Po
szóste, fizyczną przesłankę dla
naszego ustalenia stanowi grawitacja, a ściślej, odpychanie grawitacyjne w
odpowiednio krótkim zasięgu, a także założenie o istnieniu bytu absolutnie
elementarnego, identyfikowanego z plankonami. To odpychanie jest więc czymś bezwzględnym,
bezwarunkowym, a nie, na przykład rezultatem gry prawdopodobieństw. A jednak
plankon jest fermionem, czyli tworem podlegającym statystyce kwantowej.
Ustalenie to mogłoby prowadzić więc do wniosku, że chodzi tu o inny aspekt
skwantowania, że chodzi o rozszerzenie
władzy kwantowych uwarunkowań na grawitację. Czy
rzeczywiście?
Mechanika
kwantowa jest przede wszystkim procedurą badawczą, bazującą bezwzględnie na
danych empirycznych. Bardzo udaną. Dzięki niej możemy sporo dowiedzieć się o
istocie bytu, uzyskać dane o charakterze ontologicznym. Nie należy jednak
ontologizować procedur – robi się to dosyć czesto, gdy formalistyczna strona
badań dominuje nad stroną poznawczą.
Można więc zaryzykować twierdzenie,
że na tym najniższym poziomie samorealizacji bytu materialnego dochodzi do
unifikacji (z natury rzeczy) zdeterminowania z kwantowością. Prawdopodobieństwo
w tej skali dąży więc do jedności. Chodzi bowiem o układy na wskroś elementarne. Dzisiejsze usiłowania połączenia grawitacji ze
skwantowaniem (w aspekcie nieoznaczoności), na ogół kończą się granicą
niewłaściwą, czyli prowadzą do rozbieżności. To proste. Grawitacja ma charakter
deterministyczny. Czy ktoś chce, czy nie chce, a oprócz tego, nie zapominajmy,
grawitacja jako taka nie ma charakteru lokalnego, nie jest funkcją
postrzegania. W kontekście tym podziw
wzbudza konkluzja (właśnie na bazie mechaniki kwantowej) o istnieniu
nielokalności. Uzasadniona jest więc motywacja dla poszukiwań kwantowej
grawitacji. Do sprawy tej jednak chyba należaloby podejść inaczej: istnienie
splątania kwantowego świadczy o tym, że bez grawitacji nie da się. Zgodne to
jest z podstawową konkluzją, że grawitacja stanowi oddziaływanie bazowe. Dziś
próbuje się jednak podporządkować grawitację imperatywom skwantowania (nawet w
aspekcie probablistycznym), próbuje się wprost rozszerzyć władzę kwantowych
uwarunkowań, by rządziły też grawitacją (zauważyłem to powyżej) – zamiat odwrotnie, rozwijać podmiotowe siłą
rzeczy podejście, na bazie grawitacji, jak się okazało, nawet dualnej. Nie będzie to łatwe, ale sądzę, że możliwe. Przypuszczam,
że właśnie bez tego grawitacyjnego ogniwa opis percepowalnego mikroświata, jest
siłą rzeczy indeterministyczny. Powiem więcej: indeterministyczność jest cechą
niepełnego wglądu w rzeczywistość, a nie prawdą ontologiczną. [Tak nawiasem mówiąc, właśnie ta niepełność przyciąga
łaknących transcedentalnych uwarunkowań dla bytu materialnego. Księża naukowcy
są dumni. Chcą koniecznie udowodnić istnienie Boga pomimo, że pragnienie udowodnienia
oznacza wątpliwość.] Zauważmy, że oddziaływaniem bazowym dla klasycznej
mechaniki kwantowej jest elektromagnetyzm. Grawitacja tam nie ma wprost racji
bytu – to brak
bolesny, a jednak chcą ją kwantować. To tak, jak odwracanie kota ogonem.
„Fluktuacje
kwantowe w pobliżu skali plankowskiej są tak wielkie, że nie ma mowy o
jednoznaczności, o jakimkolwiek zdeterminowaniu cech przestrzennych każdego
bytu w tej skali” – powiedziałby ktoś. Zamiast niebotycznych fluktuacji kwantowych nie do opanowania, potęgujących wrażenie immanentnej niepoznawalności, tak
ukochanej przez mistyków, można rozważać jednak konkretne drgania
(plankonowe) cechujące każdy elsymon, drgania mające konkretną (grawitacyjną)
przyczynę i uzależnione od stopnia złożoności określonego układu. Taka rzecz
jest już możliwa do opisania. A „fluktuacje kwantowe” uniemożliwiające wgląd w
głąb, to nie tyle fakt przyrodniczy (jak sądzą niektórzy), co wniosek
wynikający z określonej koncepcji, której adekwatność z rzeczywistością
obiektywną w określonej skali może już być pozorna. Istnienie tych fluktuacji
zamyka wgląd mechaniki kwantowej w obszary jednoznacznie elementarne. Tam się
kończy jej chwalebna rola. [Dziwnie kojarzy mi się
to z „leczniem” objawów choroby zamiast eliminacji jej przyczyn, szczególnie
bolesne (...) w przypadku chorób nowotworowych.] To, że rzeczywiście
w eksperymencie, sięgając coraz głębiej natrafiamy na problem zdolności
rozdzielczej niweczącej jednoznaczność obrazu, wynika stąd, że chcemy dosłownie,
literalnie zobaczyć, choć świadomi jesteśmy swej ograniczoności fizycznej i
ograniczoności wglądu nie tylko w związku z tym,
że badając zakłócamy przedmiot badań. Także w związku
z tym, że mamy do
naszej dyspozycji medium strukturalnie złożone (fotony) – to już wynika z rozważań tutejszych. Czy za pomocą fotonów, bytów,
które pojmujemy wyłącznie całościowo, można zbadać ich
strukturę? [To także cecha poznawania podmiotowego.] Ale to nasza
ograniczoność, a nie przyrody. Wymyśliliśmy więc mechanikę kwantową i mamy
uzasadnione powody do dumy. Zresztą bez tego nie myślelibyśmy o świecie
skrajnych małości (ja próbuję ten świat wstępnie
opisać). Przyroda w swej naturze jest bowiem bytem zdeterminowanym, gdyż
stanowi obiektywną jednoznaczność, (nawet jeśli złożoność – chaos stanowi dla badacza barierę
dla przewidywań). Indeterminizm stanowi jakość
epistemologiczną.
Sam Wszechświat nie byłby tym, czym jest
(absolutną jednoznacznością), gdyby w skali najmniejszej cechowała go
nieoznaczoność immanentna.
Jak na razie, poza mechaniką kwantową uczeni
nie widzą innej możliwości wglądu w rzeczywistość najmniejszych skal.
Ale mechanika kwantowa,
w związku z właściwą jej nieoznaczonością, otwiera opcje nieprzyczynowości. [To margines, ale jest.] Otwiera
opcje dla manipulacji ontologicznych. W tej sytuacji mistycyzm jest rzeczą
dosyć atrakcyjną, a niektórzy w nieoznaczoności, w tym, do czego może prowadzić,
dostrzegać chcą dowodu istnienia Boga. Teiści są dumni z tego, że niektórzy fizycy
dają się omamić mistycyzmem, że widzą w tym wszystkim udział czynników
trancedentalnych. Ale przecież tu nie chodzi o Świętą Trójcę i temu podobne
d...e. W kontekście indeterminizmu kwantowego, pretendującego do bycia
obiektywną cechą przyrody, jeśli istnieje Bóg, to my nie istniejemy, bo
wewnętrznie, w skali mikro jesteśmy nieoznaczeni. Nasze istnienie jako
zintegrowanych żywych bytów, przeczy temu. Oto manowce współczesnej nauki,
którą znów sterować próbuje religijna ortodoksja. Dawniej prowadziło to do
stosów i polowania na czarownice, a dziś... popatrzmy na ten religijny świat.
Przecież nie tylko o katolicyzm chodzi.
W świetle tego nie dziw, że w usiłowaniach powiązania
mechaniki kwantowej z grawitacją, prowadzonych dziś, pojawia się granica
niewłaściwa. „Nie tędy droga.”
Niekonsekwencja tkwi chyba w tym, że pragnie się połączyć dwie (rzekomo)
sprzeczne ze sobą, (wykluczające się wzajemnie wprost z założenia) jakości:
deterministyczna i indeterministyczna. Dlaczego się pragnie? Czy to nie dziwne?
Irracjonalny upór bazujący na „pierwotnej” intuicji? Nie, nie jest to dziwne. Coś mimo wszystko podpowiada
intuicji, tej pierwotnej, że Przyroda jest jedna, ta sama w każdym zakresie.
Różne są tylko procedury badawcze. W gruncie rzeczy
sprzeczność w rzeczywistości przecież nie istnieje. Jeśli bazą jest grawitacja
(dualna), faktycznie deterministyczna, to nie ma sprzeczności, gdyż
indeterminizm jest cechą zabiegów poznawczych, a nie cechą obiektywnego bytu
materialnego.
Indeterminizm kontra determinizm? Nie ma sprzeczności!
„Sprzeczność”
jest cechą niepełnego opisu. Po prostu mechanika kwantowa u swych podstaw nie uwzględnia
grawitacji z powodu jej słabości gdzieś tam wysoko w skali atomowej, a swym
rozpędem w głąb zapomniała, że ta sama grawitacja w innej skali (piętro niżej), stanowić może czynnik decydujący. Stwierdziliśmy
to wyżej. Przyczyna tej słabości grawitacji jest już (w świetle wyłącznie moich
publikacji) raczej oczywista. Masa cząstek subatomowych, elsymonów, jest
przecież w znacznym stopniu zredukowana przez znaczny niedobór masy. Ich
grawitacja nie może więc stanowić istotnego faktoru przy opisie mierzalnych
oddziaływań cząstek. Przy rozważaniach bardziej ogólnych (i bardziej
sięgających w głąb), należy mimo wszystko zweryfikować podejście i grawitację
uwzględnić. W dodatku uwzględnić należałoby też odpychanie grawitacyjne w
odpowiednio krótkim zasięgu (w przypadku odpowiednio dużej koncentracji
materii)*. Czy rzeczywiście należy? Chyba jednak warto sprawdzić co z tego
wyjdzie.
To „zerowanie
się” grawitacji w skali subatomowej wzbudza refleksję. Zauważmy, że w skali tej
istnieje grawitacyjne minimum, dzięki któremu dają o sobie znać oddziaływania
lokalne układów plankonowych, manifestujące się nam jako elektrosłabe i silne.
Dają one ogromne bogactwo zjawisk, między innymi umożliwiają powstanie
złożoności stanowiącej podstawę życia. Ta nisza życia, tak by wynikało, stanowi
jednak, jak widać, znikomą część całości. Po obu stronach tej niszy panowanie
grawitacji jest absolutne i decyduje o tym, czym jest Wszechświat. Q
Wracając do zakazu Pauliego zauważmy, że jeśli konkluzje nasze korespondują z obiektywną rzeczywistością, jego
sens jest dużo głębszy, niż się przyjmuje powszechnie, gdyż obowiązuje on w
najgłębszych pokładach samorealizacji bytu. Jego fizyczną bazą byłaby
grawitacja. Takie podejrzenie padało już niejednokrotnie przy różnych okazjach.
Wynikałaby stąd możliwość poszerzenia zakresu stosowalności mechaniki kwantowej także na
nonobserwable. Czy to (fizycznie, a nie
wolicjonalnie) możliwe? Sądząc po treści powyższych wywodów, to nawet bardzo
wskazane. Ekstrapolując otrzymany przez nas wynik na aspekt bardziej ogólny,
możemy więc stwierdzić, że prawdziwe cechy Przyrody są niezmiennicze
względem metod ich opisu, nie są zależne od tego jakim sposobem próbujemy je
zgłębić, jaką stosujemy teorię, czy procedurę badawczą. Przykładem dobitnym jest zresztą sama mechanika kwantowa,
a w niej dwa równoważne sobie, różne sformułowania: mechanika macierzowa
(Heisenberg) i mechanika falowa
(Schrödinger).
Nie jest to przy tym sprzeczne z
twierdzeniem, że te obiektywne cechy często narzucają określony sposób
opisu, w związku z właściwą nam
ograniczonością percepcyjną. Nie jest to wcale wielkim odkryciem. Czy u „Marsjan” nauka rozwijałaby się w
podobny sposób? Sądzę, że odpowiedź twierdząca nie byłaby zbytnim ryzykiem.
Przecież psychologia i rodzaj aparycji nie jest tu najważniejszym faktorem.
Wszak prawda jest jedna. A w życiu? Czasami wystarczy jakiś pomysł
wystarczająco dziwny (pod warunkiem, że można go obrobić matematycznie), by się
młodzi fizycy dali złapać na ten błysk.
Także tu mamy do czynienia z nieoznaczonością, bo albo będzie rybka, albo...
Nie uważam, aby zachodziła tu potrzeba wymieniania „wynalazków”, których
słuszność potwierdzają swym niewątpliwym autorytetem dziennikarze.
*) Nieuwzględnianie grawitacji w
relatywistycznej kwantowej teorii pola spowodowane jest nie tylko słabością
tego oddziaływania. Problem zasadniczy stanowi jego nierenormalizowalność.
Renormalizacja jest procedurą obliczeniową usuwającą nieskończoności w rachunku
perturbacyjnym, stosowanym przez kwantową teorię pola. Tak przeprowadzane
obliczenia dają wyjątkową zgodność z doświadczeniem. Być może uwzględnienie
odpychania grawitacyjnego uczyni grawitację renormalizowalną, a samą teorię
znacznie uprości. Warto tę rzecz sprawdzić, sądzę, że bez kwantowania
grawitacji (w aktualnym powszechnym zrozumieniu).
Chyba to możliwe.