Józef Gelbard
Prawo Hubble'a
Treść
1. Zasada kosmologiczna i prawo Hubble'a. Nawiązanie. W jaki sposób dokonuje się pomiaru odległości galaktyk? Odkrycie Hubble'a. Obserwacyjne wyznaczenie stałej H.
2. Prawo
Hubble’a i ekspansja Wszechswiata. Przemyślenia związane z prędkością ekspansji. "Łącznościowe podejście na cenzurowanym. Prędkości względne i tempo ekspansji.
3. Rozmiary Wszechświata
(wyznaczenie promienia horyzontu).
4. Dalszy ciąg
rozważań nad prędkością kosmologiczną i tempem ekspansji.
5. Wiek Wszechświatai zmienność współczynnika H.
1.
Zasada kosmologiczna i prawo Hubble`a
Nawiązanie
W artykule pierwszym była
mowa o zasadzie kopernikańskiej. Przez świat nauki zasada ta przyjęta została
apriori jako rodzaj aksjomatu. Pięćset lat temu już sama myśl stanowiła ogromny
przełom. Dziś raczej przyjmuje się to jako rzecz czywistą do tego stopnia, że
nawet jej łamanie przez rozliczne hipotezy i teorie nie stanowi problemu.
Wprost przestała stanowić kryterium ich oceny. Stała się zdroworozsądkowym
marginesem i nie zaprząta umysłów zajętych sprawami „poważniejszymi”. Jeszcze
trochę, a zajmować się nią będą tylko historycy nauki. Czy słusznie (w związku
z tym „tylko”)? Dziś bowiem nie mówi się o ruchu galaktyk jako takim. Jak
wiadomo, dziś mówi się tylko i wyłącznie o rozszerzaniu się przestrzeni. W tym
kontekście zasada kosmologiczna jest jakby nierelewantna. Czy słusznie?
Ponawiam pytanie pomimo, że stało się retorycznym w
świetle ustaleń artykułu poprzedniego. Przecież już
sam fakt istnienia prędkości niezmienniczej c wprost z niej wynika. Zgodność z zasadą
kosmologiczną powinna więc stanowić nawet kryterium przy ocenie inicjatyw
poznawczych, przy podejmowaniu badań w dziedzinie kosmologii i może nie tylko.
Główną
konsekwencją przyjęcia zasady kosmologicznej, w
odniesieniu do dynamiki obiektów o znaczeniu kosmologicznym, była (patrz artykuł poprzedni) hipoteza o proporcjonalności ich
prędkości względnych do wzajemnych odległości. Symbolicznie przedstawia to
wyrażenie: v/r = const. To rodzaj antycypacji. Czy badania naukowe ją
potwierdzą? Czy możliwe jest wyznaczenie wielkości tej stałej? Znim zajmiemy się tą kwestią, dla porządku rzeczy,
odpowiedzmy na pytanie:
W jaki
sposób dokonuje się pomiaru odległości galaktyk?
Dokonuje się tego przede wszystkim poprzez
obserwację gwiazd. Jedną z nich jest Słońce, ale
gwiazdy są różne. Istnieją olbrzymy, których promień większy jest niż promień
orbity Marsa, wśród nich nawet takie, które ogarniałyby cały Układ Słoneczny;
karły o rozmiarach dużej planety, a także gwiazdy neutronowe o promieniu rzędu
dziesięciu kilometrów i niezwykle wielkiej gęstości. Nasza dzienna gwiazda jest
stabilna, są jednak gwiazdy, których rozmiary i oczywiście jasność, zmieniają
się. Wśród nich jedne pulsują regularnie lub nie, inne zaś eksplodują: Nowa lub
Supernowa.
1. Na wyróżnienie zasługują gwiazdy
nazywane białymi olbrzymami. Dzięki swej szczególnie dużej jasności, widoczne
są one z daleka. Należą one w ogromnej większości do tak zwanej populacji I.
Mowa o gwiazdach młodych, formujących się nawet dziś, na przykład w gromadach
otwartych. Wszystkie one powstają z materii zawierającej stosunkowo dużo
pierwiastków ciężkich, materii tworzącej ramiona spiralne*. Białe olbrzymy poznano dosyć
dobrze. Poznano skład chemiczny i cechy ich widm, oszacowano także odległość od
nas, a więc ich jasność absolutną. To odległość stosunkowo niewielka. Notabene,
nasze Słońce także należy do gwiazd pierwszej populacji i znajduje się w jednym
z ramion spiralnych. Znajomość cech Białych Olbrzymów daje możliwość oszacowania
odległości galaktyk poprzez obserwację tego typu gwiazd, wykrywanych tam.
Gwiazdy drugiej populacji, starsze, znajdują się na ogół znacznie dalej,
większość poza dyskiem Galaktyki, a także w jej centrum, co czyni znacznie
trudniejszą kalibrację ich odległości.
2. Szczególną uwagę
astronomowie poświęcili cefeidom. Ich nazwa bierze się od nazwy gwiazdozbioru,
w którym odkryta została pierwsza z nich (δ Cefeusza). Odkrył ją angielski
astronom amator John Goodricke w roku 1784. Są to olbrzymy pulsujące w sposób regularny
ze stałą w czasie częstotliwością (od 1 – 50 dni), przy czym w momencie maksimum
ich jasność jest 3-4 razy większa, niż w minimum. Cechy te (wielkość i
regularność pulsacji) stanowią o możliwości użycia ich do pomiaru odległości
galaktyk, w których są one dostrzegalne. Już sam fakt
istnienia pulsacji sprzyja wykryciu tych
obiektów nawet w galaktykach, nie koniecznie tych z najbliższego sąsiedztwa. Okazuje się, że istnieje ścisła zależność
między okresem pulsacji, a jasnością (absolutną) gwiazdy. Jasność jest
proporcjonalna do logarytmu okresu pulsacji, to znaczy funkcja M(logT) jest
liniowa. Odległość gwiazdy od obserwatora nie ma wpływu na charakter tej zależności.
Znając więc jasność wizualną gwiazdy (z pomiaru), oraz okres jej pulsacji (a
więc jej wielkość absolutną), można obliczyć jej odległość. Oto wzór:
Tutaj : m – jasność wizualna, M – jasność absolutna, r –
odległość. Patrz Wiadomości wstępne.
Dzięki
istnieniu tej zależności Hubble mógł wyznaczyć odległość pewnej liczby
obiektów, w których wykrył cefeidy. Dopiero wówczas okazało się, że znaczna ich
liczba znajduje się poza obrębem Galaktyki (Układu Drogi Mlecznej). Zaliczane
do niej wcześniej „mgławice” okazały się galaktykami często nie mniejszymi, niż
nasza. Dodatkowo, dzięki badaniu widm, wyznaczył Hubble prędkość radialną tych
odległych obiektów. Choć dysponował dość ubogim zbiorem danych, postanowił w
odniesieniu do nich (tego wprost wymaga procedura badań) sporządzić wykres
wiążący ze sobą wyznaczone parametry (odległość i prędkość radialna). O tym dalej.
Warto przy tej okazji wspomnieć o klasie gwiazd przypominających bardzo
cefeidy istnieniem związku jasności absolutnej z częstością pulsacji. Chodzi o
gwiazdy typu RR Lyrae (pierwszą z nich wykryto w roku 1901 w gwiazdozbiorze
Lutni). W odróżnieniu od cefeid są to gwiazdy II populacji. Na ogół poruszają
się one dość szybko względem Słońca, w dodatku wiele, chyba nawet większość z nich, znajduje się opoza dyskiem Galaktyki.
Cechuje je też stosunkowo małe stężenie metali. Są to białe lub żółto-białe
olbrzymy o jasności mniejszej niż cefeidy. Istotne jest to, że znajduje się je
w gromadach kulistych (co rzadkością jest w odniesieniu do cefeid). Dało to
możliwość wyznaczenia odległości tych obiektów i tym oszacowania ich rozmiarów
(w uśrednieniu). Jako obiekty rozległe i stosunkowo jasne, gromady kuliste widoczne
są także w innych galaktykach. Mamy więc
jeszcze jeden sposób na oszacowanie odle-głości. Tak na marginesie wspomnieć
można o gwiazdach typu W Virginis (też drugiej populacji) o podobnych (do cefeid)
cechach pulsacji, ale słabszych. Uznanie gwiazd tych za cefeidy powodować
musiało zawyżenie szacowanych odległości. Zdarzyło się to Hubblowi. Tenże, nie
znalazłszy w galaktyce Andromedy gwiazd typu RR Lyrae, uznał, że galaktyka ta
jest bardziej odległa, niż w istocie. Błąd ten poprawiony został przez Baadego.
3. Odległość można też wyznaczyć na
podstawie obserwacji wybuchów gwiazd supernowych. Podczas wybuchu takiej
gwiazdy jej jasność wzrasta w ciągu bardzo krótkiego czasu setki milionów razy.
Gwiazda taka pojawia się ni stąd ni zowąd w którejś galaktyce. Jej stopniowe
gaśnięcie w funkcji czasu, czyli charakterystyka czasowa jasności pozwala na
przydzielenie gwiazdy do określonego typu w klasyfikacji gwiazd supernowych,
utworzonej na podstawie obserwacji ich w naszej galaktyce, a więc na określenie
jej jasności absolutnej. Do określenia odległości najbardziej nadają się
supernowe typu Ia, których charakterystyki zmian blasku są bardzo podobne.
Dzięki tym supernowym wyznaczać można odległości (znaczne) galaktyk, co do
których metoda cefeid jest już nieprzydatna. Problem stanowią jednak ich jasności
absolutne, których wartość ze zrozumiałych względów ma określony rozrzut. Innym
problemem jest rzadkość występowania supernowej. Z tego powodu astronomowie nie
dysponują (nie dysponowali do niedawna) wystarczjąco bogatym materiałem
obserwacyjnym. Poziom niepewności w oszacowaniu wielkości absolutnych tych
gwiazd, w związku z tym, do niedawna był nawet znaczący. Ostatnio, dzięki
sporej liczbie zarejestrowanych supernowych tego typu, w licznych odległych galaktykach
(w ostatnich latach nastąpił ogromny postęp w dziedzinie technik
obserwacyjnych), właśnie supernowe typu Ia stanowią, jak to się mówi, świece
standardowe, dające możliwość dość precyzyjnego wyznaczenia odległości. Czy to
pewne?
Wymienione tu metody nie wyczerpują tematu. Są to jednak metody najczęściej
stosowane, szczególnie gdy mowa o aspekcie kosmologicznym badań. Stosuje się
też (tam gdzie można) równoczesne pomiary wymienionymi tu dwiema metodami. W
odniesieniu do obiektów szczególnie odległych, na przykład kwazarów, stosuje
się też metodę bazującą na soczewkowaniu grawitacyjnym. Wyniki, choć nie w
pełni dokładne, pozwalają jednak na wyciągnięcie daleko idących i dosyć
wiarygodnych wniosków, niesprzecznych z ogólnymi koncepcjami kosmologicznymi i
teoriami fizycznymi opisującymi mikroświat.
Odkrycie
Hubble’a
Jedną z najważniejszych metod badawczych
astrofizyki jest analiza widmowa, dzięki której poznajemy skład chemiczny
badanych obiektów, ich parametry termodynamiczne, a także opisujemy ich ruch.
Nim się tutaj zajmiemy. Wiadomo, że linie określonego widma obiektu
poruszającego się, przesunięte są względem tychże linii widma laboratoryjnego.
Przyczyną tego jest jak wiadomo efekt Dopplera. Dysponując (z obserwacji) wielkością przesunięcia linii (z)
możemy wyznaczyć prędkość obiektu. Oczywiście znane są też metody pomiaru odległości. „Interesujące, czy
istnieje jakiś związek między prędkością obiektów, a ich odległością?” [Chodzi tu o obiekty oddalone na tyle, że ruchy lokalne nie odgrywają
już roli.] Pytanie to zadać można nawet jako
naturalną kolej rzeczy, wprost z nagromadzenia danych obserwacyjnych, bez
uświadomienia, że wiąże się ono bezpośrednio z zasadą kosmologiczną. Jeśli
żaden związek nie istnieje, to powierzchnia zawarta między osiami prędkości i
odległości (OXY) pokryta powinna być równomiernie punktami określonymi przez te
dwa parametry, jeśli uwzględnić odpowiednio dużą liczbę obiektów, bo wszelkie
pary liczb są możliwe. Wynik taki oznaczałby, że bardziej do przyjęcia jest
model drugi z wymienionych w poprzednim artykule,
mających spełniać zasadę kosmologiczną. Dla przypomnienia, model ten zakłada
statyczność nieskończonego Wszechświata.
Badanie
to przeprowadził Edwin Hubble, przy czym wcale nie było jego zamiarem
potwierdzenie (lub obalenie) zasady kosmologicznej. To był po prostu ciekawy, konkretny,
szczegółowy temat badawczy, którego się podjął. Przede wszystkim odkrył, że wszystkie
nielokalne (nie należące do lokalnej drupy, to
znaczy, nie znajdujące się w sąsiedztwie naszej Galaktyki)
obiekty oddalają się. W roku 1924 odkrył, że „mgławice spiralne” (tak
nazywano wówczas te obiekty) są galaktykami tego
samego rzędu wielkości, co nasza Galaktyka Drogi Mlecznej. W galaktykach tych
dostrzegalne były (już w jego czasach) cefeidy – gwiazdy olbrzymy pulsujące
regularnie. Znana już była wówczas zależność okresu ich pulsacji od ich
jasności absolutnej (od roku 1912). Oczywiście jasność wizualna zależy od
odległości. Mógł więc Hubble wyznaczyć odległość galaktyk. Dysponował też
przesunięciem ich widm. Mógł więc sporządzić wykres. W roku 1929 ogłosił wyniki swych badań. Pomimo, że dysponował dość ubogim
zbiorem danych (kilkanaście wiarygodnych par liczb), okazało się, że już w tym
bardzo ograniczonym zbiorze danych istnieje dość wyraźna liniowa zależność pomiędzy prędkością galaktyki, a jej
odległością. Poniżej widzimy wykres przypominający to,
co otrzymał Hubble. Z przeprowadzonego badania wynika więc zależność
wprost proporcjonalna między względną prędkością obiektów o znaczeniu
kosmologicznym, a ich wzajemną odległością.
Choć uczony ten nie dysponował
wystarczająco bogatym zbiorem danych, zdecydował się na opublikowanie pracy,
przekonany, i słusznie, że dokonał odkrycia. Na
wykresie oś odciętych stanowi stosunek r/R (zamiast odległości r –
nie jest to wykres oryginalny). Tutaj R jest promieniem Wszechświata, czyli
odległością odpowiadającą prędkości światła – odległością największą. Jej wartość, podana na
wykresie, zgodna jest z obliczeniem poniżej. Rzecz uzasadnić można następująco:
Stosunek v/c ma duże
znaczenie, już choćby w związku z tym, że stosunek ten określa przesunięcie
linii widmowych w efekcie Dopplera.
Dalsze obserwacje potwierdziły odkrycie.
Ciekawe, że odkrycie zaskoczyło świat nauki i nikt (ważny) nie pomyślał, że to
„tylko” potwierdzenie znanej od dwien dawna Zasady. Samo spostrzeżenie nazwane
zostało prawem Hubble`a. Zapisuje się to w następującej postaci:
v = Hr (1)
Tutaj:
H – to oczywiście współczynnik proporcjonalności widniejący w antycypacji
bezpośrednio wynikającej z zasady kosmologicznej, jako „const” (patrz poprzedni artykuł). Nosi on nazwę stałej
Hubble’a.
Obserwacyjne wyznaczanie stałej Hubble'a
By wyznaczyć
wielkość tego współczynnika, należy znać odległość – o jej wyznaczaniu było
powyżej, oraz prędkość, z jaką dany obiekt oddala się. Tę wielkość wyznaczyć
można na podstawie dopplerowskiego przesunięcia widm (red-shift). W
Wiadomościach wstępnych podałem wzór na wielkość przesunięcia:
Łącząc wzory (1) i (2) mamy:
Tak otrzymaliśmy sposób na wyznaczenie stałej Hubble’a.
Widzimy, że do tego celu wymagana jest
znajomość względnego przesunięcia widma (ku czerwieni), oraz odległość
wybranego obiektu. Pierwszy z tych parametrów możemy wyznaczyć dość dokładnie. [Nie gwarantuje to jednak, że zmierzona prędkość jest
prędkością kosmologiczną. Można mieć na przykład do czynienia z galaktyką
oddalającą się od nas z innych, lokalnych powodów (tak, jak zbliża się
galaktyka M 31). Słuszne i znaczące to jest w odnisieniu do galaktych naszej
lokalnej gromady.]
Problem
stanowi odległość. Dokładność jej wyznaczenia warunkują czynniki nie zawsze
będące pod naszą kontrolą. Nie wszystko jest funkcją postępu technologicznego.
Same obiekty (cefeidy, supernowe) różnić się mogą minimalnie między sobą. Także
nie do pominięcia jest ewentualna obecność między nami, a danym obiektem, materii
pochłaniającej w jakimś stopniu światło. Ma to niewątpliwie jakiś wpływ na
stwierdzaną obserwacyjnie jasność obiektu. Należy więc wykonać wiele pomiarów,
kierując teleskopy w różne strony. Nie można uniknąć badań o charakterze statystycznym.
Wartość współczynnika H
oszacowano na: H = (15-20) km/s/na milion lat świetlnych lub: H = (48,9-65,2)km/s/Mps. [Mps – megaparsek, czyli milion parseków; parsek,
to odległość odpowiadająca paralaksie sekundowej i wynosi 3,26 roku świetlnego]
H jest zatem właśnie tym szukanym parametrem obserwacyjnym, o którego potrzebie
wyznaczenia zasygnalizowałem (antycypacja) w artykule
poprzednim, w konsekwencji rozważań nad wnioskami z zasady
kosmologicznej (model trzeci-czwarty). Nie jest go łatwo wyznaczyć (stąd dość szeroki przedział).
Należy w tym celu zmierzyć prędkości i odległości jak największej liczby obiektów. Nachylenie tak otrzymanego wykresu v(r) (prostej) stanowi
wynik. Najłatwiej
uczynić to w odniesieniu do obiektów najbliższych, ale problem w tym, że ich
prędkości kosmologiczne są porównywalne z
prędkościami przypadkowych
ruchów lokalnych, nawet mniejsze, a także ich zwrot może być przeciwny. Przykład stanowić może galaktyka M 31 w Andromedzie, zbliżająca się do nas z
prędkością około 300 km/s. A obiekty dalsze? Wyznaczenie ich odległości nie
jest pewne. Poza
tym, reprezentują one sobą Wszechświat młodszy, z czasów, jak się dalej
przekonamy, w których wartość współczynnika H była inna. Jeśli jest on stały
(jako współczynnik proporcjonalności), to dlatego, gdyż Dziś w całym
Wszechświecie jest jednakowy. Jeśli tak, to rzeczywiście istnieje globalny czas
kosmologiczny – dla przypomnienia (z artykułu poprzedniego), jest to nasz czas,
czas jaki upłunął na Naszych zegarach od Wielkiego Wybuchu.
Okazuje się więc, że bardzo odległe galaktyki, wszystkie bez wyjątku,
oddalają się od nas, przy czym ich prędkości radialne
są proporcjonalne do odległości (co wyraźnie
manifestuje się w odpowiednio dużym zbiorze danych pomiarowych). Spójne to jest oczywiście z wnioskami
wynikającymi z zasady kosmologicznej. Nie psuje tego fakt, że niektóre
galaktyki z tych najbliższych, jak
wspomniałem, nawet zbliżają się.
Reasumując możemy stwierdzić, iż odkrycie Hubble’a: a) stanowiło
potwierdzenie obserwacyjne zasady kosmologicznej,
nawet potwierdzenie naszego modelu roboczego; b) umożliwiło wyznaczenie
wartości liczbowej stałej przewidywanej przez ten
nasz prosty model; c) sugeruje nawet, że prędkości względne są stałe, a
ściślej, stały jest stosunek v/c. To trzecie stwierdzenie (na razie to tylko sugestia), nie w pełni zbieżne jest z aktualnym widzeniem spraw, choć przyjęte może
być jako niewiele wnosząca idealizacja. Dalej okaże się jednak, że właśnie w
nim zawarty jest spory ładunek heurezy.
I na tym właśnie polega zasadniczy postęp, jaki dokonał się dzięki
odkryciu. Wyniki do jakich doszedł Hubble w swych badaniach, należy to
zaznaczyć, choć bezpośrednio wynikają z zasady kosmologicznej, nie w
pełni koherentne były z „zastaną” dynamiką badań. Nie dziw, że samo odkrycie zaskoczyło świat nauki. Wprost nie było kojarzone z zasadą
kosmologiczną, nie mniej jednak stanowiło
silny bodziec heurystyczny. Tak się złożyło, że rozwój kosmologii poszedł
jednak, moim skromnym zdaniem, w kierunku niewłaściwym. Nowa koncepcja
przestrzeni i Wszechświata bazująca na OTW zdominowała myślenie kosmologiczne
na cały wiek (albo na dłużej, jeśli nie liczyć mojego skromnego wkładu).
Także w naszych czasach, choć
tak dużo już wiemy, bywamy zaskakiwani (pomimo wprowadzenia najlepszego z
modeli, bazującego na ogólnej teorii względności). Najklasyczniejszy przykład
niech stanowi pociemnienie supernowych – asumpt do „odkrycia” ciemnej energii, przyjętego z entuzjazmem (i
bezkrytycznie), bo wcześniej kombinowali ze stałą kosmologiczną, wprowadzoną i
odrzuconą przez Einsteina jako jego „największa
pomyłka” (już choćby
w związku z niestatycznością i ewolucyjnością Wszechświata). Odkrycie Hubble'a stanowiło bowiem niespodziankę godząc w „obowiązujące” dotąd modele
Wszechświata statycznego i nieskończonego. A mimo to
stała kosmologiczna do dziś żyje i rozkwita... Meandry nauki. To na
prawdę ciekawy przyczynek do historii nauki. A dzisiaj? Także teraźniejszość jest już historią...
2. Prawo Hubble’a i
ekspansja Wszechswiata.
Przemyślenia związane z prędkością ekspansji.
„Łącznościowe” podejście na
cenzurowanym.
Stwierdziliśmy zatem, że Wszechświat
rozszerza się, bo taki jest kierunek prędkości obiektów mających znaczenie
kosmologiczne. Po prostu wszystkie obiekty oddalają się. Już w artykule poprzednim,
w konsekwencji przyjęcia zasady kosmologicznej, uznaliśmy, że istnieje kres
górny prędkości obiektów, równy oczywiście prędkości światła. (Wynikł stąd
wniosek, że rozmiary liniowe Wszechświata są ograniczone.) Mimo wszystko
zapytajmy, tak z głupia frant, nie po raz ostatni zresztą: Jaka jest
prędkość ekspansji Wszechświata? To pytanie „z głupia frant” jest jednym z
pytań zasadniczych. Czy jest to prędkość „frontu natarcia”? Tak można sobie
wyobrazić miejsce geometryczne – zbiór punktów o maksymalnej, niezmienniczej
prędkości c. Jak się okaże, ten „front” ma spore znaczenie i jego sens
jest głębszy. Nie mniej ważne jest roztrzygnięcie sprawy prędkości względnych
odległych ciał niebieskich. Oczywiście, w kontekście naszych rozważań chodzi o
uogólnioną prędkość względną obiektów mających znaczenie kosmologiczne, nie tyle o konkretne obiekty. Ocieramy się więc o problem topologii Wszechświata, z całą
pewnością specyficznej – swoją drogą to niepospolity temat badawczy. Topologią
Wszechświata, a właściwie zbiorem przesłanek dla jej odkrycia, zajmę się
później, w innym artykule.
Na tym etapie rozważań możemy sobie wyobrazić, że niezmienniczy
„horyzont” tworzy sferyczną dla pojedyńczego
obserwatora (w sensie miejsca geometrycznego absolutnie
najdalszych punktów ze wszelkich kierunków patrzenia), nieprzebywalną
granicę dla niezliczonych obiektów oddalających się od nas, a jego prędkość
jest kresem górnym ich prędkości względem nas, czyli równa jest c. Tę
właśnie prędkość nazwałem już w pierwszym
(poprzednim) artykule i
nazywać będę dalej prędkością ekspansji (świadom tego, że powszechnie podchodzi
się do sprawy inaczej).
Do wielu spraw podchodzę w swych pracach po swojemu. Nie ma rady. Cechy modelu narzucają stosowny zestaw pojęć i
definicji. Model ten różni się zresztą znacznie od tego, co dziś przyjęte. Nie
musi to automatycznie oznaczać, że stanowi poważną alternatywę dla dzisiejszych
przekonań, choć kto wie.. Z drugiej strony potrzeba udowodnienia, że ta druga
droga jest błędna, być może da asumpt do zastanowień, do refleksji. Czy do
wzmożenia badań? Proszę o wyrozumiałość i odrobinę cierpliwości. Wszak nawet nie zdążyłem
uzasadnić tego, że istnieje sens zjechania z autostrady na jakąś wyboistą
dróżkę biegnącą wzdłuż przepastnej grani,
prowadzącą do...(kąd?)
Mogłoby stąd..
..wynikać, że wszystkie obiekty istniejące we Wszechświecie są „teoretycznie”
dostrzegalne (nie rozważamy tu ich jasności). Zatem, innymi słowy, to, co
dane jest obserwacji stanowi Wszechświat w całości. Poza granicą c
nic nie istnieje. Można by nawet rzec, że poza horyzontem wyznaczonym przez
prędkość niezmienniczą, nawet nie istnieje przestrzeń. Można więc pokusić się o
twierdzenie, że Wszechświat jest jedynością i wszystkością, że nie
istnieją inne wszechświaty. Ich mnożenie, to tak, jak mnożenie bytów bez
potrzeby. Czy to mnożenie nam coś daje, gdy jeszcze mało wiemy o naszym
Wszechświecie? Powiedziałbym: Taka sobie inercja fantazji. Czy tylko niewinna inercja? To
chyba raczej pokutujaca w umysłach skamieniałość Wszechświata statycznego i
nieskończonego. Jak kamień w woreczku żółciowym, który należałoby rozpuścić (to
trwa długo) lub operacyjnie usunąć cały woreczek...
A jednak dziś
(może słusznie) sądzi się, że „prędkości” (w cudzysłowiu, bo chodzi o czasową
pochodną czynnika skali) mogą się zmieniać. Można więc mówić o spowolnieniu
(lub przyśpieszeniu) ekspansji. W dodatku dostrzegalność obiektów oznacza istnienie
kontaktu, który warunkowany jest przez prędkość światła. Daje to możliwość
istnienia bytów znajdujących się poza horyzontem („światło jeszcze od nich nie
dotarło”) możliwość tę, że nie cały Wszechświat jest dostrzegalny. Jak
widać, to inny horyzont. To horyzont bazujący na „paradygmacie łącznościowym”** (tak to nazwałem). Nazywany jest on
często horyzontem cząstek.
Także to
łącznościowe podejście („Widać dany obiekt dzięki temu, że fotony wysłane przez
niego dotarły już do nas i nie można dostrzec tych, od których światło jeszcze
nie dotarło.”) wydaje się logiczne i uzasadnione. Jednak tutaj nie uwzględnia
się faktu (dziś to już od dawna fakt), że miał miejsce Wielki Wybuch, że wszyscy
kiedyś, w pewnym momencie, byliśmy razem i jesteśmy bez
przerwy do
dziś w kontakcie wzrokowym, widzimy się nawzajem przez cały ten czas. Interesujące, że to
podejście („łącznościowe”) obowiązywało jeszcze zanim Hubble dokonał swego
odkrycia, jeszcze w czasach, gdy uważano, że Wszechświat jest statyczny i
nieskończony (wtedy było to uzasadnione). I tak pozostało. Wbrew
pozorom to dość istotne (szczególnie dla historyków nauki) i chyba w pewnym sensie
symptomatyczne. W wydanych wcześniej książkach, a także w tej, to łącznościowe
podejście poddane jest, wyrażając się eufemistycznie, weryfikacji.
Prędkości względne i tempo ekspansji
Jak więc wygląda sprawa prędkości
względnych? Chodzi
oczywiście o ogólną tendencję, a nie li tylko o wybraną parę obiektów.
Właściwie należałoby zapytać (w tym momencie) inaczej: Czy prędkość względna
obiektów jest stała w czasie? Otóż do niedawna, przynajmniej
intuicyjnie, sądzono, że
maleje, z powodu grawitacji, podobnie jak ciało podrzucone do góry zwalnia, by
w końcu zatrzymać się, a potem spadać z powrotem. Dziś sądzi się, już
powszechnie, że wzrasta za sprawą ciemnej energii. Jest to jednak mimo wszystko
rzecz świeża, na razie nie potwierdzona ostatecznie (co
wcale nie przeszkadzało w przyznaniu Nobla). [Tu trzeba
zaznaczyć, że powszechnie wyobraża się to jako normalny ruch, a nie jako zmianę czynnika skali w rozszerzającej się przestrzeni, wbrew rzeczywistemu stanowi zapatrywań.] W jednym z następnych artykułów
ustosunkuję się do tej kwestii, wskazując na zgoła inną możliwą przyczynę
zauważonego efektu obserwacyjnego (z supernowymi – rzekoma ciemna energia). Na razie zaznaczyć należy, że bezpośredni pomiar
ewentualnych zmian prędkości (kosmologicznych) nie jest możliwy. Jeśli nawet
zachodzą, są zbyt powolne. Rzecz ustala się drogą pośrednią. Problem jednak w
tym, że ustalenia te nie oznaczają absolutnej prawdy, że są nawet funkcją stanu
aktualnych zapatrywań. Tys prowda.
Postarajmy się rzecz przedstawić w sposób
bardziej jednoznaczny i ogólniejszy. W tym celu wprowadźmy (przynajmniej
roboczo) pojęcie współczynnika ekspansji względnej. By je zdefiniować,
wyobraźmy sobie dwie galaktyki, różnie od nas odległe. Oddalają się one od nas
z różnymi prędkościami. Zapytajmy: Jaka różnica ich prędkości przypada na jednostkową
różnicę ich odległości od nas? Jeśli różnica prędkości przypadajaca na
jednostkową różnicę odległości jest duża (prędkość w miarę „oddalania się” narasta
szybciej), to oznacza to większe tempo ekspansji. Zapisać to pytanie
można symbolicznie następująco:
Oto
odpowiedź bazująca na prawie Hubble`a:
Jak widzimy, właśnie
współczynnik Hubble`a jest tym współczynnikiem ekspansji względnej i oznacza tempo ekspansji. Zauważmy że wielkość ta nie
zależy od tego jaką parę obiektów wybierzemy. W tym sensie jest to wielkość
stała. Stała w przestrzeni. Czy stała w czasie? Niebawem przekonamy się, że
współczynnik H z czasem zmienia się. Czy oznacza to automatycznie zmianę
prędkości względnych? Zgodnie
z naszym modelem, prędkości te powinny być stałe, przy tym różnica odległości
rośnie. Zatem współczynnik H powinien z czasem maleć. Zobaczymy to dalej. Już
teraz jednak zauważmy, że sądząc po istnieniu kresu górnego prędkości
względnych, możemy konkludować, że tempo ekspansji powinno maleć.
Także zgodnie z dzisiejszym widzeniem spraw, współczynnik H jest parametrem
określającym tempo ekspansji. Podstawę dla dociekań kosmologicznych stanowi
dziś równanie Friedmanna, bazujące na ogólnej teorii względności. Mowa więc o
ekspansji przestrzeni, a nie o ruchu jako takim konkretnych obiektów. Sam „parametr”
H dziś określa się następująco:
Tutaj a to wspomniany już powyżej, tak zwany czynnik skali, którego odpowiednikiem jest odległość związana z
rzeczywistym ruchem materii, natomiast a z kropką u góry (w liczniku) oznacza pochodną względem czasu, odpowiadającą prędkości (w
tradycyjnym pojmowaniu ruchu). Podejście to nie jest jednak konsystentne z
koncepcją przedstawioną w tej pracy. Podkreślam: podejście, a nie ostateczne
(na wieki wieków) ustalenie.
Powyżej zauważyłem, że współczynnik H wyraża
tempo
ekspansji Wszechświata. W tej pracy oprócz tempa ekspansji występuje też bardziej intuicyjne pojęcie prędkości ekspansji. To
oczywiście nie to samo. Zatem, jak to jest z
prędkościami względnymi? „Prędkościami? Przecież tu chodzi o przestrzeń, która
się nadyma coraz wolniej lub coraz szybciej.” Mi jednak chodzi o prędkości.
Kosmologia naiwna?... Zobaczymy dalej. Dziś
sądzi się bez cienia wątpliwości, że zmiana dotyczy jedynie metryki
przestrzeni, jej zakrzywienia. Do niedawna sądzono, że „prędkości” maleją,
dziś, że rosną. O stałość prędkości względnych w dodatku opisujących prawdziwy,
faktyczny ruch względny obiektów (a nie szybkości wzrostu czynnika skali), nikt Wszechświata nie podejrzewa. Ideałami niech
się zajmują filozofowie.
– A zasada kosmologiczna?
– Oczywiście tendencja, taka, czy inna,
dotyczyć ma wszystkich obiektów o znaczeniu kosmologicznym (odpowiednio
oddalonych). „Jeśli tempo maleje (wzrasta) dla każdego obserwatora w tym
samym stopniu, to zasada ta jest spełniona. Wraz z tym Wszechświat się
rozszerza. Jego krzywizna maleje, co oznacza, że „moc” grawitacji jest coraz
mniejsza. Zatem grawitacyjne hamowanie ekspansji jest coraz słabsze, co mogłoby
oznaczać w subiektywnym odczuciu, jej przyśpieszenie (nawet bez uwzględnienia
ciemnej energii).” Tak w uproszczeniu mógłby skwitować sprawę miłośnik
astronomii, pytając równocześnie: „Jak się ma ta krzywizna (jakakolwiek by
nie była) do stwierdzonej obserwacyjnie płaskości geometrii Wszechświata?”
Jak widać, sprawa wcale nie jest zakończona (nie tylko dla amatorów).
Na razie pozwolić sobie można na stwierdzenie, że standardowy
Wszechświat (raczej w innym standardzie), zgodnie z koncepcją preferowaną
tutaj, jako całość, rozszerza się z prędkością światła. To rozszerzanie się byłoby
faktyczną Ekspansją Hubblowską. Jeśli jakiś punkt oddala się od nas nieprzerwanie od samego początku z
prędkością niezmienniczą c, to dziś jest oddalony od nas w maksymalnym
stopniu. Odległość, w jakiej się on znajduje nazwijmy Promieniem Hubblowskim
Wszechświata. Niedługo, w innym artykule powiążemy go z Promieniem
Grawitacyjnym Wszechświata. Konkretne obiekty oczywiście znajdują się
bliżej. Czy wszystko, co się znajduje bliżej można zobaczyć? Czy hubblowski
horyzont Wszechświata pokrywa się z horyzontem łącznościowym? Czy istnieje
(mimo wszystko) coś poza tym horyzontem? Oto przykłady pytań, z którymi prędzej
czy później trzeba będzie się zmierzyć. Nie wszystko na raz. Spróbujmy jednak
odpowiedzieć już teraz na następujące pytanie: Co przedstawia sobą sam
horyzont? Czy tylko jakiś tam „front”, będący miejscem geometrycznym punktów,
których prędkość równa jest c? Otóż front ten jest też miejscem
Wybuchu. Tam-Wtedy to się stało. Chodzi o to, że tuż po tym horyzont był
bardzo blisko nas, tylko sięgnąć ręką. Od tego momentu oddala się z prędkością
światła a teraz jest już „sferą” stanowiącą kres Wszechświata i właśnie tam
strzeżona jest tajemnica genesis. Im dalej wzrok nasz sięga, tym dawniejsze
czasy możemy dostrzec, aż ku początkom na granicy c. [A dalej?...
Moglibyśmy poszukiwać kolapsu zapadajacego się Wszechświata, zanim nastąpił BB
(jeśli oscyluje).] Jak
daleko znajduje się dziś horyzont? Ile czasu minęło od momentu Wybuchu? Próba odpowiedzi
na te pytania, w kontynuacji naszych rozważań.
3. Rozmiary Wszechświata (wyznaczenie promienia
horyzontu)
Jak stwierdziliśmy, horyzont hubblowski znajduje się w odległości
odpowiadającej maksymalnej prędkości c. Zapiszmy prawo Hubble’a w
odniesieniu do tej granicznej prędkości c:
V = Hr
ó r
= v/H →
R = c/H
Gdy v = c, otrzymujemy: R = c/H.
Łatwo obliczyć tę odległość (R). Wynosi 15 miliardów lat świetlnych, jeśli
współczynnik H = 20 (liczba okrągła, wygodna w oszacowaniach, a przy tym dość
bliska przyjętej dziś za najbardziej prawdopodobną). Sądzi się, że jest nieco
większa, a potwierdzają to ostatnie badania promieniowania reliktowego, o
których więcej w innym artykule. „Potwierdzają”, to istotne, że w ramach
obowiązującego dziś modelu. Dodam, że w kontekście przemyśleń, których treścią
są wymienione wyżej książki, no i oczywiście dalsze artykuły tej książki, taka, czy inna wartość stałej H nie
posiada rangi przesądzającej sprawę, w dodatku, w naszych rozważaniach
„dokładna” wartość współczynnika H nie ma znaczenia. Dostrzeżenie obiektów
znajdujących się w odległości większej niż nasza umowna: 15*** mld lat
świetlnych (nawet jeśli ktoś przyjmuje możliwość ich istnienia), nie jest
możliwe – nie dlatego, gdyż światło stamtąd jeszcze
nie dotarło, lecz dlatego, gdyż dalej nie ma żadnego materialnego istnienia. [Chyba,
że istniałaby możliwość dostrzeżenia Wszechświata sprzed Wielkiego Wybuchu –
dziś to wyłącznie fantazja dla filmowców.] W kontekście tym naturalną rzeczą jest przyjęcie
tezy, że Horyzont Wszechświata, to, co sięga najdalej i jest granicą między
bytem, a niebytem, jest quasi-sferą o promieniu hubblowskim R. „quasi” z powodu specyficznej topologii, jaką
Wszechświat z całą pewnością sobą reprezentuje. Będzie jeszcze o tym mowa.
Obiekty znane nam jako najbardziej
odległe noszą nazwę kwazarów (quasi stellar objects). Względne przesunięcie
widma ku czerwieni (z) w odniesieniu do tych obiektów przekracza nawet liczbę 4
(Do niedawna rekordzistą był kwazar, dla którego z = 5,96, a dziś mowa już nawet o obiektach, dla których z przekracza liczbę 10). Łatwo obliczyć prędkość, z jaką kwazar ten (z = 4) oddala się od nas. Wynosi ona w przybliżeniu 276923km/s. Czy
to prędkość stała? Czy taką była też np. 2 miliardy lat temu? Cierpliwości.
Odległość, w jakiej znajduje się nasz kwazar, oczywiście obliczamy z prawa
Hubble’a: r = 13,85 mld lat świetlnych (dla wartości stałej H = 20). To dosyć daleko, mniej, niż półtora
miliarda lat świetlnych od horyzontu. Łatwo wykazać,
że nawet w odniesieniu do obiektu, którego z = 10 i więcej, nie otrzymamy
prędkości równej lub większej od c, a także nie otrzymamy odległości
większej (lub równej) niż 15 miliardów lat świetlnych (dla H = 20). Podstawę dla tych
obliczeń stanowi wzór relatywistyczny****:
Dla przypomnienia: λ – długość fali; β = v/c.
4. Dalszy ciąg rozważań nad prędkością kosmologiczną i tempem ekspansji.
Dziś operuje się pojęciem „tempo ekspansji”. Zdefiniowałem je powyżej. Ja ze swej
strony wprowadziłem pojęcie „prędkości ekspansji”, której sens semantyczny jest
inny. Tempo ekspansji określa
współczynnik H, który mówi, w jakim stopniu wraz z odległością zwiększa się
prędkość względna (kosmologiczna) – w zbiorze różnych obiektów (a nie w zależności od czasu). [Nieistotne,
czy chodzi o ruch jako taki, czy też o zmienność czynnika skali.] Natomiast prędkość ekspansji
jest po prostu kresem górnym prędkości względnych i wynosi c. Przy
badaniu ekspansji powinniśmy przede wszystkim śledzić ewentualne zmiany tempa,
czyli wartości współczynnika H. Jednakże w tym rozdziale zajmować się będziemy
prędkością faktycznego ruchu względnego obiektów,
a nie zmianami czynnika skali a.
W dodatku już tu warto zapostulować stałość w czasie, z tym, że nie samej
prędkości względnej, lecz jej stosunku do prędkości światła b = v/c. Możemy wielkość tę nazwać roboczo
„prędkością względną właściwą”. Chodzi o to, że wielkość dopplerowskiego
przesunięcia linii widmowych wyraża się za pomocą tej właśnie wielkości b. Istnieje więc opcja, przynajmniej
teoretyczna, zmienności c, co pociągnęłoby za sobą także zmienność
(proporcjonalną) wielkości v. Jeśli c nie ulega zmianie, to także
prędkość względna v jest stała. Także tym się zajmiemy w odpowiednim
czasie.
Z odkrytej przez Hubble’a, a przez nas
przewidzianej,
proporcjonalności prędkości względnej i odległości wynika to, że gdybyśmy
„cofnęli film”, stwierdzilibyśmy, że Wszechświat kurczy się, a wszystkie ciała
niebieskie, wszystkie galaktyki, zbliżają się wzajemnie, by w końcu stać się w
jednej chwili punktem, a właściwie kroplą, by konsekwentnie wykluczać
osobliwość. Swoją drogą nawet kropelka wielkości kilometra byłaby czymś bardzo
osobliwym w porównaniu z ogromem tego, co doświadczamy patrząc w niebo.
Wszechświat ma więc swój początek: Wielki Wybuch. George Gamow nazwał to: „Big
Bang”. W skrócie często pisze się BB lub WW. Czy to absolutny początek? Sądzę, że to raczej wyróżniony momemt nieprzerwanej
oscylacji.
Czy faktycznie musimy się kiedyś spotkać? Czy „film” się kiedyś odwróci?
Czy rozwój Wszechświata może mieć charakter cykliczny? Sugestia taka pojawiła
się już w pierwszym artykule, traktującym o zasadzie kosmologicznej, m. in. we
fragmencie: „Sama zmienność sugerowałaby przy
tym bądź istnienie absolutnego początku (kiedyś w przeszłości) lub dążenie, od
nieskończonego dawna ku ostatecznemu końcowi, sprowadzającemu się do punktu lub
też... cykliczność zmian. Co lepsze?” Nie licząc się z tym zauważmy, że jeśli
Wszechświat rozszerza się w nieskończoność, prędkość względna galaktyk może
wzrastać (przyśpieszenie), być stała, a nawet maleć stopniowo, choć
asymptotycznie do zera (zatrzyma się w nieskończoności). Czy zatem nie istnieje
szansa odwrócenia kierunku, szansa na powrót Wszechświata do ,,punktu wyjścia”,
na to, by jego rozwój miał charakter cykliczny? Tę właśnie opcję preferuje
jakaś wewnętrzna potrzeba, chyba nie tylko moja. Czy słusznie? Jak się to ma do
postulatu o stałości prędkości względnych? A może, by to odwrócenie kierunku
nastąpiło, prędkość powinna maleć odpowiednio szybko? Maleć??? A jeśli już maleje, to co z horyzontem? Gdzie
horyzont, a gdzie galaktyki? Horyzont powinien być w tej sytuacji znacznie dalej,
niż najdalsze kwazary. „Strefa ciszy”? To chyba niekoherentne. Na co wskazuje
obserwacja? Na to, że te najdalsze są dosyć blisko horyzontu, to znaczy, ich
prędkość radialna jest dość bliska prędkości światła. Czy to odpowiedź na
powyższe pytania? To raczej ich pogłębienie. To tylko część pytań, na które
spróbujemy (przynajmniej na część z nich) odpowiedzieć, by... tym sprowokować
następną lawinę pytań, a dzięki ich zawartości znów uchylić rąbka tej
odwiecznej tajemnicy. Nauka rozwija się, gdy pytania
górują nad odpowiedziami. A dziś? Chyba jest odwrotnie.
Zgodnie z koncepcją przedstawioną tutaj, prawo Hubble’a mówi o
proporcjonalności prędkości względnych obiektów do ich wzajemnej odległości.
Jeśli jest to słuszne dziś, to słuszne jest zawsze, czyli czas nie stanowi tu parametru
w odniesieniu do ogólnej tendencji przestrzennej
(prawo Hubble'a). Nie dotyczy to jednak ewentualnych zmian (w czasie)
prędkości względnych, niezależnie od dość (już) kategorycznego sądu o stałości
prędkości właściwej.
[Nie mam tu na myśli ani spowolnienia w skutek
grawitacji (Friedmann), ani przyśpieszenia z powodu ciemnej energii.]
Chodzi o to, że w innej chwili prędkości względne mogą być inne, z tym, że
wszędzie, tylko z powodu ewentualnych zmian prędkości światła. Nie z innego powodu. Jeśli już się zmieniają, powinny to robić tak, by
nie naruszyć prawa Hubble’a, które jeśli obowiązuje dziś, to obowiązuje zawsze.
Wszak wyraża ono zasadę kosmologiczną, która stanowi (?) przecież bazę
intelektualną dla powszechnie przyjętej wizji Świata, wizji,
która ma duże szanse pokrywać się z obiektywną rzeczywistością. Zasada ta jednak dotyczy stanu
Wszechświata, a więc nie jego ewolucji. Czas nie odgrywa tu roli. Sama stała
Hubble`a jest stałą w przestrzeni. Czy także stałą w czasie? Za chwilkę
przekonamy się, że zmienność współczynnika Hubble’a tkwi nawet w istocie
samego prawa.
Właśnie, prędkości względne mogą się zmieniać, wszak zapostulowaliśmy tylko stałość prędkości właściwych
(v/c). A jeśli prędkość względna
mimo wszystko zmienia się? W tej sytuacji zmienność prędkości względnej
oznaczałaby zmienność prędkości niezmienniczej c. Jeśli aktualnie
maleje, to raczej chyba dąży do zera. W tym
zerowym momencie nastąpiłaby inwersja, a Wszechświat zacząłby się kurczyć. Na tym
właśnie polegałaby oscylacja Wszechświata – nie na jakimś
spowolnieniu w skutek grawitacji (na bazie równania Friedmanna) i na podobieństwo kamienia rzuconego do góry. Dodajmy, że pewne wyniki
obserwacji zdają się wskazywać na to, że inwariant c ulega zmianie (zmienność stałej
struktury subtelnej). Na razie jednak sprawa nie
jest jasna. Mimo wszystko jakieś podstawy dla takiego modelowania istnieją. Dodajmy do tego, że c jest stałą elektrodynamiczną i jako
taka, w pewnych specyficznych warunkach może być inna (pomijam tu wpływ ośrodka
na prędkość). Mechanizm zmian samego inwariantu, zmian o charakterze
kosmologicznym, może nie mieć z tym żadnego związku. Problemem byłby wówczas
pomiar tych ewentualnych zmian („na
czym się oprzeć”). Jeszcze
wrócimy do tego tematu.
Będę więc obstawał przy twierdzeniu (nawet nie założeniu w sensie
postulatu, jak to zrobiłem powyżej), że prędkość względna jest stała w
czasie, przynajmniej gdy chodzi o wielkość v/c. Prowadzi to bowiem,
jak się o tym przekonamy, do modelu (w moim guście) dość koherentnego. W dodatku przyjęcie założenia
o zmienności prędkości względnych (przyśpieszeniu albo opóźnieniu ekspansji), przy równoczesnym założeniu a priori stałości inwariantu c, wymagałoby znalezienia (lub powołania) przyczyn fizycznych
takiego stanu rzeczy, a także uporania się z wynikającymi stąd kłopotami –
koniecznością takiego przedstawienia rzeczy, by nie godziło to w prawo Hubble’a, nie podważało zasady kosmologicznej i, co najważniejsze, by było zgodne z obserwacją. Oczywiście tu mamy na myśli ruch w sensie newtonowskim.
Wbrew pozorom, „przyciąganie grawitacyjne, hamujące ekspansję lub odpychanie przez ciemną
energię”, to rzeczy na prawdę bardzo kłopotliwe, a liczne próby,
jakie podejmowałem, opisu przyśpieszanej lub opóźnianej ekspansji spaliły na
panewce, gdyż prowadziły bądź do wyraźnej sprzeczności, bądź też do obrazu
rzeczywistości nie koherentnego nadmiarem kombinacji myślowych i spekulacji,
wraz z niebezpiczeństwem mnożenia bytów ponad potrzebę. Takiemu postawieniu
sprawy, czyli rezygnacji z przyśpieszenia i
opóźnienia, sprzyja
zresztą to, że widomy Wszechświat, w globalnej
skali, jest jednorodny. O przyciąganiu lub odpychaniu myśleć można jedynie w
odniesieniu do obiektów lokalnych. Zatem, przynajmniej na razie warto obstawać przy stałości
prędkości (w stosunku do c w każdym razie). Jeśli doprowadzi to do
wyników wewnętrznie sprzecznych, zawsze się można wycofać i obrać inną drogę lub
powrócić na bardziej uczęszczany trakt.*****
„Motywacje powyższe na rzecz
tezy o stałości względnych prędkości ekspansji nie przekonują. Otóż pomiar
prędkości odległych obiektów bazuje na analizie widmowej. Taką to, a taką
prędkość miał określony kwazar wtedy, gdy wysyłał fotony, które dziś właśnie do
nas dotarły. A dziś? Jego prędkość może być inna – większa lub mniejsza.”
Rzeczywiście. Czy jednak na foton ten (poczerwieniony) czekamy, aż łaskawie
przybędzie do nas? Jeśli tak, to nasz kwazar, w ciągu czasu wędrówki naszego
fotonu, przebył dodatkową drogę. Ewentualne zmiany prędkości względnych nie
mają z tym nic wspólnego. Zatem teraz znajduje się znacznie dalej, może nawet
dalej, niż horyzont Wszechświata...Jak się tam dostał, jeśli nawet fotony, dużo
przecież szybsze, nie mogły dolecieć dalej, niż horyzont? Czy zadbała o to inflacja? A
jak on widzi nas? Kwestą tą zajmiemy się później. Tu możemy dla
przypomnienia zauważyć, że wszystkie obiekty Wszechświata, w momencie Wybuchu musiały być razem, tworzyły
jedną zintegrowaną całość i ze wszystkimi przez cały czas, od WW, jesteśmy w
kontakcie wzrokowym. W
odniesieniu do obiektów kosmologicznych, by je zobaczyć, nie musimy czekać na
przysłowiowe fotony. [Coś innego,
zdarzenia nie mające nic wspólnego z kosmologią, np. wybuch supernowej.] Jest to niezwykle ważna okoliczność. Jest ona zresztą konsystentna z prawem Hubble’a.
Okoliczności tej jednak wielu zdaje się nie dostrzegać. A jednak wnioski, do
których może prowadzić jej uświadomienie w odpowiednim kontekście przemyśleń,
mogą mieć spore znaczenie heurystyczne. Stwierdzeniem tym uprzedziłem fakty, gdyż
przekonanie o tym, iż Wielki Wybuch miał miejsce uzyskano dopiero po odkryciu
promieniowania reliktowego.
5. Wiek Wszechświata i
zmienność współczynnika H.
Wiek
Wszechświata.
Wybierzmy w sposób losowy galaktykę odległą od nas o r, której
prędkość względem nas równa jest v. Wszechświat rozszerza się, więc
zapytajmy: Kiedy odległość między nami równa była zeru? Nie ważne jak wtedy
wyglądaliśmy. Kiedy (ile lat temu) wszyscy, Wszechświat, znajdowaliśmy się w
jednym punkcie (lub by uniknąć
osobliwości, w obrębie „kuli” o bardzo małych rozmiarach)? Otóż czas
potrzebny na to równy jest: t = r/v .
Jak widać, wychodzimy z założenia o stałości prędkości względnej. [Jeśli
prędkość ta zmienia się wraz z ewentualnymi zmianami c (a nie na
przykład pod wpływem ciemnej energii), to, by wyznaczyć ten czas dokładnie,
należałoby znać charakter zmian inwariantu c. Na to trochę za wcześnie.]
Załóżmy, że inna galaktyka znajduje się dwa razy dalej niż pierwsza (2r). Jej
prędkość równa jest więc 2v. Łatwo zauważyć, że upłynął ten sam czas. Nic
dziwnego, wszak byliśmy wtedy wszyscy razem. Kiedy to było? Najlepiej obliczyć
to posługując się promieniem horyzontu i prędkością światła: t = r/v = R/c . Od razu dostrzegamy, że:
t = 1/H (*)
I tak otrzymujemy sens fizyczny
współczynnika H jako odwrotność wieku Wszechświata. Sam wiek
otrzymamy natychmiast. Właściwie znamy już go. Wszak horyzont znajduje się w
odległości około 15- tu mld. lat świetlnych od nas (przyjmując uzgodnioną
roboczo wartość stałej H za równą 20), a przecież promień R jest
odległością odpowiadającą prędkości równej c. Ile czasu światło
potrzebuje by przebyć drogę piętnastu miliardów lat świetlnych? Oczywiście czas
równy tej liczbie lat. Jest to oczywiście liczba przykładowa, tak, jak
przykładowa jest wartość stałej H przyjęta przez nas.
Przypominam, że otrzymaliśmy to wychodząc z założenia o stałości prędkości
względnych. Tu warto zauważyć, że według powszechnego sądu prawdziwy wiek
Wszechświata jest inny niż ten „idealny”, przewidywany na podstawie prawa
Hubble’a. Ten „idealny” nazywany jest czasem Hubble’a. Ten rzekomo prawdziwy
wynika z równania Friedmanna i uwzględnia ciemną energię. Zgodnie z najnowszymi
danymi wynosi: 13,7-13,8 mld lat. Przyznać trzeba, że to najnowsze oszacowanie
uzyskano dzięki skrupulatnej analizie reliktowego promieniowania mikrofalowego.
Jednak same obliczenia bazują, jak wspomniałem, na obowiązującym modelu
Friedmannowskim, wraz z uwzględnieniem ciemnej energii (a więc i stałej kosmologicznej). Tak nawiasem mówiąc interesujące, że
Einstein odrzucił stałą kosmologiczną, gdy po odkryciu Hubble’a równanie
Friedmanna stało się podstawowym równaniem kosmologii. Uznał on wtedy
wprowadzenie stałej L za swą największą pomyłkę. Cóż, meandry
historii nauki.
Wszechświat, zgodnie z tym obowiązującym sądem jest więc młodszy.
Przyczyna w tym, że według aktualnie przyjętego modelu „standardowego”, tempo
ekspansji dawniej było większe niż dziś. Według tego modelu tempo ekspansji
sukcesywnie malało, z powodu grawitacji powszechnej, a po 7 miliardach lat po
Wielkim Wybuchu wzrasta coraz bardziej za sprawą
ciemnej energii. Notabene, to poważna niespójność, do której ustosunkowałem się już w pierwszym artykule i
ustosunkuję się później.
Uważam, że prędkość ekspansji Wszechświata równa jest c z powodów
zasadniczych. Nasze obliczenia są przybliżone, nawet w stosunku do naszych
modeli, które oddają ze zrozumiałych względów przybliżony obraz rzeczywistości.
Ta jest jednoznaczna, jest idealizacją wszystkich modeli razem wziętych. Nie
bójmy się więc operowania idealizacjami w poszukiwaniu prawdy obiektywnej.
Ale to nie jedyny argument. Nie chodzi jedynie o względy estetyczne.
Powyżej, wyszliśmy z założenia, że prędkość
względna określonych dwóch galaktyk (o znaczeniu kosmologicznym) jest stała
w czasie (w każdym razie w stosunku do c). W przeszłości, nawet
odległej, ich względna prędkość była więc ta sama. Wynika stąd, że odległość
wyznaczona na podstawie prawa Hubble’a, dla tych dwóch obiektów, zależna jest
tylko i wyłącznie od wartości współczynnika H. Także dzisiejsze
rozmiary Wszechświata określa dzisiejsza wartość współczynnika H. Zmiana
odległości (Wszechświat rozszerza się) sugeruje zmianę po czasie wartości tego
współczynnika, notabene wyznaczonego na podstawie obserwacji, przedstawiającej
stan aktualny******. Możemy więc przyjąć (choćby
hipotetycznie), że odległość wyznaczona na podstawie obserwacji jest
odległością rzeczywistą, aktualną na dziś (gdyby nie uwzględniać
niepewności co do wartości H). Jest odległością rzeczywistą, a nie
„historyczną”, bazującą na łączności (za pośrednictwem fotonów) między nami, a
obiektem. Inna sprawa, że wyznaczenie H możliwe jest na podstawie pomiarów
dotyczących obiektów mających znaczenie kosmologiczne, a więc obiektów
odległych. To trochę zawyża wynik, gdyż patrzymy w przeszłość, a dawniej
wartość H była większa, zgodnie z naszym ustaleniem powyżej (dotyczącym
sensu fizycznego wsp. H). Za chwilkę wrócimy do tego twierdzenia.
Stała H zmienia się w czasie.
Powyżej zwróciliśmy uwagę na to,
że H jest stałe w przestrzeni, to znaczy jednakowe wszędzie, zgodnie
zresztą z zasadą kosmologiczną. Co innego w odniesieniu do czasu. Wystarczy zauważyć, że H zmienia się z czasem (maleje),
gdyż przy stałej (nawet) prędkości względnej, zwiększa się odległość (mianownik
ułamka wyrażającego H w prawie Hubble'a) – galaktyki się oddalają. To, że współczynnik H zmienia
się w czasie, wynika zresztą w sposób natychmiastowy także ze
wzoru (*). Wszak czas od początku wszechrzeczy przemija i jako liczba rośnie.
Czas jest jedyną wielkością, która nie może być parametrem stałym, nie
zatrzymuje się i idzie tylko do przodu. Możemy przyjąć, że tak było zawsze, bo
nasz czas nie możemy traktować za wyjątkowy, nawet jeśli w innym miejscu zegar
wskazuje inną godzinę. Chodzi bowiem o czas uniwersalny, kosmiczny. Wzór (*)
wskazuje na to, że wykresem zmian wsp. H jest hiperbola (chodzi o
zależność odwrotnie proporcjonalną), jeśli nie uwzględnić ewentualnych zmian
inwariantu c. Chodzi tu o wartość tej wielkości u nas, wartość
zmieniającą się, choć oczywiście w tempie zbyt powolnym, by był sens myśleć o
próbie pomiaru zmian w rozsądnym czasie (np.miliona lat). Możliwe jest jednak
określenie wartości tej wielkości w dawnych czasach, dzięki obserwacji bardzo
odległych obiektów, w których czas, według nas płynie wolniej z powodu ich
relatywistycznej prędkości
(sądząc po rozważaniach prowadzonych w tej pracy) – będzie o tym mowa później, w jednym z następnych artykułów.
Tak przy okazji zauważmy, że wsp. H maleje proporcjonalnie
do czasu, za to odległość rośnie proporcjonalnie do czasu. Prędkość
względna zatem, zgodnie z prawem Hubble’a nie ulega zmianie. „Obawy” co
do faktycznej zmienności prędkości byłyby więc płonne.
*) O kosmogonii galaktyk, a
więc także o powstaniu ramion spiralnych będzie mowa w szczególności w eseju pt. Jak powstały galaktyki. Tam też będzie miejsce
na wyjaśnienie dlaczego gwiazdy z ramion spiralnych, w większości, zawierają
stosunkowo dużo metali (matalami nazywają astrofizycy wszystkie pierwiastki
cięższe od helu). Tutaj, uprzedzając sprawę, tylko napomknę, że zgodnie z proponowanym tam modelem, ramiona spiralne
uformowały się jako obiekty wtórne, gdy obiekt protogalaktyczny był już pełen
gwiazd (dziś należących do tak zwanej populacji drugiej, a właściwie trzeciej, zgodnie z dzisiejszą
tendencją).
**) „Paradygmat
łącznościowy”, zbieżny z dzisiejszym
pojmowaniem kwestii, przyjmuje istnienie „horyzontu łącznościowego” (To moja nazwa horyzontu
cząstek). Jest to odległość, z jakiej mogą
przybyć fotony, od najdalszego obiektu, który możemy jeszcze dostrzec, gdyż,
aby go zobaczyć, czekać mamy na te fotony. Podejście „łącznościowe”,
charakteryzujące dzisiejszy stan zapatrywań kosmologicznych, bazuje na paradygmacie obserwowalności; w uproszczeniu: „widzimy dzięki temu, ze stamtąd przybyły do nas fotony”. Wynika z niego możliwość istnienia obiektów poza
widzialnym Wszechświatem. Doktryna ta (powszechnie przyjęta, wprost jak
aksjomat), w odniesieniu do zagadnień kosmologicznych „zapomina”, że kiedyś w
przeszlości „wszyscy byliśmy razem”, że miał miejsce Wielki Wybuch, potwierdzony przecież
obserwacyjnie. Od tego momentu „wszyscy
jesteśmy ze sobą w kontakcie wzrokowym” i
niepotrzebni są jacyś „fotonowi gońcy”, by zobaczyć obiekt o charakterze kosmologicznym. Zatem
obserwowany Wszechświat jest Wszystkością. Sam horyzont jest rodzajem
topologicznej rozmaitości. I tak, jak sądzę, należy ogólnie traktować pojęcie Horyzontu. W
powszechnie przyjętej nomenklaturze używa się nazwy
„horyzont kosmologiczny”, ktory pokrywa się z
horyzontem cząstek. Przy określeniu jego bazuje się na OTW. Dziś uwzględnia się (od niedawna) stałą
kosmologiczną. W innym artykule
przedstawię ten „klasyczny” opis rzeczy w sposób systematyczny, by skonfrontować z
podejściem zastosowanym w tej pracy. Tak na marginesie, interesujace, że Grigorij Perelman (ur. 1966) udowodnił
słynną hipotezę Poincarégo w zaskakujący (matematyków-topologów) sposób – jest
fizykiem matematycznym, a bazą dla dowodu były rozważania o charakterze
kosmologicznym. Jeszcze do tematu topologii Wszechświata wrócimy.
***) We wszystkich
obliczeniach bazujących na prawie Hubble’a nie uwzględniam poprawek i uściśleń,
jakie wnosi zastosowanie ogólnej teorii względności. Oczywiście pomijam też (jako nieistniejące) efekty
związane z hipotetyczną ciemną energią. Dlatego przyjętą już dziś na amen
wielkość 13,7-8 mld. lat jako wiek Wszechświata – odrzucam z kretesem. Z dwóch powodów. 1.
Istotny dla mnie jest przede wszystkim aspekt jakościowy, a także poglądowość i
przejrzystość wywodów, nawet jeśli cierpi na tym ścisłość wobec wymogów natury
matematycznej i zgodność z aktualnym pojmowaniem sprawy; 2. Do dziś nie pozbyto się do końca
problemu wieku gwiazd z gromad kulistych, do niedawna szacowanego na 15 mld.
lat. 3. Artykuły
te, to rezultat badań odosobnionych, czyli prowadzonych
wyłącznie przez jedną osobę, stanowiących arogancką próbę stworzenia modelu Wszechświata, w miarę całościowego, z
zasady nie bazującego na OTW i nie uwzględniajacego błędnej,
moim skromnym zdaniem, interpretacji pociemnienia supernowych (ciemna energia).
W eseju pod wymownym tytułem: Katastrofa horyzontalna uzasadniłem swą naganną
postawę.
****)
Pełne wyprowadzenie tego wzoru znajdziesz m.in.
w mojej książce: Elementarne wprowadzenie do szczególnej teorii względności,
nieco... inaczej.
*****) Jak stwierdzimy
dalej, wyniki nie będą sprzeczne. W eseju poświęconym neutrinom
podałem fizyczną przyczynę, stwierdzonej obserwacyjnie (z niedowierzaniem),
absolutnej płaskości geometrii Wszechświata, przyczynę tego, że nie ma ani
globalnego przyciągania, ani odpychania, że problem płaskości jest problemem
pozornym, a jego pierwotnym źródłem jest nieświadomość istnienia dualności
grawitacji – mowa o tym będzie niebawem, w artykule piątym.
******)
Nie ważne,
że mowa tu o obserwacji obiektów bardzo odległych, a w związku z tym, domniemanym
czasem wędrówki światła docierającego od nich, bardzo długim. Jak się niebawem
przekonamy, problem łącznościowy związany z wędrówką fotonu roztrzygnięty
zostanie w sposób dość zaskakujący.
PS.
Oto artykuł
opublikowany w serwisie PTA „Orion”: „Kosmiczne fatamorgany potwierdziły
przyśpieszoną ekspansję Wszechświata.”
Uważam, że
nie koniecznie (że potwierdziły). Po pierwsze,
nie ma żadnego dowodu na to że inwariant c jest absolutnie stały. Raczej
maleje. Świadczyć by mogły o tym pomiary stałej struktury subtelnej w
odniesieniu do kwazarów.
Po drugie,
model Wszechświata budowany na równaniu Friedmanna (i w ogóle na OTW) wcale nie
musi być prawidłowy.
Po trzecie,
można wskazać na inną zupełnie przyczynę (wprost prozaiczną) pociemnienia supernowych. Podałem ją w
eseju pod wielce mówiącym tytułem "Katastrofa Horyzontalna".
Wyprowadziłem tam m.in. wzór na wielkość pociemnienia supernowych Ia w
zależności od odległości, antycypujący (zgodny z wnikami obserwacji). Jeśli już
tak, to ciemna energia nie istnieje.
Bardzo zawiłe. Nie da się za jednym podejściem ogarnąć...
OdpowiedzUsuńPoza tym nasuwają się ciekawe pytania:
Zakładając narodziny w Wielkim Wybuchu. Rozmiary Wszechświata musiały być dużo mniejsze gdy wystąpiło promieniowanie reliktowe. Jak znaleźć ten obszar na niebie zanim Wszechświat rozdymał się do większych rozmiarów i rozproszył w sobie całe światło? Jeśli była to kula 10 czy 100 km to musiała znajdować się w konkretnym kierunku od nas bo była za mała aby znajdowała się wszędzie naraz (czyli jak znaleźć ten kierunek?).
Pozdrawiam serdecznie.
Szanowny Panie Jasiu,
Usuńpodobne pytania zadaje wielu. Trzeba pogodzić się z opinią (bo to nie prawda objawiona), że przestrzeń poza Wszechświatem nie istnieje. Budulcem przestrzeni jest materia. Tam, gdzie jej nie ma, nie ma przstrzeni. Oczywiście chodzi o kryterium kosmologiczne. Nie można stwierdzić, że tam, gdzie udało się stworzyć próżnię, tam przestrzeni nie ma. Wszechświat jest nielokalny. Jego np. rozmiary nie zależą od położenia obserwatora. Nasza wyobraźnia ma charakter lokalny i dlatego tak trudno wyobrazić sobie np. to, że Wszechświat jest wszystkim także przestrzennie. Zbiornik, z którego wypompowuje się powietrze, przecież nie zmniejsza się.Przestrzeni nie ubywa, bo to układ lokalny, a nie cały Wszechświat.
Promieniowanie reliktowe pojawiło się dopiero po jakimś czasie (ułamek sekundy od startu). Dopiero wtedy, gdy wyodrębniło się oddzialywanie elektromagnetyczne. Przypuszczalnie rozmiary wtedy były już rzędu dziesięciu kilometów. Jedynym oddziaływaniem pierwotnym jest grawitacja (zgodnie z wynikami moich przemyśleń).
Na samym początku rozmiary przestrzeni ogarniającej wszystkość były minimalne (nie zerowe). Jeśli czytał Pan o grawitacji dualnej i plankonach, to możliwy do przyjęcia przez Pana jest sąd, że Wszechświat w tym momencie tworzył maksymalnie ściśnięty zbiór plankonów. Na każdy z nich działała w tym momencie maksymalna siła odpychania - ogromna nawet jak na nasze wyobrażenia: 192x10^43 N. To w przybliżeniu milion milionów razy więcej, niż siła wzajemnego przyciągania stykających się ze sobą gwiazd wielkości Słońca. A tu chodzi o te malusieńkie plankony - ich rozmiary są rzędu 10^ -35 m, a masa rzędu 10^-8 kg.
Nic dziwnego, że ekspansja na samym początku była tak gwaltowna. Chodzi o Urelę, a nie Inflację.
Mam nadzieję, że zaspokoiłem pańskie oczekiwania.
Z poważaniem
J.G.