sobota, 27 czerwca 2020

22. Zasób grawitacji i jego zachowanie

   Powyżej wyraziłem brak entuzjazmu w odniesieniu do możliwości istnienia fal grawitacyjnych, w każdym razie w skali percepcji astronomicznej. Swą niepewność uzasadniam następująco. Załóżmy, że zbliżają się do siebie dwa ciała, dla przykładu, dwie czarne dziury (jak w doświadczeniu LIGO). Każde ma określoną masę, a więc określony jednoznaczny zasób grawitacji. [Pojęcie to wprowadziłem po raz pierwszy w eseju poświęconym grawitacji dualnej i zapowiedziałem pogłębienie tej kwestii, co niniejszym czynię.] Jeśli zbliżając się do siebie, powoduja emisję fali grawitacyjnej, to łączny zasób grawitacji ulega erozji – część zostaje bezpowrotnie tracona. A przecież same ciała jako takie nie zmieniły się. Zasób grawitacji w posiadaniu każdego z nich, nie uległ zmianie. [Przy założeniu, że materia ma strukturę ziarnistą – liczba plankonów tworzących te ciała nie ulega zmianie.] Zatem układ nie traci swej grawitacyjności, nie emituje jakiejś fali grawitacyjnej unoszącej energię. Łączna energia grawitacyjna układu jest zachowana. Zgodnie z moim modelem, malenie (ujemnej) energii wiązania – gdy zbliżają się do siebie, równe jest wzrostowi (dodatniego) niedoboru masy. Bilans tych zmian zeruje się. Jak widać, grawitacja dualna i z tym sobie poradziła, bez powoływania do życia nowego bytu w postaci fali grawitacyjnej. Dziś, po cichu, zakłada się, że grawitacja stanowi medium ciągłe (nie ziarniste). To daje więc możliwość kombinowania, z pomocą dodatkowego bytu – fali grawitacyjnej. Ale tam, gdzie chcemy poznać strukturę materii, natrafiamy na problemy, na niezgodność z faktami; już choćby z tym, że można cząstki subatomowe usystematyzować. Wymownie świadczą o tym karkołomne zawijasy prób kwantowania grawitacji – dziś pętlowa grawitacja kwantowa w szczególności, próby (nie oszukujmy się) prowadzące donikąd. A jedyną korzyścią jest nisza dla kolejnych doktoratów. Wszystko się zapętla (...). Aleksander wiedział, co zrobić z czymś takim.
     O energii wiązania grawitacyjnego, a więc także o deficycie masy, mówi się w odniesieniu do obiektów astronomicznych, raczej wyjątkowych (np. kolapsujacy układ czarnych dziur – tak na zamówienie). W odniesieniu do układów bardziej normalnych kwestię tę pomija się (a wykrycia fal grawitacyjnych nie oczekuje się). A w mikroświecie? O tym nie ma mowy (tam grawitacja jest zaniedbywalnie słaba). Jedną z przyczyn takiego stawiania sprawy jest nieuwzględnianie tego, że masa grawitacyjna jest masą układu. W tej sytuacji – stąd gorączkowa potrzeba posługiwania się falami grawitacyjnymi, potrzeba gorączkowego  poszukiwania dowodu ich istnienia. Stąd interpretacje wyników badań zgodne z oczekiwaniami (jeśli nie pobożnymi życzeniami – to ostatnio dosyć częste nawet w fizyce). Przyjęta dziś idea fal grawitacyjnych, pomijając formalne (z konieczności) dopasowanie jej do wymowy równań OTW – matematyka na to pozwala, jest zbieżna z ideowymi podstawami spektroskopii optycznej – stąd pomysł. Nie zawsze jednak analogia trafia w sedno. Tutaj właśnie bohrowski model atomu wodoru – jako ideowy prototyp, raczej nie wypalił. Wszak grawitacja jest oddziaływaniem podstawowym, bazowym, a elektromagnetyzm – wtórnym, sądząc po moich konkluzjach.
    A czym jest ten tajemniczy „zasób grawitacji”? Jeśli grawitacja polega wyłącznie na zakrzywieniu przestrzeni, to pojęcie to jest nierelewantne. Jednak myśmy poszli inną drogą, chyba efektywniej wyjaśniającą fakty obserwacyjne. Przyjęliśmy mianowicie za uzasadnione (na bazie faktów) istnienie bytu elementarnego absolutnie, utożsamianego przez nas z plankonem. [Wykluczyliśmy tym istnienie nieskończonej ciągłości przestrzennej (pola grawitacyjnego i bytów materialnych) w głąb.] Właśnie plankon stanowi byt będący jednostką zasobu grawitacji. Przy tym, jego oddziaływanie z innymi plankonami przebiega zgodnie z wymogami grawitacji dualnej. [W podobny sposób na poziomie elementarnym definiuje się pęd, jako zasób ruchu w danym ciele – proporcjonalny do masy ciała. W tym przypadku jednak chodzi o wielkość posiadającą charakter lokalny.] Zasób grawitacji określonego układu, nie ulega więc zmianie, jest wprost niezniszczalny, jako wielkość określona przez liczbę plankonów, będących bytami niezniszczalnymi. Jest więc wielkością niezmienniczą. [Nie należy mylić tego z pojęcim masy (grawitacyjnej), która jest funkcją wzajemnej odległości elementów układu.] Z angielska byłoby to: gravity resource Rg . Dla przykładu, jeśli ciało zapada się grawitacyjnie, jego masa maleje, ale zasób grawitacji w nim nie ulega zmianie, bo nie zmienia się liczba plankonów składających się na to ciało. Niezmienność stałej grawitacji G ma z tym właśnie związek. Być może, to już fantazja nawet mocno przesadzona. Czas pokaże. Jak dotąd nie podjąłem próby matematycznego zdefiniowania wielkości zasobu grawitacji. Jeśli to słuszne, to... kto pierwszy, ten lepszy. Symbol już macie. By pomóc Wam, poniżej sformułowałem Prawo Zachowania Zasobu Grawitacji (Law of Conservation of Gravity Resource)Zasób grawitacji dowolnego układu (zamkniętego) Rg constPozostaje więc niezmienny podczas oddziaływań zachodzacych w tym układzie; jest ten sam, niezależnie od wzajemnych położeń elementów układu.
                                                                    ΔEp + ΔEd = 0
Tutaj: Ed, to energia równa defektowi masy. Grawitacja jest niezniszczalna tak, jak niezniszczalne są plankony.
Prawo to bazuje na trzech filarach:
1. Istnienie bytu elementarnego absolutnie, stanowiącego jednostkę zasobu grawitacji i utożsamianego z plankonem.
2. Nowa definicja masy grawitacyjnej, jako masa układu.
3. Istnienie defektu masy grawitacyjnej (to oczywiście nie jest żadną nowością, choć jej skonkretyzowanie zawdzięczamy właśnie nowej definicji masy grawitacyjnej).
     Pamietamy przy tym, że masa grawitacyjna nie jest miernikiem zawartości materialnej (ilości materii) – nie tylko w związku z lokalnym efektem kinematycznym masy relatywistycznej. Masa jest zmiennym parametrem każdego układu, jednym ze wskaźników zmian zachodzących w tym układzie. Przykład: opisując ruch planety po elipsie można, zamiast posługiwać się parametrem mimośrodu elipsy można rozważyć maksymalną zmianę masy grawitacyjnej układu. Oznaczyć to można jako δɱ.
   Tu może pojawić się wątpliwość. Układ ciał na ogół jest źródłem pola grawitacyjnego (ma niezerową masę). Jeśli w polu tym znajdzie się ciało „obce”, to działa nań siła. Jeśli układ, na przykład gwiazd neutronowych kolapsuje, to zmienia się cyklicznie natężenie pola grawitacyjnego, zmniejsza się cyklicznie masa grawitacyjna układu. Na zewnątrz rejestrujemy cykliczne zmiany natężenia pola. Nasze próbne ciało drga. Wynika stąd, że układ nasz traci energię (Fale grawitacyjne?). Owszem, z tym, że to ciało, poprzez fakt tego oddziaływania, jest także elementem układu. Mamy więc w tym przykładzie układ trzech ciał.
   Prawo zachowania zasobu grawitacji sugeruje, że grawitacja jest nielokalna – na realizację oddziaływania nie trzeba czekać. Paradygmat lokalności tutaj nie obowiązuje. To dodatkowy argument za słusznością zwątpień dotyczących istnienia fal grawitacyjnych (w każdym razie określanych zgodnie z dzisiejszymi wymogami).
  Wróćmy do naszego obiektu, do jądra galaktyki. Warto podkreślić (jeszcze raz), że w przeciwieństwie do atomu, tutaj rządzi grawitacja (a nie oddziaływanie elektromagnetyczne). To, co dzieje się z elektronem w atomie, tutaj, bardzo blisko półhoryzontu, dzieje się z dowolną cząstką masywną. Rozmiary układu są przy tym o niebo większe, niż rozmiary atomu, tak, jak oddziaływania elektromagnetyczne w atomie są o niebo silniejsze, niż grawitacyjne (tamże). A tu? Dominuje grawitacja, w dodatku skwantowana. Nawet jeśli dana cząstka posiada ładunek, nie ma to zupełnie znaczenia, gdyż nie promieniuje, a przy tym jej ruch orbitalny (cykliczny) uwarunkowany jest grawitacyjnie. [Ta cząstka znajduje się odpowiednio blisko.] Można nawet sądzić, że przy tak silnej grawitacji dochodzi do unifikacji. Już dawno przecież oddziaływania elektromagnetyczne (cząstek) uznałem za wtórne, za inną manifestację grawitacji w pewnych specyficznych układach plankonowych. Zresztą, same fotony, w tych warunkach ulegają dezintegracji.
    A tak wracając do naszych cząstek podczas ich ruchu, zauważyć można, że  nie ma tu superpozycji stanów, gdyż pole grawitacyjne źródłowe, centralne, jest praktycznie polem jedynym (na tyle dominującym). Jest też na tyle silne, że może modyfikować w jakimś stopniu nawet strukturę samych cząstek. W warunkach tych, w odniesieniu do cząstek opadajacych radialnie, w warunkach unifikacji, znika element strukturalny stanowiący o istnieniu ładunku elektrycznego wszystkich elsymonów (to już nie elektrony, protony...) – zgodnie zresztą z zasadą zachowania ładunku (łączny równy jest zeru). Elementy strukturalne tworzące go połączą się. Stanie się to nawet dosyć wcześnie. Coś podobnego stanie się podczas ostatniego etapu kontrakcji, tuż przed utworzeniem się panelsymonu... Znikną wtedy oddziaływania silne, a także elektromagnetyczne, znikną więc fotony. Fantazjujemy? Po prostu trzeba być konsekwentnym. Zatem, czy ta nasza kula już nie jest nawet zbiorem neutronów? Materia kwarkowa, albo coś jeszcze bardziej egzotycznego, coś bardziej podobnego do materii w momencie przemiany fazowej w początkach Wielkiego Wybuchu? Coś jeszcze bardziej skondensowanego?
     Cóż, pofantazjowaliśmy sobie, ale kropki nad i nie postawiłem. To tylko zachęta do badań, albo... dodatkowa zachęta do odrzucenia tego wszystkiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz