wtorek, 21 maja 2019

12. Równość sił elektrycznych i grawitacyjnych. Skojarzenia i refleksje

    Wróćmy do plankonów i elsymonów. Powyżej zwróciliśmy uwagę na unifikację wszystkich oddziaływań w tej najmniejszej skali, na jedność Przyrody, niezależnie od skali rozmiarowej. Oczywiście pod berłem grawiatcji. Właściwie chodzi nie tyle o unifikację, co o „powrót do źródła, ku korzeniom”. By tę jedność upoglądowić (nie po raz pierwszy zresztą), tym razem, porównajmy oddziaływanie elektrostatyczne między dwoma elektronami (cząstkami o ładunku elementarnym), z oddziaływaniem grawitacyjnym dwóch punktów materialnych o masie maksymonowej*Odległości wzajemne są oczywiście jednakowe, choć dowolne. Oto porównanie sił:

Dokładnie to samo. Można to z łatwością wykazać rachunkiem algebraicznym na podstawie wzoru definicyjnego masy maksymonowej (klasycznej, bo chodzi o ładunek). Ładunek elementarny posiadają cząstki będące już agregatami plankonowymi. Zatem, równość ta w odniesieniu do odległości korespondujących z długością Plancka nie będzie zachowana, po uwzględnieniu defektu  masy grawitacyjnej układu. Tak na marginesie dodajmy, że cząstki obdarzone ładunkiem są elsymonami, a to jest konsystentne z twierdzeniem o wtórności oddziaływań elektromagnetycznych w stosunku do grawitacji. A jednak istnienie tej równości jest rzeczą znamienną, zdającą się potwierdzać tezę, że grawitacja stanowi wprost budulec tego, co nam (w naszej skali percepcyjnej) jawi się elektromagnetyzmem. Tu mamy też furtkę do formalnej unifikacji. Ale tym niech się zajmą młodzi.  
   Dziś patrzy się na to inaczej. Uczonym w zasadzie udało się zunifikować oddziaływania elektro-słabe z silnymi w teorii GUT (Grant Unification Theory). Ale grawitacji te owocne wysiłki nie dotyczą. Grawitacja jest jakby „obcym ciałem”, cechą krzywizny przestrzeni, a nie materii (w skrajnej interpretacji). Czy rzeczywiście? 

   Ktoś z całą pewnością powie: „Ta równość, to nic takiego, to tylko zabawa z wzorkami, bez większego sensu fizycznego”. Podobna mogła być reakcja na treść notki, opisującej plankony. Czy to tylko hokus-pokus, sztuczki, wzorkowa kombinacja? Mimo wszystko to rzecz dość symptomatyczna. To prawda, że ta „równość sił” wynika (jak już zauważyłem) wprost z definicji masy maksymonowej. [Czy w ogóle istnieje byt o masie maksymonowej?] Mimo wszystko to rzecz nieistotna, gdyż chodzi o upoglądowienie związku pomiędzy oddziaływaniem elektromagnetycznym i grawitacyjnym. Chodzi o upoglądowienie tezy, że w głębszej skali dochodzi do unifikacji  tych oddziaływań. Nota bene, głębiej istnieje wyłącznie oddziaływanie grawitacyjne. A co z plankonami? To przyszło wraz z koncepcją istnienia bytu absolutnie elementarnego. Warto sobie przypomnieć (lub wrócić do notki na ten temat). Ale nie ja pierwszy stosuję wielkości plankonowe. Wszyscy sądzą, że za ich istnieniem kryje się jakaś głęboka prawda przyrodnicza, tym bardziej, że chodzi o jednostki wielkości mierzalnych. Ja tylko zwróciłem uwagę na możliwość, a nawet konieczność istnienia bytu absolutnie elementarnego, a także odszedłem od poglądu, że grawitacja, to wyłącznie przyciąganie. Pogląd ten, by pozbyć się immanentnej osobliwości, dość kłopotliwej, prowadzi do tezy, że grawitacja, to w gruncie rzeczy nie siły, lecz zakrzywienie przestrzeni. [W owczym pędzie badawczym po ogłoszeniu OTW, odżegnano się od newtonowskich oddziaływań (inna matematyka) i tak, zapomniano o istnieniu deficytu masy grawitacyjnej. W tym zapomnieniu pomogło nie trafiające w sedno traktowanie masy grawitacyjnej jako rzecz oczywistą samą przez się, a nie jako pojęcie godne zdefiniowania. Po prostu masa figuruąca we wzorku Newtona. I tak pozostało. Dla przypomnienia, ja zdefiniowałem to pojęcie jako masę układu. Gdy jednak chciano udowodnić, że „oto odkryliśmy fale grawitacyjne”, od razu przypomniano sobie o istnieniu deficytu masy grawitacyjnej, bo to pasowało do energii tych fal – sądząc po interpretacji doświadczenia (LIGO).] Już wyrażałem swój pogląd w tej kwestii. Moje zapatrywania są inne, niż dzisiejsze i oficjalne, a mimo to niesprzeczne z wynikami badań empirycznych. By udowodnić ich nieprawidłowość, należy nie czytać mojej książki  (albo tych notek)...  
   A wracając do początku tej refleksji, do zarzutu, z którym zetknąłem się w jednym z komentarzy do moich artykułów: „..zabawa z wzorkami, bez większego sensu fizycznego, że to pseudo-nauka”, pragnę zauważyć, że ci sami krytycy, na tym samym oddechu mówią, że przyroda, to wprost matematyka, że matematyka jest podstawą wiedzy o przyrodzie. Zapomnieli już, że matematyka jest wyłącznie narzędziem. Sztuczki, nie sztuczki – coś z tego wynika, coś bardziej koherentnego, niż „prawdy oficjalnej nauki”.

  Grawitacja jest bazą, oddziaływaniem właściwie jedynym, natomiast oddziaływanie elektromagnetyczne i pozostałe, to oddziaływania między konkretnymi powtarzalnymi układami, znajdującymi się wyżej w hierarchii skali. [Dziś jednak uważa się, że grawitacja manifestuje się wyłącznie w skali astronomicznej.] Stąd zróżnicowanie w stosowanym opisie. Zasięg i cechy tych oddziaływań uwarunowane są przez cechy samych układów, przez określone cechy ich struktury. Mają więc one charakter lokalny. Tak twierdziłem już niejednokrotnie. Oddziaływanie elektromagnetyczne pojawiło się wraz z przemianą fazową i początkiem ekspansji hubblowskiej, bo przecież foton jest reliktem tego momentu. Czy zatem oddziaływania krótkozasięgowe (jądrowe i słabe) są jeszcze bardziej wtórne? Tak można sądzić, ale to nie ostateczny werdykt. Za mało wiemy, by przesądzać bazując na fakcie, że wszystkie hadrony oddziaływują także elektromagnetycznie. Należałoby na to popatrzeć raczej z innej strony. Wcześniej zwróciłem przecież uwagę na to, że ładunek kwarków jest na razie jeszcze ułamkowy, że w zasięgu krótszym istnieje odpychanie między nukleonami, a w ich strukturze mamy asymptotyczną swobodę. To by mogło przesądzać o (czasowej) pierwotności oddziaływań silnych.   
   Dziś podchodzi się do sprawy inaczej, unifikując w kwantowej teorii pola, oddziaływania silne z elektrosłabymi. Także w kosmologii opartej na tym modelu oddziaływania elektromagnetyczne stanowią jakość raczej wtórną w porównaniu z oddziaływaniami silnymi. Interesujące, że wyniki tych dociekań zdają sie pokrywać z moimi konkluzjami pomimo nieuwzględniania pola grawitacyjnego w dzisiejszej wersji ogólnej (kwantowej) teorii pola. A tu, o dziwo, w hipotezie inflacji (tak dla przypomnienia) gwałtowne odpychanie, uzasadniane na bazie kwantowej, utożsamiono z wielkim ujemnym ciśnieniem i od razu nazwano to ujemną grawitacją (bo się skojarzyło z kosmologią friedmannowską). Niewinne skojarzenia plus perwersyjna matematyka – oto dzisiejsza kosmologia. Dla dualnej grawitacji otworzą się wrota (automatyczne) nieco później. Może za sto lat?...  

    Równość sił grawitacyjnych i elektromagnetycznych, ujawniona powyżej, z całą pewnością nie jest rzeczą przypadkową. Oznacza to, że stoi za tym jakaś podstawowa zasada, jakaś głęboka prawda przyrodnicza.
    Masa plankonu w swej istocie i poprzez swą wielkość, w przeciwieństwie do słabości grawitacji percepowanej przez nas, być może stanowi pomost między oddziaływaniem grawitacyjnym, a elektromagnetycznym. Oczwiście to na razie nie czyni tajemnicy istnienia ładunku elektrycznego mniej tajemniczą. Spróbujmy jednak, choć odrobinę uchylić jej rąbka, choćby uzmysłowieniem określonych przesłanek. Elektron (na przykład) jest określonym elsymonem, obdarzonym ładunkiem elementarnym. Na czym polega różnica (strukturalna) między nim, a pozytonem? [Tu koncentruję się jedynie na ładunku elementarnym. Ułamkowy ładunek kwarków... tej rękawicy nie podejmę. Najpierw należałoby się zająć ich strukturą.] 

*artykułach powięconych dualności grawitacji i plankonom, zwróciłem uwagę na możliwość utworzenia także stałych uniwersalnych bazujących na ładunku elementarnym (zamiast stałej Plancka). Taki klasyczny obiekt uzyskał nazwę maksymonu (nawet jeśli fizycznie nie może istnieć). 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz