piątek, 22 lutego 2019

1. Drgania i rezonanse w układach plankonowych.


   Istnienie drgań, jak wiadomo, jest nierozerwalne z możliwością zajścia rezonansu. Z całą pewnością ma to miejsce także w układach plankonowych. Chodzi bowiem o układy bardzo złożone. Skomplikowany układ drgań, w tym sytuacje rezonansowe, ogranicza, z jednej strony liczbę możliwych układów (cząstek), z drugiej zaś trwałość większości z nich. Ewentualne poszukiwania reguł wyboru i zakazów, jak sądzę, na tym właśnie będą bazować. Każdy elsymon (między innymi foton) ma charakterystyczną częstotliwość wiodącą (tak, jak w analizie fourierowskiej drgań struny), która z całą pewnością zależna jest od budowy (rodzaju elementów struktury), w gruncie rzeczy, od liczby plankonów jakie go tworzą. Oznacza to zrezonowanie wewnętrzne drgań. Układ niezrezonowany nie może istnieć jako integralna całość. Od razu by się rozpadł. [Chodzi też o to, że masa każdego trwałego elementu strukturalnego cząstki, w stosunku do masy Plancka, jest znikomo mała, prawie zerowa. Niewielkie względne oddalenie tych elementów prowadzi do utratu kontaktu grawitacyjnego w związku z istnieniem otoczenia (pola zewnętrzne).] Można oczekiwać, że częstotliwość wiodąca pozostaje w proporcji z liczbą plankonów tworzących układ. Im więcej plankonów, tym więcej elementarnych drgań, a czestotliwość wiodąca większa – tym  większą energię reprezentuje sobą dany układ. Większa energia także dlatego, gdyż więcej elementarnych pól grawitacyjnych tworzy układ (tak można to „intuicyjnie” skwitować). Intuicyjną podstawę dla takiego przypuszczenia stanowić też może wzór Plancka: E = hν, choć bezpośrednio dotyczy on tylko fotonów. Na ogół większa jest też masa takiej cząstki. [Zauważmy, tak w skojarzeniu, że większa liczba plankonów oznacza proporcjonalnie większą masę cząstki – „bezwględną”,a nie tę „mierzalną”. Tu przypomina się słynny wzór Einsteina E = mc2. Może właśnie tu tkwi podstawowe źródło tej zależności.] W teorii strun mowa o „energii naciągu” (według popularnej, poglądowej wersji). [Sama energia naciągu przypomina nam nie tylko gumkę, także cechę oddziaływania grawitacyjnego – dualnego, co (nieświadomie) znalazło swój wyraz w tej teorii.]
   Zauważmy, że drgania plankonów mogą być przyczyną rozpadu cząstki, jeśli w pobliżu znajdują się inne i istnieje wyraźny kontakt ich pól. Wówczas nastąpić może przepływ energii (sytuacja rezonansowa) – „rezonans zewnętrzny”. Prowadzić to może do „rozbujania” drgań i w rezultacie do rozpadu. Wraz z tym przyczyną rozpadu może być chwilowa przewaga pola zewnętrznego, co prowadzić może do utraty kontaktu części z resztą elsymonu (tak to sobie można wyobrazić). Może to być na przykład rozpad określonych cząstek wskutek oddziaływania z określonymi fotonami. Jednakże oderwać się mogą tylko układy (cząstki) wewnętrznie zrezonowane – cząstki, które mogą istnieć samodzielnie i takie, które odrywając się pozostawiają za sobą także układy wewnętrznie zrezonowane (po prostu rozpad na dwa, lub więcej, elementy mogące istnieć). To dodatkowe kryterium dla dociekań nad strukturą cząstek. Fenomenologicznie oznacza to spełnienie określonych „buchalteryjnych” praw zachowania. Rezonans porządkujący drgania w samym elsymonie nazwać można „rezonansem wewnętrznym”. Mamy tu inny (niż neutrinowy) model rozpadu. Inna sprawa, że neutrino powinno działać podobnie. (Neutrinom poświęciłem odrębny esej. Na tej bazie podjąć można próbę opisu procesów rozpadu cząstek, opisu deterministycznego. Można też ewentualnie na bazie tej stworzyć podstawę dla eksperymentalnych prób testowania sprawy. By zamknąć rzecz należy znów podkreślić, że podczas samego rozpadu odpadają przede wszystkim segmenty, posiadające z osobna cechy określonych cząstek (nawet jeśli to są tak zwane rezonanse, rozpadające się od razu), a także ewentualnie pojedyńcze plankony tworzące pomost między tymi segmentami; aż do rozpadu dającego jedynie protony, elektrony i fotony, posiadające cechy trwałości bezwzględnej. Tak przynajmniej można przypuszczać na tym etapie. Tutaj szczególne znaczenie ma właśnie możliwość istnienia układów trwałych, można by rzec: absolutnie. Tak, to elektrony i protony. [Nie licząc fotonów, bo są zróżnicowane, a te z promieniowania reliktowego nawet się wykruszają – zobacz dalej.] Ich energia wiązania jest większa od energii możliwej do uzyskania przez inne cząstki. Dodajmy, że ta „możliwa do uzyskania” energia stanowi parametr lokalny, w związku ze względnością ruchu. Elektrony i protony są ponad tą lokalnością, tak, jak niezmiennicza jest prędkość światła, tak, jak promieniowanie reliktowe. Cechę tę zawdzięczają swej wyjątkowej strukturze (którą warto poznać). Nota bene o czymś takim mówić można wyłącznie dlatego, gdyż istnieje byt elementarny absolutnie, a grawitacja ma charakter dualny.  Dzieki istnieniu tych dwóch cząstek może istnieć materia trwała – mogą istnieć planety, no i my. Właśnie za to podziękujcie Stwórcy, a nie za jakieś d..le.

   Przy tej okazji warto zwrócić uwagę na to, że częstość rozpadów powinna maleć wraz z maleniem zagęszczenia materii, w miarę rozszerzania się Wszechświata – dłuższy czas życia cząstek. Chodzi o to, że główną przyczyną rozpadu cząstki jest jej oddziaływanie z otoczeniem, które z czasem jest coraz bardziej rozproszone. Rozpad spontaniczny nie jest aż tak spontaniczny, jak się dziś uważa. Sądzę, że dziś można już sprawdzić tę hipotezę. Jeśli jeszcze nie dziś, to w niedługim czasie, po zbudowaniu nowej generacji wielkich teleskopów i zwiększeniu zdolności rozdzielczej spektrometrów. Chodzi przede wszystkim o kwazary, niektóre z nich reprezentujące sobą Wszechświat młodszy nawet o ponad dziesięć miliardów lat. Tam czas połowicznego rozpadu pierwiastków powinien być (może nawet) wyraźnie krótszy. [Inna sprawa, że intensywność rozpadów  powinna wzrastać nieliniowo przy cofaniu się w czasie.] Czy ktoś zechce to sprawdzić? Dziś jestem sceptykiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz