Jeśli zmienia się energia potencjalna, to zgodnie z
zasadą zachowania, jakiejś zmianie ulegają pozostałe formy energii w tym (zamkniętym)
układzie. Nie można odizolować się od innych form energii, bo wówczas energia
całkowita ulegnie zmianie. [Tu pojawia się bariera
bardzo utrudniająca analizę grawitacyjności układu – pole do popisu dla
zapalczywych. W początkach swych rozważań miałem poważne trudności z przeforsowaniem
intuicyjnej wizji tak, by nie naruszać zasady zachowania energii.]
Spójrzmy
jednak na rzecz inaczej. Grawitacja wiąże ze sobą ciała. Energia potencjalna
grawitacyjna jest energią wiązania. Z tego powodu jest energią ujemną. Gdy
wzrasta odległość między ciałami, wzrasta też energia potencjalna. Oczywiście
kosztem innych postaci energii. Jej wartość liczbowa maleje więc dążąc do zera
w nieskończoności. A teraz zauważmy, że ten
wzrost energii potencjalnej równoważny jest masie:
ΔEp = Δmc2 (1)
Tej masy brakowało, gdy odległość między ciałami była
mniejsza i brakuje
coraz bardziej, wraz z maleniem odległości między ciałami. [Czy komuś to
przeszkadza?] Można więc tę brakującą masę nazwać (względnym) niedoborem masy
grawitacyjnej układu. Zatem w miarę oddalania się ciał od siebie –
wzrostem energii potencjalnej, niedobór
masy maleje. Gdy odległość między ciałami jest
zdecydowanie duża, niedobór masy jest pomijalnie mały, matematycznie dąży do
zera, gdy odległość dąży do nieskończoności.
Dalej podana
zostanie ścisła definicja (ilościowa) absolutnego niedoboru masy grawitacyjnej
układu, w związku z istnieniem energii wiązania grawitacyjnego. Kojarzy się to
z energią wiązania nukleonów w jądrze atomowym. Energia wiązania
grawitacyjnego układu (jako ujemna) jest tym większa, im odległość między
ciałami jest większa (jej wartość liczbowa maleje – w nieskończoności dąży do
zera) – oddziaływanie z większej odległości jest słabsze.
W układach nukleonów rzecz
wygląda podobnie, z tym, że oddziaływanie silne ma bardzo krótki zasięg (tak, jak pole obiektu złożonego, np. dipola, kwadrupola –
już to coś mówi: złożoność, nieelementarność), więc np. neutron jest
albo w środku, albo na zewnątrz – mamy dwa stany różniące się energią (i masą),
różniące się o energię fotonu gamma, emitowanego w przypadku np. wtargnięcia
neutronu – tak w uproszczeniu. Szczegóły nie są istotne; na przykład nie ważne
to, że neutron zaabsorbowany przez jądro zapoczątkowuje przemiany, których
przebieg zależy w znacznej mierze od masy jądra. Inną analogię stanowią poziomy energetyczne atomu (elektrony).
W przypadku grawitacji, zmiany mają jednak
charakter ciąły. Nie można więc liczyć na
emisję fotonów w trakcie zbliżania się ciał do siebie. Dlaczego raptem fotonów? Przecież grawitacja, to nie elektromagnetyzm...[O grawitonach będzie innym razem – że nie są potrzebne
do szczęścia.]
W odniesieniu do niedoboru masy zdefiniowanego we wzorze
(1), mógłby ktoś stwierdzić, że
jest rodzajem formalnej igraszki bez znaczenia. „Po
co to nam?”. A
jednak, jak się przekonamy dalej, formalne
zdefiniowanie tego pojęcia w grawitacji pociąga za sobą ciekawe
implikacje. Istnienie niedoboru masy pomimo, że logicznie wynika z cech
oddziaływania grawitacyjnego, na pierwszy rzut oka trudno wetknąć do zbioru pojęć i zaakceptować jako istotną jakość fizyczną. „Nie
ma za co złapać”. Tradycyjne podejście prowadzi bowiem do sytuacji
kłopotliwej przy bilansowaniu energii w związku z koniecznością spełnienia
zasady jej zachowania. A jednak intuicja narzuca mi
imperatyw pójścia właśnie w tym kierunku. By uniknąć kłopotów
wyjaśnieniowych, znów zastanówmy się. Proponuję (roboczo) przyjęcie istnienia
jeszcze jednego rodzaju energii, jak dotąd nie branego pod uwagę: energia
potencjalna niedoboru masy, dodatnia. [Znana nam energia potencjalna
grawitacyjna jest ujemna. Ta ujemność jest rzeczą obiektywną, a nie, jak
niektórzy sądzą, jedynie sprawą konwencji.] W tej sytuacji zmianie energii
potencjalnej źródłowej odpowiada identyczna swą wartością, choć przeciwna,
zmiania energii potencjalnej deficytu masy. Zatem suma tych zmian równa jest
zeru w każdym momencie i niezależnie od wzajemnej odległości ciał. [Bardzo
podobnie potraktujemy cały Wszechświat, gdy zajmować się będziemy jego
oscylacjami.] Dla przykładu, w konkretnym układzie, najlepiej dwóch ciał,
załóżmy, że zbliżają się do siebie ruchem swobodnym. Wzrasta energia kinetyczna
ich względnego ruchu, oczywiście kosztem energii potencjalnej. Sądząc po mojej
propozycji, maleniu energii potencjalnej towarzyszy taki sam wzrost niedoboru
masy układu – masa układu maleje. To malenie masy
układu równoważne jest więc wzrostowi energii kinetycznej. Niezależnie od
tego, można też powiedzieć,
że maleje
„grawitacyjność” układu – pole grawitacyjne wokół układu jest słabsze, natężenie
pola mniejsze. A jeśli mamy, dla przykładu, pulsującą gwiazdę, to natężenie
pola grawitacyjnego wokół niej zmienia się cyklicznie. Interferometr LIGO może
to wykryć... [Tu zaznaczam, że rozumowania w
tym kierunku dziś raczej nie prowadzi się.]
Jak dotąd czegoś
takiego nie wykryto. Może dlatego, gdyż nie oczekiwano tego (lub to, co wykryto, zinterpretowano inaczej).
Może także dlatego, gdyż sam efekt w skali naszej percepcji jest zbyt słaby.
Wynikać by to mogło już ze wzoru (1). Ale na razie jeszcze za wcześnie na
wnioskowanie. Najpierw powinienem wykazać, że badanie czegoś takiego ma w ogóle
sens. Oczywiście można rzecz odrzucić natychmiast i zamknąć sprawę. Ja jeszcze
nie zamykam, gdyż dopiero co otworzyłem narażając się (i to jak) na kpiny.
Za złą redakcję tekstu i kolorowy zapis odpowiedzialny jest automat nie reagujęcy na moje edytowanie.
OdpowiedzUsuń