Jak już wiemy, maksymalna
siła z jaką odpychają się wzajemnie dwa plankony jest bardzo, wprost
niebotycznie wielka, nawet jak na naszą skalę wielkości. To ok. 192·1043 N. To od razu nasuwa myśl, że tak właśnie
mógł rozpocząć się Wielki Wybuch – materia maksymalnie ściśnięta (jak
sprężyna), przy tak ogromnej sile powszechnego odpychania, musiała się
rozszerzać bardzo szybko. [Z początku było ogromne
przyśpieszenie, malejące do zera w momencie,
gdy masa stała się zerowa i nastąpiła przemiana fazowa. Od tego momentu ekspansja zyskała cechy ruchu bezwładnego.]
Ten proces przyśpieszonej ekspansji (na samym początku) nazwałem URELA (Ultra-relativistic
acceleration). Nieco wcześniej (1981) Allan Guth wpadł na pomysł Inflacji. Ja o tym dowiedziałem się znacznie później. Zakładam, że czytelnicy coś wiedzą o hipotezie inflacji.
Wystarczy hasło w Wikiedii. Przejdę więc od razu do sedna.
W poprzednim poście zwróciłem uwagę na ogrom maksymalnej
siły odpychania między plankonami. Ta ogromna siła od razu skojarzyła mi się z hipotezą inflacji. Również tam jakaś
ogromna siła spowodowała nagły, nawet wykładniczy wzrost rozmiarów tego [Tego? Właściwie osobliwości, pomimo, że ta jest
zerem...], co miało stać się Wszechświatem. [Tak dla ścisłości, inflacja
miała zacząć się (z powodu tego osobliwego zera) dopiero po jakimś czasie.
Chytry unik. Czy dzięki temu jest bardziej wiarygodna?] Tam była to jakaś
nie sprecyzowana do końca siła, energia próżni, jakieś
niedopasowanie ni stąd ni zowąd, a my wiemy, że była to po prostu grawitacja. Zresztą ta siła (o dziwo) jest
nazywana grawitacją odpychającą, a przy tym bazuje na wiadomej przecież masie
Plancka, bardzo wielkiej w porównaniu z masą wszelkich znanych cząstek.
Skąd to inflacyjne odpychanie, skoro oficjalnie grawitacja, to tylko
przyciąganie, a w dodatku zakrzywiona przestrzeń? Widocznie istnieje,
jeśli pomysł (z rękawa) inflacji daje możiwość jakiegoś wyjaśnienia faktów. „Jeśli to się stało, to
widocznie musiało być jakieś odpychanie”... w postaci bąbla (zakrzywiona
przestrzeń) jakiegoś pola inflatonowego (bo inflacja). Może to mniej naukowe,
ale w dalszym ciągu naukowe. Grawitacja dualna nie mieści się w tym unaukowionym zbiorze prawdulek.
Ja wymyśliłem byt elementarny absolutnie (o tejże masie) i grawitację dualną, dzieki czemu energia
próżni ma już swoje konkretne źródło. Inflacja jest ekspresją intuicji, a Urela, jako konkretne zjawisko fizyczne, uwarunkowane przez
uniwersalne prawa przyrody, bazuje
na dualnej grawitacji i stanowi skonkretyzowanie
rzeczy na bazie przyczynowości (a nie według schematu: fakt empiryczny →
hipotezy dopasowujące się do niego, hipotezy bazujące na obowiązujących aktualnie
paradygmatach i teoriach, zgodnie z inwencją twórczą zaangażowanych w sprawę.).
Znamienne jest to, że Allan Guth wymyślił jakąś „odpychającą grawitację”, a nie
pomyślał o możliwości istnienia grawitacji dualnej. Właśnie dzięki niej nie
istnieje potrzeba posługiwania się takimi hiperabstrakcyjnymi pojęciami, jak:
cząstki i pola Higgsa, energia próżni, fałszywa próżnia, pole inflatonowe; nie
istnieje (w tym zakresie badań) potrzeba stosowania hipermatematyki.
Niepotrzebna jest też hiperprzestrzeń i supersymetria. [Zatem moje wymyślałki są wyłącznie pseudonauką...]
Godne więc najwyższego uznania jest to, do czego można było mimo wszystko dojść wychodząc z przesłanek
kwantowych i od góry, to znaczy bazując na wielkościach danych obserwacji
(obserwable); w dodatku bez liczenia się z grawitacją, która jest przecież
(zgodnie z powszechnym nawykiem myślowym), oddziaływaniem supersłabym. Tak, bez
liczenia się z grawitacją, a wraz z tym mimo wszystko uwzględnienia jej na
poziomie plackowskim w hipotezie-odgadnieniu (inflacja) bez należytej bazy
pojęciowej. To godne uznania (dla intuicji). Mi było dużo łatwiej, gdyż uznałem
grawitację za oddziaływanie podstawowe, wobec którego inne oddziaływania są
efektem złożoności i przyjąłem za bazę jej dualność. W dodatku nie zasłaniały
mi widoku niebotyczne fluktuacje wykluczające wgląd w ten zakres rozmiarowy, z powodu uwarunkowań
kwantowych (już a priori). To nie wielka rewolucja. To drobny zabieg, mały
kroczek naprzód (raczej nie do tyłu). Tak nawiasem mówiąc, ta zbieżność
(Inflacji z Urelą) pośrednio świadczyłaby o tym, że rzeczywiście grawitacja
stanowi klucz do wszystkiego. Nic dziwnego, że nie udało się jej dokooptować do
pozostałych oddziaływań jako wtórnego kopciuszka. To, że teraz (chyba nie tylko
w mych pracach) triumfuje swą wielkością, choćby
po kryjomu (...), w pełni uzasadnia dotychczasowe niepowodzenia. Otrzymana
(wprost na kilka sposobów) „uniwersalna siła” mogłaby na to wskazywać. Warto
przy tej okazji zwrócić uwagę na to, że istnienie odpychania grawitacyjnego
jest, zgodnie z przedstawioną tu koncepcją, naturalną konsekwencją istnienia
przyciągania. Uświadomienie istnienia niedoboru masy grawitacyjnej dało też
możliwość zrozumienia, dlaczego grawitacja w naszym percepowalnym otoczeniu,
jest aż tak słaba.