Tutaj
powrócimy do rozważań, jakie prowadziliśmy już w poprzedniej pracy, traktującej
o grawitacji układu punktów materialnych. Dla przypomnienia, wartość liczbowa
defektu masy układu powinnna być równa różnicy między wartością energii
potencjalnej w nieskończoności (zerową, tam też defekt masy równy jest zeru), a
wartością energii potencjalnej, odpowiadającą zastanej wzajemnej odległości
tych ciał (jak wiadomo ujemną). Wniosek stąd, że defekt masy równy jest
liczbowo energii potencjalnej układu w zadanej sytuacji, z tym, że jest liczbą
dodatnią.
W zapisie
symbolicznym:
0 – Ep
= Δmc2 ;
Ep < 0 => Δm > 0
Masę wyrażamy tu w jednostkach energii (Δmc2).
Niech układ taki stanowią dwa plankony. Dalej obliczymy energię potencjalną tego układu.
Gdy plankony stykają się ze sobą (rysunek A tuż
powyżej), oczywiście odległość między ich środkami: r = Lpq. Przy obliczaniu energii potencjalnej oprzemy się na
newtonowskim prawie grawitacji. Jednak wzoru:
Ep = – Mpq2·G/r (*)
nie
możemy zastosować bezpośrednio, gdyż nie uwzględnia on defektu masy. Oto
jak można ten defekt masy zdefiniować:
Δm = GMpq2/rc2 (8)
Wzór ten
jest w zasadzie identyczny ze wzorem (4) poprzedniej pracy. Tu jednak masy są jednakowe.
Defekt
masy bowiem jest różnicą między łączną masą odpowiadającą bardzo dużej
odległości (w przypadku plankonów mowa o ich podwojonej masie), a masą układu w
zadanej sytuacji, gdy odległość jest mała, na tyle, że defekt masy należy już
uwzględnić. Zapisać to można następująco:
Δm = 2Mpq – m* (9)
Czy wzór
(8) jest słuszny? Zbadamy to później, zaopatrzeni lepiej w nieodzowne środki.
Jeśli jest słuszny, to wyniki obliczeń bazujących na nim, powinny być ze sobą
spójne, a także spełniać określone oczekiwania. W przypadku punktów
materialnych, otrzymaliśmy wynik satysfakcjonujący.
Najpierw
obliczymy ubytek masy układu dwóch plankonów stykających się (patrz rysunek A
powyżej). W przypadku tym r = Lpq, ubytek masy równy jest Mpq, masa układu równa jest więc tyle samo. W samej rzeczy. By
się przekonać o tym, wystarczy skorzystać z następującej równości:
GMpq/Lpq
= c2 (10)
Korzystać
z niej będziemy nie jeden raz. By wykazać jej słuszność wystarczy oprzeć się na
wzorach definiujących wielkości Plancka występujące w tym wzorze – dobre
ćwiczenie dla licealistów.
Można więc zdefiniować długość Plancka Lpq jako odległość
między dwoma plankonami taką, że układ „widziany jest” zzewnątrz jako jeden
plankon. Wynik zachęcający. W dodatku przypomina on nam wynik podobnego
obliczenia wykonanego w poprzedniej pracy, a dotyczącego układu dwóch punktów
materialnych i dosyć podobną, nową definicję promienia grawitacyjnego, a więc przypadku ogólnego. Świadczyłoby to o tym, że w
naszym aktualnym badaniu idziemy właściwą drogą.
A jaka jest odległość, jeśli masa wypadkowa
równa jest zeru, to znaczy, ubytek masy układu równy jest podwojonej masie
plankonowej? Czy to możliwe? Wszak, by zadość uczynić temu warunkowi, plankony
powinny się nawzajem przenikać. Przedstawia to rysunek B.
Uczyńmy
więc jeszcze jeden krok naprzód. Zauważmy,że nie
istnieje żadna przyczyna, dla której nasze plankony miałyby być pokryte skorupą
stawiającą opór próbie wdarcia się do środka. Istnienie takiej skorupy
oznaczałoby bowiem istnienie dodatkowego odpychania. A przecież plankony
stanowią w założeniu byt prawdziwie elementarny. Odpychanie
(opór skorupy) stanowiłoby o istnieniu dodatkowego, nie branego pod uwagę, oddziaływania,
także świadczyłoby o strukturalnej złożoności samego plankonu. Stanowiłoby więc
o istnieniu jakichś oddziaływań (dualnych) w jeszcze mniejszej skali, co
wykluczałoby absolutną (z założenia) elementarność plankonu. Zresztą, to
ewentualne oddziaływanie, ten nowy wprost świat byłby dosłownie nie do
opisania. Sam plankon opisać możemy bowiem dzięki temu, że parametry
planckowskie bazują na obserwablach. Dodajmy do tego, że istnienie takiej
skorupy, przypuszczalnie nie byłoby konsystentne z właściwościami znanej nam
materii. Jednak by do tego wniosku dojść, należałoby bliżej poznać świat
plankonów i ich układów, a także powiązać go ze światem naszej percepcji. Taki jest cel
naszych badań. Niezależnie od tego brzytwa Ockhama ostrzega nas przed pochopnym
wprowadzaniem nowych bytów.
Ostatecznie zdajemy sobie
sprawę z tego, że patrząc na plankony nawzajem wnikające w siebie, po prostu
stwierdzamy, że chodzi tu o oddziaływanie dwóch („źródłowych”) pól grawitacyjnych.
Takie twory (plankony) byłyby więc elementarnymi źródłami pól grawitacyjnych, a
wraz z tym, budulcem całej materii (wraz z promieniowaniem). Warunkiem na to
byłoby istnienie odpychania grawitacyjnego (tak, jak to było z układem punktów
materialnych). Warto zwrócić tu uwagę na to, że pole grawitacyjne, ogólnie,
jest zachowawcze: centralne i potencjalne. W sposób naturalny oczekujemy więc,
że także pole plankonu (bytu elementyarnego absolutnie) jest właśnie takie, to
znaczy, nie jest polem wirowym (polem o niezerowej rotacji). Zresztą cechy pola
plankonu jako bytu elementarnego absolutnie, powinny rzutować na cechy pól
grawitacyjnych (i innych pól silowych) w dowolnych skalach. Cholernie ambitny plan do
przeforsowania.., albo po prostu niesforne myśli.
Zbliżmy więc do siebie nasze plankony
jeszcze bardziej. Zapytajmy: „Jaka powinna być odległość między ich środkami,
jeśli defekt masy równy jest ich łącznej masie, to znaczy:
Δm = 2Mpq ?
Wykorzystując
wzór (10), otrzymujemy:
Jak
widać, w tym przypadku, układ jest „niewidzialny” (także dla czujników
wykrywających pole grawitacyjne), bo jego masa grawitacyjna równa jest zeru. Co
nam to przypomina? Oczywiście fotony. A jeśli jeszcze bardziej zbliżymy je do siebie? To mamy
odpychanie grawitacyjne. Czy istnieją cząstki odpychające? Neutrina? Oj te
niesforne myśli...
Zmieniłem zapis wzorów. Łatwiej je publikować w FB w takiej postaci (nie kao rysunki).
OdpowiedzUsuń