sobota, 19 listopada 2016

Jak powstały galaktyki? Cz. 1.

Treść
1. Kwazary. Wstępny model erupcji materii. Jety – pierwsze spojrzenie. Skąd wzięły się
ruchy własne galaktyk?
2. Jak wyodrębniły się pregalagtyki? Zbliżone do siebie masy galaktyk – rola ciemnej materii. Jak
doszło do wyodrębnienia się pregalaktyk? 
3. Procesy, w wyniku których utworzyły się galaktyki. Rotacja. Jak doszło do erupcji
biegunowej? Dane obserwacyjne. Co dało początek galaktykom eliptycznym, a co
galaktykom spiralnym? Skąd bierze się nadnaturalna wydajność energetyczna kwazarów?
Skąd się wzięły pierwiastki ciężkie – wstępne konkluzje.

4. Jeszcze raz o erupcjach, ale inaczej. Jak powstały galaktyki spiralne? Jeszcze o erupcjach biegunowych. Skąd się wzięła rotacja galaktyk spiralnych? Właściwie, jak one powstały?  

Nawiązanie
     W pracy tej dam wyraz przemyśleniom idącym, jak zwykle, nie koniecznie ubitym traktem; tak, jak w całym tym ogromnym przedsięzięciu, które aktualnie realizuję. Nie jest to bynajmniej wyrazem jakiejś kontestacji, to nie teatralny gest outsidera, to nie jakaś manifestacja dla samego jej faktu. Idę po prostu swoją drogą, jakbym innej nie znał. Obligowała mnie wyłącznie ciekawość świata, a także ciekawość, co z tego wyniknie. Dla kogoś już to może być wielką arogancją, tym bardziej, że liczba tych nieprawomyszliennych artykułów i esejów jest już spora. Zazwyczaj w sytuacji takiej rokowania (sukcesu) nie są najlepsze. Jednak novum tu stanowi grawitacja dualna. Sądzę, że dzięki temu, mi się w jakimś stopniu powiodło – nie tyle poblicznie, co merytorycznie. Kontynuujmy więc. 
     Geneza galaktyk do dziś stanowi poważną zagadkę. Jak na razie nie znaleziono punktu zaczepienia. Pytań jest od groma, ich liczba wzrasta wraz z nowymi odkryciami obserwacyjnymi, które na ogół nie są w pełni zbieżne z proponowanymi wcześniej modelami. Podejmowane wciąż próby symulacji komputerowych na bazie istniejących koncepcji, nie mogą zadawalać. Można sądzić, że za mało jest danych. A ja sądzę, że nie o odpowiedni zasób danych tu chodzi, a o brak bazy, brak czegoś, co by spajało wszystkie spostrzeżenia w jeden system. W gruncie rzeczy za podstawę dla przemyśleń służy hubblowska klasyfikacja wizualnych cech galaktyk. Ale to stanowczo za mało. Co spowodowało, że jest tak, jak jest? Jakie czynniki zadecydowały o tym, jaki kształt przybrała ta, czy inna galaktyka?
     Rozróżnia się dwa zasadnicze typy galaktyk: eliptyczne i spiralne. Różnią się one nie tylko wyglądem. W eliptycznych większość stanowią gwiazdy starsze drugiej populacji, a w spiralnych raczej odwrotnie.  Które były wcześniej? Jak powstały te, a jak tamte? Czym się różnią pod względem budowy i składu – to wiadomo, ale dlaczego? Jak powstały pierwiastki ciężkie? Czy tylko z wybuchów supernowych? I ostatnie pytanie: Czy to pytanie ostatnie? Żarty żartami. Pytajmy dalej. Pytań jest bez liku, gdyż geneza galaktyk, to jedno wielkie pytanie. Na wiele z pytań, tych zadawanych i tych, na których zadawanie jest dziś za wcześnie, otrzymacie odpowiedź w tym w tekście. Najważniejsze, że odpowiedzi te stanowić będą zachętę do badań: dla potwierdzenia, dla obalenia, dla nowych heurez. Koncepcja grawitacji dualnej stwarza nowe możliwości, nowe koncepcje, pomysły, nowe pole do popisu dla młodych, wprost nowe, dotąd nie przeczuwane nisze badawcze.  Przekonamy się o tym.
     Że geneza galaktyk stanowi poważny problem, problem dziś nie rozwiązany, niech świadczy to, co znajdujemy np. w Wikipedii:

1. Kwazary. Wstępny model erupcji materii.
  Bardzo istotne znaczenie dla poznania Wszechświata mają badania kwazarów. Są to obiekty bardzo odległe, sądząc po wielkośći ich red-shiftu; sądząc też po tym, że występują wszędzie, czyli nie istnieje wyróżniony kierunek ich położenia – nie należą więc do naszej Galaktyki. Uzasadniony jest sąd, także bazujący na stwierdzonych obserwacyjnie fizycznych cechach tych obiektów, że reprezentują one Wszechświat bardzo młody. Oczekuję w związku z tym, że badania kwazarów przyczynią się też do potwierdzenia tezy o stopniowym zmniejszaniu się stałej c*. W pełni uzasadniony jest także sąd (pomimo, że nie jest to sąd jedyny), że są one proto-galaktykami. Przychylałbym się więc do twierdzenia, że także nasza Galaktyka przejść musiała przez stadium kwazara. Jak powstały galaktyki?To problem do dziś nie rozwiązany. Jak doszło do wybuchu na wielką, galaktyczną skalę; jak wiedzie droga od kwazarów, poprzez galaktyki aktywne, do galaktyk dzisiejszych? Czym właściwie są kwazary i skąd bierze się ich zadziwiająco wielka energia?      
*) Na zmienność c wskazywać by mogła wykryta w ostatnich latach, inna niż dziś wartość stałej struktury subtelnej, uzyskana przy badaniu widm promieniowania kwazarów. Ważki argument na stopniowe malenie prędkości niezmienniczej c znajdziecie w artykule drugim eseju poświęconego czarnym dziurom, a także w artykułach poświęconych oscylacjom Wszechświata.
Jety
   Z obserwacji wynika, że wiele z tych obiektow posiada tzw. Jety, czyli widoczne erupcje materii. Sądzi się, wprost automatycznie, że świadczy to o istnieniu w nich czarnych dziur. Być może, z tym, że (mym skromnym zdaniem) to nie czarne są przyczyną erupcji materii. Jako czarne, powinny raczej ściągać materię ku sobie. Na dobrą sprawę, jak na razie, nie jest znany mechanizm erupcji na taką, wprost galaktyczną skalę; jak na razie nie wiadomo też, skąd biorą się tak imponujące ilości energii emitowanej przez te obiekty. [Będzie wiadomo po przeczytaniu tego artykułu.] Obowiązujące wyjaśnienia nie stawiają kropki nad i. I słusznie. Sądzę, że rozwiązaniem problemu erupcji, intuicyjnie uzasadnionym, byłoby przyjęcie tezy o istnieniu odpychania grawitacyjnego w bardzo krótkim zasięgu (przy bardzo dużej koncentracji materii). Odpychaniu temu poświęciłem sporo miejsca w poprzednich artykułach. Od tego właściwie należałoby zacząć. A wielka energia zaangażowana w te erupcje? Z całą pewnością nie chodzi o zderzenia czarnych dziur, jak to twierdzą co poniektórzy z zadziwiającą szczerością i konsekwencją wywołującą zadumę; twierdzą pomimo istniejącej (obserwacyjnie) mnogości kwazarów przy znikomym prawdopodobiństwie ewentualnego spotkania się czarnych. A jeśli już, to co? Czarnym dziurom poświęciłem osobny esej (poprzedni). A skąd by się miały wziąć te czarne w tych dawnych czasach i w tak wielkich ilościach? To chyba coś w rodzaju syndromu tonącego, albo po prostu brak powagi w tych poważnych skądinąd twierdzeniach. Można to nazwać też syndromem czerni.  Dziś za wszystko, co zaskakuje, odpowiedzialne są czarne dziury. Bierzesz placebo i od razu czujesz się zdrowy, z pełną świadomością placebowania się.
   Oto wstępny, roboczy model erupcji materii, mojego chowu. Załóżmy, że mamy do czynienia z obiektem rotującym o dużej masie. Grawitacja sprawia, że przy tym zapada się on. Prędkość kątowa rotacji wzrasta. Efektywna grawitacja na równiku jest już dużo słabsza, niż w okolicach polarnych. Co jest tego skutkiem? Otóż to, że zapadanie się materii – polarne, wzdłuż osi obrotu, jest dużo intensywniejsze, niż w okolicach równika. Możliwe to jest, gdyż na razie koncentracja materii nie jest wielka (daleko jej do koncentracji materii w gwiazdach). Mamy więc przeciwbieżne strumienie materii, zmierzające ku centrum obiektu. Powtarzam, to dopiero wstępny, roboczy model konceptualny do testowania. Jeszcze wrócę do tego wątku, bardziej zaopatrzony. A na razie...
...Wskutek zderzenia (grawitacyjnego) przeciwbieżnie kolapsujących mas materii, dochodzi do odbicia i w rezultacie tego, wytrysku (z obu stron) strug materii. Znamy, szczególnie dzięki obserwacjom satelitarnym pewną, nawet sporą liczbę takich obiektów. Można znaleźć je na odpowiednich stronach internetowych. Chodzi przy tym raczej o odległe galaktyki aktywne i kwazary. Do dziś bowiem materia z wytrysków uległa rozproszeniu**. Nie widać więc wytrysków w sąsiedztwie naszej Galaktyki, a te, które widzimy w okolicach odległych galaktyk, dotyczą odległej przeszłości, są historią, której księgi nota bene otwarte są dla naszego wglądu. Otwarte dzięki temu, że Wszechświat jest jednakowy wszędzie, czego wyrazem jest zasada kosmologiczna, a jego obiekty (galaktyki) wiąże wyrażające tę zasadę prawo Hubble'a. Otwarte dzięki temu, że patrząc w dal widzimy przeszłość. To tak dla przypomnienia.

**) Oczekiwać można promieniowania radiowego sponad biegunów naszej Galaktyki, ale niekoniecznie, gdyż wcale nie jest pewne, że w przeszlości jej jądro rotowało odpowiednio szybko.  
     Jeśli przy tym rozkład przestrzenny materii w takim obiekcie nie jest jednolity (na ogół jest właśnie tak), może dojść do erupcji materii, erupcji widocznej tylko z jednej strony (Jet). Znanych jest wiele obiektów tego typu. Ciekawe, że w znacznej liczbie przypadków jety występują pojedyńczo. Widocznie wytrysk z drugiej strony był stosunkowo słaby i zdążył się w znacznym stopniu rozproszyć, a teleskopy są zbyt słabe. W optycznym zakresie widma, z ogromnej przecież odległości, wytrysk jest więc niewidoczny. Powinien być jednak źródłem promieniowania radiowego (z obserwacji wynika, że jest). Oznaczałoby to, że na ogół,
jak już wspomniałem, nie ma mowy o idealnej symetrii rozkładu materii w takim obiekcie. Oznaczać to może także, iż proces ten zachodzić już mógł, gdy obiekt jeszcze nie był w pełni uformowaną kulą (lub eliopsoidą), co już w konfrontacji ze wstępnym modelowaniem może zastanawiać – o tym dalej. Sugerowałoby też, że w odniesieniu do wielu z nich, erupcja taka, a właściwie ciąg erupcji na określonym etapie ewolucji, zachodzi tylko raz i wiąże się widocznie z zapaścią grawitacyjną, jedyną w życiu obiektu i w skali obejmującej jego całość. Jest to więc wydarzenie niewątpliwie ważne, stanowiące o ostatecznym kształcie galaktyki. Widoczne erupcje, szczególnie te obustronne, raczej kojarzyłbym z (chyba rotującymi intensywnie) galaktykami eliptycznymi, jako erupcje biegunowe. A pozostałe galaktyki? Nie ma galaktyk identycznych, a poza tym chyba każda galaktyka przejść musiała etap kwazara. Świadczyłaby o tym obecność w każdej galaktyce ciemnych (nie świecących i nieprzejrzystych) chmur gazowo-pyłowej materii bogatej w metale. Tu mam na myśli normalne galaktyki spiralne i eliptyczne. Raczej nie minigalaktyki satelickie, będące chyba obiektami wtórnymi. Galaktyki nieregularne, tu mam na myśli Obłoki Magellana, mogą stanowić produkt erupcji w galaktyce macierzystej. Świadczyć by o tym mogła ich zawartość – gwiazdy młode i intensywne procesy gwiazdotwórcze.  Wracając do erupcji...           
    Tak na marginesie warto zauważyć, że (na ogół) nie całkiem symetryczna (z obydwu stron) erupcja powoduje zmianę ruchu obiektu względem innych – na  zasadzie odrzutu. Oczywiście po erupcji ruch względny obiektu staje się ruchem bezwładnym. Ta niesymetryczność erupcji wyjaśniałaby znany fakt istnienia ruchów własnych galaktyk. Zauważmy, że widoczne Jety, w niektórych przypadkach sięgają niewiarygodnych odległości (nawet milionów lat świetlnych) od macierzystych galaktyk. [To wskutek upływu czasu i odrzutu galaktyki w przeciwną stronę.] Warto sprawdzić ich ruchy własne – Czy w przeciwną stronę, sądząc po kierunku strug? Dziś przechodzi się nad istnieniem ruchów własnych galaktyk do porządku dziennego bez głębszej refleksji pomimo, że w konfrontacji ze stwierdzoną obserwacyjnie jednorodnością Wszechświata w odpowiednio dużej skali, jest to fakt zagadkowy (jeśli nie symptomatyczny). Kogo to zastanowiło? Kto zapytał skąd biorą się ruchy własne? Odpowiedź: Przypadek [Czy galaktyki, to tak, jak cząsteczki gazu?], nie może zadawalać, a tu mamy odpowiedź jak najbardziej wiarygodną. Do tego jednak potrzebna jest, jak zobaczymy dalej, grawitacja dualna.
Dlaczego prawo Hubble'a nie dotyczy wszystkich galaktyk (dotyczy tylko odpowiednio odległych)? Skąd się wzięły ruchy własne galaktyk? Co pchnęło galaktykę Andromedy ku nam? Czy tylko wzajemna grawitacja? Ale przecież na samym początku, po wyodrębnieniu się, jeszcze jako pregalaktyki, musiały oddalać się od siebie wszystkie bez wyjątku, zgodnie z prawem Hubble'a (?) – pytania istotne. Jak się już okazało, można (o dziwo) na nie odpowiedzieć w sposób dosyć przekonywujący. Przypadek, losowowość, stochastyczność?*** Nie, nie tędy droga w odniesieniu do tak znaczących obiektów, jak galaktyki, które, ogólnie, spełniają przecież prawo Hubble'a. Temat ten raczej nie jest podejmowany. A przecież obrazy zderzających się galaktyk znane są powszechnie miłośnikom astronomii. Zderzenia – rzecz oczywista? Zrozumiała samo przez się i kropka. A dlaczego do tego doszło? Jeśli to rzecz wyłącznie przypadkowa, to po co pytać, nawet jeśli już obserwacje mogłyby dawać sporo do myślenia?
 ***) Jeśli już „wiemy” skąd się biorą te „ruchy własne” to w pełnym zbiorze galaktyk, przynajmniej należących do naszej grupy lokalnej, rozważanie ich ruchów (pędów), stanowiłoby dodatkową motywację dla badań o charakterze statystycznym. „Czy rzeczywiście uśredniony pęd (względem nas) ruchów własnych, wraz ze wzrostem badanej populacji, dąży do zera?” Problem w tym, że galaktyki, te odleglejsze, oddalają się od nas (kosmologicznie) już z prędkościami porównywalnymi z prędkościami ruchów lokalnych. Rzecz także w tym, że galaktyki należące do określonej formacji – gromady, tworzą struktury bynajmniej nie symetryczne. Dodajmy, że kierunek samej strugi (i odrzutu), zależy od geometrycznych cech rozkładu materii w obiekcie przed samym wybuchem. To mogłoby kierować uwagę ku cechom obiektu macierzystego – tego, z którego utworzyła się dana gromada galaktyk. 

    Wróćmy do wątku zasadniczego, do erupcji w skutek odpychania grawitacyjnego. Zapewne hipoteza ta wzbudziła już wątpliwość. Osądzając bowiem rzecz na bazie zasady zachowania energii, powinniśmy oczekiwać powrotu odbitej grawitacyjnie materii (z biegunowej zapaści) co najwyżej do punktu startu, czyli do powierzchni obiektu. Erupcja poza obiekt nie powinna mieć miejsca. Sprawa zatem nie jest taka prosta, szczególnie jeśli byśmy uznali, że erupcja spowodowana jest wyłącznie przez odpychanie grawitacyjne. Powinien więc istnieć jakiś czynnik dodatkowy. Materia z biegunów zapada się. Tym wciąga sporo materii z otoczenia (ze „strefy podbiegunowej”). Wygląda na to, że chodzi o proces ciągły, o rodzaj cyrkulacji. To jednak prowadzi raczej do ustabilizowanej dynamiki, ciągłości zmian i stabilności obiektu, w którym gradient gęstości nie jest jakiś wyjątkowy. Co więc może być przyczyną erupcji? Z całą pewnością nie chodzi o spokojne opadanie zwykłej materii. Dziać się to mogło więc w czasie biegunowo obustronnej grawitacyjnej zapaści materii złożonej z uformowanych już gwiazd. Zdarzyło się to jeden jedyny raz na pewnym wczesnym etapie formowania się galaktyki. Był to jakby naturalny akcelerator przeciwbieżnych wiązek. Coś na podobieństwo LHC, tylko w zupełnie innej skali i uwarunkowane grawitacyjnie. Wyobraźmy sobie napierające na siebie z przeciwnych stron miriady gwiazd. Ale nie uprzedzajmy faktów.

2. Jak utworzyły się pregalaktyki?    
    Gwiazdy istniały już od dawna. Pierwsze z nich pojawiły się już ok. 200 milionów lat po WW. Często określa się je gwiazdami trzeciej populacji. Ja osobiście odnoszę się raczej sceptycznie do potrzeby poszerzania systematyki gwiazd. Sądzę, nie tylko ja, że znane nam gwiazdy drugiej populacji, w większości powstały jeszcze zanim pojawiły się kwazary. Są niemym świadkiem tego, co się działo potem. [Chyba ta trzecia populacja pojawiła się dlatego, gdyż zamówiono wielką liczbę supernowych – dla otrzymania wystarczającej ilości pierwiastków ciężkich. Pierwsze gwiazdy, zgodnie z tym zamówieniem musiały być bardzo masywne. Jak widać, także pobożne życzenia odgrywają jakąś (nawet nietuzinkową) rolę w rozwoju nauki. Dalej zobaczymy, że problem genezy pierwiastków ciężkich rozwiązany został w sposób naturalny i bez angażowania w to pobożnych życzeń.]
Wyodrębnianie się obiektów, z których miały uformować się galaktyki, nastąpiło dużo później, bo ok. półtora miliarda lat po WW. Gwiazd było już wtedy bardzo dużo, ale Wszechświat był na razie znacznie mniejszy, niż dziś. Z wyglądu był więc też dużo jaśniejszy, niż dziś. Czy był gwiazdami jednorodny? Raczej nie. Już wtedy istniały przecież niejednorodności – stosunkowo rozległe obszary pustki. Te niejednorodności rozkładu gwiazd z całą pewnością ewoluowały w stronę tworzenia się pregalaktyk. Z tego powodu także obszary pustki stawały się coraz bardziej znaczące. Dziś mamy rozdzielone rozległą pustką gromady galaktyk, a obraz większej połaci nieba przypomina pianę. 
2.1. Zastanawiające,.. 
...a nawet intrygujące jest to, że masy dzisiejszych galaktyk, a więc także, wyodrębnionych pregalaktyk są do siebie zbliżone (w zasadzie ten sam rząd wielkości). W dodatku: Dlaczego takie masy, a nie inne? Dlaczego w ogóle doszło do tej separacji, do tego równo porcjowanego rozczłonkowania się materii? Pytanie istotne, choć niewielu je zadaje, a tym bardziej na nie odpowiada. [Już to, że masy są zbliżone, świadczyć może o tym, że powstały z rozpadu obiektu większego, prawie jednorodnego.] Czy stało się to za sprawą ciemnej materii? A może jednak i bez niej ta fragmentacja była możliwa? A jeśli tak, to... wcale pytań nie ubywa. O tym elemencie naszej układanki jeszcze wspomnę niżej.  
Dopiero gdy już wyodrębniły się obiekty pregalaktyczne, zaistnieć mogły w nich centra, ściągające grawitacyjnie materię, w tym miliardy istniejących już gwiazd. Niektóre z tych obiektów nawet rotowały. Dlaczego rotowały? Tak sobie „z natury rzeczy”? A co to za natura?
2.2.  Jak doszło do wyodrębnienia się pregalaktyk?
     „Widocznie samo wyodrębnienie się ich było jak pękniecie błony napięcia powierzchniowego, jak nadęta od wzrostu bańka mydlana. Ciecz przybiera wówczas formę kropli.” Coś podobnego mogło nastąpić też w trzech wymiarach. Po prostu siły spójności, podobnie jak wewnątrz cieczy. Do rozerwania nie doszłoby jednak nigdy, gdyby nie istniały niejednorodności struktury wielkoskalowej, gdyby nie istniały pierwotne fluktuacje gęstości, które pojawiły się w wyniku przemiany fazowej. Musiałby bowiem istnieć wyróżniony punkt o parametrach innych, niż reszta, może nawet jakieś zakłócenie ciągłości. Wyniki ostatnich badań zdają się wskazywać na to, że niejednorodności pojawiły się już prawie na samym początku (zgodnie z moimi doniesieniami, przemiana fazowa wraz z zakończeniem Ureli). Byłoby to potwierdzeniem słuszności mych tez. [No, nie tylko moich (zakłócenie ciągłości).]
„I tak utworzyły się większe obszary pustki” – można by dodać, bo przecież krople powstające z pęknięcia bańki mydlanej zajmują znacznie mniej miejsca. Odpowiedź ta, a właściwie hipoteza, choć jeszcze nie zadawala, ukierunkowuje wyobraźnię. Kontynuujmy więc. Materię, w szczególności gwiazdy, wiązały siły spójności (grawitacja). Ale Wszechświat rozszerzał się, a odległości wzajemne rosły. Rosło rozczłonkowanie wielkoskalowe. Z początku oddzielały się od siebie obłoki materii, z których powstały gromady galaktyk. Musiało to doprowadzić w pewnym momencie, niekoniecznie równocześnie (nie zapominajmy o istnieniu chaosu, rozczłonkowania i fluktuacji gęstości), przy wzroście globalnej objętości rozszerzajacego się Wszechświata, do „rozerwania” przestrzennej „sieci”, tej „cieczy gwiazd” – w obrębie każdego z wyodrębnionych obłoków pierwszej fragmentacji. [Drugą fragmentacją było wyodrębnianie się pregalaktyk – o tym dalej.]  Zadecydowała o tym bezwładność gwiazd (stosunkowo duża masa tych „molekuł” tworzących naszą „ciecz”), szybkie tempo globalnej ekspansji, a także w miarę chaotyczny ruch własny samych gwiazd; no i chyba przede wszystkim istnienie, lokalnych niejednorodności gęstości, a wraz z tym, stosunkowo rozległych już obszarów pustki. Nasza „błona” pekając zamieniła się wiec w rozległy zbiór „kropli”. Dlaczego nie w jedną wielką? Co sprawiło, że masy tych „kropli” były zbliżone do siebie? Że były takie, a nie inne? Pytam obsesyjnie znów. Dlaczego stało się to wtedy, a nie w innym czasie? Sądzić można, że wiąże się to z tempem ekspansji, z wielkością współczynnika H, który wtedy był zdecydowanie większy, niż dziś. Nie bez kozery tempo ekspansji (wzrost rozmiarów przestrzennych) Wszechświata definiuje się w standardowej kosmologii jako wartość wspólczynnika H. [Było o tym już w drugim artykule, traktującym o prawie Hubble'a.] Dziś być może takie rozerwanie nie byłoby możliwe (z powodu większego rozrzedzenia gwiazd – mniejszej grawitacyjnej spójności ich zbiorowości i mniejszej wartości współczynnika H). To tak, jakby wówczas była ciecz, a dziś już gaz. Być może wiąże się to także z wielkością stałej c – wówczas możliwe, że większą w stopniu nie pomijalnym. „Dlaczego nie w jedną, wielką?” Pytam jeszcze raz. Chyba także w procesie fragmentacji jakąś rolę, sądzę, że nawet bardzo istotną, odegrała ciemna materia, której istotę przedstawiłem w artykule drugim poświęconym plankonom. Ale jeszcze do niej wrócimy. Powiedziałbym nawet, że taki, a nie inny dzisiejszy kształt rozkładu materii we Wszechświecie świadczy niezbicie o istnieniu w tych dawnych czasach czynnika fragmentacji. Jak się przekonamy, cechy tego czynnika są cechami ciemnej materii (mojego chowu).
Można (to rozerwanie) nazwać przemianą fazową, już drugą. (Lub trzecią, jeśli za przemianę fazową uznać, chyba nie całkiem słusznie, także rozprzężenie ok, pół miliona lat po WW. Pozostańmy przy drugiej.) [Podczas pierwszej, dla przypomnienia, pękł „kryształ” panelsymonu, co doprowadziło do pojawienia się oddziaływań wtórnych, chaosu i temperatury, w tym momencie najwyższej w historii – zgodnie z modelem, który śmiem przedstawić w swej pracy.]       Tak pojawiły się zalążki galaktyk. Poszczególne fragmenty („krople”) oddalały się wzajemnie i zgodnie z prawem Hubble'a (na razie wszystkie, gdyż o ruchach własnych trudno mówić, w szczególności w związku z ich domniemaną przyczyną, o której mowa była powyżej - erupcje). [Przedtem wspomniałem o możliwości ruchów własnych samych gwiazd, ruchów uwarunkowanych grawitacyjnie przez niejednorodności większych struktur.]  
Czy kiedyś zobaczymy to wszystko? Czy zobaczymy Wszechświat jako mrowie gwiazd zanim powstały galaktyki, zanim nastąpiło „rozerwanie”? Mój optymizm ogranicza się dziś jedynie do intuicyjnego przekonania, że tak właśnie było. Ale techniki obserwacyjne rozwijają się bardzo szybko. Coś czuję, jeszcze trochę, a zobaczymy. [Pisałem to dosyć dawno, chyba w roku 2004.]  A może już zdołalismy coś zauważyć?****   
****) Ostatnio odkryto, dzięki Kosmicznemu Telekopowi Spitzera, w podczerwieni („podczerwone promieniowanie tła”), poświatę prawdopodobnie utworzoną przez wielką liczbę nierozróżnialnych (zbyt małych) obiektów. W podczerwieni dlatego, gdyż red-shift sięgać już może nawet 20. Mniejsza o interpretację odkrycia przedstawianą w mediach. W roku 2018 wysłany ma być na orbitę Teleskop Kosmiczny Jamesa Webba, dzięki któremu uzyskamy dane, oby potwierdzające jeszcze bardziej przewidywania tej pracy.
    W momencie „rozrywania” naszej „błony”, ze wszystkich stron takiego wyodrębniającego się fragmentu, „kropli”, czyli przyszłej galaktyki, w związku z istnieniem, choćby drobnych, niejednorodności w rozkładzie gwiazd, w momencie rozerwania, działały z różnych stron niezrównoważone do końca siły. Tu, czy tam pojawił się zatem moment obrotowy (para sił). Tak wróciliśmy do rotacji obiektów wyodrębnionych, a więc posiadających centrum. Ewentualna rotacja była tym wyraźniejsza, im większa była koncentracja gwiazd w danym obszarze. Obiekty powstałe w takim środowisku zaewoluują, z wiekszym prawdopodobieństwem ku formie galaktyk eliptycznych. Jeszcze do tego wątku wrócimy.
Do roboty bierze się grawitacja. Nasze krople sadowiły się szczególnie chętnie w zgęszczeniach ciemnej materii, stanowiącej źródło bardzo silnego pola grawitacyjnego. Ostatnie badania teleskopowe (satelitarne) potwierdzają to: zgrupowania ciemnej materii tworzą soczewki grawitacyjne (dzięki temu rzecz zaobserwowano). Właśnie tam zgrupowane są też gromady galaktyk. Jak wiemy, Wszechświat wygląda, jak piana mydlana. Wyróżnić w niej można charakterystyczne pasma, wskazujące na obecność tam galaktyk. Zobaczyć to można tutaj:
Ciemna materia także uczestniczyła w zapadaniu się nowo utworzonych pregalaktyk. O tym dalej.
    Skoncentrujmy się na jednej z pregalaktyk. Od razu, w sposób naturalny pytamy: A jak to się stało, że centrum jednorodnej chmury gwiazd (pregalaktyki) zaczęło przyciągać? Pytanie nietuzinkowe. Upraszczając, a także pomijając ciemną materię, na poziomie szkolnym, można powołać się na prawo Gaussa. Otóż na warstwy zewnętrzne takiego tworu, praktycznie, już nie działała siła na zewnątrz, a ku środkowi działała. Na warstwy pośrednie działała siła ku środkowi, a warstwy zewnętrzne praktycznie nie odciągały ich na zewnątrz. O wielkości i kierunku natężenia pola grawitacyjnego, jak wiadomo (prawo Gaussa) decyduje wyłącznie, łączna masa materii znajdującej się poniżej (ku środkowi) wybranego punktu. Warstwy ponad tym punktem nie mają wpływu. Sprawa nie jest jednak taka prosta w związku z początkową względną jednorodnością naszej pregalaktyki. Trudno przyjąć, że była kulą z gradientem gęstości ku środkowi, w związku z tym, czym była wcześniej – obłokiem gwiazd o nieregularnym kształcie. Można sądzić, że naturalne zagęszczanie się materii w centrum obiektu, było wynikiem ciśnienia wywieranego ku środkowi. Z początku zgęszczanie się było bardzo powolne. Największe parcie wywierała warstwa zewnętrzna, przyciągana najsilniej, gdyż masa pod nią była największa. Czy to wystarczyło, by obiekt ewoluował tak, by stać się galaktyką? Nie zapominajmy, że ten pierwotny obłok zawierał już mrowie gwiazd, nie był wyłącznie chmurą gazu. To sytuacja inna, niż w tradycyjnych przypuszczeniach, inna zupelnie jakość.    Czy zatem grawitacyjną zapaść spowodować musiała jakaś fluktuacja gęstości, jedna z wielu, z tym, że znajdująca się gdzieś tam w środku? Bardzo możliwe, ale to już mniej konieczne, wprost nieistotne, gdyż, ogólnie rzecz biorąc, parcie dośrodkowe wykonuje całą robotę (zgodnie z prawem Gaussa). .
A dlaczego wszystkie te obłoki miały zbliżone masy? Wciąż wraca to natrętne pytanie. Właściwie kto je zadaje? Mało kto. A może masy zbliżone są dlatego, gdyż zasadniczą rolę w kondensacji materii gwiazd odgrywa ciemna materia, w dodatku o cechach określonych w mych pracach? Otóż to. Być może decydujące znaczenie miały niewidoczne zgęszczenia ciemnej materii, rozproszone po Wszechświecie, których masa grawitacyjna snadź nie powinna zależeć od ilościowej zawartości tworzących ją plankonów, w związku z tym, że jej zagęszczenie powoduje wzrost niedoboru masy (rzecz opisałem w serii artykułów poświęconych grawitacji dualnej). W tym przypadku nie ma problemu ze wzajemnym wnikaniem się plankonów (oczywiście ograniczonym). Inaczej ma się rzecz w przypadku np. neutronów. Zatem właśnie to wyjaśniałoby dlaczego masy wyodrębniających się pregalaktyk były zbliżone do siebie. [Nie oznacza to tej samej ilości (ciemnej) materii – masa grawitacyjna jest ta sama, gdyż jest w różnym stopniu zagęszczona – różny niedobór masy). A tam, gdzie nie było zgęszczeń ciemnej materii, galaktyki po prostu nie utworzyły się – powstały rozległe obszary pustki oddzielajacej gromady galaktyk.
Ale to nie wszystko. Poszczególne porcje, przyszłe galaktyki, należące do tej samej gromady, wyodrębniły się, wszystkie, w tym samym czasie, można powiedzieć, że równocześnie. Bez czekania na jakieś uzgodnienie z ograniczoną prędkością. To się działo z całym obłokiem. Całą swą wszystkością czuł on przecież to samo. Poszczególne porcje musiały więc mieć zbliżone masy, gdyż w momencie wyodrębniania się oddziaływały ze sobą, stanowiły elementy tego samego dynamicznego układu. Większe odchylenia powinny dotyczyć tych, które znajdowały się na obrzeżach. Tak, ale dlaczego masy galaktyk należących do różnych gromad też są zbliżone? Bo same pierwotne obłoki wyodrębniły się w podobny sposób. Jest jeszcze jedna przyczyna. Otóż, obiekt (mający być pregalaktyką) złożony z miliardów gwiazd nie może być stabilny grawitacyjnie, szczególnie wtedy, gdy z początku ma nieregularne kształty. W przypadku dużej masy, musi się rozpaść – tak powstawały (być może) galaktyki – sąsiadki. Tu brak uzgodnienia odgrywa istotną rolę. [Być może, w podobny sposób powstawały układy gwiazd, podwójne, potrójne, a nawet bardziej złożone. W takich układach, wewnątrz, powstawały niezależne centra. Przykład takiego obiektu stanowić może wymieniana już niejednokrotnie gwiazda Betelguse w gwiazdozbiorze Oriona.] Jeśli wyodrębniający się obiekt miał kształ bardziej regularny (elipsoida), nie rozpadł się na mniejsze. Rozwinął się w (nawet wielką) galaktykę eliptyczną. Przykład takiej galaktyki przedstawia link zamieszczony w rozdziale trzecim.     

Tak swoja drogą, zastanawia też, że masy galaktyk są takie, a nie większe (zdecydowanie) lub mniejsze. Byłoby to dodatkowym potwierdzeniem tego, że rzeczywiście ciemna materia, w dodatku mojego chowu, stanowiła aktywny element przy tworzeniu się pregalaktyk. O czym świadczyć by mogła taka, a nie inna wielkość galaktyk? Chyba też o tym, ile jest w ogóle ciemnej materii. Jeśli masy galaktyk są zbliżone, to oznacza to między innymi „równy podział” (ekwipartycja) materii. Gdyby ciemnej materii było więcej, to pregalaktyki byłyby rozmiarami mniejsze i odwrotnie – przy tej samej ilości materii (zwykłej). Oznaczać by to moglo też, że moment „pęknięcia bańki” był także „sterowany” przez ciemną materię. Miałoby to dość istotny wpływ na rozwój materii we Wszechświacie, w szczególności na rozkład ilościowy pierwiastków ciężkich, a także na dynamikę wewnętrzną samych obiektów galaktycznych. Sądząc po dzisiejszych cechach materii w wielkiej skali, kiedyś będzie można uzyskać dane dotyczące ciemnej materii – budowy jej zgrupowań, a nawet jej mikrostrukturę. Trzeba tylko przyjąć sporo rzeczy dziś nie przyjmowalnych, w szczególności grawitację dualną.
    Nie można jednak zadowolić się twierdzeniem, że powstałe pregalaktyki, nasze „krople”, były bezwolne i bierne wobec kreatywnego oddziaływania ciemnej materii. Oddziaływanie jest wzajemne. Zagęszczone zbiorowiska gwiazd musiały przyciągać, powodować tworzenie się „wypustków” ciemnej materii z całej jej postrzępionej „bryły”.
Można sądzić, że środowisko gwiazd (ta „błona”) tworzyło się nie wszędzie – wyłącznie tam, gdzie była ciemna materia. Po prostu właśnie tam gromadził się gaz wodorowo-helowy. Obszary pustki utworzyły się już wcześniej.
2.3. Konfrontacja modeli i powódź pytań. 
     Zgodnie z koncepcją mającą dziś znaczną liczbę zwolenników, obiekty pregalaktyczne tworzyły się w ogromnej lokalnej chmurze, stosunkowo gęstego gazu, mającej w przyszłości stać się supergromadą galaktyk. Takie chmury, to pierwsze formacje będące wynikiem fragmentacji materii po Wielkim Wybuchu. Następnym etapem fragmentacji było, zgodnie z tymi przypuszczeniami, tworzenie się obiektów mniejszych, przybierajacych kształt dysku. [Z gazu? Tak się sądzi raczej powszechnie. To jeszcze wtedy nie było gwiazd? Przecież już były, a sądząc po dużej koncentracji materii w czasach, gdy już mogły powstawać (około 200 milionów lat po Wielkim Wybuchu), było ich bardzo dużo, wprost mrowie.] Fragmentacja pregalaktyczna możliwa była jednak pod warunkiem, że ta chmura gazu nie była jednorodna. Co spowodowało tę niejednorodność? Hierarchia fluktuacji jeszcze nie wyjaśnia sprawy. Bowiem, co sprawiło, że masy tych hipotetycznych gazowych dysków, a dziś masy galaktyk, w całym Wszechświecie, są do siebie zbliżone (tego samego w zasadzie rzędu wielkości)? Co sprawiło, że masy są takie, a nie inne? Czy istnieje jakaś konkretna namacalna przyczyna tego zadziwiajacego faktu? [Powracam do pytań na które w zasadzie padła już, dopiero co, częściowa odpowiedź. Tu jednak punktem wyjścia jest przedstawiana tu hipoteza. Chodzi o konfrontację.] 
   A dlaczego ta chmura w całości nie skolapsowała w czarną dziurę, tylko cierpliwie czekała na dalszą fragmentację jeszcze miliard lat od pojawienia się pierwszych gwiazd? Musiała się trochę pofluktuować? Chmura gazu? A co z gwiazdami, które przecież już od dawna istnieją, nawet co poniektóre już sobie wybuchły? Istnienie gwiazd świadczy o tym, że materia mogła się już zagęszczać. Czy dopiero po pojawieniu się tych tajemniczych hipotetycznych spiralnych dysków mogły pojawić się czarne dziury, by powołać do życia kwazary? Jak się te dyski pojawiły? Od razu jako wynik (ot tak sobie) fluktuacji? Magiczne słowo. Jeszcze zanim pojawiły się gwiazdy? Bo kiedy? [Zgodnie z sądem, nawet dość powszechnym swą kwazarność (nie pazerność) obiekty te zawdzięczają czarnym dziurom. A jak te czarne się pojawiły? Jeszcze zanim materia chmury gazowej pregalaktyki zaczęła się zagęszczać?] Rozumiem, czarne pojawiły się dzięki pierwotnemu dyskowaniu się materii, a same dyski z fluktuacji. Z fluktuacji także powstały gwiazdy. Winę za nasze bezwstydne istnienie ponoszą fluktuacje i czarne dziury. Fajnie. Warto poczytać esej poświęcony czarnym dziurom, i wrócić do tego tekstu, by widzieć wszystko w jakiejś konkretnej perspektywie. 
    Istnienie (już) gwiazd ma jednak istotne znaczenie dla dalszego biegu wydarzeń, dla genezy protogalaktyk. Jakoś na to zwraca się mniejszą uwagę (jeśli w ogóle). Czy słusznie? Może po prostu nie wiadomo, co robić z tymi gwiazdami. A ze spiralami gotowcami wiadomo co robić? Nawet nie wiadomo jak się pojawiły, od tak, bo to by mogło pasować. U nas, na Ziemi, w atmosferze, dla powstania cyklonów, decydującą rolę odgrywają gradienty temperatur i prądy pionowe. A tam, wtedy? Co? Oczywiście niezastąpione fluktuacje (wraz z gradientami). Jakże by nie.
Cofnijmy się zanim pójdziemy dalej, by czegoś nie zgubić po drodze. Znów warto popytać, jeszcze coś dorzucić do pytań tych powyżej i tak po drodze uzmysłowić sobie konkluzje, do jakich już doszliśmy i dorzucić to i owo. Oto kolejny pakiet. Jak to się stało, że właśnie w dyskach dzisiejszych galaktyk, w szczególności, ramionach spiralnych, zgromadzona jest materia utworzona z pierwiastków cięższych, niż lit? Nie powinno tak być, jeśli dyski stanowią integralną część pierwotnego tworu gazowego wodoro-helowego i utworzyły się wskutek naturalnej jego rotacji. A skąd się wzięła ta naturalna rotacja?
Tu przypominam o drugiej przemianie fazowej – o pęknięciu więzów sił spójności między fragmentami materii gwiazd, wszędzie tam, gdzie istniały zgęszczenia ciemnej materii. Tam, gdzie koncentracja materii (między innymi gwiazd) była większa, rotacja wyodrębniającego się obiektu była wyraźniejsza. Po prostu, rozdzielające się fragmenty oddziaływały ze sobą silniej – łatwiej o pojawienie się momentu obrotowego. Jak się przekonamy, tam powstało więcej galaktyk eliptycznych. W obszarach rzadszych, będą przeważać galaktyki spiralne. „Nie odwrotnie?” Zobaczymy dalej dlaczego. Te fragmenty nowopowstałych pregalaktyk szybko oddalały się od siebie wskutek rozszerzania się całości.  
Kontynuujmy nasze pytania. Czy zgodnie z duchem mych fantazji powinna istnieć jakaś prawidłowość statystyczna dotycząca kierunku osi rotacji sąsiadujących ze sobą galaktyk? Czy istnieje? Jeśli nasze pregalaktyki utworzyły się w obszarach zajętych przez ciemną materię, to jej rozkład przestrzenny chyba musiał mieć jakiś wpływ na kierunkowość (orienatcję osi) rotacji – kierunki działania sił działajacych podczas fragmentacji pierwotnej chmury gwiezdno-gazowej (patrz wyżej).
    Później przekonamy się, że sprawa jest bardziej złożona, że istnieje jeszcze jedno, właściwie zasadnicze źródło rotacji, w szczególności galaktyk spiralnych. Tego dzisiejsze badania, jak na razie wykryć nie mogą – winna koncepcja (a właściwie jej brak – brak punktu zaczepienia). Nie zapominajmy o grawitacji dualnej.
Jak widać, model z „napięciem powierzchniowym” – pęknięciem „błony” (przestrzennej) łatwiej mi było wyobrazić sobie, niż gotowe, jakby podane na tacy spiralne, przypadkowe zawirowania gazu, które są raczej mało stabilne, jak cyklon w ziemskiej atmosferze. Rotacja sama z siebie? Tylko na podstawie wyglądu galaktyk spiralnych?

3. Procesy, w wyniku których utworzyły się galaktyki 
3.1. Rotacja. Jak doszlo do erupcji biegunowej.   
    Skupmy uwagę na jednym z takich obiektów, jednym z tych rotujących (najpierw zajmiemy się nimi). Rotowały one, w miarę swego zapadania się, coraz szybciej. Strefa równikowa zapadała się jednak coraz wolniej (efekt centryfugi). Natomiast ruch materii ze strefy biegunowej nie był ograniczony. Materia opadała więc wzdłuż osi obrotu. Ale przecież im bliżej centrum, tym mniejsza jest wartość natężenia pola grawitacyjnego*****. W miarę opadania przyśpieszenie więc malało. Gdyby to był wyłącznie opadający gaz, to poddałby się ogólnej cyrkulacji materii i tyle. Jednak, w miarę wzrostu prędkości kątowej rotacji przyszłej

*****) Wewnątrz masywnej kuli natężenie pola grawitacyjnego maleje i dąży do zera w centrum (prawo Gaussa). 
galaktyki, grawitacja równikowa była coraz słabsza, za to materia biegunowa była coraz bardziej od tamtej niezależna. Docierała coraz bliżej centrum. Oczywiście z obydwu stron, z obydwu biegunów. Przeciwbieżne „wiązki” wreszcie dotarły do centrum, już samą bezwładnością, i zderzyły się ze sobą. Gdyby to był wyłącznie gaz, prawie nic by się nie stało – jeszcze bardziej wzmożona cyrkulacja. Tu jednak było zagęszczające się środowisko gwiazd. Spowodować to musiało potworną eksplozję termojądrową materii milionów gwiazd, które naparły na siebie z przeciwnych stron gdzieś głęboko w centrum obiektu. Reakcja termojądrowa dlatego, gdyż temperatura materii i ciśnienie były odpowiednio wysokie (gwiazdy).  W wyniku tego naparły na siebie masy materii, będącej produktem tej gigareakcji termojądrowej, naparły na siebie z przeciwnych stron. Zatem nie tylko „naturalna” grawitacja, która spowodowała to zderzenie, była przyczyną erupcji. Doszło bowiem do zderzenia, którego istotą było odpychanie grawitacyjne, tym silniejsze, im większa była energia samego wybuchu (większa maksymalna koncentracja materii), im większa była masa zapadającej się materii gwiazd. Energia tej hipereksplozji wyrzuciła materię daleko poza kwazar. Tak, kwazar, obiekt tak bardzo odległy, a jednak widoczny – jako punkt, bo obszar w którym to wszystko się działo, był stosunkowo mały. Tam tworzyło się jądro przyszłej galaktyki. Materia pchnięta na zewnątrz utworzyła z obu stron gejzery o prędkości wprost relatywistycznej. Z tego powodu obserwowane dziś jety długością swą sięgają tysięcy, a nawet milionów lat świetlnych. [Nie zapominajmy, że niezrównoważona erupcja musiała nadać obiektowi określony pęd w kierunku przeciwnym – „ruchy własne”. Przecież obiekt nie był idealną jednorodną kulą.] Oczywiście produkty tej reakcji, pierwiastki ciężkie (wszelkie), rozproszyły się po całym obiekcie, nawet w strefie równikowej. W wyniku reakcji chemicznych powstały substancje mineralne – pyły nie emitujące światła.  Teraz już wiemy także, skąd bierze się „nadnaturalna” energia promieniowania emitowanego przez kwazary. To wyjaśnienie jest dużo koherentniejsze, niż dotychczasowe próby. A z usług czarnych dziur już nie trzeba korzystać. W dodatku to na razie opis w pierwszym przybliżeniu. Przekonamy się o tym dalej.
3.2. Dane obserwacyjne. Co dało początek galaktykom eliptycznym, a co galaktykom spiralnym?
 Z obserwacji wynika, że w obszarach bardziej zagęszczonych jest stosunkowo dużo galaktyk eliptycznych. Chodzi tu o duże galaktyki o masach zbliżonych do masy naszej Galaktyki i większych, a nie jakieś satelickie galaktyki karłowate z naszego otoczenia, powstałe z tubulencji gazów w burzliwym okresie fazy kwazara. Natomiast w obszarach rzadszych, dominują galaktyki spiralne. My znajdujemy się raczej w rzadszej Gromadzie Lokalnej. Ponoć prawidłowość tę pierwszy dostrzegł Amerykanin A. Dressler, już w roku 1980. Zgodnie z jedną z hipotez, majacych wyjaśnić tę rzecz, w przypadku dużej gęstości materii pierwotnej (i dużej koncentracji pregalaktyk******), liczne oddziaływania między nimi musiały spowodować likwidację pierwotnej (?) struktury dysku, usuwanie gwiazd ze skrajnych orbit dysku, i ewolucję obiektu w galaktykę eliptyczną. Tak, ale przecież nowo powstałe protogalaktyki dość szybko oddalały się od siebie (tempo ekspansji było wówczas dużo większe, niż dziś). Czy mogły tak sobie ze sobą oddziaływać, jak samochodziki w lunaparku? Moim skromnym zdaniem to bardzo naciągana hipoteza (łagodnie mówiąc). Przecież oznaczałoby to, że masy galaktyk eliptycznych powinny być zdecydowanie mniejsze od mas galaktyk spiralnych, a tak nie jest. Już z samego spostrzeżenia Dresslera wynika, że masy galaktyk eliptycznych właściwie powinny być zasadniczo większe, niż masy spiranych, gdyż powstały w środowisku bardziej zagęszczonym. Czy zatem wszystkie galaktyki były pierwotnie galaktykami spiralnymi? A skąd wzięły się te spirale, w dodatku pełne materii pyłowej (pierwiastki ciężkie)? Aktualne hipotezy robocze absolutnie nie trafiają w sedno, a powyższe tłumaczenie jest wprost bałamutne.

******) Pregalaktyki, to formy najwcześniejsze, tuż po wyodrębnieniu się, jeszcze zanim doszło do przemian stanowiących o takiej, czy innej morfologii galaktyk. Proto-galaktyki, to obiekty, w których pojawia się określona struktura w wyniku zachodzących w nich przemian. Jednak jeszcze zanim stanie się obiektem, który zająć może określone miejsce w klasyfikacji galaktyk. Kwazary są na razie proto-galaktykami.  Tak to definiuję dla porządku rzeczy.  

   W samej rzeczy. Jeśli bowiem słuszne są te hipotezy robocze, to powinniśmy oczekiwać istnienia w obszarach między utworzonymi już galaktykami eliptycznymi, sporej ilości materii gazowej i gwiazd, w dodatku gwiazd wyłącznie starej, drugiej populacji, coś w rodaju śmietnika. Wraz z tym nie powinniśmy tego obserwować w gromadach galaktyk spiralnych. To powinno rozróżniać te dwa rodzaje gromad galaktycznych. A co należałoby zaobserwować, jeśli sąsiadują ze sobą galaktyka spiralna z eliptyczną? Jak na razie tego (zaśmiecenia) się nie obserwuje. Chyba z powodu zbyt wielkiej odległości lub sama koncepcja jest chybiona. Sądzę, że to drugie. Jeszcze raz warto zaznaczyć, że niektóre galaktyki eliptyczne są nawet bardziej masywne od większości galaktyk spiralnych. Kto ma rację, przyszłość pokaże. Na razie warto zerknąć tu: 


    I w związku z tym jeszcze jedno pytanie: Dlaczego świat galaktyk jest tak bardzo zróżnicowany pod względem kształtu? Dlaczego istnieją formy pośrednie, a w zbiorze wielu galaktyk przejście od formy płaskiego dysku spiralnego do formy elipsoidalnej ku (prawie) kulistej, ma charakter ciągły? Tu warto zapoznać się z hubblowską klasyfikacją galaktyk, często stanowiącą punkt wyjścia dla badań, nie tylko klasyfikacyjnych. Warto też uzbroić się w cierpliwość. Oznaczać to może, że o kształcie przyszłej galaktyki decydowała koncentracja gwiazd, gęstość materii, z której tworzyły się pregalaktyki i nowy parametr – szybkość rotacji obiektu pierwotnego. Jeszcze do tego tematu wrócimy.
Spostrzeżenie Dresslera wyjaśnić można jednak inaczej. Patrz jeden z fragmentów początku tej pracy. Zanim się wyodrębniły protogalaktyki, gwiazdy (tej „trzeciej” populacji) tworzyły wraz z wodorem, helem i odrobiną litu, prawie jednorodne rozległe chmury materii. Chmury te pękły jak błona mydlana, tworząc zgęszczone zbiorowiska gwiazd i gazu tam, gdzie znajdowały się wyspy ciemnej materii. W chmurach bardziej skondensowanych (prawie jednorodnych zagęszczeniem gwiazd i materii gazowej), grawitacyjne siły spójności między gwiazdami były większe. Rozrywanie więzi między fragmentami megaobiektu nie niweczyło od razu stosunkowo silnych oddziaływań grawitacyjnych między poszczególnymi, oddzielajacymi się fragmentami – były chyba na ogół rozmiarami mniejsze, choć masywne. Oddziaływania te, w momencie separacji, musiały spowodować powstanie momentu obrotowego (choćby nikłego) u większości z nich. Wraz z tym obiekty te oddalały się od siebie dosyć szybko (duże tempo ekspansji) tracąc kontakt grawitacyjny, a zmiany, które zaszły wcześniej zyskały cechy trwałości. [Utrata kontaktu grawitacyjnego między sąsiadami była dosyć szybka, zważywszy także na mnogość takich obiektów ze wszystkich stron – kompensacja sił.]  Tak nawiasem mówiąc, ta separacja, porcjowanie, stanowi też wyjaśnienie, dlaczego tak mało jest materii międzygalaktycznej, nawet w obrębie danej gromady galaktyk – już nie mówiąc o rozległych obszarach pustki. Mamy jeszcze jeden fakt wskazujący na słuszność ostatnich konkluzji.
Nie zapominajmy, że w tych dawnych czasach sam Wszechświat był dużo mniejszy, co oznacza, że w związku z jego rozszerzaniem się, poszczególne oddzielone fragmenty (także mniejsze rozmiarami) oddalały się od siebie stosunkowo szybko.   
     Warto przy tej sposobności zauważyć, że łączny moment pędu całej gromady pregalaktyk powinien być lokalnie zerowy. Czy da się to kiedyś sprawdzić? W przypadku, gdy dany megaobłok był stosunkowo gęsty gwiazdami i materią gazową, separacja jego fragmentów prowadzić musiała w miarę ich grawitacyjnego kurczenia, do stosunkowo szybkiego przekształcenia się ich w odrębne, rotujące obiekty o kształcie elipsoidy – zalążki galaktyk eliptycznych. „Można przypuszczać, że łączny moment pędu wszystkich galaktyk należących do danej gromady jest w przybliżeniu zerowy, a zatem galaktyki rotują, szczególnie te najbliższe sobie, na ogół w przeciwnych kierunkach – sądząc po proponowanym modelu. Oznaczałoby to, że kierunki osi obrotu powinny być w zasadzie do siebie równoległe, a wspólny kierunek pierwotnej rotacji powinien być uwarunkowany przez grawitacyjne działanie ciemnej materii, na której osiadła materia pierwotnych gwiazd.  Rzecz do sprawdzenia.” Pisałem to w roku 2014, nie wiedząc o ciekawym odkryciu, dokonanym chyba w tym samym roku. Otóż zespół naukowców europejskich z belgijskim prof. Damienem Hutsemékersem na czele, przeprowadziła badanie zbioru 93 kwazarów za pomocą spektrografu FORS, współdziłającego z teleskopem VLT, należącym do ESO (Europejskie Obserwatorium Południowe) w Chile. Wyniki obserwacji zdumiały uczonych. Otóż osie rotacji wielu z badanych kwazarów, tworzyły wyróżniony kierunek. To kierunek włókien stanowiących elementy struktury wielkoskalowej. (patrz znów: 


 Prawdopodobieństwo zaistnienia takiej korelacji, jeśli nie uwzględnić naszych wcześniejszych rozważań, nie przekracza jednego procenta. Uczeni nie są w stanie tego wytłumaczyć. A Ty czytelniku już wiesz. Informację o tym, a także materiały źródłowe, znaleźć można np. tu:

Można też tu: 


   W obszarach o mniejszej koncentracj materii (mniejsze siły spójności w pierwotnym megaobłoku), oddzielone fragmenty, jeśli nawet rotowały, to w mniejszym stopniu. Z (większości z) nich, jak zobaczymy dalej utworzyły się (zgodnie z moim widzeniem spraw) galaktyki spiralne. Zaskoczenie? Oczekiwałem tego. Uzasadnienie dalej. Same pierwotne chmury materii nie były oczywiście jednorodne. Powstawały więc i tu i tam tak obiekty rotujące (przyszłe galaktyki eliptyczne), jak i nierotujące (w przyszłości spiralne). Chodzi o to, że sam megaobłok nie był absolutnie jednorodny gęstością. O docelowym kształcie galaktyki decydował stan jej początkowej rotacji. W gromadach utworzonych z obłoku o większej gęstości przewagę mają więc galaktyki eliptyczne, w innych zaś spiralne. Właśnie to, co się obserwuje  i na co zwrócił uwagę A. Dressler.
Doszliśmy do interesujących konkluzji, ale to dopiero początek naszych rozważań nad genezą galaktyk. To stanowić powinno wstęp do tych rozważań. Aktualnie zagadnienie to dalekie jest od definitywnego roztrzygnięcia. Nie dziw, że i ja podjąłem tę rękawicę, w dodatku arogancko wskazuję na nowy kierunek badań – opartych na grawitacji dualnej, na koncepcji nie przewidywanej przez OTW. 

4. Jeszcze raz o erupcjach, ale inaczej. Jak powstały galaktyki spiralne?
   4.1. Jeszcze o erupcjach biegunowych.
    Powyżej przedstawiłem z grubsza przebieg erupcji materii, dzisiaj widocznej jako Jet. Wypada rzecz sprecyzować. Chodzi o to, że odbita w centrum (wskutek odpychania grawitacyjnego) materia stanowiła jakby erupcję wtórną, gdyż, tak, jak podczas wybuchu supernowej, istnieją dwa kierunki wybuchu: na zewnątrz i ku środkowi. Prędkość erupcji pierwotnej (tej na zewnątrz, z samego wybuchu) była zdecydowanie mniejsza, gdyż materia ta wcześniej zapadała się i nie działało na nią grawitacyjne pchnięcie (do tyłu). W dodatku trafiła na materię właśnie opadającą. Erupcja wtórna (z grawitacyjnego odbicia – wybuch ku środkowi) dopadła tę materię, spowodowała wtórną reakcję termojądrową (już na mniejszą skalę). Wszystko to spowodowalo wytrysk materii na zewnątrz. Dodajmy do tego, że niewykluczone jest istnienie tam silnego pola magnetycznego (choćby w związku z rotacją obiektu), które skolimować mogło wylatujący strumień plazmy. Jak widać, model ten różni się w sposób zasadniczy od modeli dziś przedstawianych (pomijając magnetyzm); bazuje przecież na zupełnie innej koncepcji. Czy to jego słaba strona? 
W wyniku tego burzliwego procesu utworzyły się pierwiastki ciężkie, w które stosunkowo bogata powinna być wyrzucona w erupcji materia. Mowa szczególnie o kwazarach i odpowiednio odległych galaktykach eliptycznych. Warto tę rzecz zbadać. Jak na razie większośc badań ma potwierdzić i rozwinąć koncepcje fizykalne związane z samą dynamiką erupcji, uwarunkowaną rzekomo istnieniem czarnej dziury (na obalanie na razie jeszcze za wcześnie, gdyż jest jeszcze co badać i rozwijać). Warto już jednak większą uwagę poświęcić, jako kolejny etap badań, składowi chemicznemu wyrzucanej materii. Jeśli materia ta jest produktem reakcji termojądrowych, opisanych wyżej, to powinna zawierać stosunkowo dużo metali. Jeśli wytrysk materii (Jet) spowodowany jest przez przez czarną dziurę, raczej trudno jest tam oczekiwać znaczącej obecności pierwiastków ciężkich. Wszak chodzi mimo wszystko o materię młodą, rzędu miliarda lat po WW. Dodatkwo, albo chodzi o jednorazowy szpryc materii w przypadku superreakcji termojądrowej i odpychania grawitacyjnego, albo też zjawisko ciągłe, tak jak miejska fontanna z siusiającym chłopcem. Tak byłoby ewentualnie w przypadku czarmej dziury. To także można zbadać. Właściwie już wiadomo, że chodzi o akt jednorazowy. Galaktyki z naszego otoczenia już raczej nie posiadają Jetów. Jeśli któraś dawno temu miała, to po upływie miliardów lat od chwili zajścia erupcji, wystrzelona materia  po prostu już się rozproszyła i nawet nie ma po niej jakiejś uchwytnej pozostałości (lub dla wykrycia potrzeba lepszych urządzeń). Czy czarne dziury w jądrach  galaktyk, dziś, są mniej aktywne? One przecież mają być przyczyną erupcji. Przecież, jak na razie, nie brak materii skazanej na pożarcie. Jak widać, istnieje tu możliwość odwołania się do roztrzygnięć obserwacyjnych. To rzecz niezmiernie ważna. Tak, rotrzygnięć nawet wykluczających czarnodziurowanie, którym się szasta na lewo i prawo. O czarnych dziurach mamy w eseju im poświęconym. Cóż, na razie decydyje priorytet, czyli dostosowywanie badań do przypuszczeń, do z góry założonych modeli (a właściwie wyobrażeń) – po to, by nowe obserwacje znów (jak zwykle) zaskoczyły astronomów. U humanistów mowa o sterowaniu (nie rzadko) przebiegiem badań dla uzyskania wcześniej założonych wyników (pobożnych życzeń) – tak tam produkuje się doktoraty. Kto się tym przejmuje, kto to czyta? Tak produkuje się „intelektualistów”. W fizyce coś takiego jest po prostu niedopuszczalne. 

   Tak na marginesie warto (już tu) zauważyć, że jakąś rolę w gwałtownym grawitacyjnym odpychaniu (jety, a także, jak zobaczymy dalej, ramiona spiralne) odegrać mogła ciemna materia, szczególnie zagęszczona w centrum obiektu. Jej grawitacja, (także odpychająca), w odpowiednio krótkim zasiegu może być szczególnie silna. Dodatkowy argument za słusznością hipotezy o istnieniu ciemnej materii stanowi opis wyodrębniania się obiektów pregalaktycznych i tworzenie się samej galaktyki. Zwróciłem na to uwagę już wcześniej, opisując rzecz na bazie koncepcji dualności grawitacji. Wyjaśniłem na przykład dlaczego masy galaktyk w całym Wszechświecie, są do siebie zbliżone. Czy koncepcje dzisiejsze są w stanie tę rzecz wyjaśnić bez okolicznościowych wymyślałek? Przecież, jak dotąd nawet nie pytano o to, bo nie zwrócono (przynajmniej głośno) uwagi na ten znamienny przecież fakt.  
4.2. Skąd się wzięła rotacja galaktyk spiralnych? Właściwie, jak one powstały?
    Przypuszczam, że trochę zaskoczyła niejednego czytelnika przedstawiona wyżej teza, że galaktyki spiralne, zanim się takimi stały, nie rotowały. To jakby stawianie spraw na głowie. Już sam kształt galaktyk spiralnych sugeruje istnienie rotacji. Dziś z całą pewnością. Czy to znaczy, że tak było zawsze? Skąd się więc ta rotacja wzięła? Zauważmy, że ramiona spiralne i tylko one, zawierają znaczące ilości metali. Mają ich sporo także młode gwiazdy formujące się wewnątrz ramion spiralnych, a ogólniej w dysku. To gwiazdy pierwszej populacji. Do nich zaliczane jest na gół także Słońce. Można by stąd wnioskować, że ramiona spiralne stanowią element wtórny. Powstały już po uformowaniu się obiektu proto-galaktycznego. Są też wynikiem jakiegoś wielkiego kataklizmu, jakieś eksplozji termojądrowej (bo przecież pierwiastki ciężkie inaczej powstać nie mogły), w dodatku, na gigantyczną skalę, obejmującą cały dysk. Już to coś sugeruje. A jednak o tym w zasadzie się nie mówi. Przypomnijmy sobie proponowany tu mechanizm biegunowej erupcji materii z obiektu rotującego (odpowiednio szybko). Chodzi o zderzenie przeciwbieżnych strumieni gwiazd. Tak, gwiazd, a nie np. strumieni gazu – to bardzo istotne. Coś podobnego, a nawet na znacznie większą skalę,  mogło się stać także z obiektem nie rotującym – właśnie dlatego, że chodzi o gwiazdy. Już wcześniej, skrótowo, zasygnalizowałem, jaki mógł być mechanizm erupcji, uwarunkowany przez odpychanie grawitacyjne. Warto tę rzecz pogłębić.
Załóżmy, że obiekt protogalaktyczny rotował stosunkowo powoli (jeśli w ogóle można mówić o rotacji obiektu asymetrycznego, o kształcie chmury). Był więc, jak wiele innych, niesymetryczny i niejednorodny pod względem rozkładu materii, a przy tym bardzo masywny. Brak rotacji sprawił, że rozważana tu zapaść grawitacyjna materii uformowanych już gwiazd zachodzić mogła ze wszystkich stron, z tym, że nie symetrycznie. Także w tym obiekcie materia uformowanych już milionów gwiazd zapadając się grawitacyjnie z przeciwnych stron, eksplodowała w centrum obiektu, oczywiście w dwóch kierunkach: na zewnątrz i ku środkowi (jak podczas wybuchu supernowej). Rzecz wyglądałaby chyba inaczej, dostojniej, gdyby materię tę stanowił jedynie gaz. Wówczas chyba jednak nie odkrylibyśmy kwazarów. Na nasze szczęście, gwiazdy już istniały. Czy po to, byśmy zaistnieli? Przyczynowo: Tak, celowo: Nie.
Właściwie wcale nie była do tego potrzebna rotacja. Któryś kierunek zapaści (z obydwu stron obiektu), w związku z brakiem symetrii, dominował. Znów napierająca wybuchem ku środkowi materia została odbita z potworną siłą. Energia tej eksplozji była ogromna (w obydwu kierunkach). Masa materii uczestniczącej w zdarzeniu musiała być zdecydowanie większa, niż w przypadku galaktyki eliptycznej, gdyż zapaść zachodzić mogła we wszystkich kierunkach i w prawie całej objętości. [Potwierdzeniem tego byłby znany fakt, że w galaktykach eliptycznych przeważają gwiazdy drugiej, starszej populacji, a w galaktykach spiralnych tych gwiazd jest znacznie mniej.] Obiekt przecież był raczej bezkształtny, niejedorodny i w dodatku nie rotował (lub rotował stosunkowo powoli). W związku z brakiem jednoznacznej symetrii erupcja w przeciwne strony ogromnych mas materii spowodować musiała pojawienie się momentu obrotowego (na zasadzie „pary sił”, jak w bani Herona). Proto-galaktyka, cała, zaczęła obracać się. Erupcje, raczej wtórne, słabsze, musiały siłą rzeczy zachodzić w tej samej (z grubsza) płaszczyźnie, bo taki był ogólny kierunek ruchu materii. Sama rotacja nadała „dymom z fajerwerków”, zmieszanym z porwaną wybuchem pierwotną materią wodorowo-helową, charakterystyczny kształt przypominający spiralę. Materia z erupcji przybrać więc musiała formę bardziej lub mniej spłaszczonego dysku. Powstanie dysku (a także ramion spiralnych) jest zatem wtórnym efektem rozwoju układu, już po wybuchu, wbrew dzisiejszym przypuszczeniom, opisanym wyżej. [Tak przy okazji zauważmy, że gdyby nie ciemna materia, być może ramiona spiralne nie powstałyby. Doszłoby najprawdopodobniej do rozproszenia „dymów”, a nie do utworzenia zwartego (bardziej lub mniej) dysku. Dziś wiadomo, że ruch gwiazd wokół centrum Galaktyki jest jakby szybszy, niżby to miało wynikać z zawartości materialnej (widocznej) obiektu.] A tak wracając do spostrzeżenia poczynionego przez europejskich naukowców pod przewodnictwem Damiena Hutsemékersa, jeśli przyjrzymy się galaktykom spiralnym z naszego sąsiedztwa, zauważamy, że kierunki rotacji sprawiają wrażenie mimo wszystko przypadkowych. Opisany przebieg procesu prowadzącego do powstania galaktyki spiralnej, byłby z tym spójny – o orientacji płaszczyzny dysku decydował przede wszystkim pierwotny kształt chmury pregalaktyki. To by też potwierdzało „wtórność” procesu, który doprowadził do tworzenia się ramion spiralnych. Dodać należałoby jeszcze, że młoda galaktyka spiralna jeszcze długo będzie niespokojna, że odkryta zostanie jako tak zwana galaktyka aktywna. Galaktyk takich sporo odkryto, zresztą w różnym stanie uspokojenia. Te najbardziej spokojne stanowią nasze sąsiedztwo. To nie takie dziwne. Wszak swym wiekiem najbardziej oddalone są od Wielkiego Wybuchu. Wraz z tym grawitacja ściąga materię do centrum. Czy rotacja zapobiega temu całkowicie? Dodatkowo, Wszechświat ekspanduje, a uczestniczy w tym cała materia – galaktyki jako całość, stopniowo rozszerzają się (to jeden z wniosków, do jakich doszedłem już dawno, wbrew dzisiejszym poglądom). Stopniowo zmienia się rozkład masy. Być może następują powolne zmiany w rotacji.  
     Produktem tej eksplozji były też, jak już wspomniałem, ogromne ilości materii zbudowanej już z pierwiastków ciężkich („dymy po fajerwerkach”). Mamy więc odpowiedź na jedno z pytań zadanych powyżej. Dymy te, wraz z naturalnym gazem wodorowo-helowym utworzyły więc to, co dziś rozpoznajemy jako ramiona spiralne. W nich widoczne są wyraźnie, rozciągające się na dziesiątki tysięcy lat świetlnych, chmury ciemnej (nieprzejrzystej) materii – gazy i pyły zawierajace już wszystkie pierwiastki, nawet proste związki organiczne. Jakoś oficjalnie nie zwraca się na nie uwagi, jakby to była oczywistość, stan zastany, niegodny głębszych badań (a tak na prawdę, nie wiadomo, skąd to się bierze. Stąd wstydliwe milczenie, tym bardziej, że oficjalnie wiadomo (...), iż pierwiastki ciężkie biorą się z supernowych i kropka. Ile tych supernowych mamy? Jedną na sto lat? Czy ich pozostałości rozpraszają się na odległości dzisiątek tysięcy lat świetlnych? Mój model wyjaśnia rzecz z podejrzaną prostotą. Tak, ale przecież o dualności grawitacji, jak na razie nie wiadomo. Zaraz po utworzeniu się ramion spiralnych, liczba gwiazd zawartych w nich (tych starego pokolenia) była stosunkowo niewielka, same niedobitki po tym,co się stało, a nowe jeszcze się nie uformowały. Jednak materia w nowo-powstałych ramionach spiralnych była dosyć gęsta, bardziej, niż dziś. Procesy gwiazdotwórcze, gdy już rozpoczęły się, były bardziej intensywne, niż dziś. To zrozumiałe samo przez się. Badania ostatnie potwierdzają, że w pewnym okresie liczba nowotworzących się gwiazd zdecydowanie opadła, by potem wzrosnąć. Aktualnie intensywność gwiazdotwórcza jest mniejsza, niż dawniej  Informację tę znajdziesz w artykule:


Pisze tam już na samym początku: Dlaczego intensywność procesów gwiazdotwórczych we Wszechświecie spadła jakieś 11 miliardów lat temu? ...odpowiedzią na to pytanie jest intensywne promieniowanie kwazarów w galaktykach, w których powstają nowe gwiazdy. Wprost zaniemówiłem. Promieniowanie kwazarów w galaktykach”. To już wtedy istniały galaktyki, a nawet posiadały w sobie kwazary? Niebywałe! Jak znikły? Dziś już kwazarów w galaktykach nie uświadczysz. Co to takiego kwazary? Że niby gwiazdopodobne twory (bo małe)? Jakieś składniki galaktyk? Tak niektórzy sobie myślą. Uczeni nie znają przyczyny zauważonej prawidłowości, wprost byli zaskoczeni, a my wiemy co się stało. Jeszcze o tym będzie.
    Ze starych gwiazd niewiele pozostało, a na uformowanie się nowych trzeba jeszcze trochę zaczekaćoto potwierdzenie modelu wskazującego na źrodło energii kwazara, modelu wyeksponowanego w tej pracy, potwierdzenie całej koncepcji. Nic dziwnego, że z daleka widzimy jedynie obiekt punktowy, kwazar, będący kształtującym się jądrem nowej galaktyki spiralnej (czy tylko spiralnej?). Dziś twierdzi się uparcie, że pierwiastki ciężkie są produktem wybuchu supernowych... By twierdzenie to uwiarygodnić  sądzi się, że pierwsze gwiazdy (tak zwanej trzeciej populacji), prawie wszystkie, były bardzo masywnymi olbrzymami i prawie wszystkie wybuchły jako supernowe. To hipoteza niezbyt spójna z obserwacją. W samej rzeczy. Przecież wspomniane tuż powyżej chmury i pasma ciemnej, nieprzejrzystej materii, to fakt obserwacyjny. Czy jako pasemko utworzone z wybuchających łańcuszkiem supernowych? Tak razem, jak jeden mąż, zgodnie z wojskową logistyką? Chyba raczej nie. Nawet jeśli był taki łańcuszek, to jak mógł utworzyć spiralę? Co, spirala utworzyła się sama w skutek rotacji? A skąd ta rotacja? Dajmy spokój.
   W tym kontekście, przyjęte dziś powszechnie (jako pewnik) mniemanie, że jedynym źródłem metali są supernowe, brzmi niezbyt poważnie. Dziś zjawisko supernowej jest niezwykle rzadkie. A przecież Układ Słoneczny, jako wyodrębniony byt, istnieje już co najmniej 6 miliardów lat. W nim sporo już jest (jak wiemy) materii mineralnej, pełno jest nas, a także pierwiastków ciężkich; nawet pierwiastków transuranowych. Wnikliwe zbadanie produktów ich rozpadu mogłoby dać możliwość określenia momentu, w którym nasza Galaktyka była kwazarem. To by też mogło potwierdzić przedstawiony tu model, a tym przyjętą za podstawę dualność oddziaływania grawitacyjnego. 

A centryfugi wzbogacające uran, to nie łaska? A reaktory produkujące pluton? To by przecież zakłóciło te badania. Spoko, Wszechświat przecież nie jest aż tak pełen ajatollachów. Są tacy (jest ich nawet wielu), którzy przekonani są, że Wszechświat wybuchł tylko po to, żeby zaistniało życie na pewnej małej planetce i,... by pojawiła się tam pewna wstrętna istota tylko w tym celu, by unicestwić to życie i oczywiście siebie (warto dla 72 dziewic na tamtym świecie). Wniosek: jeśli istota ta spełni swe powołanie, to nastąpi dezitegracja całego Wszechświata. Już przed wielu laty jeden z naszych napisał: „Ratujmy Kosmos!” (Stanisław Lem). Był prawdziwym wizjonerem. A ci, co im śpieszno do dziewic, proponuję wysłanie ich na orbitę (wbrew lękom Stanisława Lema). Zaśmiecać Wszechświat? Przenigdy! A na Ziemi wolno? Tam przynajmniej jest trochę więcej miejsca.
PS. Wyniki ostatnich kompleksowych badań galaktyk zaskoczyły astronomów (jak zwykle). „Niespodziewany trend w ewolucji galaktyk”. Warto skonfrontować treść tego eseju (przed Wami jeszcze część B.) z ustaleniami tych badań.


Oni na razie odkryli „trend”, który ich zaskoczył. Czeka nas jeszcze parę zaskakujących trendów, chyba, że otrzymają (od teoretyków) właściwe przewidywania. Póki co... 

Trend – to mi się kojarzy z różnymi bzdetami celebrytów, przemijającymi z miesiąca na miesiąc i z nowymi szmacianymi kolekcjami. Ale media lubią to słowo, gdyż dla zacnej większości społeczeństwa, to jedyny punkt zaczepienia dla intelektualnych pobudzeń.

...Dlaczego tak liczne obserwacje zaskakują? O czym to świadczy?
Dopowiedzcie sobie sami.  










     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz