wcale nie była do tego potrzebna
rotacja. Któryś kierunek zapaści (z obydwu
stron obiektu), w związku z brakiem symetrii, dominował. Znów napierająca wybuchem
ku środkowi materia została odbita z potworną siłą. Energia tej eksplozji była
ogromna (w obydwu kierunkach). Masa materii uczestniczącej w zdarzeniu musiała
być zdecydowanie większa, niż w przypadku galaktyki eliptycznej, gdyż zapaść
zachodzić mogła we wszystkich kierunkach i
w prawie całej objętości. [Potwierdzeniem tego byłby znany fakt, że w
galaktykach eliptycznych przeważają gwiazdy drugiej, starszej populacji, a w galaktykach spiralnych tych gwiazd jest znacznie mniej.]
Obiekt przecież był raczej bezkształtny, niejedorodny i w dodatku nie rotował
(lub rotował stosunkowo powoli). W związku z brakiem jednoznacznej symetrii
erupcja w przeciwne strony ogromnych mas materii spowodować musiała pojawienie
się momentu obrotowego (na zasadzie „pary sił”, jak w bani Herona). Proto-galaktyka,
cała, zaczęła obracać się. Erupcje, raczej wtórne, słabsze, musiały siłą rzeczy
zachodzić w tej samej (z grubsza) płaszczyźnie, bo taki był ogólny kierunek
ruchu materii. Sama rotacja nadała „dymom z fajerwerków”, zmieszanym z porwaną
wybuchem pierwotną materią wodorowo-helową, charakterystyczny kształt
przypominający spiralę. Materia z erupcji przybrać więc musiała formę bardziej
lub mniej spłaszczonego dysku. Powstanie dysku (a także ramion spiralnych) jest
zatem wtórnym efektem rozwoju układu, już po wybuchu, wbrew dzisiejszym
przypuszczeniom, opisanym wyżej. [Tak przy
okazji zauważmy, że gdyby nie ciemna materia, być może ramiona spiralne nie
powstałyby. Doszłoby najprawdopodobniej do rozproszenia „dymów”, a nie do
utworzenia zwartego (bardziej lub mniej) dysku. Dziś wiadomo, że ruch gwiazd
wokół centrum Galaktyki jest jakby szybszy, niżby to miało wynikać z zawartości
materialnej (widocznej) obiektu.] A tak wracając do spostrzeżenia poczynionego
przez europejskich naukowców pod przewodnictwem Damiena Hutsemékersa, jeśli
przyjrzymy się galaktykom spiralnym z naszego sąsiedztwa, zauważamy, że
kierunki rotacji sprawiają wrażenie mimo wszystko przypadkowych. Opisany
przebieg procesu prowadzącego do powstania galaktyki spiralnej, byłby z tym
spójny – o orientacji płaszczyzny dysku decydował przede wszystkim pierwotny
kształt chmury pregalaktyki. To by też potwierdzało „wtórność” procesu, który doprowadził do
tworzenia się ramion spiralnych. Dodać należałoby jeszcze, że młoda galaktyka
spiralna jeszcze długo będzie niespokojna, że odkryta zostanie jako tak zwana
galaktyka aktywna. Galaktyk takich sporo odkryto, zresztą w różnym stanie
uspokojenia. Te najbardziej spokojne stanowią nasze sąsiedztwo. To nie takie
dziwne. Wszak swym wiekiem najbardziej oddalone są od Wielkiego Wybuchu.
Wraz z tym grawitacja ściąga materię do centrum. Czy
rotacja zapobiega temu całkowicie? Dodatkowo, Wszechświat ekspanduje, a
uczestniczy w tym cała materia – galaktyki jako całość, stopniowo rozszerzają
się (to jeden z wniosków, do jakich doszedłem już dawno, wbrew dzisiejszym
poglądom). Stopniowo
zmienia się rozkład masy. Być może następują powolne
zmiany w rotacji.
Produktem tej eksplozji były też, jak już
wspomniałem, ogromne ilości materii zbudowanej już z pierwiastków ciężkich
(„dymy po fajerwerkach”). Mamy więc odpowiedź na jedno z pytań zadanych powyżej. Dymy te, wraz z naturalnym gazem wodorowo-helowym
utworzyły więc to, co dziś rozpoznajemy jako ramiona spiralne. W nich widoczne
są wyraźnie, rozciągające się na dziesiątki tysięcy lat świetlnych,
chmury ciemnej (nieprzejrzystej) materii – gazy i pyły zawierajace już
wszystkie pierwiastki, nawet proste związki organiczne. Jakoś oficjalnie nie zwraca się na nie uwagi, jakby to była oczywistość,
stan zastany, niegodny głębszych badań (a tak
na prawdę, nie wiadomo, skąd to się bierze. Stąd wstydliwe milczenie, tym bardziej, że oficjalnie wiadomo (...), iż pierwiastki
ciężkie biorą się z supernowych i kropka. Ile tych supernowych mamy? Jedną na sto lat? Czy ich
pozostałości rozpraszają się na odległości dzisiątek tysięcy lat świetlnych? Mój
model wyjaśnia rzecz z podejrzaną prostotą. Tak, ale przecież o dualności grawitacji, jak
na razie nie wiadomo. Zaraz
po utworzeniu się ramion spiralnych, liczba gwiazd zawartych w nich (tych
starego pokolenia) była stosunkowo niewielka, same
niedobitki po tym,co się stało, a nowe jeszcze się nie uformowały. Jednak materia w nowo-powstałych ramionach spiralnych była dosyć
gęsta, bardziej, niż dziś. Procesy gwiazdotwórcze, gdy już rozpoczęły się, były
bardziej intensywne, niż dziś. To zrozumiałe samo przez się. Badania
ostatnie potwierdzają, że w pewnym okresie liczba nowotworzących się gwiazd
zdecydowanie opadła, by potem wzrosnąć. Aktualnie
intensywność gwiazdotwórcza jest mniejsza, niż dawniej Informację
tę znajdziesz w artykule:
Pisze tam już na samym początku: Dlaczego intensywność procesów gwiazdotwórczych we Wszechświecie spadła
jakieś 11 miliardów lat temu?
...odpowiedzią
na to pytanie jest intensywne promieniowanie kwazarów w galaktykach, w
których powstają nowe gwiazdy.
Wprost
zaniemówiłem. „Promieniowanie
kwazarów w galaktykach”. To już wtedy istniały galaktyki, a nawet posiadały w
sobie kwazary? Niebywałe! Jak znikły? Dziś już kwazarów w galaktykach nie
uświadczysz. Co to takiego kwazary? Że niby gwiazdopodobne twory (bo małe)?
Jakieś składniki galaktyk? Tak niektórzy sobie myślą. Uczeni nie znają przyczyny zauważonej prawidłowości, wprost byli
zaskoczeni, a my wiemy co się stało. Jeszcze o tym będzie.
Ze starych gwiazd niewiele pozostało, a
na uformowanie się nowych trzeba jeszcze trochę zaczekać – oto potwierdzenie modelu wskazującego na
źrodło energii kwazara, modelu wyeksponowanego w tej pracy, potwierdzenie całej koncepcji. Nic dziwnego, że z daleka widzimy
jedynie obiekt punktowy, kwazar, będący kształtującym się jądrem nowej
galaktyki spiralnej (czy tylko spiralnej?). Dziś twierdzi się uparcie,
że pierwiastki ciężkie są produktem wybuchu supernowych... By twierdzenie to uwiarygodnić sądzi się, że pierwsze gwiazdy (tak
zwanej trzeciej populacji), prawie wszystkie, były bardzo masywnymi olbrzymami
i prawie wszystkie wybuchły jako supernowe. To hipoteza niezbyt spójna z
obserwacją. W samej rzeczy. Przecież wspomniane tuż powyżej chmury i pasma
ciemnej, nieprzejrzystej materii, to fakt obserwacyjny. Czy jako pasemko utworzone z
wybuchających łańcuszkiem supernowych? Tak razem, jak jeden mąż, zgodnie z
wojskową logistyką? Chyba raczej nie. Nawet jeśli był taki łańcuszek, to jak mógł utworzyć
spiralę? Co, spirala utworzyła się sama w skutek rotacji? A skąd ta rotacja?
Dajmy spokój.
W
tym kontekście, przyjęte dziś powszechnie (jako pewnik) mniemanie, że jedynym
źródłem metali są supernowe, brzmi niezbyt poważnie. Dziś zjawisko supernowej
jest niezwykle rzadkie. A przecież Układ Słoneczny, jako wyodrębniony byt,
istnieje już co najmniej 6 miliardów lat. W nim sporo już jest (jak wiemy)
materii mineralnej, pełno jest nas, a także pierwiastków ciężkich; nawet
pierwiastków transuranowych. Wnikliwe zbadanie produktów ich rozpadu mogłoby
dać możliwość określenia momentu, w którym nasza Galaktyka była kwazarem. To by
też mogło potwierdzić przedstawiony tu model, a tym przyjętą
za podstawę dualność oddziaływania
grawitacyjnego.
A centryfugi wzbogacające uran, to nie
łaska? A reaktory produkujące pluton? To by przecież zakłóciło
te badania. Spoko, Wszechświat przecież nie jest aż tak pełen ajatollachów. Są tacy (jest ich nawet wielu), którzy
przekonani są, że Wszechświat wybuchł tylko po to, żeby zaistniało życie na
pewnej małej planetce i,... by pojawiła się tam pewna wstrętna istota tylko w
tym celu, by unicestwić to życie i oczywiście siebie (warto
dla 72 dziewic na tamtym świecie). Wniosek: jeśli istota ta spełni swe
powołanie, to nastąpi dezitegracja całego Wszechświata. Już przed wielu laty jeden z
naszych napisał: „Ratujmy Kosmos!” (Stanisław Lem). Był prawdziwym wizjonerem. A ci, co im śpieszno do dziewic,
proponuję wysłanie ich na orbitę (wbrew lękom Stanisława Lema). Zaśmiecać Wszechświat?
Przenigdy! A na Ziemi wolno? Tam przynajmniej
jest trochę więcej miejsca.
PS. Wyniki ostatnich kompleksowych badań
galaktyk zaskoczyły astronomów (jak zwykle). „Niespodziewany
trend w ewolucji galaktyk”. Warto skonfrontować treść tego
eseju (przed Wami jeszcze część B.) z
ustaleniami tych badań.
Oni na razie odkryli „trend”, który ich
zaskoczył. Czeka nas jeszcze parę zaskakujących trendów, chyba, że otrzymają
(od teoretyków) właściwe przewidywania. Póki co...
Trend – to mi się kojarzy z różnymi bzdetami celebrytów,
przemijającymi z miesiąca na miesiąc i z nowymi szmacianymi
kolekcjami. Ale media lubią to słowo, gdyż dla zacnej
większości społeczeństwa, to jedyny punkt zaczepienia dla intelektualnych pobudzeń.
...Dlaczego tak liczne obserwacje zaskakują?
O czym to świadczy?
Dopowiedzcie sobie
sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz