Patrząc ku odległym obiektom widzimy Wszechświat już
nie dzisiejszy. Czy to, co widzimy gdzieś tam daleko jest identyczne z tym, co
znamy z naszego otoczenia? Raczej chyba nie. Wydatny przykład tego stanowią
kwazary, istniejące tylko i wyłącznie bardzo daleko, miliardy lat świetlnych od nas – i bardzo
dawno. [Tak wyglądał młody Wszechświat mający wszystkiego 2, 4 miliardy lat.
Powszechnie tłumaczy się to tym, że światło, by przebyć odległość dzielącą nas
potrzebowało miliardów lat. „O tyle są więc kwazary młodsze (w naszych oczach)”.] Świadczy to o istnieniu
ewolucji, o zmienności. Nie jest więc słuszna tak zwana mocna zasada
kosmologiczna, zgodnie z którą Wszechświat, nie tylko wszędzie, lecz także
zawsze był i będzie taki sam. Wszechświat nie jest statyczny. Ta Wszystkość
jednak się zmienia. Właściwie dopiero odkrycie kwazarów i hierarchii
ewolucyjnej galaktyk, wraz z odpowiednią hierarchią odległości (kwazary,
galaktyki aktywne, galaktyki z naszego otoczenia), stworzyło obserwacyjną bazę
dla obalenia „mocnej” („uogólnionej”, „drugiej”) zasady kosmologicznej.
Przypieczętowało (to obalenie) odkrycie promieniowania reliktowego. O nim też będzie, ale nie uprzedzajmy
faktów.
Czy ta wizualna zmienność godzi także w zasadę kopernikańską? Wszak odległe obiekty
wyglądają inaczej, niż te bliżej. Nie. Przecież to samo stwierdzamy niezależnie
od kierunku patrzenia (i położenia obserwatora). Wszechświat cechować powinna
izotropia, a nawet jednorodność w odpowiednio dużej skali. Sądzę (oczywiście
nie tylko ja), że zmienność, ewolucyjność, nie narusza zasady kopernikańskiej. Wszędzie, tzn. patrząc we wszystkich kierunkach, widzimy wraz
z odległością, gradację fizycznych cech obiektów. Gradację identyczną. Wszędzie
zachodzi ten sam proces ewolucyjny materii, niezależnie od tego, czy obiekty są
ze soba w kontakcie, czy nie, czy oddziaływują ze sobą, czy nie. [Oto zasada
kosmologiczna.] Z zewnątrz patrząc
na Wszechświat
odnieślibyśmy wrażenie, że ma miejsce globalne samouzgodnienie całości (pomimo
braku wzajemnego kontaktu pomiędzy oddalonymi częściami). Oczywiście wielu doszukiwałoby
się w tym celowości i woli Stwórcy. Ja w tym kierunku nie pójdę. [Na Niego można
zwalić wszystko i przestać interesować się czymkolwiek.] Po prostu, materia
wszędzie jest ta sama, więc tak samo ewoluuje. Nawet w najbardziej elementarnej
skali. Właśnie to sprawia, że wrażenie samouzgodnienia, jakby „Wszechświat był
organizmem żywym”, jest wprost przemożne. Odnosi się wprost wrażenie, że mimo
wszystko, łączy, integruje Całość, jakiś globalny proces. Nie tylko „każdy sobie”. Także to
spójne jest z zasadą kosmologiczną. Wszechświat ewoluuje jako całość. [Tu
niejeden z czytelników przypomina sobie tzw. problem horyzontu i przy okazji
hipotezę inflacji. Śpieszę więc przypomnieć, że na razie daleko nam do tych
zagadnień. Tu tylko ocieramy się o tak zwany paradygmat łącznościowy, albo
uzgodnieniowy – tak to nazwałem.]
To, że obiekty dalsze przedstawiają sobą przeszłość,
jest sprawą obserwacji z określonego stanowiska. Lokalnie to rzecz względna. A ogólnie: każdy
obserwator, niezależnie od swego miejsca we Wszechświecie widzi to samo, tę samą
gradację (z odległością) własności obiektów. Dla przykładu, dziś obserwatorzy z obiektu, który my widzimy
jako kwazar (tam jest to już galaktyka rozległa jak nasza), widzą właśnie nas jako kwazar. Istnieje pełna symetria. [Zasada
kosmologiczna.] Wszystkie obiekty w danym momencie, są tak samo czasowo
odległe od Wielkiego Początku. Szkoda, że nie można obserwować rozwijającego się Wszechświata od zewnątrz, by się o tym
naocznie przekonać. W tym sensie mówić można o globalnym czasie Wszechświata, a sam Wszechświat
nie posiada cech lokalności. Jest zintegrowaną Wszystkością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz