wtorek, 16 lipca 2019

6. Wnioski i komentarze – cd.

Po siódme, w związku z wynikiem naszych rozważań (wzór (3)), zauważmy, że spin plankonu jest jednoznacznie dodatni (nie +/-). I słusznie, wszak mowa o tworze parexcellence elementarnym, stanowiącym sam w sobie jedność, a także o tym, że wszystkie plankony są identyczne. Wiąże się z tym izotropia otaczającej je przestrzeni. [Albo to, że jest taki, świadczy o izotropii przestrzeni.] Nie może więc istnieć dla pojedyńczego plankonu kierunek wyróżniony (patrz uwagi wcześniejsze). 
   Czy zatem w plankonie obroty odbywają się równocześnie we wszystkich kierunkach? Nie można określić orientacji osi obrotu? Względem czego? Czy oś obrotu jest równocześnie równoległa do kierunku ruchu postępowego (tak, jak w przypadku neutrina) i prostopadła (jak w przypadku pozostałych cząstek)? Jak to możliwe? Czy w tym (między innymi) przejawia się istota prawdziwej elementarności? [Nie tylko to. Warto zauważyć, że plankon jest obiektem nielokalnym, to znaczy, że jego parametry nie wykazują cech względności.] A może wewnętrzna geometria przestrzeni plankonowej jest taka, że zapewnia jednoznaczność tam, gdzie my widzimy nieskończoną różnorodność (?). Chyba to jednak nie takie dziwne. Wiąże się to przecież z absolutną izotropowością przestrzeni, jaką sobą tworzy. A w dodatku ten czwarty wymiar przestrzenny. Sądzę też, że (możliwa tu) interpretacja kwantowa nie jest z tym sprzeczna. Na razie stwierdzamy, że wszystkie wielkości opisujące plankon są dodatnie. Nie ma minusa. Mamy jedyność. Także w tym widocznie przejawia się prawdziwa elementarność, choć stanowi to o swoistej asymetrii... Notabene daje to też określoną wskazówkę dotyczącą topologii bytu elementarnego absolutnie, a także bytu stanowiącego Wszystkość – Wszechświata. A tak swoją stroną, topologia Wszechświata powinna być, tak patrząc zgóry, jakby powtórzeniem topologii pojedyńczego plankonu, bo z niego wszystko się bierze. W dodatku tylko plankon i Wszechświat traktować należy jako byt nielokalny. Zasada kosmologiczna jest wyrażeniem także tego. Patrz też uwagi na ten temat, poprzedzające powyższe obliczenia.   
Po ósme, układ plankonów, czyli elsymon, określona cząstka, na przykład elektron (gdy mowa o fermionach), jako układ o kreślonym poziomie złożoności, posiadając własny moment magnetyczny; wykazywać może w określonych warunkach spin tak dodatni, jak i ujemny. Zachodzi to podczas oddziaływania, choćby w „reakcji” na zewnętrzne w stosunku do danej cząstki pole magnetyczne. Mamy więc spin (ten od plankonu) bądź czerwony, bądź niebieski (kolory symbolizujące bieguny magnetyczne). Ale to ten sam spin. Oddziaływania elektromagnetyczne rządzą materią na poziomie atomowym, choć spinowy moment pędu pochodzący od plankonu, jako taki, dominuje. Ferromagnetyzm polega na zgodnym uporządkowaniu momentów magnetycznych (w fazie krystalicznej). Być może oddziaływanie elektromagnetyczne jest tak bardzo silne, dominujące tak w sakali atomu, jak i w skali naszych bezpośrednich doznań, właśnie dzięki temu, że spin każdej cząstki jest spinem plankonu. To już przypuszczenie idące dosyć daleko. W warunkach braku takich oddziaływań cząstki te są nierozróżnialne, a spin 1/2 dotyczy wszystkich. Wszystkie elektrony (protony, etc.) z osobna są nierozróżnialne.
   Przykład najprostszy oddziałujących magnetycznie cząstek stanowić może układ proton – elektron. Względne ustawienie ich spinów, w związku z istnieniem ich własnych momentów magnetycznych, może być równoległe lub antyrównoległe. Układy takie nie są już identyczne pod względem energetycznym – ma miejsce zróżnicowanie poziomów energetycznych. To właśnie jest przyczyną istnienia promieniowania o długości fali 21,1 cm, wskazującego na obecność wodoru neutralnego (nie samych protonów) w określonych obszarach przestrzeni międzygwiezdnej. Dla astronomów ma to spore znaczenie badawcze. Istnienie tego promieniowania przewidział już w roku 1945 astronom holenderski H.C. van de Hulst.  

czwartek, 4 lipca 2019

5. Ciąg dalszy wniosków i komentarzy. Przy okazji sporo filozofii: determinizm kontra indeterminizm

Po szóste, fizyczną przesłankę dla naszego ustalenia stanowi grawitacja, a ściślej, odpychanie grawitacyjne w odpowiednio krótkim zasięgu, a także założenie o istnieniu bytu absolutnie elementarnego, identyfikowanego z plankonami. To odpychanie jest więc czymś bezwzględnym, bezwarunkowym, a nie, na przykład rezultatem gry prawdopodobieństw. A jednak plankon jest fermionem, czyli tworem podlegającym statystyce kwantowej. Ustalenie to mogłoby prowadzić więc do wniosku, że chodzi tu o inny aspekt skwantowania, że chodzi o rozszerzenie władzy kwantowych uwarunkowań na grawitację. Czy rzeczywiście?

Mechanika kwantowa jest przede wszystkim procedurą badawczą, bazującą bezwzględnie na danych empirycznych. Bardzo udaną. Dzięki niej możemy sporo dowiedzieć się o istocie bytu, uzyskać dane o charakterze ontologicznym. Nie należy jednak ontologizować procedur – robi się to dosyć czesto, gdy formalistyczna strona badań dominuje nad stroną poznawczą.

   Można więc zaryzykować twierdzenie, że na tym najniższym poziomie samorealizacji bytu materialnego dochodzi do unifikacji (z natury rzeczy) zdeterminowania z kwantowością. Prawdopodobieństwo w tej skali dąży więc do jedności. Chodzi bowiem o układy na wskroś elementarne. Dzisiejsze usiłowania połączenia grawitacji ze skwantowaniem (w aspekcie nieoznaczoności), na ogół kończą się granicą niewłaściwą, czyli prowadzą do rozbieżności. To proste. Grawitacja ma charakter deterministyczny. Czy ktoś chce, czy nie chce, a oprócz tego, nie zapominajmy, grawitacja jako taka nie ma charakteru lokalnego, nie jest funkcją postrzegania. W kontekście tym podziw wzbudza konkluzja (właśnie na bazie mechaniki kwantowej) o istnieniu nielokalności. Uzasadniona jest więc motywacja dla poszukiwań kwantowej grawitacji. Do sprawy tej jednak chyba należaloby podejść inaczej: istnienie splątania kwantowego świadczy o tym, że bez grawitacji nie da się. Zgodne to jest z podstawową konkluzją, że grawitacja stanowi oddziaływanie bazowe. Dziś próbuje się jednak podporządkować grawitację imperatywom skwantowania (nawet w aspekcie probablistycznym), próbuje się wprost rozszerzyć władzę kwantowych uwarunkowań, by rządziły też grawitacją (zauważyłem to powyżej) – zamiat odwrotnie, rozwijać podmiotowe siłą rzeczy podejście, na bazie grawitacji, jak się okazało, nawet dualnej. Nie będzie to łatwe, ale sądzę, że możliwe. Przypuszczam, że właśnie bez tego grawitacyjnego ogniwa opis percepowalnego mikroświata, jest siłą rzeczy indeterministyczny. Powiem więcej: indeterministyczność jest cechą niepełnego wglądu w rzeczywistość, a nie prawdą ontologiczną. [Tak nawiasem mówiąc, właśnie ta niepełność przyciąga łaknących transcedentalnych uwarunkowań dla bytu materialnego. Księża naukowcy są dumni. Chcą koniecznie udowodnić istnienie Boga pomimo, że pragnienie udowodnienia oznacza wątpliwość.] Zauważmy, że oddziaływaniem bazowym dla klasycznej mechaniki kwantowej jest elektromagnetyzm. Grawitacja tam nie ma wprost racji bytu – to brak bolesny, a jednak chcą ją kwantować. To tak, jak odwracanie kota ogonem
   „Fluktuacje kwantowe w pobliżu skali plankowskiej są tak wielkie, że nie ma mowy o jednoznaczności, o jakimkolwiek zdeterminowaniu cech przestrzennych każdego bytu w tej skali” – powiedziałby ktoś. Zamiast niebotycznych fluktuacji kwantowych nie do opanowania, potęgujących wrażenie immanentnej niepoznawalności, tak ukochanej przez mistyków, można rozważać jednak konkretne drgania (plankonowe) cechujące każdy elsymon, drgania mające konkretną (grawitacyjną) przyczynę i uzależnione od stopnia złożoności określonego układu. Taka rzecz jest już możliwa do opisania. A „fluktuacje kwantowe” uniemożliwiające wgląd w głąb, to nie tyle fakt przyrodniczy (jak sądzą niektórzy), co wniosek wynikający z określonej koncepcji, której adekwatność z rzeczywistością obiektywną w określonej skali może już być pozorna. Istnienie tych fluktuacji zamyka wgląd mechaniki kwantowej w obszary jednoznacznie elementarne. Tam się kończy jej chwalebna rola. [Dziwnie kojarzy mi się to z „leczniem” objawów choroby zamiast eliminacji jej przyczyn, szczególnie bolesne (...) w przypadku chorób nowotworowych.] To, że rzeczywiście w eksperymencie, sięgając coraz głębiej natrafiamy na problem zdolności rozdzielczej niweczącej jednoznaczność obrazu, wynika stąd, że chcemy dosłownie, literalnie zobaczyć, choć świadomi jesteśmy swej ograniczoności fizycznej i ograniczoności wglądu nie tylko w związku z tym, że badając zakłócamy przedmiot badań. Także w związku z tym, że mamy do naszej dyspozycji medium strukturalnie złożone (fotony) – to już wynika z rozważań tutejszych. Czy za pomocą fotonów, bytów, które pojmujemy wyłącznie całościowo, można zbadać ich strukturę?  [To także cecha poznawania podmiotowego.] Ale to nasza ograniczoność, a nie przyrody. Wymyśliliśmy więc mechanikę kwantową i mamy uzasadnione powody do dumy. Zresztą bez tego nie myślelibyśmy o świecie skrajnych małości (ja próbuję ten świat wstępnie opisać). Przyroda w swej naturze jest bowiem bytem zdeterminowanym, gdyż stanowi obiektywną jednoznaczność, (nawet jeśli złożoność – chaos stanowi dla badacza barierę dla przewidywań). Indeterminizm stanowi jakość epistemologiczną. Sam Wszechświat nie byłby tym, czym jest (absolutną jednoznacznością), gdyby w skali najmniejszej cechowała go nieoznaczoność immanentna. Jak na razie, poza mechaniką kwantową uczeni nie widzą innej możliwości wglądu w rzeczywistość najmniejszych skal. 
Ale mechanika kwantowa, w związku z właściwą jej nieoznaczonością, otwiera opcje nieprzyczynowości. [To margines, ale jest.] Otwiera opcje dla manipulacji ontologicznych. W tej sytuacji mistycyzm jest rzeczą dosyć atrakcyjną, a niektórzy w nieoznaczoności, w tym, do czego może prowadzić, dostrzegać chcą dowodu istnienia Boga. Teiści są dumni z tego, że niektórzy fizycy dają się omamić mistycyzmem, że widzą w tym wszystkim udział czynników trancedentalnych. Ale przecież tu nie chodzi o Świętą Trójcę i temu podobne d...e. W kontekście indeterminizmu kwantowego, pretendującego do bycia obiektywną cechą przyrody, jeśli istnieje Bóg, to my nie istniejemy, bo wewnętrznie, w skali mikro jesteśmy nieoznaczeni. Nasze istnienie jako zintegrowanych żywych bytów, przeczy temu. Oto manowce współczesnej nauki, którą znów sterować próbuje religijna ortodoksja. Dawniej prowadziło to do stosów i polowania na czarownice, a dziś... popatrzmy na ten religijny świat. Przecież nie tylko o katolicyzm chodzi.  
   W świetle tego nie dziw, że w usiłowaniach powiązania mechaniki kwantowej z grawitacją, prowadzonych dziś, pojawia się granica niewłaściwa. „Nie tędy droga.” Niekonsekwencja tkwi chyba w tym, że pragnie się połączyć dwie (rzekomo) sprzeczne ze sobą, (wykluczające się wzajemnie wprost z założenia) jakości: deterministyczna i indeterministyczna. Dlaczego się pragnie? Czy to nie dziwne? Irracjonalny upór bazujący na „pierwotnej” intuicji? Nie, nie jest to dziwne. Coś mimo wszystko podpowiada intuicji, tej pierwotnej, że Przyroda jest jedna, ta sama w każdym zakresie. Różne są tylko procedury badawcze. W gruncie rzeczy sprzeczność w rzeczywistości przecież nie istnieje. Jeśli bazą jest grawitacja (dualna), faktycznie deterministyczna, to nie ma sprzeczności, gdyż indeterminizm jest cechą zabiegów poznawczych, a nie cechą obiektywnego bytu materialnego. 
Indeterminizm kontra determinizm?  Nie ma sprzeczności!
„Sprzeczność” jest cechą niepełnego opisu. Po prostu mechanika kwantowa u swych podstaw nie uwzględnia grawitacji z powodu jej słabości gdzieś tam wysoko w skali atomowej, a swym rozpędem w głąb zapomniała, że ta sama grawitacja w innej skali (piętro niżej), stanowić może czynnik decydujący. Stwierdziliśmy to wyżej. Przyczyna tej słabości grawitacji jest już (w świetle wyłącznie moich publikacji) raczej oczywista. Masa cząstek subatomowych, elsymonów, jest przecież w znacznym stopniu zredukowana przez znaczny niedobór masy. Ich grawitacja nie może więc stanowić istotnego faktoru przy opisie mierzalnych oddziaływań cząstek. Przy rozważaniach bardziej ogólnych (i bardziej sięgających w głąb), należy mimo wszystko zweryfikować podejście i grawitację uwzględnić. W dodatku uwzględnić należałoby też odpychanie grawitacyjne w odpowiednio krótkim zasięgu (w przypadku odpowiednio dużej koncentracji materii)*. Czy rzeczywiście należy? Chyba jednak warto sprawdzić co z tego wyjdzie. 
     To „zerowanie się” grawitacji w skali subatomowej wzbudza refleksję. Zauważmy, że w skali tej istnieje grawitacyjne minimum, dzięki któremu dają o sobie znać oddziaływania lokalne układów plankonowych, manifestujące się nam jako elektrosłabe i silne. Dają one ogromne bogactwo zjawisk, między innymi umożliwiają powstanie złożoności stanowiącej podstawę życia. Ta nisza życia, tak by wynikało, stanowi jednak, jak widać, znikomą część całości. Po obu stronach tej niszy panowanie grawitacji jest absolutne i decyduje o tym, czym jest Wszechświat. Q
   Wracając do zakazu Pauliego zauważmy, że jeśli konkluzje nasze korespondują z obiektywną rzeczywistością, jego sens jest dużo głębszy, niż się przyjmuje powszechnie, gdyż obowiązuje on w najgłębszych pokładach samorealizacji bytu. Jego fizyczną bazą byłaby grawitacja. Takie podejrzenie padało już niejednokrotnie przy różnych okazjach. Wynikałaby stąd możliwość poszerzenia zakresu stosowalności mechaniki kwantowej także na nonobserwable. Czy to (fizycznie, a nie wolicjonalnie) możliwe? Sądząc po treści powyższych wywodów, to nawet bardzo wskazane. Ekstrapolując otrzymany przez nas wynik na aspekt bardziej ogólny, możemy więc stwierdzić, że prawdziwe cechy Przyrody są niezmiennicze względem metod ich opisu, nie są zależne od tego jakim sposobem próbujemy je zgłębić, jaką stosujemy teorię, czy procedurę badawczą. Przykładem dobitnym jest zresztą sama mechanika kwantowa, a w niej dwa równoważne sobie, różne sformułowania: mechanika macierzowa (Heisenberg) i mechanika falowa  (Schrödinger). 
     Nie jest to przy tym sprzeczne z twierdzeniem, że te obiektywne cechy często narzucają określony sposób opisu, w związku z właściwą nam ograniczonością percepcyjną. Nie jest to wcale wielkim odkryciem. Czy u „Marsjan” nauka rozwijałaby się w podobny sposób? Sądzę, że odpowiedź twierdząca nie byłaby zbytnim ryzykiem. Przecież psychologia i rodzaj aparycji nie jest tu najważniejszym faktorem. Wszak prawda jest jedna. A w życiu? Czasami wystarczy jakiś pomysł wystarczająco dziwny (pod warunkiem, że można go obrobić matematycznie), by się młodzi fizycy dali złapać na ten błysk. Także tu mamy do czynienia z nieoznaczonością, bo albo będzie rybka, albo... Nie uważam, aby zachodziła tu potrzeba wymieniania „wynalazków”, których słuszność potwierdzają swym niewątpliwym autorytetem dziennikarze. 

*) Nieuwzględnianie grawitacji w relatywistycznej kwantowej teorii pola spowodowane jest nie tylko słabością tego oddziaływania. Problem zasadniczy stanowi jego nierenormalizowalność. Renormalizacja jest procedurą obliczeniową usuwającą nieskończoności w rachunku perturbacyjnym, stosowanym przez kwantową teorię pola. Tak przeprowadzane obliczenia dają wyjątkową zgodność z doświadczeniem. Być może uwzględnienie odpychania grawitacyjnego uczyni grawitację renormalizowalną, a samą teorię znacznie uprości. Warto tę rzecz sprawdzić, sądzę, że bez kwantowania grawitacji (w aktualnym powszechnym zrozumieniu). Chyba to możliwe.