wtorek, 14 sierpnia 2018

6. Wszechświat jest materialnie ograniczony. Widzimy go w całości

 Istnienie odległościowej gradacji cech, zaawansowania ewolucyjnego, o której była już mowa, w połączeniu z izotropią oznacza, że wszystkie ciała mają wspólne pochodzenie, czyli pomimo dużych dziś odległości, kiedyś dawno temu razem stanowiły jedność, tworzyły jakiś obiekt, obiekt ograniczony także zawartością materii. Nie nieskończenie wielki. W dodatku, wspólnota cech (patrząc we wszystkich kierunkach) pomimo tak dużego dziś oddalenia, mogłaby wskazywać na to, że Wszechświat  (już ten dany obserwacji) stanowi zintegrowaną całość. Nie dość na tym. Można pokusić się o stwierdzenie, że to, co dane nam jest do wglądu, jest Wszystkością – nic się nie chowa za jakimś „łącznościowym” horyzontem*. Istnieje więc horyzont absolutny stanowiący granicę między bytem i niebytem. W jego obrębie zobaczyć można wszelką istniejącą materię (nie ma nic poza nią). Nie istnieje nic poza tym horyzontem absolutnym.  W obliczu dzisiejszych sądów, to bardzo ryzykowne twierdzenie. [Ale trzeba brać pod uwagę wszystkie ewentualności, także te mniej popularne.] Wymaga ono, to twierdzenie, w związku z obowiązującą nas zasadą kosmologiczną, bardzo specyficznego modelowania topologii Wszechświata. Sprawie tej poświęcimy sporo miejsca w innych rozważaniach, uzbrojeni w wiele innych danych. Niebawem, w innej notce, podam bardzo ważny argument dla uzasadnienia tej (dziś) tak ryzykownej tezy. Spodziewam się ostrej krytyki, ale nie spodziewam się logicznego jej uzasadnienia. Poza tym, tak dla przypomnienia, wszystkie twierdzenia wyprowadzam wychodząc z zasady kosmologicznej i celowo nie bazując na jakiejkolwiek teorii, w szczególności na OTW. 

[OTW jest jednym z najwybitniejszych osiągnięć ludzkiego umysłu. Równania Einsteina pomimo swej dość lapidarnej formy, zawierają w sobie mnogość możliwości. Na ich bazie budować można (i zbudowano) różne modele Wszechświata. Który przedstawia prawdę? To, że punktem wyjścia są równania Einsteina, nie gwarantuje, że model uznany w pewnym czasie za prawidłowy, musi takim być. Stworzono już wiele modeli – wszystkie na bazie OTW. Czy to znaczy, że wszystkie bez wyjątku stanowią prawidłowy opis Wszechświata? To przecież niemożliwe, gdyż modele różnią się między sobą. Skąd więc pewność, że wybór jednego z nich jest trafny? Przecież jeszcze nie znamy wszystkich opcji i wszystkich pomysłów. I tu tkwi problem.]


   Roztrzygnięcie stanowią nie teorie i nie dzisiejsze wyobrażenia, lecz wyłącznie potwierdzone (w większej liczbie faktów) obserwacje astronomiczne. Dziś, jak wiemy, znaczna liczba obserwacji zaskakuje. Niespodzianka goni niespodziankę.To znamienne. Antycypacja dzisiejszych teorii kuleje – by nie użyć określenia bardziej adekwatnego.  
  Sądząc po tym wszystkim, stwierdzić możemy, że Wszechświat rozmiarami swymi jest ograniczony. Nie jest nieskończony. Stwierdziliśmy przecież, że kiedyś, dawno temu wszyscy byliśmy razem i stanowiliśmy coś bardzo małego (w związku z pełnym samouzgodnieniem cech).  W dodatku nieskończoność przestrzenna właściwie wykluczałaby jakąkolwiek ewolucję (jeśli w skali globalnej, to także w odniesieniu do skal lokalnych). Nie istniałoby czasowe powiązanie (obserwowalnych) obiektów,  a przecież istnieje nawet w odniesieniu do tych najbardziej oddalonych – we wszystkich kierunkach widzimy tę samą gradację zmian ewolucyjnych, a nawet hierarchię obiektów.  W dodatku zdajemy się nawet widzieć Wszechświat sprzed epoki kwazarów (jednolita, słaba poświata, najprawdopodobniej utworzona przez gwiazdy pierwotne, które tworzyć się zaczęły już po dwustu milionach lat od początku. Można by powiedzieć, że moglibyśmy zobaczyć Wszechświat od samego początku, a nie widzimy tylko z powodów technicznych. Zatem, ewolucja ma miejsce, a „nieskończoność”, to wyłącznie matematyka rozmijająca się z realnością przyrodniczą – w tym wyjątkowym „miejscu” (nieskończoność i syngularność). Wbrew automatycznym (dziś już) sądom, matematyka, to nie Przyroda.  Dziś widzi się sprawy nieco inaczej. Ale nie uprzedzajmy faktów.
   A co z czasem? Że istnieje, nie mamy wątpliwości. Ale jak to wygląda w spojrzeniu kosmologicznym? Oto (pierwszy z brzegu) tok rozumowania: Kiedy czas zaistniał? Wbrew pozorom nie ma zgodności w tej kwestii. Jeśli już ewolucja ma miejsce, to czy możliwe, że kontinuum czasowe jest nieograniczone, że sama ewolucja miała też miejsce zawsze, w nieograniczonej przeszłości? Trudno się z tym zgodzić. A może się kiedyś zaczęła? Kiedy rozpoczęło się więc istnienie czasu (wraz z zaistnieniem ewolucji)? Jaki był więc jej stan pierwotny? Zgodnie z poglądem dość powszechnym, w pewnym momencie czas zaistniał (razem z przestrzenią). Czy to logiczne? Co było przed tym początkiem?... Czy to całkiem naiwne pytanie? Także to: Czy po tym triumfalnym początku czas już sobie będzie płynął w nieskończoność?
    Pewne, że pytania te wywołują zmieszanie. Pewni wszystkiego są tylko ci, którzy nie myślą. By się od tych pytań  (i wielu innych) uwolnić, warto rozważyć (oczywiście nie po raz pierwszy) opcję cykliczności Przyrody, cykliczności ewolucji Wszechświata.
   Wróciliśmy więc do pomysłu, który się już wcześniej pojawił. Czy rzeczywiście Wszechświat pulsuje, oscyluje?  To by jakoś  pogodziło ewolucję (fizyczną) z nieskończonością. Jak widać, sporo pytań przed nami. Wielu kosmologów szuka uzasadnienia dla tego bądź co bądź intuicyjnego priorytetu cykliczności. Aktualnie nie jest im łatwo. Szczególne utrudnienie powściągające ich odwagę stanowią dzisiejsze sądy, przyjmujące już za fakt istnienie stałej kosmologicznej i ciemnej energii. [Najbardziej dziś przyjęty model, to LCDM (lambda-cold-dark-matter). Odrzucam go z kretesem.] Moim skromnym zdaniem, nie jest to ostatnie słowo nauki. Wielu święcie wierzy w to, że na samym początku była osobliwość, a od tego momentu Wszechświat rozszerza się w nieskończoność, nawet w tym przyśpiesza. Czuję w tym brak logicznej spójności. Ale kimże ja jestem?
   Wątki powyżej zasygnalizowane, powracać będą w naszych pogadankach niejednokrotnie. Ciekawe, że filozofie Starożytnego Wschodu  przyjmują cykliczność za podstawową cechę Przyrody. Dziś priorytet cykliczności wprost uległ zapomnieniu. Może dlatego, gdyż czas dziś traktowany jest linearnie, a nie jako byt określony przez cykliczną zmienność Przyrody. Dzięki ciemnej energii i stałej kosmologicznej, będącej reliktem początków dwudziestego wieku (wówczas widziano Wszechświat jako nieskończony i statyczny), dzisiejszy Wszechświat, w opinii większości astronomów, ekspanduje od zera w nieskończonośćDla wielu wyobraźnię zastępuje myślenie blokowe i algorytmiczne. Jednak priorytet cykliczności wciąż powraca, a przy tym nie obędzie się bez katastrofy (horyzontalnej)**
   Jak widać, sporo wniosków wyciągnęliśmy (już) z jednej tylko przesłanki. A jeśli mimo wszystko zasada kosmologiczna nie jest słuszna? To wnioski bazujące na niej doprowadzą nas do sprzeczności z wynikami obserwacji. Uznajmy więc, przynajmniej roboczo, zasadę kosmologiczną (kopernikańską) za bazę dla dalszych przemyśleń (zresztą, inną bazą nie dysponujemy), tym bardziej, że jak na razie, takich sprzeczności nie odkryliśmy. Dodam, że w naszych rozważaniach zaczynamy właściwie od zera (by nie sugerować się czymkolwiek innym, niż fakty obserwacyjne). Nie teorie i nie poglądy prywatne koryfeuszy. Czy sprostam temu? 

*) Dziś przyjmuje się, że widać tylko te obiekty, których odległość w latach świetlnych jest mniejsza od wieku Wszechświata (w latach). To właśnie horyzont łącznościowy. Chodzi o to, ze kontakt przyczynowo-skutkowy zachodzić może wyłącznie z prędkością niewiększą od prędkości światła. Z obiektami dalszymi kontakt nie jest możliwy – „trzeba czekać, aż się pojawią w miarę upływu czasu”. Hipoteza inflacji spójna jest z tym sądem (to, co widać, to tylko, nawet niewielka część tego, co istnieje)W sukurs hipotezie inflacji przyszło modelowanie Wszechświata w postaci powierzchni „balonu” zakrzywionej przestrzeni. Chodzi o to, że światło, zgodnie z OTW rozchodzi się nie tyle po prostych, co wzdłuż krzywych geodezyjnych, a rozmiary widomego Wszechświata wyznacza prędkość światła. Mamy więc z jednejj stronny „balon”, a z drugiej, materię, która wskutek inflacji uleciała poza horyzont (ten „łącznościowy”). Opisany tu pogląd nie jest zbieżny z wizją przedstawioną w tym tekście.
**) „Katastrofa Horyzontalna” – przyjdzie i na nią czas (w naszych pogadankach).   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz