Kontynuuję rozważania poprzedniej notki. Powróciłem do nich pomimo, że w maju i czerwcu 2016 opublikowalem już nawet serię artykułów traktujących o plankonach. Teraz rzecz przedstawiam skrótowo. Poza tym, moje widzenie spraw ewoluuje, wzbogacone o ostatnie nowości i pogłębienia przemyśleń. Notki te stanowią zwiastun książki, która ukaże się w grudniu 2017.
Podkreślić należy, że nasz plankon jest ideą bardziej
filozoficzną (wynikającą z możliwości usystematyzowania cząstek), niż
konkretnym bytem do wykrycia. Na razie to tylko hipoteza robocza. Jeśli
doprowadzi nas do wyników zgodnych z doświadczeniem lub obserwacją, skażemy ją
na bycie bytem rzeczywistym (nawet jeśli dostrzec go nigdy nie będziemy mogli).
Jak widać, model nasz jest falsyfikowalny. Zatem to podejście naukowe pomimo,
że tak bardzo może zaskakiwać. Tak, jak
to było ponad dwieście lat temu z atomem. Jeśli plankon rzeczywiście istnieje, to
wnioski wyciągnięte z jego (teoretycznego) badania, będą konsystentne ze
znanymi faktami doświadczalnymi, może nawet dadzą odpowiedź na pytania dziś nie
zadawane z powodu braku punktu zaczepienia. Jak się więc za niego zabrać?
Przede wszystkim podajmy definicję matematyczną plankonu. Chodzi o długość
Plancka i masę Plancka.
Teraz
obliczmy promień grawitacyjny (Schwrtzschilda) plankonu. Korzystamy ze znanego
wzoru:
R = 2GM/c² (3)
Łatwo
wykazać rachunkiem, że promień ten równy jest podwojonej długości Plancka.
Zatem, można uznać, że Plankon jest czarną dziurą. Ale to zupełnie nieistotny
szczegół (jak my to nazwiemy). Istotne, że jest źródłem pola grawitacyjnego i
ściąga ku sobie kolegów, identycznych z nim. Czy wszystkie przyciągając się
wzajemnie utworzą osobliwość? Gdyby tak było, to byśmy nie istnieli. [Albo sam
plankon nie istnieje, ale wówczas wycofanie się z projektu byłoby zbyt wczesne,
bo mamy co badać.] Zatem, jeśli istniejemy, to znak, że oddziaływanie między
plankonami przebiega inaczej. Przede wszystkim raczej powinno istnieć
odpychanie w krótszym zasięgu. Niech za przykład „z życia” posłuży jądro
atomowe. Nukleony wzajemnie przyciągają się (oddziaływania silne), ale samo
jądro nie zapada się w sobie, jest nawet nieściśliwe (jak ciecz). Dlaczego? Widocznie
w krótszym zasięgu działają siły odpychania, w dodatku bardzo wielkie. Z tego
samego powodu głową muru nie przebijesz (tu chodzi o odpychanie
elektrostatyczne między elektronami atomu (tak w uproszczeniu).
Tę sprawę
trzeba zbadać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz