Neutrino i płaskość przestrzeni
Wszechświata
Treść
8. Zerowy potencjał grawitacyjny Wszechświata.
9. Sens nadświetlnej prędkości neutrin.
Suplement. Dwie opcje rozpadu
neutronu.
8.
Zerowy potencjał grawitacyjny Wszechświata.
Zgodnie z naszym ustaleniem,
neutrina mają odpychać grawitacyjnie. Tym być może, stanowią czynnik
przeciwdziałający powszechnemu przyciąganiu. Czy tym powszechnym odpychaniem
dokładnie kompensują „naturalne wzajemne przyciąganie materii?” Można przypuszczać,
że odpowiedź twierdząca nie byłaby niespodzianką. Jak wiadomo, globalna
przestrzeń Wszechświata jest płaska, euklidesowa. Trudno więc ją przyrównywać
do nadymającego się „balonu” przestrzeni riemanowskiej. Czy to rzeczywiście
rola neutrin? [Czy nie za daleko się posunąłem?]
W tej sytuacji (jeśli już tak) uzasadnione byłoby przypuszczenie, że materia
neutrinowa stanowi połowę całej materii o niezerowej masie (ale ma masę ujemną – tak dla przypomnienia i
zgodnie z tutejszymi przypuszczeniami). Materia „normalna” i neutrina – może dlatego właśnie wzajemne
przyciaganie materii normalnej kompensowane jest przez odpychanie neutrin
wymieszanych z tą materią. Trzeba zaznaczyć, że liczba
neutrin jest bardzo wielka, szacuje się, że nawet zbliżona do liczby fotonów,
może nawet rzędu miliarda razy większa, niż liczba cząstek materii normalnej. Dzięki temu mimo
znikomej ujemnej masy własnej (tej
rzeczywistej) znanych nam neutrin (Te nieznane
mogą być bardziej masywne – zobaczymy to dalej), dojść mogło do pełnej kompensacji globalnego przyciągania i odpychania. Pomysł
wart rozważenia, nawet dość kuszący. Wynikałoby stąd, że świat nadświetlny nie jest
mniejszy, niż nasz świat. Mielibyśmy dwa światy dopełniające się wzajemnie, tak
jak dwie strony tej samej monety. Tak w skojarzeniu
przypomnijmy sobie, że topologia Wszechświata w dynamice jego rozwoju (cyklicznego) przypomina wstęgę Mobiusa. Szkoda, że wgląd nasz w ten drugi świat, po drugiej stronie, jest aż tak ograniczony. Za to mamy pole do popisu dla fantastów-filmowców, tym bardziej, że kiedyś będzie można się przebić na drugą stronę...
Warto rzecz rozważyć. Więc rozważmy. W artykule na temat grawitacji Wszechświata, bazując na zasadzie kosmologicznej ostatecznie
zawyrokowałem, że natężenie globalnego pola grawitacyjnego równe jest zeru.
Wniosek stąd, że potencjał globalnego pola grawitacyjnego jest stały w
przestrzeni (zerowanie się gradientu potencjału). Na tej
podstawie wyliczyłem jego wielkość. Przedstawia to wzór poniższy:
Wracając do naszych rozważań: „Jeśli istnieje
kompensacja przyciagania materii normalnej przez neutrinowe odpychanie, to
także wypadkowy (sumaryczny) potencjał powinien być zerowy.” Potencjał pochodzący od
neutrin równy byłby:
Właśnie to uzasadniałoby płaskość przestrzeni,
jaką tworzy Wszechświat. Ale rzecz należy
mimo wszystko przemyśleć. Wiemy, że geometria Wszechświata jest płaska. To by
potwierdzać mogło nasze przypuszczenie, nawet jeśli nie interesuje nas to, co
wynika z ogólnej teorii względności. Ta nie przewiduje
dualności grawitacji, a tym bardziej istnienia obiektów o ujemnej masie. A co na to mimo wszystko ogólna
teoria względności, w szczególności modele friedmannowskie? – mógłbym zapytać
naiwnie. Jeśli przestrzeń jest płaska, to dlaczego jest zakrzywiona? Aha, z
powodu niezerowego potencjału globalnego...
Jeśli przypuszczenie
co do neutrin jest słuszne, to potencjał globalnego pola, jako
wielkość addytywna, powinien być na stałe zerowy – płaskość
zapewniona w stu procentach, płaskość immanentna. A jak ma
się to do ustalenia, które wyraża powyższy wzór na potencjał? Na razie nie wszystko jest zaklepane. Przecież
w związku ze stopniowym maleniem (zgodnie z naszym roboczym ustaleniem) niezmienniczej prędkości ekspansji, wartość globalnego
potencjału powinna też maleć. A co z potencjałem pochodzącym od neutrin? Jeszcze się zastanowimy.
Dla zastanowień
przyjmijmy, wbrew atrakcyjności
hipotezy, (o immanentnej równości wartości mas materii
normalnej i neutrinowej), że ujemna łączna masa
neutrin nie kompensuje się z dodatnią masą pozostałej materii. Pomimo, że
rozwiązanie takie, jak już zauważyliśmy, jest raczej zgodne z ogólnymi tendencjami Przyrody (ku
symetrii i równowadze, powiedzmy, że ku estetyce); pomimo, że przestrzeń Wszechświata jest płaska. Można by na przykład
przypuszczać, że w związku z ciągłym maleniem potencjału ujemnego, potencjał
dodatni pochodzący od neutrin, relatywnie rośnie i nie ma mowy
o kompensacji. To by przypominało (ku radości wielu) ciemną energię. Nawet mielibyśmy
wyjaśnienie, skąd się ona bierze. Przecież stała kosmologiczna, to byt matematyczny, a nie
przyrodniczy. Opis sprawy byłby bardzo podobny do dzisiejszego
oficjalnego (nagrodzonego Noblem): „W początkach ekspansji dominowała
grawitacja, a po kilku miliardach lat, do dziś dominuje ciemna energia i tak
będzie na wieki wieków amen.”
Mimo wszystko
istnienie nierówności obydwu potencjałów prowokowałoby do
pytania o to, w jakim stopniu są nierówne, jak ta nierówność
zmienia się z czasem. Moim skromnym zdaniem mielibyśmy
też nietuzinkowy problem choćby natury filozoficznej. O estetyce trudno mówić. Stworzyłoby to także motywację do mnożenia bytów bez możliwości ustalenia, który potrzebny, a
który nie – dla radosnej twórzości
prowadzącej (poprzez liczne doktoraty) do nikąd. W
dodatku nowa matematyka jest jak na zawołanie. Doszłoby więc do
rozdmuchania badań nad zupełnie hipotetycznymi konsekwencjami tego niewinnego
przypuszczenia o zróżnicowaniu mas. Już z czymś
podobnym mamy do czynienia (w innych kwestiach – nie wymieniam, by nie ściągnąć
na siebie gromów odciągających od tematu.). Media tylko na to
czekają, już wpadają w orgazm. Przypomina mi to (a jednak) pomysł ze
stałą kosmologiczną, z którego Einstein wycofał się na czas, a jego kontynuatorzy (by nie powiedzić: epigoni) zaczęli
kombinować: kwintesencja, ciemna energia...
Sądząc po tym skonstatować można, że przyjęcie
równości mas (dodatniej i ujemnej) jest bardziej uzasadnione (pomimo, że nie
sprzyja to doktoratowej wydajności – przynajmniej
na razie).
W artykule poświęconym
grawitacji Wszechświata obliczyliśmy potencjał pola grawitacyjnego Wszechświata
(nasz wzór) nie uwzglęgniając obecności neutrin, jakby ich
nie było. To, co wówczas wyliczyliśmy, było składową (ujemną) potencjału pola pochodzącą od materii
normalnej. Wartość tego potencjału
sukcesywnie maleje
wraz z maleniem wartości inwariantu c. Wniosek stąd (Uwaga!), że jeśli pomysł z
równością mas materii normalnej i neutrin jest do przyjęcia (mimo wszystko to
dość atrakcyjna opcja), to maleć powinna wartość łącznej ujemnej masy neutrin
(potencjał dodatni ich pola). Właśnie dzięki temu utrzymuje się przez
cały czas stan zerowej krzywizny przestrzeni. Przestrzeń (nawet
patrząc na to z pozycji OTW) pozostaje płaska – to naturalna i stała jej cecha, przy tym natężenie
globalnego pola grawitacyjnego pozostaje równe zeru
(zgodnie z zasadą kosmologiczną). Już dawno
zauważyliśmy, że w związku z tym właśnie potencjał pola
wszędzie jest jednakowy.
Gdyby potencjał dodatni pochodzący od ujemnej masy
neutrin nie malał w tym samym tempie, co wartość liczbowa (ujemnego) potencjału
materii normalnej, to Wszechświat być może musiałby rozszerzać
się coraz szybciej (ciemna energia? O nie!), albo zapadać się coraz szybciej, w
dodatku od samego początku ekspansji hubblowskiej (wtedy był bardzo malutki),
co byłoby absurdem. Czy natężenie pola w tej sytuacji mogłoby być
zerowe? Chyba raczej nie, nie tylko ze względów estetycznych. Godziłoby przecież w zasadę kosmologiczną (w związku z charakterem wektorowym natężenia
pola).
Wobec tego, jak miałaby maleć
wartość masy rzeczywistej neutrin? Otóż, także one stopniowo rozszerzają się,
więc siłą rzeczy wartość ich ujemnej masy powinna stopniowo maleć – są coraz
mniej zbite w sobie, są coraz mniej odpychające. I tu chyba
mamy rozwiązanie tej kwestii. Wszystko przecież łączy ogólna tendencja Wszechświata, rozszerzajacego się,
w dodatku proporcjonalnie w każdej skali rozmiarowej – to ustaliliśmy już
dawno. Pamiętamy przy tym, że przyrost rozmiarów jest proporcjonalny do skali
rozmiarów. Ujemna masa neutrin powinna więc z czasem maleć. [To by
prowadziło też do malenia szybkości rozpadów cząstek, rozpadów promieniotwórczych,
co byłoby konsystentne ze stopniowym maleniem wartości inwariantu c. Czy jest jakaś szansa na
zbadanie tego? Chyba tak.] Czy to
przekonuje? Ciekawe, co będzie w momencie inwersji Wszechświata. O tym niech
sobie pofantazjuje czytelnik. Na wszelki wypadek przypominam, że
inwersja ma nastąpić jeszcze zanim inwariant c spadnie do zera. Choć to tylko spekulacje, przyznać
trzeba, że wszystko się tak ładnie zazębia... A tak swoją
drogą, ileż ciekawych przypuszczeń generuje się dzięki temu, że grawitacja ma
charakter dualny.
9. Sens nadświetlnej prędkości neutrin.
„Jeśli neutrina
są szybsze od światła, to uciekają poza Wszechświat”. Jak to pogodzić z tym, że
rozmiary Wszechświata ogranicza horyzont hubblowski-grawitacyjny, oddalający
się z prędkością c? Jak pogodzić to z ustaleniem, że
Wszechświat obejmuje całą przestrzeń, że poza Wszechświatem przestrzeń nie
istnieje? Przypuszczam, że jest to
problem pozorny. Już wcześniej przecież podałem inne
przedstawienie „nadświetlności”.
„Nadświetlność” z naszego podświetlnego stanowiska, nie musi oznaczać
rzeczywiście szybszego rozszerzania się horyzontu. Dla neutrin (nadświetlnych
przecież) największą, a właściwie niedoścignioną prędkośćią jest też c. Chodzi więc raczej o
rodzaj „uwarunkowania topologicznego”. Ta nadświetlna prędkość była w fazie Ureli prędkością w
samouzgodnieniu panelsymonu. Poszczególne jego elementy nie mogły między sobą
kontaktować się. Nie jest to więc ruch posiadający cechy względności i inercjalności. Nie jest to ruch definiowany przez nas jako wzajemna
zmiana położenia dwóch ciał. Nie jest to ruch
kreujący przestrzeń Wszechświata. Nie jest to ruch o charakterze lokalnym. Już to jest przyczyną braku
możliwości bezpośredniego kontaktu między neutrinami, a światem naszej
percepcji. Nie
istnieją fakty doświadaczalne, które by temu przeczyły. Ta „nadświetlność” nie podlega uwarunkowaniom szczegolnej teorii
względności. Tylko w tym sensie prędkość neutrin nazwać można nadświetlną. Neutrina zatem, jeśli także ich ruch tworzy naszą przestrzeń, „widzą” w c
niedościgniony dla nich kres górny prędkości, a maksymalną odległość wyznacza
właśnie ta prędkość. Zatem granicę ich przestrzeni wyznacza horyzont hubblowki, oddalający się od
wszystkich bez wyjątku obserwatowów (zasada kosmologiczna) z prędkością niezmienniczą c. Dla nas obserwatorów, przestrzeń tworzy materia
Wszechświata, której elementy poruszają się w zbiorze prędkości względnych [0,c).
Istnienie tego zbioru ruchów stanowi o rozszerzaniu się przestrzeni
Wszechświata. Z tego powodu przestrzeń Wszechświata jest immanentnie płaska. A
zakrzywienie przestrzeni? To wyłącznie
jakość o charakterze matematycznym. To nie ontologia, lecz procedura
obliczeniowa. Wskazałem na tę możliwość już na
początku naszych rozważań (już w artykule: „Dualny charakter grawitacji”). Tam przecież dokonałem modyfikacji
newtonowskiego prawa grawitacji, która wprowadza poprawki tym bardziej
znaczące, im silniejsze jest pole grawitacyjne. Zachęcam do przebadania
kwestii, choćby w zamiarze odrzucenia całej (mojej) koncepcji.
SuplementDwie opcje rozpadu neutronu
Wielokrotnie zaznaczałem,
że neutrina są reliktem Ureli. Czy bez wyjątku wszystkie? Wszak wiadomo, że
otrzymujemy je w wyniku rozpadów promieniotwórczych. Czy „rodzą” się one jako
produkt tych rozpadów, jako obiekty produkowane, powoływane do życia w tych
reakcjach? Intuicja, przynajmniej moja, przeciwstawia się temu. Przecież
neutrina , sądząc po moich konkluzjach, są reliktem najwcześniejszej fazy Wielkiego Wybuchu, a ich własności
(ujemna masa, stosunkowo duża wewnętrzna koncentracja materii) wykluczają
możliwość ich wytworzenia w warunkach dzisiejszych. Dodajmy do tego, że neutrina nie oddziaływują elektromagnetycznie, więc jak
mają kreować się z cząstek oddziaływujących elektromagnetycznie? Bądźmy
konsekwentni.
Mimo wszystko dla przykładu
weźmy rozpad neutronu. Proces ten przebiega w dwóch etapach. Najpierw jeden z
dwóch kwarków dolnych neutronu (down – d) rozpada się na kwark górny (u – up) i
bozon W (-). Neutron staje się protonem. Następnie bozon W, po
bardzo krótkim czasie, rozpada się na elektron i antyneutrino. Otrzymujemy
więc: proton elektron i antyneutrino elektronowe. Symbolicznie reakcję rozpadu
neutronu zapisujemy tak:
Tak w skrócie i w uproszczeniu przedstawić można proces rozpadu neutronu.
To model powszechnie akceptowany. Mimo wszystko problematyczny jest fakt, że
rozpad ten i inne rozpady „słabe” mają charakter statystyczny. Nie stanowi dla
mnie problemu udział bozonu W. Dla przypomnienia, zgodnie z
dzisiejszym paradygmatem, w procesie takim uczestniczyć powinna cząstka
pośrednicząca (nawet jeśli jest cząstką wirtualną). Jednak co mnie niepokoi:
przyczyna rozpadu kwarku d, właśnie tego, a nie innego. Bo mu się
zachciało? Bo jest inny, niż pozostałe (większe prawdopodobieństwo)? Jest „ważniejszy”
od tego drugiego (u-d-d)?
„Charakter statystyczny” – wniosek
stąd, że powinien
istnieć czynnik zewnętrzny, jedno z miliardów neutrin, tworzących tło; czynnik
o charakterze losowym, właściwie w każdym procesie rozpadu słabego. A co z
rozpadem spontanicznym (widocznie rozpad z udziałem neutrin nie jest
spontaniczny)? Taki rozpad możliwy jest gdy tworzy się układ (plankonowy) nie
mogący istnieć z powodu niezgodności drgań wewnętrznych – to układ niestabilny,
pojawiający się jako etap przejściowy, stan przejściowy
układu, istniejący w czasie bardzo krótkim, by rozpaść się bez udziału
czynnika zewnętyrznego. Poglądowym przykładem czegoś takiego mógłby być granat
wybuchający po kiku sekundach od wyciągnięcia zawleczki. Tak rozpada się na przykład bozon W. Właśnie neutrino
(odpowiednie), gdy pojawia się na przykład w pobliżu neutronu (a właściwie
jednego z kwarków), zakłóca spokój układu stabilnego, powoduje powstanie stanu
przejściowego, który my nazywamy bozonem wirtualnym rozpadającym się
spontanicznie w czasie rzędu 10^-25 sekundy. [Jego masa jest bardzo duża, gdyż
stanowi on formę bardziej rozproszoną (mały deficyt masy grawitacyjnej). Nic
dziwnego, że rozpada się tak szybko. To rzecz charakterystyczna. Mamy tu
ciekawą zbieżność modelu plankonowego, bazującego na grawitacji dualnej z tym,
co daje (kwantowa) fizyka cząstek. Warto zwrócić uwagę i na to.] Dlatego
właśnie nie ma sensu branie bozonu W pod uwagę w zapisie rozpadu neutronu, chyba, że chcemy przedstawić proces z pomocą diagramu Feynmana:
(wzięte z Wikipedii).
Czy powyższy zapis reakcji (*) jest bezwarunkowo
słuszny jako spontaniczny rozpad samego neutronu? Tak się powszechnie sądzi. To jednak
otwiera puszkę Pandory z licznymi problemami. Już w poprzednich częściach eseju
zauważyłem niekonsystentność takiego modelu z tym, ze neutrina nie oddziaływują
elektromagnetycznie i silnie, a także to, że liczba neutrin i antyneutrin we
Wszechświecie jest jednakowa. Do tematu tego wrócę jeszcze w
artykule czwartym.
Całkiem możliwe jednak, że przyczyną rozpadu neutronu jest wtargnięcie w
jego pobliże neutrina (nie antyneutrina) z zewnątrz, z tła. Neutrino
to zadziałało swą grawitacją, spowodowało rozpad neutronu i
poszybowało dalej (mając już inny pęd i energię). Wtargnęło do neutronu i rozpychając się spowodowało jego rozpad swym
działaniem odpychającym. Zjawisko
rozpadu (chyba nawet niezbicie) świadczy o istnieniu odpychania grawitacyjnego.
Czy chcemy, czy nie.
Chyba, że nasze pragnienia stać się mogą ciałem – bytem przyrodniczym (utożsamianie bytów matematycznych z przyrodą). Już myślenie o tym byłoby sporą arogancją – chęć dorównania Nadistocie, w dodatku w niepewności Jej istnienia. Bo przecież wiara jest bezwarunkowym przekonaniem o słuszności hipotezy, której nie można udowodnić. Ta „bezwarunkowość” stanowi o różnicy między nauką, a teologią.
Chyba, że nasze pragnienia stać się mogą ciałem – bytem przyrodniczym (utożsamianie bytów matematycznych z przyrodą). Już myślenie o tym byłoby sporą arogancją – chęć dorównania Nadistocie, w dodatku w niepewności Jej istnienia. Bo przecież wiara jest bezwarunkowym przekonaniem o słuszności hipotezy, której nie można udowodnić. Ta „bezwarunkowość” stanowi o różnicy między nauką, a teologią.
Uznanie grawitacji dualnej za istniejącą umożliwia wyjaśnienie proste,
logiczne, a nawet poglądowe rozpadu beta (i innych rozpadów). Mamy więc jeszcze
jeden argument potwierdzający słuszność tezy, że grawitacja dualna istnieje, a w związku z tym możliwe jest istnienie cząstek o ujemnej masie
(neutrin).
Z powyższych wynurzeń wynikałoby, że możliwy, a nawet godny rekomendacji jest inny proces rozpadu
neutronu, chyba, w kontekście naszych przemyśleń, bardziej trafiający w sedno, niż ten przedstawiony jako (*). Oto on:
Możliwości tej nie wykluczają prawa
zachowania, w szczególności prawo
zachowania liczby leptonowej (tak elektron, jak i neutrino mają liczbę
leptonową równą plus jeden). W
obydwu przypadkach spełnione są zasady zachowania. Sens jest jednak inny.
W pierwszym przypadku (otrzymujemy wraz z elektronem, antyneutrino elektronowe) mamy rozpad spontaniczny neutronu (pomimo
statystyczności tych rozpadów) na trzy cząstki – wszystkie
miałyby się wziąć z niego. Czy zatem wystarczy jeden kwark dolny (z neutronu),
by wyczarować dwie cząstki o sporej (w dodatku) energii? [Zasób energii w
kwarku górnym jest znacznie mniejszy, niż w kwarku dolnym? Nic dziwnego, że
proton jest tak trwały. Ale to już inny temat.] Czy
neutron wytwarza antyneutrino i ono pomimo, że nie oddziaływuje silnie, jest
rezultatem zmian zachodzących w środowisku kwarków? Trzecie pytanie:
Czy właśnie to antyneutrino wykrywamy w sposób niezbity jako antyneutrino? Przecież detekcja tych cząstek ma charakter wyłącznie pośredni. I jeszcze jedno pytanie (już zadane w poprzednim artykule):
Czy liczba neutrin (i anty-) sukcesywnie rośnie kosztem materii „normalnej”?
Sądząc po tym, co wiemy, to raczej nie.
W
przypadku drugim nie ma mowy o tworzeniu się (powoływaniu do życia)
antyneutrina, lecz o uczestnictwie neutrina z tła w procesie rozpadu neutronu.
Trzeba przyznać, że ta opcja, w źródłach pisanych
pojawia się bardzo rzadko, także trudno się jej doszukać w sieci. Wielu zainteresowanych nawet nie zdaje
sobie sprawy z takiej możliwości. Swoją drogą, właśnie ta
opcja pasuje do dualności grawitacji, zakładanej wyłącznie w tej pracy. Tu neutrino (nie antyneutrino) zbliża się do
neutronu (a nie oddala od otrzymanego protonu), robi co do niego
należy i opuszcza teren. W gruncie rzeczy, w związku z
cechą skrętności, oddalanie się antyneutrina równoważne jest zbliżaniu się
neutrina. Chyba
właśnie dlatego Majorana uznał, że neutrino i antyneutrino, to dwa różne stany
tej samej cząstki.
Dodajmy, że w pierwszym
przypadku mamy do czynienia z
rozpadem spontanicznym (nie spowodowanym przez
czynnik zewnętrzny). Jednak w takiej sytuacji trudno oczekiwać charakteru wykładniczego
funkcji (malejącej) opisującej rozpad większej
próbki, trudno oczekiwać statystyczności procesów rozpadu (zwróciłem na to uwagę
wcześniej). Zatem czynnik wywołujący rozpad przybywa z
zewnątrz. Jak widać, w drugim przypadku mamy do czynienia z neutrinem tła, z
cząstką będącą reliktem procesu Ureli. To rzecz istotna w związku z tym, że
posiada masę ujemną i porusza się z prędkością nadświetlną – zgodnie z modelem
przedstawionym w tej pracy. [Właśnie ta ujemność masy neutrin stanowi o destrukcyjnym działaniu neutrin.] Na
pytanie: „Czy w ogóle cząstkę neutrino
wyprodukować można podczas doświadczeń siłą rzeczy z cząstkami naszego świata?”,
odpowiedź: „Tak” w kontekście naszych rozważań nie zadawala. Która więc opcja
jest lepsza? Znów przypominamy sobie o statystyczności rozpadów z udziałem
neutrin, o tym, że mamy do czynienia z rozpadami o charakterze wykładniczm. To
fakt doświadczalny. Tak, ale co się dzieje z neutrinem? Już zauważyłem
wcześniej. Po prostu kontynuuje swój ruch, z tym, że jego pęd i energia są
nieco inne. A zbiór takich jak on, po zmodyfikowaniu ich ruchu,
tworzy wiązkę bardziej lub mniej skolimowaną – to, co stwierdzamy doświadczalnie
(np. neutrina reaktorowe, a także słoneczne).
Problem w tym, że nie daje się tego wykryć bezpośrednio. Sam problem z jednoznacznym opisem procesu wynika stąd, że, jak na razie,
nie bierze się pod uwagę możliwości tej, że cząstki neutrino mają masy ujemne,
że kinematycznie znajdują się po drugej stronie osi c.
Sam opis rozpadów, zgodnie z obowiązującą
teorią, przez wprowadzenie bozonów wirtualnych, można już zastąpić przez
deterministyczny opis bazujący na modelu plankonowym i grawitacji dualnej.
Wówczas nie ma potrzeby posiłkowania się cząstkami przekazującymi siły. To dużo
prościej. Tak sądzę. Sama możliwość
istnienia układów niestabilnych, przez krótką chwilę, wcale nie jest z tym
sprzeczna.
Że odkrywamy w reakcji mimo wszystko antyneutrina? Dzieje się tak dlatego, gdyż dla ich detekcji posługujemy się
fotonami, zatem to, co widzimy (antyneutrino) jest
zwierciadlanym odbiciem tego, co dzieje się faktycznie, a to z powodu nadświetlnej prędkości tych cząstek. Temat ten zostanie
rozwinięty w czwartej, ostatniej części eseju. Wypowiedziane zostanie wtedy też Twierdzenie o Odbiciu Zwierciadlanym Obiektów Nadświetlnych (OZON).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz