niedziela, 12 sierpnia 2018

3. Zasada kosmologiczna i cykliczność Przyrody


   Zatem mamy jedność przestrzenną i czasową... Wynikać więc stąd może wniosek o istnieniu wspólnoty genetycznej wszystkiego, co stanowi sobą Wszechświat, pomimo tak znacznego oddalenia większości obiektówUświadomienie tego prowadzi do konieczności rozważenia dwóch opcji. Zgodnie z pierwszą, cechy ciał, substancji, promieniowań są zdeterminowane i wieczne. Jednak, czy zachodzą wówczas jakiekolwiek zjawska? Czy istnieją w ogóle oddziaływania? Czy istnieje promieniowanie? Czy istnieje zróżnicowanie substancjalne i zróżnicowanie cech skupienia materii? W przypadku tym sprawa jest raczej zamknięta dla dalszych dociekań, choćby przez to, że sam czas, manifestujący się nam istnieniem ciekawości, raczej nie ma racji bytu (już nie mówiąc o podmiocie piszącym te słowa). Zgodnie z drugą istnieje globalny proces ewolucyjny, zmienność, wskazująca właśnie na istnienie czasu. To czyni uzasadnionymi badania empiryczne, obserwację, a ta potwierdza wspólnotę genetyczną cech fizycznych materii Wszechświata.
    Przy tej okazji warto zauważyć, że wspólnota cech fizycznych materii pomimo znacznego oddalenia obiektów sugeruje, że kiedyś dawno temu wszyscy byliśmy razem, a przy tym czas dla wszystkich płynie jednakowo. Wszak rozwój z zachowaniem identycznych cech rozproszonej materii (pomimo rozproszenia), wymaga jakiegoś pierwotnego uzgodnienia, może nawet samouzgodnienia całości. Cała materia powinna mieć wspólną historię. Stąd wniosek, że tempo rozwoju wszędzie jest jednakowe, co nie znaczy, że nie może się zmieniać (pozostając jednakowym wszędzie). Wniosek, że wszyscy, kiedyś, dawno temu, wszyscy byliśmy razem i tworzyliśmy coś bardzo małego w porównaniu z tym, co widzimy dziś, jest więc w pełni uzasadniony.
Ktoś mógłby stwierdzić, ze nie chodzi o samouzgodnienie, lecz o kreację Wszystkości przez obiekt trancedentalny i kropka. A jak On powstał? W jakim celu? Czy przy tym powołał do życia czas? W jakim momencie nieczasu stworzony został czas?... I wszystko wyłącznie po to, by rozpleniła się jakaś szkarada, której cechy zwierzęce są w nieustannym konflikcie (i na ogół wygrywają) z istotą intelektualnej refleksji, z bezinteresowną ciekawością świata, w dodatku postrzeganego w kategoriach dobra, z empatią i tolerancją? To już manowce.
     Dawno temu byliśmy więc (jako materialne istnienie) czymś stosunkowo małym. A dziś? Odległości są ogromne. W takim razie ma miejsce ekspansja. Oczywiście to jeszcze nie wniosek. To jedna z opcji. Kurczenie powszechne też wymaga czasu, zmienności, a jeśli przy tym ma miejsce, to wcześniej musiała zachodzić ekspansja (w związku ze wspólnotą cech i koniecznością uzgodnienia). W tej sytuacji wprost narzuca się myśl o cykliczności Przyrody. Tak sądzili już starożytni (ci najdawniejsi).  
   Ale to dopiero przymiarka. Swoją drogą, tak niewiele nam było potrzeba, by dojść do powyższych „ustaleń”. Wystarczyło przyjęcie zasady kosmologicznej i najbardziej elementarna obserwacja (m.in. widm). Także stwierdzenie naszego istnienia za fakt...
Może więc paść pytanie: Czy istnienie czasu oznacza istnienie absolutnego początku? Jeśli zasada kosmologiczna prowadzi do wniosku o cykliczności Wszechświata, to mówienie o absolutnym początku nie ma sensu. Raczej chodzi o pewien szczególny moment „początku nowego cyklu”, tak, jak wybieramy swobodnie jakiś punkt na sinusoidzie. My wybraliśmy ten moment, moment początku ekspansji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz