poniedziałek, 11 listopada 2019

6. Sens nadświetlnej prędkości. Niezmienniczość, lokalność i nielokalność

    Szybkość neutrin względem materii, która uformowała się w wyniku przemiany fazowej, już po Ureli, powinna być  w naszym „teoretycznym” odczuciu, większa od szybkości rozchodzenia się światła, a właściwie większa od prędkości ekspansji hubblowskiej, ekspansji, która zaczęła się z chwilą ustania przemiany fazowej. Większa w tym sensie, że nie mieści się w naturalnym przedziale prędkości względnych, o których mowa w odniesieniu do (tej) materii (dla nas) normalnej: [0,c), nie licząc fotonów, których prędkość-szybkość stanowi granicę. Ta „normalna” materia jest właśnie reliktem tego, co powstało w wyniku przemiany fazowej, która, powtarzam, zaszła później. Właśnie w tym sensie mowa o szybkości nadświetlnej, to znaczy szybkości spoza zakresu percepowanego przez nas, spoza zakresu lokalności, spoza zakresu stanowiącego relikt początków naszego bytu materialnego. Wynikałoby stąd, że istnienie takich cząstek byłoby niejako konsystentne z tym, że Urela (lub coś podobnego) miała miejsce. Tu warto dodać, że „nadświetlna” prędkość ekspansji podczas trwania Ureli, nie była prędkością względną (lokalną), nie była uzgodniona przez jakiś tam czynnik. I tak pozostało w odniesieniu do neutrin. W tym sensie także dla nich istnieje nieosiągalny „kres górny prędkości. Dlaczego nieosiągalny? Dlatego, gdyż rzeczywiście nie osiągnęły go (pomimo dużej bliskości), gdyż ich plany pokrzyżowała przemiana fazowa. Pozostały więc sobą do dziś. Tym kresem górnym jest oczywiście prędkość przez nas utożsamiana z prędkością światła. Pisałem już o tym.  Mimo wszystko zaskoczeni? Cierpliwości.
    Wciąż spokoju nie daje mi fakt, że prędkość „naturalna” cząstek jest, jak na naszą skalę, bardzo duża, co najmniej rzędu kilku tysięcy km/s. Dawałem temu wyraz niejednokrotnie i ustosunkowywałem się w zależności od  poruszanej tematyki. To, co teraz mi przyszło do głowy, uzupełni poprzednie sądy. Otóż w wyniku przemiany fazowej (zamykającej Urelę), zaraz po fotonach, pojawiły się (wraz z oddziaływaniami, w których uczestniczą) cząstki dziś nazywane elementarnymi. Ich energie kinetyczne były bardzo duże w związku z bardzo wysoką wówczas temperaturą. I tak w zasadzie do dziś pozostało. Cząstki elementarne stanowią po prostu relikt tych wczesnych czasów, w których się pojawiły. Interesujące, że tę wielką prędkość cząstek przyjmujemy wprost bezrefleksyjnie, bez zastanowienia, jako naturalną. [Co poniektórzy dodają: Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba... (Fredro)] Jakoś nie oczekujemy po elektronie, by mógł zatrzymać się  pomimo, że chodzi o ruch względny, dopuszczający przecież istnienie nawet zerowej prędkości. Zauważmy, że prędkość elektronów, jest porównywalna co najwyżej z prędkością orbitalną w atomie. O mniejszej prędkości raczej się nie wspomina (Czy jest możliwa?). A protony? Interesujące, mogą być w spoczynku względem siebie, jednak swobodne też poruszają się dosyć szybko. Są hadronami, czyli cząstkami o poznanej już strukturze kwarkowej. Chyba coś w tym jest.
   Leptony sprawiają wrażenie, jakby ich ruch był, przynajmniej w części niezmienniczy – tym bardziej, im prędkość bliższa jest prędkości światła. [To by się zgadzało z kinematyczną dylatacją czasu, której wielkość zależy od prędkości względnej – większa miara niezmienniczości.] Jakby to przejście do niezmienniczości miało charakter ciągły. Na ogół, to znaczy, gdy się nad tym zastanawiamy, wprost intuicyjnie oczekujemy nieciągłości przy przejściu od prędkości podświetlnej (cząstek masywnych) do niezmienniczej prędkości światła. Czy słusznie?  Swoją drogą, cząstka masywna nie może nagle od siebie stracić masy (by poryszać się jak światło).    
   Jak wiemy, niezmienniczość oznacza nielokalność*. Pisałem już o tym wcześniej. Odnoszę wrażenie, że lokalność ruchu cząstek jest zatem częściowa. Konkluzja ta zaskoczyła też mnie. Interesujące, że istnienie nielokalności w świecie cząstek (splątania), nota bene przewidywane przez mechanikę kwantową, zostało potwierdzone eksperymentalnie. Jestem pełen podziwu i pokory dla twórców mechaniki kwantowej. Mój grubo ciosany determinizm nie umywa się do jej intelektualnej finezji. Przecież do istnienia nielokalności doszedłem inną, mniej efektowną i mniej wymagającą drogą, doszedłem mimo wszystko świadom istnienia nielokalności wynikającej z modelowania kwantowego. Można by nawet pokusić się o hipotezę, że nielokalność ujawniająca się jako cecha niezmienniczości koresponduje z nielokalnością kwantową. Do tej nielokalności, dokooptujemy (dalej) także grawitację gdy będziemy rozważać zachowanie jej zawartości, w związku z zakładanym istnieniem grawitacyjnego bytu elementarnego absolutnie (plankony). Jeszcze będzie o tym. Czy posunąłem się zbyt daleko?
Moglibyśmy więc wnioskować, że w eksperymencie na splątanie, lepiej użyć cząstek szybszych, najlepiej tych o prędkościach relatywistycznych (już nie mówiąc o fotonach). Czy słusznie? Dodam, że my, czyli obiekty makroskopowe, jesteśmy już jak najbardziej lokalni, chociaż niektórym zdarza się rozdwojenie jaźni. Splątanie nam się nie zdarza, choć czasami w głowie nam się plącze. Rozum nie zawsze ma cechy lokalności, a im bardziej jest nielokalny, tym trudniej w życiu.

A co z fotonem? On nie zna czasu. "Subiektywnie" jest wszędzie. Mamy tu splątanie - w tym sensie, że nie jest potrzebny czas na uzgodnienie cech cząstek dowolnie oddalonych. Właściwie, może to być wniosek ze szczególnej teorii względności. Tak rzecz można interpretować. Także w odniesieniu do cząstek masywnych, gdyż ich prędkość jest także w pewnym (większym lub mniejszym) stopniu niezmiennicza - nie może być zerem. Interesujące, że Einstein nie mógł pogodzić się z mechaniką kwantową właśnie z powodu potencjalnej możliwości splątania kwantowego...

*) Jak wiemy, parametry stanu cząstek, zgodnie z mechaniką kwantową, wyznczać możemy z określonym prawdopodobieństwem. Przyczyną jest immanentna nieoznaczoność. Prowadzi to do wniosku (wobec niezerowego prawdopodobieństwa) o możliwości splątania – jakby (w dużym uproszczeniu) „przekazywania”  określonych cech cząstki, także cząstkom znajdującym się gdzieś daleko, nie ważne jak. Przekazywania natychmiastowego pomimo, że informacja nie może być przekazywana z prędkością większą, niż prędkość światła.
     Podejście probablistyczne prowadzi do wniosku o istnieniu różnych możliwości, różnych wariantów przy określeniu przebiegu zjawisk (niezerowe prawdopodobieństwo). Wszyscy się zastanawiamy: „Co by było gdyby”. Mogłem pojechać tam, a wtedy zdarzyłoby się to, czy tamto; mogłem zrobić (lub nie) to, czy tamto, a wtedy ożeniłbym się z tamtą; mógłbym wygrać w lotka lub wpaść pod tramwaj, itd, itp. Można wyobrażać sobie różne historie możliwych zdarzeń. Jedne bardziej, inne mniej prawdopodobne. Istnieje więc jakieś prawdopodobieństwo (niezerowe), że będą miały miejsce wszystkie możliwe zdarzenia. W odniesieniu do naszego swiata nie brzmi to wiarygodnie. Nie dziw. Inaczej jest w odniesieniu do dużo prostszego świata cząstek subatomowych. Tam można mówić o sumowaniu po historiach (różnie prawdopodobnych). Procedurę tę wprowadził Richard Feynman.       Wracając do przykładowych wydarzeń z życia, jeśli wskażemy na jedną jedyną opcję, która już w dodatku zaszła w przeszlości, to  wszystkie inne niezliczone opcje znikają, przestają istnieć. Podobnie (asocjacyjnie) rzecz się ma z redukcją funkcji falowej, gdy badamy konkretną cząstkę.
     Ta różnorodność możliwych stanów, możliwych historii, konsystentna jest z możliwością splątania kwantowego. Splątanie kwantowe oznacza nielokalność. Natomiast lokalność oznacza, że przekaz informacji nie może zachodzić z prędkością większą, niż c, a tym bardziej natychmiastowo, bezczasowo. Czy chodzi jednak rzeczywiście o fizyczny przekaz informacji?
     A teraz zwróćmy uwagę na to, że grawitacja jest wszędzie, bo jej źródłem, zgodnie z moim ustaleniem, jest niezniszczalny byt absolutnie elementarny, który utożsamiłem z plankonem. Grawitacja jako taka jest nielokalna. Nielokalna jest też niezmiennicza prędkość światła, równa prędkości ekspansji Wszechświata. Sam Wszechświat rozwija się, ewoluuje jako zintegrowana i samouzgodniona całość, jako jedność. Nie ma tu oczekiwania na jakieś sygnały pobudzające i koordynyjące. Bo od kogo?? [Zostawmy w spokoju teologiczne d...e] Wszechświat jest nielokalny (nie ja pierwszy to twierdzę). Nielokalne są też fotony, bo ich prędkość jest niezmiennicza, tak, jak prędkość ekspansji (zgodnie z zasadą kosmologiczną). Lokalność w tym sensie oznacza po prostu względność.
     Cząstki, które pojawiły się tuż po fotonach (podświetlne), w czasie przemiany fazowej, jako relikt tych czasów, poruszają się z prędkościami bardzo dużymi, bez jednoznacznego związku z wymogami zasady względności ruchu. Nawet wykazują jakby cząściową niezmienniczość. Dlatego splątanie kwantowe dotyczyć może także cząstek masywnych. Jako relikty pewnego etapu ewolucji Wszechświata, są one nielokalne, bo to, co się z nimi dzieje, jest częścią samouzgodnionego procesu globalnego,uwarunkowanego kosmologicznie.
     Dodajmy do tego, że gdy doszło do Wielkiego Wybuchu, wszyscy byliśmy razem (wielokrotnie używałem tego zwrotu). W związku z tym, rozwój materii, zgodny przecież z uniwersalnymi prawami przyrody, wszędzie jest jednakowy. [O tym mówi zasada kosmologiczna.] Zawsze więc można znaleźć w tym samym momencie globalnego czasu kosmicznego, dwie (lub więcej) cząstki o tych samych dokładnie parametrach stanu, niezależnie od dzielącej je odległości. W tym kontekście, splątanie kwantowe nie jest rzeczą aż tak tajemniczą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz