Oto szkic wykresu zmian energii potencjalnej w funkcji (13) wzajemnej
odległości. Wyrażamy ją
oczywiście w jednostkach Mc2. Zauważmy spójność otrzymanego wyniku z wynikami poprzednimi, w szczególności z zerowaniem się masy układu gdy
odległość między plankonami równa jest połowie długości Plancka. Sądząc po wykresie, zauważamy (O dziwo?) też istnienie minimum energii potencjalnej, odpowiadające odległości 3/2 długości Plancka (– 8/27Mc2). Odpowiada to energii 3.67·1018GeV. Tak na marginesie, byłaby to energia o dwa rzędywiększa, niż energie rozpatrywane przez teorie GUT. To minimum energii sprzyja łączeniu się plankonów w układy. Są nimi, tak można przypuszczać, wszystkie cząstki (oprócz fotonów i neutrin). Tak, neutrin, w związku z ich wyjątkowymi cechami, różniącymi je od pozostałych cząstek. Zajmuję się nimi w trzeciej części swej książki (Wszechświat grawitacji dualnej). Także „na rozdrożu”, w punkcie 1/2, tworzy się nisza (dalej jest przciąganie, a bliżej odpychanie), a w niej miejsce na układy plankonowe, z tym, że energia potencjalna tam równa jest zeru. Odpowiada to więc także zerowej masie układu. Jest to miejsce, w którym tworzą się fotony. Tak przy okazji, zauważmy idealną zbieżność tego wykresu z wykresem zmian energii potencjalnej układu dwóch punktów materialnych. Tego należało się spodziwać (należałoby tylko wziąć pod uwagę to, że R = 2L). Można też sądzić, że gdyby same założenia nie były prawidłowe, to moglibyśmy się spodziewać braku zbieżności, także w odniesieniu do sił – o tym będzie później.
Jak
widać, nie znaleźliśmy tu miejsca na neutrina. To znak, że mimo wszystko
nasz wgląd jest tylko częściowy. Ale chyba trochę posunęliśmy się do przodu.
Zwiększyła się bowiem liczba opcji, których wykluczenie przybliży rozwiązanie
kwestii. Tak na marginesie, oznaczać by to mogło, że neutrina są po prostu
układami złożonymi (nasze rozważania „teoretyczne”, dla przypomnienia, dotyczą
przecież jedynie układu dwóch plankonów). By się zająć neutrinami
należałoby też zwrócić uwagę na ich dość szczególne własności. Mogłoby to (już
teraz) sugerować, że nie musiały wyodrębnić się w jakimś dole potencjału, lecz
w inny sposób. Rzecz opisana jest, jak zauważyłem, w innym miejscu. Poza tym,
zgodnie z jedną z hipotez oddzieliły się
jeszcze przed zajściem przemiany fazowej.
Kontynuujmy naszą interpretację. Otrzymana przez nas wartość energii
potencjalnej w minimum: -8/27, zastanawia. Jest bowim trzecią potęgą liczby
-2/3. Zauważmy przy tym, że wartość ta przypada w punkcie o odciętej 3/2. Także
to zastanawia, choćby tym, że iloczyn tych dwóch liczb daje jedność (minus
związany jest z przyciąganiem), co między innymi oznacza pewność (w rachunku prawdopodobieństwa). Odpowiada to
właściwie zasadzie „zupełności” żądającej, by rzeczywistość w jej formie
obiektywnej była ideałem, do którego zmierzają wszystkie opisy przybliżone,
pretendujące do trafnego opisu Przyrody, nazywane teoriami. Między innymi
właśnie dlatego uczeni poszukują estetyki w swych równaniach – to rodzaj
niepisanego kryterium w poszukiwaniu prawdy. Poszukują rozwiązań w postaci
liczb całkowitych lub ułamków prostych wyrażających coś lub liczb specjalnych,
jak liczba π. Na szczególną uwagę zasługuje też liczba φ = 1,61803..., nazywana
złotą liczbą, będąca stosunkiem długości dwóch części odcinka w złotym
podziale, a także granicą, do której zmierza stosunek kolejnych liczb ciągu
Fibonacciego. Za chwilkę powrócimy do tego. Nie chodzi tu bynajmniej o
zabawę kabalistyczną. Chociaż kto wie, być może kabalistyka bazuje między
innymi na niezgłębionych (jeszcze) przez nas cechach Przyrody, opisanych w
sposób symboliczny w Torze (?).
Zauważmy,
że liczba 2 symbolizuje podstawową alternatywę, wyraża istnienie dwóch
wykluczeń (góra–dół, prawo–lewo, prawda–fałsz, przyciąganie–odpychanie itp).
Wraz z tym liczba 3 określa liczbę elementów podstawowego zbioru opcjonalnego:
plus, minus, zero; w dodatku wskazuje na symetrię świata – rozdziela zerem „po
równo” dwie przeciwstawności, których połączenie też tworzy zero.
W przyrodzie jest to
rzeczą powszechną. Weźmy choćby absolutną w przyrodzie równość ilościową
ładunków dodatnich i ujemnych. Oznaczać by to mogło, że byt ładunkowy
(elektryczny) powstał z dysocjacji jakiegoś tworu pierwotnego. Już to świadczy
pośrednio o istnieniu strukturalizacji (a więc i atomistyczności) gdzieś
głęboko, poniżej progu obserwowalności. Pole do popisu dla plankonów (i przyszłych doktorantów).
W tym
kontekście trzecia potęga liczby -2/3 jest być może (Być może? To wprost
naturalne.) wyrazem trójwymiarowości przestrzeni. Zauważyłem już to w artykule poświęconym grawitacji punktów materialnych.
Przecież objętość określona
jest przez trzecią potęgę długości. Trójwymiarowość. To godne zastanowienia,
choć niezbieżne jest z ustaleniami teorii superstrun. Widocznie, by do
mikrorzeczywistości dotrzeć od góry (w dodatku obligowani przez paradygmat
obserwowalności), powinniśmy zaopatrzyć się w kilka dodatkowyh wymiarów. Od
dołu, u źródeł, jednak wszystko wygląda prościej. Być może u źródeł, przestrzeń
tworzona przez mnogość plankonów jest trójwymiarowa, a zakładana
wielowymiarowość związana jest ze złożonością układów tworzących rzeczywistość,
a także stanowi warunek dający możliwość opisu tej rzeczywistości za pomocą
środków dostępnych naszej percepcji. [W naszej percepcji istnieją trzy
rodzaje oddziaływań (słabe dotyczą neutrin, znajdujacych się poza granicą naszej
percepcji – by zrozumieć dlaczego, być może już teraz warto zajrzeć do eseju
poświęconego neutriniom). Jeśli odniesiemy do każdego z tych trzech
oddziaływań, trzy wymiary niezbędne dla pełnego poznania układów dynamicznych,
to razem otrzymamy dziewięć wymiarów. Pamiętamy superstruny? Ot takie sobie
skojarzenie.] Ponadto, jeśli wszystkie oddziaływania ostatecznie sprowadzają
się do grawitacji (będąc efektem złożoności struktur), nie dziw, że dotarcie do
elementarnej struktury na bazie nieświadomości tego (faktu?), wymaga
dodatkowych procedur, które poszerzają przestrzeń danych o dodatkowe „wymiary”
(i bardzo komplikują modelowanie matematyczne). Tak można by sądzić, chociaż
zastanawiają cechy wewnętrzne samego plankonu, sugerujące, że dla ich opisu
mimo wszystko zmuszeni będziemy do poszerzenia naszej „wyobraźni” przestrzennej o dodatkowy wymiar.*
*) Oto przykład z innej beczki takiego poszerzenia. W roku 1919 Albert Einstein otrzymał list, którego
nadawcą był matematyk z Królewca, Teodor Kaluza (Kałuża?). W pracy swej,
opisanej w liście, przedstawia Kaluza możliwość połączenia „w jednym równaniu”
dwóch podstawowych oddziaływań: grawitacji (ogólna teoria względności) i
elektromagnetyzmu (teoria Maxwelle`a). Warunkiem na to, jak się okazało, jest
wprowadzenie dodatkowego, czwartego wymiaru przestrzennego. List zaskoczył
Einsteina. Artykuł Kaluzy ukazał się dopiero po dwóch latach, pod tytułem: „O
problemie jedności w fizyce”. Opóźnienie to jednak nie miało znaczenia, gdyż
pomysł Kaluzy trafił na podatny grunt dopiero po pięćdziesięciu latach
nieprzerwanego rozwoju nauki. Dziś mówi się o hiperprzestrzeni posiadającej
jedenaście wymiarów (wraz z czasem), w której dokonuje się pełna unifikacja
wszystkich znanych nam oddziaływań. Teoria superstrun jest wyrazem tego nowego
podejścia do sprawy. Jej rozwinięciem jest M-teoria. To zachęcająca opcja na
przyszłość. A ja śmiem zawrócić bieg historii? Osobiście nie mam takiego
zamiaru, choć nie zaprzeczam, że historia kołem się toczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz