Bóg nie gra w kości
Albert Einstein
Dualizm korpuskularno-falowy w wersji deterministycznej
na bazie dualności grawitacji i w powiązaniu z podstawowymi faktami kosmologicznymi.
Wstęp
Oczywiście podstawę dla
naszych rozważań stanowi grawitacja dualna, której poświęciłem już sporo postów. Już w związku z tym uznałem za stosowne,
krótkie podsumowanie ze wskazaniem na elementy najbardziej istotne.
Dualność
grawitacji.
Warunki panujace
w materii bardzo
skondensowanej nie pozwalają na swobodne stosowanie tak
ogólnej teorii względności, jak i mechaniki kwantowej. W zasięgu bardzo
krótkim, zasięgu struktury cząstek elementarnych, grawitacji nie można
zaniedbywać, gdyż staje się elementem nawet dominującym (jeśli nie jedynym) w
układzie oddziaływań. Istnienie dualności grawitacji pozwala na podejście
deterministyczne, tworzy bazę dla badań nad strukturą cząstek, wprost umożliwia
modelowanie wszelkich struktur materialnych, w
skalach najbardziej elementarnych. Mamy tu bowiem odpychanie w krótkim i
przyciąganie w dalszym zasięgu. Idea dualności konsystentna
jest z modyfikacją newtonowskiego prawa grawitacji. Pozwala to na inne spojrzenie w głąb
struktury materii, na przykład wyjaśnienie asymptotycznej swobody w
oddziaływaniach silnych (Wilczek, Gross, Politzer – nagroda Nobla za jej
odkrycie). Pozwala
też na dostrzeżenie
głębszych, deterministycznych uwarunkowań dla zakazu Pauliego. Z drugiej
strony, prowadzi także do konkluzji w
zasadzie zbieżnych z wynikami obliczeń w ramach ogólnej teorii względności – rzecz
godna wnikliwszych badań. W pracach moich omawiane są bowiem tylko zagadnienia
podstawowe, fundamentalne. W szczególności sprowadza się to do wstępnej analizy ilościowej zagadnienia dwóch ciał i w ekstrapolacji, do wstępnego
ideowego opisu obiektów, choćby czarnych dziur. Idea grawitacji dualnej spoczywa na trzech (głównych)
filarach. Pierwszym z nich jest, inna niż dziś przyjęte, definicja masy
grawitacyjnej jako masy
układu, drugim, konsekwentne uwzględnianie defektu masy
grawitacyjnej
(zdefiniowanego ilościowo jednoznacznie właśnie dzięki takiej, a nie innej
definicji masy grawitacyjnej) – rzecz
istotna w odniesieniu do materii skondensowanej, a trzecim, postulat o istnieniu bytu absolutnie
elementarnego, którym, jak już wiemy, ma być plankon. Definicja masy
grawitacyjnej jako masy układu prowadzi do modyfikacji newtonowskiego prawa
grawitacji, z uwzględnieniem defektu masy – sporo wskazuje na to, że
modyfikacji uzasadnionej. Zakładane w tej (i tylko w tej) pracy istnienie bytu
absolutnie elementarnego otwiera nowe, nawet nie przewidywane dotąd perspektywy
istotnego postępu w wielu kwestiach, na przykład daje szansę poznania struktury
cząstek elementarnych, a także daje szansę uporania się z problemem ciemnej materii.
Na wielu perspektywy takie, o dziwo, działają odpychająco. To dość
symptomatyczne. Zamiast podjąć rękawicę i wskazać na ewentualne
niedostatki, milczą (lub wysyłają niegramotnych, by nazywali to bzdurami).
Najlepsze są gołosłowne epitety emitowane przez nie znających się na rzeczy –
dla manipulowania świadomością społeczną. To typowe, a najlepszą amunicją jest gołosłowność. Metoda znana od dawien
dawna.
Plankony.
Cząstki
elementarne, pomimo mnogości ich stanów, można usystematyzować – model
standardowy. Chodzi o kwarki z jednej strony i o leptony – z drugiej. Możliwość
ta prowadzi do wniosku, że powinien istnieć byt
elementarny absolutnie. Na początku wieku dziewiętnastego możliwość
usystematyzowania pierwiastków chemicznych i odkrycie stałych zależności
ilościowych między nimi w związkach chemicznych, prowadzić musiała do wniosku,
że istnieje byt elementarny określający cechy danego pierwiastka. Tak pojawiła
się idea atomu – John Dalton (1809). Jego odkrycie jako konkretnego bytu
fizycznego (a nie idei filozoficznej), miało miejsce dopiero w początkach
dwudziestego wieku. W początkach dwudziestego pierwszego wieku, dzięki
systematyzacji cząstek, mogła pojawić się kocepcja bytu absolutnie
elemntarnego, na razie wyłącznie w moich
pracach, znów jako idea raczej filozoficzna. Nazwałem go plankonem, przyjmując
arbitralnie, że posiada parametry masy i długości Plancka – w oczekiwaniu na
to, co z tego wyniknie. Wynikło wiele. Jeśli coś takiego istnieje, to wnioski
wyciągnięte na tej bazie, także ustalenia ilościowe, powinny być zgodne z
badaniami empirycznymi. Jak na razie nie odkryłem sprzeczności tego modelu z
rzeczywistością badań. Przeciwnie, model ten wyjaśnia wiele znanych faktów, nawet
dotąd niewyjaśnialnych i w dodatku sporo antycypuje. Kto czytał poprzednie
artykuły, zdaje sobie z tego sprawę i nie zawiedzie się jeśli oczekuje dalszych
przykładów.
Elsymony.
Wbrew oczekiwaniu, że skala Plancka tworzy świat
niedostepny dla dzisiejszej fizyki, masa Plancka jest bardzo wielka w
porównaniu z masą najbardziej masywnych cząstek (0,22·10^-7 kg .), ta niedostępność jest pozorna. Przecież wielkośći (stałe uniwersalne) tworzące parametry
Planckowskie, wszystkie trzy, wyznaczono doświadczalnie, w dodatku różnymi
metodami. Istnieje więc możliwość
wejścia („szkiełkiem i okiem”) w ten świat. Siła oddziaływania grawitacyjnego między plankonami powinna więc być bardzo
wielka, bez porównania większa od sił jądrowych – z odległości długości Plancka: 3·10^43N. Ciekawe,
że do tego samego wyniku dojść można, o dziwo (?), także bazując na ogólnej
teorii względności.
Dziś mowa o tak zwanej
energii próżni, bez jawnego związku z grawitacją; energii bardzo wielkiej (sądząc po wielkościach planckowskich).
Grawitacji nie rozważa się, gdyż w świecie cząstek elementarnych jest
zaniedbywalnie słaba, a w dodatku „jest przecież wyłącznie zakrzywieniem
przestrzeni”. Tu tkwi źródło sprzeczności i niedopasowań istniejących w
dzisiejszej fizyce. „Tam siły, a tu autonomiczna i
plastyczna przestrzeń, w dodatku zespolona z czasem (też plastycznym).” Nie
sprzyja to przekonaniu o jedności praw przyrody. Tutaj, w tej pracy, grawitacja
jest oddziaływaniem bazowym dla wszystkich oddziaływań, jest oddziaływaniem
unifikującym je.
Jeśli rozważamy
układ dwóch plankonów (nie trzeba więcej przy opisie podstaw), w zasięgu
krótszym, niż połowa długości Plancka, działa siła odpychania, rosnąca bardzo
szybko w miarę zliżania się. Uniemożliwia to pokrywanie się dwóch (lub więcej)
plankonów. „W tym przejawia się istota zakazu Pauliego.” – to moja hipoteza.
Dzięki istnieniu odpychania w krótszym zasięgu i przyciągania w
dalszym, a ściślej, istnieniu dwóch nisz energii
potencjalnej, plankony tworzyć mogą układy stabilne – właśnie dzięki temu, że grawitacja ma charakter dualny. Takie różnorodne układy plankonów stanowią właśnie znane nam cząstki. Pierwsza nisza – zerowej energii potencjalnej, a więc też
zerowej masy układu, to miejsce, w którym utworzyły się fotony (w odpowiednim
momencie pierwotnej ekspansji – początek przemiany fazowej). Druga (późniejsza w czasie) nisza – miejsce, w którym
wyodrębniały się cząstki masywne. Ich
rozmiary i złożoność ograniczają cechy oddziaływań (wtórnych), w jakich
uczestniczą z podobnymi sobie: elektromagnetycznych i silnych, a także oddziaływań
z udziałem neutrin, które rozpoznajemy jako słabe. Taki układ plankonów
nazwałem elsymonem (elementary system of matter).
Rzeczą interesującą jest to, że cząstki mikroświata,
międy sobą, nie różnią się zbytnio pod względem masy (najwyżej o czynnik 10^3),
przy czym masa Plancka jest większa od masy protonu 1,3·10^19 raza. Gdyby
cząstka – elsymon była dowolnym zlepkiem plankonów, istniałoby znacznie wiecej
różnych cząstek, a poza tym ich masy różniłyby się w dużo większym zakresie.
Systematyzacja ich byłaby dużo trudniejsza (gdyby była możliwa). Co wówczas
stanowiłoby czynnik rozdziału między takimi agregatami? Może byłby to jeden
wielki zlepek, a nie zbiór ograniczony konkretnych cząstek. Na tym by się afera
skończyła i co tu po nas. Po prostu nie zaistnielibyśmy.
Wpadłem więc na pomysł, by
modelować cząstki jako różnorodne połączenia pewnych trwałych i powtarzalnych,
uprzywilejowanych w sensie energetycznym, segmentów utworzonych przez plankony.
[Wiązało się to też z ideą wysycenia grawitacyjnego
układów.] Ich masa powinna być w zasadzie tego samego rzędu, co masa
znanych nam cząstek, a właściwie, ich masa grawitacyjna narzuciła wielkość masy
cząstek, na które się składaja. Wybór padł na czworościan foremny, dwunastościan foremny i sześcian. Wybór ten oczywiście uzasadniłem
zwracając uwagę przede wszystkim na możliwość wysycenia grawitacyjnego. Tak
uzyskaliśmy bazę strukturalną dla trzech rodzajów cząstek:
leptonów, barionów i mezonów. Jednak zasadniczym czynnikiem ograniczającym
„niekontrolowany wzrost” jest warunek zgodności drgań wewnętrznych plankonów i
ich elementarnych układów. Istniejące (mogące w ogóle istnieć) cząstki elementarne spełniają ten
warunek. Na razie rozważania te mają charakter jakościowy. Była o tym mowa w postach: siodmym i ósmym poprzedniej serii. Właściwie warto znów
sięgnąć do całego bloku poświęconego grawitacji dualnej.
Wszechświat na samym
początku, w momencie swego minimum, zgodnie z moimi przypuszczeniami, stanowił
rodzaj monokryształu, ściśniętego do granic ostateczności. Węzłami tej sieci
były plankony, a siła odpychania między nimi w tym momencie była największą z
możliwych. Nazwałem go panelsymonem. I wtedy właśnie rozpoczął się Wielki
Wybuch. Panelsymon rozszerzał się gwałtownie powszechnym odpychaniem plankonów
(Urela, a nie inflacja). W pewnym momencie, gdy dotąd ujemna masa osiągnęła
wartość zero, nastapiła przemiana fazowa – obiekt pękł, wyodrębniły się cząstki
i oddziaływania między nimi. [To tak, jak przejście z fazy stałej do ciekłej.] Dynamika rozwoju materii
podlegać zaczęła prawom chaosu. Pojawiła się temperatura,
najwyższa w dziejach. Pojawiło się promieniowanie elektromagnetyczne, którego
prędkość okazała się niezmiennicza, tak, jak prędkość ekspansji Wszechświata w
tym momencie. Fotony stanowią bowiem widocznie relikt stanu, w którym pojawiła
się ekspansja hubblowska. Przy tym wszystkie materialne elementy tego układu
były sobie równoważne, również przestrzennie. Nie stnieje bowiem przestrzeń
poza Wszechświatem, a ten zmienia swe rozmiary. Wyrażeniem tego jest zasada
kosmologiczna. Wynika z niej między innymi niezmienniczość maksymalnej
prędkości (granicznej), stanowiącej kres górny prędkości względnej obiektów
najbardziej oddalonych od siebie. Dlatego właśnie prędkość fotonów, jako relikt
tej wyjątkowej chwili, jest prędkością niezmienniczą. To w każdym razie wynika
z treści moich wywodow już tam, na początku mej
książki (i w postach poświęconych zasadzie kosmologicznej. Sama prędkość ekspansji (hubblowska), zaraz po przemianie
fazowej, była chyba dużo większa, niż dziś. Jej wielkość jednak szybko zmalała
i prawie ustaliła się. Wyobrażam to sobie jak powierzchnię wody w naczyniu
szklanym (menisk).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz