Proces rozpraszania się elsymonów, w całej
różnorodności ich rodzajów, zyskał, jak wyżej wspomniałem, cechy chaotyczności
i fraktalizacji. To (uwzględniając istnienie wyjątkowo masywnej materii
„ciemnej”) tłumaczyłoby obserwowaną przecież niejednorodność rozkładu materii
wykrywalnej wizualnie. Reasumując stwierdzić możemy, że wspomniany wyżej
„elsymon powszechny (panelsymon)” o cechach strukturalnych monokryształu, pękł
w pewnym momencie podczas gwałtownego rozszerzania się i „rozprysł się” (jak
kieliszek o podłogę). Stworzył się chaos, a tym samym zaistniała Temperatura.
Dopiero wtedy (!). Wtedy też pojawiły się
oddziaływania niegrawitacyjne: silne i elektromagnetyczne. Pojawiło się
oczywiście promieniowanie (fotony) i cząstki masywne, a grawitacja stała się
przyciąganiem. Także pojawiły się fluktuacje gęstości, odpowiedzialne za,
obserwowaną dziś, strukturę wielkoskalową. A jak powstały galaktyki?
Wielokrotnie nurtowało mnie pytanie: Dlaczego masy galaktyk są zbliżone
(tego samego rzędu)? Oczywiście nie chodzi tu o małe galaktyki satelickie. Jak
to się stało? Około 200 mln. lat po Wielkim Wybuchu pojawiać się zaczęły
gwiazdy. Materia wszędzie była jeszcze wystarczajaco gęsta, a rozproszona ciemna materia tworzyła chaos w każdej skali
(ruchy turbulentne, fraktale). Sprzyjało to tworzeniu się pierwszych gwiazd – wokół
przypadkowych centrów grawitacyjnych. Zajmować więc powinny były
gwiazdy całą przestrzeń Wszechświata. Gdyby ten zbiór gwiazd był absolutnie
jednorodny, nigdy nie doszłoby do skupienia materii w rozlicznych centrach - do powstania galaktyk. Wszechświat
bowiem nie posiada jednoznacznie określonego centrum - wyraża to zasada
kosmologiczna. [Nawet gwiazdy by nie powstały.
Wszechświat stanowiłby jednorodny gaz. Czym byłby ten gaz? Jednorodnym zbiorem plankonów?
Ta wszystkość byłaby więc niczym.]
Na szczęście istniały (dzięki chaosowi (przemiana fazowa)) fluktuacje gęstości. Jednak zwykłe
fluktuacje spowodować mogły jedynie tworzenie się zgęszczeń materii gwiazd o
dowolnych rozmiarach, nie gwarantując wcale, że utworzą się galaktyki.
Fluktuacje raczej utworzyły strukturę wielkoskalową – gromady galaktyk, „ściany”.
A galaktyki, jak już powyżej zaznaczyłem, mają przecież zbliżone do siebie
masy. Fluktuacje tego nie wyjaśniają. Uzasadnione więc jest pytanie: Co
miałoby limitować wielkość (i masę) „wysp” z których utworzyły się galaktyki?
I tu daje o sobie znać chwalebna rola ciemnej materii (wraz z koncepcją niedoboru masy bazującą na
nowej definicji masy grawitacyjnej). Fluktuacje koncentracji materii dotyczą też, a właściwie przede wszystkim, plankonów
(ciemnej materii). Materia ta, z początku
rozproszona prawie jednorodnie (właśnie
dzięki temu „prawie”
powstały pierwsze gwiazdy), zaczęła zagęszczać się w dużych fluktuacjach dominujących masą. Te zgęszczenia zaczęły przyciągać, ściągając
ku sobie gwiazdy z otoczenia. Tak, ale dlaczego masy galaktyk są do
siebie zbliżone? Otóż materia plankonów w takim zagęszczeniu zbierała się i
zagęszczała. Tworzyła więc wyraźne centrum. Jednak w miarę jej zagęszczania się
wzrastał deficyt masy takiego układu. Ostatecznie, niezależnie od liczby
plankonów, masa samego jądra takiego zgrupowania, najgłębiej, pozostawała
zbliżona do zera. W rezultacie efektywna
(zbilansowana) masa grawitacyjna, niezależnie od liczby plankonów w „wyspie”, była prawie
jednakowa.
Jeśli nie ma innego tłumaczenia, to mamy, tak przy okazji, pośrednie
potwierdzenie słuszności całej koncepcji dualności grawitacji. Dlaczego masa
taka, a nie inna? To jedna z tajemnic Wielkiego Wybuchu i oczywiście cech
samego plankonu. Znając te cechy można będzie w przyszłości odpowiedzieć
i na to pytanie.
Tak zagęszczać się mogły tylko plankony. O nukleonach, by się mogły tak
zagęszczać, nie ma mowy. Jądra atomowe są nieściśliwe. [Przykładem takiego ściśniętego do granic obiektu jest
gwiazda neutronowa.] Przecież
konkretne obiekty, które my identyfikujemy jako cząstki są układami
nierozbijalnych form (czworościanowych i dwunastościennych – przede wszystkim elektronów i protonów) o
masach znikomych (i o dużych prędkościach względnych – temperatura). O
ich skupianiu się w chaosie, w tych pierwszych chwilach Wszechświata, trudno
wówić. W początkach były względnie jednorodnym żywiołem. Zagęszczanie się
masywnych gwiazd i jąder galaktyk w twory grawitacyjnie zamknięte, to na razie
sprawa nawet dalekiej przyszłości, co najmniej kilkuset milionów lat. [Dziś wprost automatycznie tworzy się czarne dziury już w
samych początkach, np. po to, by „wyjaśnić”
skąd się bierze energia w kwazarach. Już nie raz zwróciłem
uwagę na magiczność czarnych dziur (jak królik z kapelusza) – istnieją wszędzie
tam, gdzie nie wiemy, jak wyjaśnić obserwowane zjawisko. Nazywanie
niewiadomego jeszcze nie oznacza jego wyjaśnienie.]
Możemy już teraz spróbować opisać proces kształtowania się galaktyk. Po
około 200 milionach lat temperatura była na tyle niska, że rozpocząć się mógł
proces formowania się pierwszych gwiazd. Proces ten z czasem nasilał się.
Materia była wówczas jeszcze wystarczająco gęsta. Także trochę czasu zabrało
formowanie się zgęszczeń ciemnej materii, stanowiących grawitacyjne centra, ku
którym zmierzać miała materia gazu i gwiazd. Trwać to musiało nie mniej, niż
około miliarda lat, co jest zrozumiałe po uwzględnieniu skali rozmiarowej
układów (w porównaniu z rozmiarami samych gwiazd),
a także, nie zapominajmy, faktu, że Wszechswiat jako całość rozszerzał się.
Mamy więc na razie mrowie gwiazd pierwszego pokolenia, przyciąganych przez
wyspy ciemnej materii. Nic dziwnego, że masy utworzonych zbiorowisk gwiezdnych
były do siebie zbliżone, nawet jeśli zawierały zupełnie różne liczby plankonów.
A gwiazdy? Same gwiazdy ściągane ku środkowi naparły na siebie ze wszystkich
stron. Spowodować to musiało hipereksplozję termojądrową z udziałem miliardów
gwiazd. Mamy więc kwazary, mamy pierwotne (i najobfitsze) źródło metali. Nie
jakieś tam supernowe – kapryśne i wyjątkowo rzadkie. Zauważmy, że materia, z
której powstał Układ Słoneczny istniała już co najmniej 6 miliardów lat temu.
Powstanie galaktyk opisałem w innym miejscu, w eseju: „Jak powstały
galaktyki?”. Tam jest wszystko. Jeśli ktoś chce dyskutować na poruszone tu
tematy, niech zapozna się najpierw z treścią tych artykułów.
Tymczasem mnożą się hipotezy dotyczące natury domniemanej ciemnej
materii. Przykład stanowić mogą hipotetyczne WIMPY (Weakly Interacting
Massive Particles), które z oczywistych względów nie uczestniczą w oddziaływaniach
elektromagnetycznych. Jeszcze jeden byt ponad potrzebę. Astronomowie poszukują
ich śladów. Co powiedzą o plankonach i elsymonach? Nic nie powiedzą...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz