niedziela, 12 kwietnia 2020

5. Ale nie tylko o szybkość upływu czasu chodzi

    W herezjowaniu można pójść dalej. Sądzić można nawet, że samo zakrzywienie toru fotonu wcale nie musi być spowowodowane przez „krzywiznę przestrzeni”, pomimo, że ta zyskała już (w świadomości badaczy i młodych miłośników wiedzy) cechy bytu ontologicznie autonomicznego w stosunku do materii, stała się czymś oczywistym. Wystarczy bowiem przyjąć, że foton jest bytem grawitacyjnym (o zerowej masie), układem złożonym i dlatego reaguje na pole, w którym znajduje się – ma miejsce po prostu indukcja grawitacyjna. Wybaczcie! To jedna z możliwych interpretacji, opcja wcale nie wykluczona. Kwestia ta omówiona została przecież już w artykułach poświęconych modelowi plankonowemu. Nie zapominajmy też, że nasze modelowanie bazuje na koncepcji, powiedzmy, że quasi-newtonowskiej, a nie na interpretacjach ogólnej teorii względności, którą dziś traktuje się wprost automatycznie jak punkt wyjścia, wprost jak aksjomat – wraz z całą problematyką konsekwencji wynikających stąd, problematyką, sądząc po tutejszych herezjach, wbrew pozorom otwartą. Przykładem jest choćby kwestia tempa upływu czasu w polu grawitacyjnym – patrz powyżej.
   Jak już wyżej (i wcześniej) stwierdziłem, także wydłużenie się fali elektromagnetycznej, emitowanej radialnie w stosunku do źródła pola grawitacyjnego wcale nie musi oznaczać, że przyczyną tego jest lokalnie inne tempo upływu czasu. W dodatku zauważmy, że im bliżej centrum (źródła pola), tym czas płynąć powinien wolniej (silniejsze pole grawitacyjne). A sam obiekt jako całość? Którą ma godzinę? W odniesieniu do całości obiektu, w pełnym zasięgu jego pola grawitacyjnego, bałagan murowany, bo przecież chodzi o czas, o następstwo zdarzeń. Wyżej podałem poglądowy przykład (rakieta).  Tutaj możemy sobie nawet podarować krzywą geodezyjną. Nie można zatem nawet wykluczyć przypuszczenia, że wydłużenie fali elektromagnetycznej w polu grawitacyjnym jest „prozaicznym” efektem energetycznym, a nie czaso-przestrzennym.
Przykład: Wzbudzony atom emituje foton w wyniku przejścia elektronu na niższy poziom energetyczny, uwarunkowany przez oddziaływanie elektromagnetyczne. Ale dzieje się to w polu grawitacyjnym, nie ważne, że bardzo słabym w przypadku atomu. Z tego powodu de facto foton ten ma nieco większą energę, niż by to miało wynikać z obliczeń na bazie elektromagnetyzmu – jego długość fali jest w tym miejscu mniejsza (Czy się nie pomyliłem? Sprawdźcie). Chodzi o to, że grawitacyjna energia potencjalna jest ujemna. Także ujemna jest energia potencjalna oddziaływania cząstek naładowanych przeciwnie (przyciąganie). Trzeba przyznać, że efekt ten w pojedyńczym atomie jest niemierzalnie słaby. Czy naprawdę niemierzalny? A jeśli mamy układ złożony, krystaliczny, na przykład tworzący zegar atomowy? Czy tym razem zewnętrzne dla niego pole grawitacyjne nie modyfikuje w jakimś, choćby w niewielkim stopniu jego działania? Czy ktoś dałby głowę? Niewątpliwie, zmiany w układzie stają  się wyraźne i mierzalne jeśli materia (atomy) znajduje się w bardzo silnym polu grawitacyjnym. Wówczas widmo promieniowania emitowanego w tym polu powinno być, nawet wyraźnie, przesunięte ku czerwieni. Nie znaczy to, że czas tam płynie wolniej. Na ten temat więcej pod koniec tego eseju.
    A wracając do fotonowego okręgu w czarnej dziurze, zauważmy, że taki tor byłby naprawdę rzeczą wyjątkową. [Zakładamy, że materia tego obiektu znajduje się poniżej by nie przeszkadzać, dla uproszczenia przyjmijmy, że obiekt ten jest punktem materialnym.] Rozważmy to „mechanistycznie”. Jeśli przyjmiemy (tylko dla testowania), że foton jest punktem materialnym poruszającym się z prędkością c (powiedzmy, że prawie), to rozważając równość siły dośrodkowej i grawitacyjnej (jak przy pierwszej prędkości kosmicznej), otrzymujemy, że promień takiej orbity równy jest połowie promienia grawitacyjnego – pod warunkiem, że cała masa obiektu znajduje się poniżej. Dla cząstek masywnych (jeśli mogą tam poniżej horyzontu sobie krążyć), promień orbity kołowej jest (choćby tylko nieznacznie) większy. Pod koniec tego eseju okaże się, że foton wysłany, także radialnie, z punktu właśnie o tyle odległego od centrum (a nie z powierzchni horyzontu grawitacyjnego), nie może ujść na zewnątrz obiektu, gdyż częstotliwość jego, z powodu grawitacji, dąży w tym wypadku do zera (taki w każdym razie będzie wynik obliczeń, bazujących zresztą na innym modelu i procedurze energetycznej, w ramach podejścia quasi-newtonowskiego). Przy tym nader interesujące jest to, że wyprowadzony tam wzór (bez poprawki na grawitację dualną) pokrywa się z przybliżonym wzorem wyprowadzonym na bazie ogólnej teorii względności. Zaiste rzecz godna uwagi.          Zastanawiające, tak mi się skojarzyło, jest to, że jeśli odległość między środkami dwóch plankonów równa jest połowie promienia grawitacyjnego jednego z nich, to masa układu równa jest masie (tylko) jednego z nich. To samo, jak już wiemy, dotyczy układu dwóch punktów materialnych, zatem rzecz ma charakter jak najbardziej ogólny. Z całą pewnością to nie przypadek. To się jakby zazębia. Oczywiście to jeszcze nie roztrzyga kwestii. To jednak zachęca do drążenia, nawet po to, by odkryć, że nie tędy droga. Błądzenie na rzecz prawdy, to rzecz chwalebna. Roztrzygnąć powinno doświadczenie lub obserwacja astronomiczna (a nie interpretacja, taka, czy inna, tej, czy innej teorii).  
   Tak to jest, gdy stosujemy podejście „siłowe” (newtonowskie). Dziś uważa się (może i słusznie), w odniesieniu do obiektów o znaczeniu kosmologicznym, że chodzi o nieruch, czyli „ruch” w związku ze zmianą krzywizny przestrzeni (pochodna czynnika skali). W przypadku ciała próbnego natomiast, poruszającego się w dominującym polu grawitacyjnym mamy ruch, którego tor wyznacza krzywizna przestrzeni. Czy dlatego właśnie parametry ruchu tego ciała nie zależą od jego masy? Nie koniecznie dlatego. Wszak to samo ma miejsce przy opisie newtonowskim, a doświadczenie to potwierdza. Ogólnie jednak, obydwa oddziałujące ciała, zgodnie z OTW, poruszają się w przestrzeni zakrzywionej ich wspólną grawitacją, a gdy ich masy są porównywalne ze sobą, trudno któreś z nich traktować oddzielnie jako „ofiarę wymuszenia”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz