Zagajenie
Wielokrotnie
w swych postach wspominałem o grawitacji dualnej. Widocznie istnieją powody na
to, by tego nie wykluczyć. Dziś tę dualność wyklucza się przy założeniu a priori,
że grawitacja, to wyłącznie przyciąganie. Z tego apriorycznego założenia
wychodzi się przy rozpatrywaniu grawitacji na bazie ogólnej teorii względności.
To, że w ramach tej teorii rozważa się też ciśnienie (jakby galaktyki stanowiły rodzaj gazu i poruszały
się bezładnie, co, jak
wiadomo, nie jest prawdą (prawo Hubble'a)), które może
być także ujemne, sprawiając tym wrażenie odpychania, nie jest tu istotne, tym
bardziej, że dotyczy to raczej obowiązującego dziś sposobu modelowania Wszechświata, a nie skromnego oddziaływania dwóch ciał. [Samo przypuszczenie (a nawet zalożenie), że istnieje
jakieś ciśnienie już świadczy o intuicyjnym przeczuciu, że powinno być także
odpychanie. W którym kościele dzwonią?] Nie o takie odpychanie (na wzór prężności gazu) mi chodzi. Chodzi o odpychanie będące
grawitacją w samej jej istocie (tak, jak przyciąganie). Najlepiej (ideowo) i
najłatwiej (to też się liczy) jest opisać układ dwóch ciał. Jeśli grawitacja ma
charaktet dualny, rzecz ujawni się właśnie w takim najprostszym układzie i to w
sposób jednoznaczny. W układach bardziej złożonych efekty takie, czy inne, mogą
być rezultatem chaosu, a przez to nie stanowić bezpośredniego argumentu na istnienie
dualności grawitacji. Mnie interesują zagadnienia podstawowe. Dobrze, a gdzie
to odpychanie ma zachodzić? Oczywiście nie w naszej skali, nie w skali naszej
percepcji, bo przecież go jakoś nie stwierdzamy.
Zanim jednak dotkniemy tego meritum,
przypomnijmy sobie o równoważności masy i energii. To ważny element naszych
dalszych rozważań. Jednakże różnie się tę równoważność interpretuje. Nie ulega
wątpliwości, że każda forma energii równoważna jest masie, co wyraża słynny
wzór E = mc2. Obecność masy implikuje istnienie pola grawitacyjnego.
Ale masa tak rozumiana, to nie jakieś nowe ciało. Nie należy utożsamiać tworów
matematycznych (masa) z bytami materialnymi (ciało). Powtarzam to jak mantrę.
Nie bez powodu. Chodzi wyłącznie o to, że jeśli energia układu wzrasta, to
wzrasta też jego masa, co wcale nie znaczy, że wzrasta liczba cząstek
tworzących ten układ. Zresztą,
wszystko wskazuje na to, że spełnione muszą być w każdych warunkach, prawa
zachowania liczb leptonowej i barionowej – w prostych słowach, nie przybywa (i nie ubywa) elektronów i
nukleonów.
A
teraz z innej beczki. Zastanówmy się, tak z głupia frant. Gdyby grawitacja była
wyłącznie przyciąganiem, to wszystko by znikło, wciągnięte do jakiejś
otchłannej czeluści bez wyjścia i bez szans na ratunek. Za to, dzięki fantazji uczonych (np. Michio Kaku)
przeszlibyśmy przez dziurkę od klucza (z doświadczenia
wiemy, że diablo czarną) do wszechświata równoległego, albo stalibyśmy się
nagle triumfalnym Wielkim Wybuchem (wraz z inflacją) po drugiej stronie. Ta
dziurka, rezultat zapadania się jakiejś gwiazdki stworzyłaby cały ogromny
wszechświat – ku radości jego mieszkańców. [Dobrze, że nie wiedzą, że to tylko fantazjowanie niesfornych fizyków – mieliby się z
pyszna.] Swoją drogą, jeśli już tak jest, to
dlaczego czarne dziury nie znikają? Przecież stają się tam gdzieś nowym
wszechświatem – a mimo to dalej straszą. Robota dla Sherlocka Holmesa.
To
jak to się stało, że w ogóle istniejemy? Skąd się więc wzięliśmy? Chyba byśmy
wcale nie zaistnieli. Coś musiało pchnąć na zewnątrz całą tę Wszystkość. Skąd?
Znikąd? Z jakiejś
innej dziurki? Dzięki
hipotetycznej energii próżni? Dzięki ujemnemu ciśnieniu pola inflatonowego,
wymyślonego okazjonalnie na potrzeby wymyślonej przez A. Gutha inflacji? Tak,
ale to już nie OTW. To inny rewir badań – kwantowa teoria pola, a nawet teoria
GUT (...) Wszystko to nie sprzyja wrażeniu, że wszystko jest OK w 100%.
Wstęp
Tym razem Wstęp będzie dłuższy, niż zwykle. Nic dziwnego, to coś nowego. To
pierwsza seria postów poświęcona grawitacji dualnej. Rzecz zapowiadałem wielokrotnie. Świadczy
to o merytorycznej ważności tematu. Z oczywistych
powodów dokonać będę musiał licznych skrótów. Specjalnie zainteresowanym
polecam książkę: Wszechświat grawitacji dualnej. Tam rzecz przedstawiona jest pełniej. Na razie jest osiągalna.
Esej ten przedstawia niekonwencjonalne
ujecie zagadnień związanych z oddziaływaniem grawitacyjnym. Ukazuje też
prespektywy badawcze dotąd nie uwzględniane. Artykuł ten poprzedza serię trzech artykułów poświęconych grawitacji w skali
planckowskiej. Wszystkie omawiają też po części konsekwencje
kosmologiczne proponowanego modelu. Wszystkie
cztery stanowią jedną zintegrowaną całość. Wszystkie tworzą też bazę fizykalną
dla tak zwanej grawitacji dualnej i niekonwencjonalnej kosmologii. Że taką prezentują moje posty, zdążyliście już zauważyć.
W swojej pracy bazuję na newtonowskiej
koncepcji grawitacji i oddziaływań, ale uwzględniam to, co wnosi do sprawy
szczególna teoria względności. Ktoś mógłby stwierdzić, że „właśnie tym zajął
się Einstein, a płodem jego dociekań jest przecież ogólna teoria względności”.
Mimo wszystko moje podejście jest inne, może dlatego, gdyż uniknąłem mieszania
się matematyków do sprawy. Przy zagadnieniach związanych z STW nie korzystam z
geometrii Minkowskiego, a przy rozważaniu zagadnień kosmologicznych (dziś to
domena OTW) – z konsekwencji światopoglądowych stosowania specyficznej i mocno zaawansowanej geometrii (geometria
różniczkowa, Riemannowska). Nie akceptuję więc, wprost odrzucam
traktowanie przestrzeni jako autonomiczny byt, będący ontologicznym dodatkiem
do materii w każdej jej postaci, modyfikującym materialne dzianie się. Staram
się oddzielić przyrodniczą realność od tego, w jaki sposób staramy się ją
poznawać i opisywać, stosując środki
matematyczne. To oddzielenie nie jest wcale rzeczą łatwą. Wszak właśnie dzięki matematyce mamy wgląd
głębszy, ogólniejszy. Ale dziś, hopla,
matematyka stała się wprost bazą wyjściową i ona nadaje, mnogością możliwych
wersji rozwiązań, kierunek (przez tę mnogość kierunek bardzo poskręcany...) ku
(jednoznacznemu?) poznaniu. Procedury matematyczne
powinny stanowić tylko formalistyczną nadbudowę dla tego, co jest bazą, co
jest intelektualnym zaczynem. Dla pierwotnej myśli, intuicji, przyrodniczej wyobraźni nie
pozostało wiele miejsca. I to jest jedną z przyczyn kryzysu. Dotyczy to także procedur bazujących na OTW. Nie oszukujmy się.
Nie media zachłystujące się entuzjazmem, nierzadko w głoszeniu treści bałamutnych, decydyją o postępie. Tam czary mary, chochliki i wilkołaki towarzyszą tworzeniu się planet, galaktyk i temu, co się dzieje z Wszechświatem. Gdzie więc tkwi prawda, gdzie tkwi to co realne?
Byle paplać i na kolorowo.
Dziś panuje w tej kwestii daleko posunięta swoboda, rodzaj rozmycia. Nie sprzyja to postępowi we właściwym kierunku. [Jeśli kierunek jest niewłaściwy, to i postęp jest pod znakiem zapytania.]
Byle paplać i na kolorowo.
Dziś panuje w tej kwestii daleko posunięta swoboda, rodzaj rozmycia. Nie sprzyja to postępowi we właściwym kierunku. [Jeśli kierunek jest niewłaściwy, to i postęp jest pod znakiem zapytania.]
Jakbym wracał do dawnych czasów sprzed ponad stu lat, zrywając
jednak przy tym z przekonaniem o Wszechświecie nieskończonym i statycznym, zrywając, bo dziś w dalszym ciągu (choćby w
podświadomości) pokutuje. Zrywając, wbrew
wszystkiemu także z tym, czym obrosły te lata w związku z nieustannymi zmaganiami
nauki, prącej nie koniecznie we właściwym
kierunku – co do tego,
wielu podziela mój sąd. Problem w tym, że nowy kierunek jeszcze się nie pojawił (właśnie się pojawia), a
wszystko, co się dzieje, pozostaje w jakby trochę zmurszałej megakoncepcji. Ale w sumie dobrze się stało. Mamy OTW, na którą spojrzeć
można z perspektywy stu lat rozwoju, stu lat
przmyśleń. Tak przy okazji polecam lekturę mej książeczki poświęconej dydaktyce
szczególnej teorii względności: Elementarne
wprowadzenie do szczególnej teorii względności, nieco...inaczej,
o której zdążyłem już wspomnieć – też (na razie) do
nabycia. Tam przedstawiam dość specyficzną, nie stosowaną wcześniej dydaktykę STW - dużo łatwiejszy niż na ogół kurs podstaw
teorii, a przy tej okazji, także specyficzne podejście do niektórych zagadnień, mając w tle pewne kwestie kosmologiczne.
Interesuje mnie szczególnie oddziaływanie
grawitacyjne w bardzo krótkim zasiegu. W
świecie naszej bezpośredniej percepcji, ogólna teoria względności (jako
procedura badawcza) działa bez zarzutu. Problem pojawia się, gdy za jej pomocą
próbujemy opisać cały Wszechświat a także
opisać świat niedostępnej dziś małości, gdzieś tam głęboko w podwymiarach; opisać cały Wszechświat pomimo jego nielokalności. Pisałem już o tym wcześniej. Tu, jak się dalej
okaże, podejście newtonowskie – zmodyfikowane, wnosi do sprawy coś nowego,
choćby jako alternatywa do testowania.
Dzisiaj kluczową rolę w opisie mikroświata
spełniać ma kwantowa teoria pola, z tym, że nie rozważa ona grawitacji – to
poważny mankament i niedostatek tej teorii. Rzecz
oczywiście bagatelizuje się. W tej pracy
chodzi w szczególności o materię bardzo
skondensowaną. Zaznaczyć należy,
że w tym zakresie ogólna teoria względności nie była testowana, a to, co
„wiemy” (czarne dziury) jest raczej ekstrapolacją tego, co ustalono w
odniesieniu do układów dynamicznych, dostępnych bezpośredniemu badaniu. [Osobliwość i niedostępna
małość?] Chodzi
tu mianowicie, o potwierdzony ilościowo, znany fakt istnienia soczewkowania
grawitacyjnego, a także o znaną wcześniej i niewytłumaczalną na bazie klasycznej teorii newtonowskiej, anomalię
perihelium Merkurego. Za potwierdzenie przewidywań OTW uznano też wynik
doświadczenia z pomocą interferometru LIGO, o którym doniesiono w lutym 2016.
Chodzi o odkrycie fal grawitacyjnych. Na ten
konkretny temat wypowiedziałem się w innym miejscu, na bazie grawitacji dualnej.
Testowanie grawitacyjnej dylatacji czasu za
pomocą zegarów atomowych lub jakichkolwiek bazujących na cechach materii, nie
uważam za miarodajne. Przy różnych okazjach będę to uzasadniał. Na bazie
wyników mych rozumowań uzasadniał będę, w różnych miejscach, wprost
nieistnienie tej dylatacji czasu. Odbije się to na
modelowaniu czarnych dziur, czyli obiektów
ograniczonych przez horyzont grawitacyjny.
Materia bardzo skondensowana, to raczej
domena mechaniki kwantowej – mógłby ktoś zaznaczyć. Problem w tym, że
grawitacja jest poza jej zasięgiem. A jednak dla nas czarne dziury z
materialnym wnętrzem nie do określenia (!) są już realnym faktem (...), a
nadzieją na rozwiązanie problemu materii w ich wnętrzu jest, zdaniem wielu, kwantowa grawitacja, którą usilnie poszukuje
się, choć ta, jak na razie, znajduje się poza horyzontem (zdarzeń). Na razie mamy atrakcyjną nazwę,
która żyje własnym życiem nawet bez istnienia tego, czego dotyczy (pomijając rozbudowujący się w szybkim tempie aparat
matematyczny – czy z niego
coś się wykluje?).
Istnieje sporo
problemów, sporo kwestii nie rozwiązanych, kwestii nawet zasadniczych. Właśnie
one stanowią o istnieniu motywacji dla badań, ukierunkowują ciekawość. Pytania
goniły pytania. Podjąłem więc na poły infantylną próbę zmierzenia się z nimi,
bez czekania, aż ktoś mnie oświeci. Zresztą odpowiedzi satysfakcjonujących nie
otrzymałem. Trzeba było drążyć samemu. Jak
dalej zobaczymy, to nie takie łatwe, nawet ideowo, wobec muru kompletnej
obojętności (nawet nie krytyki) ze strony osób zdawałoby się kompetentnych. Z
pewnością sądzą (nie czytając), że mój brak
kompetencji jest zbyt rażący. Zaciekawiony czytelnik niech osądzi sam.
Praca ta ma skonkretyzować nadzieję na
rozwiązanie rozlicznych problemów, dziś na razie znajdujących się poza zakresem
dociekliwości badaczy, ot choćby problem materii wewnątrz czarnej dziury.
Istnieje bowiem opcja, zgodnie z którą materia poniżej horyzontu grawitacyjnego
jest jak najzwyklejszą materią. Sądzę, że warto pójść właśnie w tym kierunku, wbrew protestom gniewnych.
Niespójność
istniejąca na styku deterministycznej teorii grawitacji (tak newtonowskiej, jak
i OTW) i indeterministycznej mechaniki kwantowej (to ma miejsce w układach
materii skondensowanej) skłania do podjęcia próby pójścia „trzecią drogą”;
chyba raczej nie w poszukiwaniu rozwiązań kompromisowych, także niekoniecznie w
kierunku grawitacji kwantowej w dzisiejszym pojmowaniu spraw. Okazuje się, że
grawitacja newtonowska (w tym powrót do sił), trzeba przyznać, że zmodyfikowana
i po uwzględnieniu ustaleń szczególnej teorii względności, daje dość obiecujące
wyniki. Przedstawia to niniejszy esej, wraz z trzema pracami, które
poprzedza.
Szczególną rolę odgrywa tu, jak się niebawem
przekonamy, właśnie modyfikacja teorii newtonowskiej. Chodzi przy tym o
określoną ideę (to na razie), a nie o pakiet równań. Te mogą zaczekać. Dziś
odwrotnie, sądzi się, wprost automatycznie, że fizykę otrzymamy rozwiązując
określone równania. Skąd się wezmą? Z powietrza? Jeśli chcemy iść nową drogą,
to raczej nie na bazie tego, co wytycza starą. Przecież to, czym nauka dziś
dysponuje, stanowi o ograniczoności naszego wglądu w przyrodę. To przecież
teorie, których zakres adekwatności w pewnej skali kończy się. A my, znajdujemy
się właśnie tam u granic. Bazować na tym, co już nie działa, dlatego, gdyż tam
jest odpowiednio zaawansowana matematyka? To tak, jakbyśmy szukali czegoś pod
jasną latarnią tylko dlatego, gdyż tam jest widno. To już zakrawa na... Nie, to
nie kpiny. Po prostu, mnie nie kręcą rzeczy już wcześniej przebadane. Dla mnie
zawsze materiałem priorytetowym do przemyśleń były zagadki nierozwiązane. Tu mogłem się
wyżywać. Czytelniku, przekonasz się o tym. Inna sprawa, że do tego, co już
napisane doszedłem po wielu latach przemyśleń. Popełniałem po drodze (dość
wyboistej) niemało błędów, a zatrzymywały mnie liczne dylematy poznawcze. Wcale
nie jestem pewny, że to, co publikuję, jest moim ostatnim słowem. W badaniach
swych bowiem byłem i
do dziś jestem osamotniony. Brak wymiany myśli z innymi parającymi się
tym samym, chyba miał niebanalny wpływ na wyniki mych dociekań (na dobre i na
złe). Dokumentację mej pracy stanowią przysłowiowe tony papieru, a także
niezliczone wcześniejsze wersje rozsiane w różnych pamięciach elektronicznych, no i w chmurze, która
jest już tak rozległa, że zapowiada burzę z grzmotami i piorunami. Dokumentację stanowią też książki wydane wcześniej.
W naszych rozważaniach, wbrew poważnym oczekiwaniom, nawet dla
rozwinięcia tez, jak zauważycie, wystarczy w zupełności matematyka
elementarna, gdyż chodzić będzie o układy elementarne. Jeśli przy tym okaże
się, że wpadłem na właściwy trop, to rzeczy rozwiną się i wtedy dostaniecie
matematykę matematykę. Na razie na to za wcześnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz